„Bulletin of Atomic Scientist” publikuje ciekawą analizę epidemii pryszczycy w Wielkiej Brytanii w 2001 r. Rozwój choroby wymknął się wówczas spod kontroli władz kraju. By lepiej poradzić sobie z kataklizmem rząd zatrudnił matematyków – specjalistów od modelowania matematycznego, by stworzyli precyzyjniejszy obraz tego co się dzieje i co dalej będzie się działo. To właśnie ich wyliczenia stały się podstawą decyzji władz o masowej rzezi milionów zdrowych sztuk bydła, by powstrzymać rozprzestrzenianie się wirusa.
Jak opisuje Laura H. Kahn, obszary o intensywnej hodowli stanęły na krawędzi wojny domowej. Kilku farmerow popełniło samobójstwo, w końcu jawny bunt doprowadził do tego, że władze i tak nie mogły realizować morderczego planu. Okazało się, że mimo najlepszych intencji matematyków:
research it seems was wrong, the science outdated, the slaughter unnecessary, the policy unethical, and the strategy ineffective.
Cóż, modele mają to do siebie, że jeśli uwzględniają zbyt wiele rzeczywistych parametrów, stają zbyt złożone. Jeśli zaś przyjmują założenia uproszczone, prowadzą do bezużytecznych zaleceń dla decydentów. Kahn konkluduje:
Certainly, Britain’s experience during the 2001 foot-and-mouth disease outbreak should give policy makers pause before contemplating the use of mathematical models during a crisis. Mathematical models are useful research tools, but as Osterholm cautions, in the real world, when time is of the essence, the most important strategy for outbreak containment is a simple, fair, and ethical one that everyone can understand.
W skrócie przesłanie to należy odczytać tak: mimo powracających pokus, zarządzanie technokratyczne jest niebezpieczną utopią. Możliwe jest tylko w sytuacji dostępu do pełnej informacji i doskonałych modeli. Jedno i drugie jest nieosiągalne. To jest jednak dobra wiadomość, choć można być pewnym, że naukowcy w swych wysiłkach nie ustaną. Zwłaszcza, gdy dziś mają nowe doskonałe narzędzie badawcze – Internet, który umożliwia wypełnianie ich modeli danymi przedstawiającymi każdy aspekt ludzkiego zachowania. Wiele się z tych badań dowiemy (pisałem o wielkim projekcie badania wzorów kultury przez Lva Manovicha), wiele też powstanie przy okazji obietnic na wyrost, tylko czekać jak powstanie matematyczna memetyka.
18 lutego o godz. 9:01 52809
To dobrze, że przyznaje się głośno do popełnienia błędu.
Na styku z polityką to wcale nie jest oczywiste.
18 lutego o godz. 16:16 52812
A teraz zabawmy się w eksperyment myślowy, i zamieńmy „epidemia pryszczycy w Wielkiej Brytanii w 2001 r.” na „globalne ocieplenie” 😉
18 lutego o godz. 19:58 52813
@INTJ: porównanie nie do końca adekwatne. Nikt nie ukrywa ograniczeń modeli klimatologicznych. Stosuje się ich wiele i prognozy dotyczące zmian wyraźnie to zaznaczają. Natomiast jak zwykle pozostaje ten sam problem, i tu, i w przypadku opisywanym przeze mnie – jaki użytek z modeli robią politycy.
18 lutego o godz. 23:58 52817
@INTJ
Brawo! Chciałem napisać dokładnie to samo, ale mnie uprzedziłeś.
@ edwin
Również się zgadzam, ale jak widzimy koszmarne skutki polityczne i gospodarcze takiego modelowania (Kyoto), to włos się jeży na głowie. Zgadzam się, ze ograniczenie tzw. „carbon footprint” jest wartością sama w sobie i powinno być ono popularyzowane w celu zmniejszenia zniszczenia środowiska naturalnego, ale teoria globalnego ocieplenia jest dla mnie bzdurna, choćby z tego powodu, ze nie ma na żadnych konkretnych dowodów, ani tez wiarygodnych danych, na których można by ja oprzeć. W latach siedemdziesiątych straszono nas nadciągająca epoka lodowcowa. I to nie zadni hochsztaplerzy nas straszyli, tylko poważni naukowcy, publikujące te teorie w poważanych pismach naukowych. I co?
Cytując cytat (fajne!) z Pańskiego artykułu:
„Mathematical models are useful research tools, but as Osterholm cautions, in the real world, when time is of the essence, the most important strategy for outbreak containment is a simple, fair, and ethical one that everyone can understand.”
19 lutego o godz. 5:38 52821
Problem w tym, że politycy to z natury zwierzęta krótkowzroczne 🙂 Lubią naginać rzeczywistość do swoich prywatnych celów, a jak ktoś im da „naukową podkładkę” do ich aktualnej agendy, to chętnie z niej skorzystają – w razie problemów zawsze mogą wyciągnąć jakiś zszarzały dokument, i stwierdzić, że działali w dobrej wierze, a całemu złu jest winna grupa „jajogłowych”. Wiedząc z jaką mentalnością mamy do czynienia, czasami lepiej by było, gdyby naukowcy trzymali większy dystans do polityków… Pomarzyć można 😉 Niestety zależność kariery naukowej od finansowania, a finansowania od woli politycznej, sprawia, że w wielu dziedzinach nauki najszybszym sposobem na awans, prestiż i tłusty grant jest masowa produkcja politycznych katapult, i spadochronów. Z tego względu naukowcy trzymający sztamę z klasą polityczną wywołują u mnie lekką alergię, a ich opracowania przeglądam z dozą sceptycyzmu większą, niż zazwyczaj 😉