W ostatnim „Nature” ciekawy esej Harry’ego Collinsa z Cardiff University na temat roli nauki we współczesnym świecie. Collins jest socjologiem, kieruje Centre for the Study of Knowledge Expertise Science. W swym tekście przypomina powojenną historię relacji nauki ze społeczeństwem. Najpierw wspaniały okres po II Wojnie, kiedy nauka stanęła na piedestale, budując swą pozycję na roli, jaką odegrała w wygranej. Potem nadeszły lata 60., kiedy rozpoczął się proces kwestionowania pozycji nauki, który zakończył się postmodernistycznymi „science wars”. Nikt na nich nie wygrał, ani nauka trwająca przy scjentyzmie, ani jej krytycy. Bo nagle pojawiła się wizja społeczeństwa bez-naukowego, które uważa, że może obyć się bez naukowej wiedzy i bez opartej na nauce wiedzy eksperckiej.
Collins stwierdza, że to oczywisty absurd. Czas najwyższy na nową syntezę, na przyznanie, że jednak nauka w nowoczesnym społeczeństwie musi zajmować miejsce centralne, ze świadomością wszak swoich ograniczeń. Potrzebna jest niejako nowa umowa społeczna, w ramach której naukowcy przyznają, że dysponują wiedzą ograniczoną, a społeczeństwo uznaje, że mimo tych ograniczeń, jest to wiedza najlepsza z możliwych, lepsza od wiedzy oferowanej przez wróżbitów i innych szarlatanów (by przypomnieć niedawny „List otwarty w obronie rozumu”).
Niestety, o ile niedawni autorzy postmodernistycznego ataku na naukę, jak wspomniany Collins zrozumieli konieczność korekty, to środowiska naukowe ciągle nie dostrzegają potrzeby zmiany. Świadczy o tym nie tylko arogancki ton „Listu otwartego”. Polecam ciekawy artykuł w „The New York Times” ( Politics in the Guise of Pure Science) analizujący zaangażowanie naukowców w debatę polityczną. Autor, odwołując się do najnowszej książki Rogera Pielke „The Honest Broker” pokazuje, jak „obiektywni” naukowcy stają się zaangażowanymi aktorami procesu politycznego, podczas którego uprawianą przez siebie tematykę próbują wydźwignąć na czoło problemów, które powinny znaleźć natychmiatsowe polityczne wsparcie. Dlatego do wypowiedzi uczonych debatujących o różnych kwestiach, od globalnego ocieplenia po energetykę jądrową należy podchodzić ostrożnie.
8 marca o godz. 18:32 53142
Kilka cierpkich, ale trafnych słów o naukowości nauki napisał Mirosław Miniszewski:
http://my.opera.com/Jurgi/blog/show.dml/3014706#comment7136047
8 marca o godz. 20:52 53145
trudno powiedzieć dlaczego naukowcy tak się oburzają z faktu wpisania na listę zawodów profesji zajmujących się magią. To bez znaczenia, bo przecież my wybieramy ludzi którym ufamy. W czasach gdy toczy się dyskusja nad eutanazją cóż znaczą wobec wyroku śmierci jakieś opowieści miłej wróżki. Całe tabuny ludzi w poważnych firmach pracują nad telepatią więc chyba coś w tym jest? A jak nie ma, to ….
9 marca o godz. 21:38 53171
Punktem wyjścia wg mnie powinna być pokora. Nauka ma jak wiemy nad innymi formami wiary tą przewagę, że niektóre jej założeń mogą zostać zweryfikowane, stąd należy przyznac się do tego, że wiele z problemów, które nauka musi roziwązać sama sprokurowałą min. w wyniku „religii wąskiej specjalziacji”. Pokora z dodatkiem „specjalsitów od holizmu, ponaddyscyplianrności” oraz imperatyw „wzajemnego uczenia się” moim zdaniem mogą nadal utrzymywac nalezne miejsce w społeczeństwie [polecam alternatywę dla wąskeigo ujęcia 2 kultur: http://merlin.pl/Trzy-kultury_Lepenies-Wolf/browse/product/1,125527.html;jsessionid=24452C4B1EDD280E013B3D5FF65EE9E1.LB1%5D
Co do obiektywności to zawsze mam problem: kiedy profesor socjologi [casus Migalskiego]mówi jako autorytet naukowy a kiedy jako zwolennik danej partii [dodatkowo pracujący często przy sondażach, które wpływająna prefernecje wyborcze]?