Alek Tarkowski na „Kulturze 2.0” i Sebastian Kwiecień na „Web 2.0” analizują ostatni ruch RadioHead, który wypuścił album „InRainbows” z pominięciem pośrednictwa wydawcy, choć jednak w sprawdzonej, integralnej albumowej formie. Sebastian pisze o innych przypadkach znanych artystów rezygnujących z „płacenia haraczu” za niepotrzebną w dobie Sieci usługę pośrednictwa.
Temat ciekawy, choć wcale nie taki oczywisty. Nie znam specyfiki rynku muzycznego i nie wiem jaka jest rzeczywista „wartość dodana” ze strony wydawcy. Rynek książkowy np., mimo że może teoretycznie bez wydawców się obejść (sam kupiłem ostatnio zbiór blogów naukowych opublikowanych w serwisie samoobsługowym www.lulu.com). Tam każdy może wydać i wystawić do sprzedaży swoją książkę.
Dobry wydawcy jest jednak potrzebny nie tylko ze względów marketingowych (bo te rzeczywiście internet pozwala ominąć), ile ze względu na niezwykle istotną kompetencję – redakcję. Sam wiem ile pracy kosztowało mojego wydawcę przygotowanie „Zatrutej studni” i „Antymatriksa”. Podobnie dzieje się w redakcjach czasopism, gdzie droga od pierwotnego tekstu do produktu finalnego jest długa.
Mam więc nadzieję, że internet nie zabije pośredników-wydawców, bo choć to całkiem realne, to jednak oznaczałoby wielką stratę dla kultury. Jeśli natomiast presja internetu zdyscyplinuje nazbyt głodnych zysku przedstawicieli przemysłów kultury, to znowu może to tylko dla kultury oznaczać korzyść.
11 października o godz. 21:17 26714
Uwaga oczywiście słuszna. Sam robię za korektę i redakcję i jestem wyczulony… Właśnie ostatnio zauważyłem, że Pańskiemu blogowi też przydałoby się sprawdzanie, choćby pod względem literówek. Wcześniej tylu ich nie było. 😉
12 października o godz. 6:12 26789
Autor pisze: „Dobry wydawcy jest jednak potrzebny nie tylko ze względów marketingowych (bo te rzeczywiście internet pozwala ominąć), ile ze względu na niezwykle istotną kompetencję – redakcję.”
Zatem wydawca nie jest potrzebny! Potrzebne są jedynie usługi redakcyjne, a te mogą być świadczone w sieci (na podobnej zasadzie, jak usługi retuszu fotografii amatorskich, które pojawiły się ostatnio).
A pracę „selekcyjną” wydawców mogą zastąpić serwisy rekomendacyjne takie, jak http://www.suggestica.com/ .
Wieszczę rychły koniec wydawcy-pośrednika i przejęcie świadczonych przez niego usług przez wyspecjalizowane serwisy sieciowe.
12 października o godz. 7:36 26800
Też podpisuję się pod uwagą o znaczeniu redakcji, choć w tym przypadku zamiast literówek wskazałbym na zakończenie trzeciego zdania w drugim akapicie 😉
12 października o godz. 8:34 26803
TesTeq:
Nie zgodzę się. Póki co żadna rewolucja kulturalna nie przyniosła dobrych skutków. Moim zdaniem lepszy jest świat bardziej różnorodny, więc w tym przypadku taki, kiedy wydawcy zyskują konkurencję ze strony samodzielnych twórców. Wydawcy są jednak potrzebni nie tylko autorom ale także czytelnikom. Najlepsze są systemy „checks and balances”, a nie systemy doskonałe.
12 października o godz. 9:01 26819
Autor pisze: „Póki co żadna rewolucja kulturalna nie przyniosła dobrych skutków. Moim zdaniem lepszy jest świat bardziej różnorodny, więc w tym przypadku taki, kiedy wydawcy zyskują konkurencję ze strony samodzielnych twórców.”
Ależ ja nie proponuję urzędowej eksterminacji wydawców-pośredników.
Uważam po prostu, że w naturalny sposób przegrają konkurencję z wyspecjalizowanymi usługodawcami – tak, jak koncerny muzyczne przegrają w swojej dziedzinie, bo cena środki technicznych służących wytworzeniu muzyki spadła do poziomu osiągalnego dla muzyków, a sieć daje łatwy dostęp do tego, czego jeszcze nie opłaca się kupować na własny, wyłączny użytek.
Autor pisze: „Wydawcy są jednak potrzebni nie tylko autorom ale także czytelnikom.”
Nie doświadczyłem tych profitów. Co więcej – bardzo często spotykam się z niewydolnością pozasieciowego systemu dystrybucji książek. Na przykład ostatnio poszukiwałem na prezent „Winnetou” Karola Maya – bez powodzenia. A to jest klasyka. Po co mi tacy wydawcy-pośrednicy?
16 października o godz. 9:29 27405
Co prowadzi nas do „print on demand” i temu podobnych rozwiązań. Co do roli redaktora to zgadzam się z TesTeq, to można outsourcingować. Ale najwięcej pieniążków kosztuje nie redakcja a dystrybucja i tam trzeba ciąć koszty.