W niedzielę i poniedziałek miałem okazję dyskutować i przysłuchiwać się dyskusjom o różnych perspektywach odczytywania przełomów, rozpoznawania że jakaś epoka kończy się, a jakaś zaczyna. Najciekawszym chyba problemem jest nasza zdolność do wlaściwej analizy sytuacji, tak by wyodrębnić czynniki decydujące o rozwoju wydarzeń. Problem ten doskonale prezentował wykład Normana Daviesa, pokazujący, jak niejednoznaczną i zideologizowaną nauką jest historia.
Właśnie drukuje się książka Daviesa o II wojnie (na razie wersja angielska), która, jak się spodziewa profesor, wywoła burzę, bo demaskuje wiele mitów i stereotypów dotyczących wojny. Davies pokazuje (a raczej przypomina) w niej m.in. decydującą rolę Związku Sowieckiego w rozstrzygnięciu militarnym – wojska sowieckie składające się z 400 dywizji związały i zniszczyły w sumie ok. 80 proc. potencjału zaczepnego Niemiec. To właśnie świadomość tej przewagi (do czasu uzyskania przez USA bomby atomowej, a więc dopiero w czasie Poczdamu) powodowała, że Roosevelt i Churchill dosyć łatwo przystali na ustalenia w Jałcie.
Mnie w tych dyskusjach przypadła rola pokazania czynnika zmiany, jakim jest rozwój innowacji i techniki, który „wszystko co stałe przemienia w pył”. Związek między społeczeństwem i techniką nie ma charakteru deterministycznego, najczęściej nie sposób przewidzieć, czy wynalazek i oparty na nim obiekt techniki stanie się innowacją zmieniającą praktykę społeczną. Historia techniki i innowacji pokazuje, że niektóre oczywiste aplikacje, jak terapia na szkorbut, potrzebowały kilkuset lat, by zyskać akceptację społeczną. Szybkiego sukcesu innych, by tylko wspomnieć telefonie komórkową i internet nie przewidzieliśmy. Wszystko zależy od subtelnej gry popytu i podaży w sensie nie tylko rynkowym, ale bardziej psychologicznym i społecznym. Doskonale to widać w Salzburgu, gdzieśmy dyskutowali. Na lotnisku znajduje się tam tzw. Hangar 7, będący swoistym pomnikiem dla „Red Bulla”. Ten napój o obrzydliwym smaku i działaniu porównywalnym do kawy stał się rynkowym hitem, przynosząc jego twórcy fortunę. Red Bull wygrał, bo stał się czymś więcej niż tylko napojem energetyzującym, ale także symbolem przemian społecznych i aspiracji. Pijąc kawę osiągam ten sam efekt, ale nie pokazuję tego samego i nie mówię tak wiele o sobie, jak pijąc Red Bulla. Popyt na Red Bulla nie jest napędzany realną potrzebą ale marzeniem. To właśnie od zdolności odkrywania kolejnych naszych marzeń i ukrytych pragnień zależy sukces kolejnych innowacji.
25 października o godz. 23:01 1132
Wie Pan co Panie Edwinie? A mnie zawsze zaskakuje jak zawsze generałowiei nie tylko oni toczą poprzednią wojnę. Jeśli się patrzy na technikę używaną podczas II wojny światowej, a też i sposoby walki, w większości wypadków okazuje się że technika i sposoby były stosowane już podczas I wojny (nota bene, wielu uważa, że to była jedna i ta sama wojna, z 20to letnim rozejmem po drodze). A to, co nowego wymyślono podczas II wojny (np bomby lotnicze kierowane, za pośrednictwem kamery telewizyjnej, czy okręty podwodne z napędem konwencjonalnym, ale nie korzystające z powietrza atmosferycznego, czy w końcu samoloty odrzutowe) znalazło zastosowanie dopiero w następnych konfliktach. I tak to jest z tymi innowacjami. Dopiero zmiana pokoleniowa „zarządzających” wojną pozwala na ich wprowadzenie.
Inna sprawa z moralną stroną wojny, ale o tej wypowiadać się nie będę.
PS ciekaw jestem, czy będzie Pan na spotkaniu w Lublinie?
25 października o godz. 23:10 1133
PS
Panie Edwinie – o TYM pisałem poprzednio
http://praca.gazeta.pl/gazetapraca/1,74785,3699935.html
i TO jest miejsce dla innowacji. Czym zatrzymać pracowników, jeśli nie podwyżkami? Czym konkurować z Zachodem i Wschodem, kiedy te nieuniknione podwyżki nastąpią? Może będzie o tym szansa porozmawiać?
26 października o godz. 7:21 1140
Badger: Innowacje to rzeczywiście ciekawa i złożona sprawa, opowiadałem m.in. o historii walki ze szkorbutem, niezwykle ważnej sprawie z militarnego punktu widzenia dla flot wojennych. Royal Navy potrzebowała 200 lat, żeby wprowadzić terapię wynalezioną w 1601 r. Musiały wymrzeć całe generacje admirałów, musiała też zmienić się sytuacja na marynarskim rynku pracy – dopóki podaż ze wsi była wielka, nikt się nie przejmował, podobnie jaknasi pracodawcy przywykli nie płacić dobrych pensji. Podwyżki będą pewno jedną z ciekawszych innowacji na naszym rynku.
Do Lublina niestety teraz się nie wybieram, ale już niebawem ściągam z Salonem.
26 października o godz. 21:13 1144
Lektura „Encyklopedii odkryć i wynalazków” uświadamia, że już od zarania ludziom kiełkowały w głowach całkiem współczesne pomysły. Nie mogły zaowocować konkretnymi realizacjami: nie te technologie,za duże luki w wiedzy.(to chyba Ditfurth powiedział, że ludzkość jest w pozycji zaglądającej przez dziurkę od klucza, widzi tylko określoną przestrzeń) Te cegiełki wiedzy musiały się układać powoli jak puzzle.
Ma Pan rację rozwój to nie tylko odkrycia naukowe, czy epokowe kroki naprzód, to raczej momenty, w których ludzie musieli radykalnie zmienić sposób myślenia lub też wprowadzić do swych spekulacji zupełnie nowy element.
Zawodowo byłam związana z dokumentacją i informacją naukową. Całą sobą odczuwam
jak wiele się zmieniło, co więcej, jesteśmy w środku zmian cywilizacyjnych: słownictwo,nowe tezaurusy, dynamika przemian językowych, sposób prezentowania prac, uczenia się, komunikacja społeczna,media…Na naszych oczach zmienia się historia (Polski). Te przewartościowania wprowadzają pewien dyskomfort, ale i mobilizują do permanentnego kształcenia. Jesteśmy w wielkim układzie cybernetycznym, gdzie każdy element ma wpływ na inny – w ten sposób tworzy się nowa jakość.”Środek przekazu jest przekazem”Implozja społeczna. Mam tylko pytanie – Jakie będą skutki uboczne tych zmian, ile za to zapłacimy, czy zdołamy uchwycić ten niebezpieczny dla ludzkości moment..
Poruszył Pan fascynujący temat.
I pomyśleć, że na początku była science fiction szkoda,że obecnie króluje niepodzielnie Fantasy Z pozdrowieniami Halszka
26 października o godz. 22:53 1146
Więc ze spokojnym sumieniem pójdę jutro spotkać się z przyjaciółmi, po troszę towarzysko, po troszę biznesowo – takie czasy -zamiasto na Peowiaków.
Co do innowacji – podwyżki są nieuniknione, ciekawe jest jakimi innowacjami zamierzają polscy przesiębiorcy walczyć o utrzymanie i rozwój swoich firm. Nie wiem, czy przy polskim rządzie jest jakaś agenda ds innowacji? Miałem na swoich podyplomowych studiach kolegę, szyszkę właśnie z przyrządowej agencji ds innowacji z Malezji. To było ładnych parę lat temu, zadziwiło mnie wtedy, że w dalekiej Malezji myśli się i działa w takich kategoriach. A u nas – nadal nie.
27 października o godz. 2:35 1147
Problem chyba w tym, ze czestotliwosc, z jaka nastepuja po sobie tzw.epoki wzrosla w ciagu ostatniego stulecia. Pojawienie sie prawie kazdego nowego gadzetu oglaszane jest wszem i wobec jako nadejscie nowej epoki. Obraz komplikuje dodatkowo fakt, ze rozwierajace sie „nozyce technologiczne” miedzy poszczegolnymi krajami i calymi regionami sprawiaja, ze dzis mozemy w ciagu krotkiego czasu, jaki potrzebny jest na przelot (z przesiadka) z punktu A do punktu B, przeskoczyc jednoczesnie z jednej epoki (czesto dosc zaawansowanej) do rzeczywistosci zywcem wyjetej z kart podrecznika historii. Jest to z jednej strony fascynujace, ale z drugiej strony unaocznia nam przy okazji, jak pelen dysonansow i kontrastow jest ten swiat.
Wszystko to sprawia, ze granice miedzy tzw. epokami chyba zacieraja sie, traca sens. Zreszta wydaej mi sie, ze od czasu upowszechnienia telewizji i komputera nie bylo chyba wynalazku, ktory odegralby tak decydujaca role w dziejach ludzkosci. Byc moze wlasnie wynalazki tego kalibru sa prawdziwymi wyznacznikami epok, zas wszystko inne to po prostu zastosowania wtorne istniejacych juz odkryc i szucznie kreowane przelomy. Byc moze nastepnym epokowym odkryciem bedzie po prostu drugi czlowiek: sasiad, kolega z pracy, nieznajomy.
Pozdrawiam,
Jacobsky
PS. Piszac o Armii Czerwonej nie nalezy jednak zapominac o cenie w ludziach, jaka ta armia poniosla w walce z Niemcami. W niczym nie umniejszajac bohaterstwa prostego zolnierza rosyjskiego, to wlasnie sowieckie nieliczenie sie z jednostka sprawilo, ze Armia Czerwona parla do przodu nie patrzac na straty. Jesli polaczy to ze wsparciem materialowym w ramach „lend-lease”, to nic dziwnego, ze Niemcy byli miazdzeni przez Rosjan.
27 października o godz. 9:36 1148
Edwin Bendyk pisze: „Hangar 7, będący swoistym pomnikiem dla ?Red Bulla?. Ten napój o obrzydliwym smaku i działaniu porównywalnym do kawy stał się rynkowym hitem, przynosząc jego twórcy fortunę.”
Gusta są różne. Jedni lubią szpinak, inni nie. To, że Panu nie smakuje, nie oznacza, że ma obrzydliwy smak. Czy uważa Pan, że za pomocą marketingu można na dłuższą metę zmusić miliony ludzi do spożywania czegoś ohydnego?
Gdy mi coś nie smakuje, mówię „Nie smakuje mi to”. Nie mówię „To ma obrzydliwy smak” przez szacunek dla osób, którym to coś być może smakuje.
28 października o godz. 1:29 1157
Dostało mi się za to, że nazwałem Red Bulla napojem o obrzydliwym smaku. TesTeq słusznie zauważył, że smak to sprawa gustu i powinienem wypowiedzieć się bardziej neutralnie, bo inaczej obrażam miliony ludzi, którym Red Bull smakuje. Nikogo obrazić nie chciałem, zwłaszcza że sam czasami ten obrzydliwy napój pijam. Myślę jednak, że w blogu, który jest szczególną, bo jednak bardziej osobistą formą wypowiedzi, do stwierdzeń wyrażających moje prywatne poczucie smaku mam prawo. Nie to jednak jest najważniejsze, TesTeq w istocie poruszył bardzo ważną kwestię. Smak, również w sensie gastronomicznym, jest silnie uwarunkowany kulturowo i zależy od kontekstu kulturowego. Oczywiście, nie ma sensu mówić o obiektywnym poczuciu smaku. Każde zachowanie gastronomiczne, jak np. picie Red Bulla zaspokaja nie tylko potrzebę fizjologiczną, ale jest także swoistym aktem komunikacji społecznej. I o to chodziło mi w moim wpisie. Hangar 7 jeste doskonałym dowodem na to, że ludzie Red Bulla rozumieją złożoność pojęcia smaku – jedną z atrakcji Hangaru jest restauracja Ikarus specjalizująca się w haute cuisine. Szef kuchni co miesiąc zmienia menu, zapraszając na występy gościnne szefów z najlepszych restauracji całego świata.
28 października o godz. 12:48 1163
Dziękuję za odpowiedź.
Przyznam, że wcześniej nie rozważałem „złożoności pojęcia smaku” i mam teraz pożywkę dla własnych przemyśleń.
Pozdrawiam i piję Pańskie zdrowie tym „obrzydliwym napojem” 🙂