We wczorajszej „Gazecie Wyborczej” Janusz Majcherek opublikował tekst „Specjaliści i manipulatorzy”. Krytykuje w nim m.in. inicjatywę Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, by studentom wybierającym niektóre techniczne i przyrodnicze kierunku studiów fundować stypendia. Nie podoba się też Majcherkowi przywrócenie matematyki na maturze. Generalnie bowiem w działaniach tych upatruje ducha pozytywizmu, tej zdyskredytowanej filozofii:
Pogląd o prymacie nauk ścisłych i technicznych nad humanistycznymi i społecznymi nie odzwierciedla jednak bynajmniej żadnych nowoczesnych trendów, lecz jest reliktem XIX-wiecznego nurtu filozoficzno-światopoglądowego znanego jako pozytywizm, który przeżył ostatni okres znaczących wpływów (jako tzw. neopozytywizm) w pierwszej połowie ubiegłego wieku. W imię ówcześnie rozumianej nowoczesności zwalczał on to, co dziś nazywamy humanistyką, i forsował kult „naukowości” utożsamianej z wiedzą faktograficzną o „realnym” (czyli fizycznym) świecie pozwalającą na jego kształtowanie i urabianie. Inżynier był naukowym i społecznym ideałem tego światopoglądu triumfującego w epoce uprzemysłowienia, a w Polsce mającego silną ekspozyturę jako tzw. pozytywizm warszawski w drugiej połowie XIX w. oraz filozoficzna szkoła lwowsko-warszawska w okresie międzywojennym.
Majcherek niestety, wyciągając oręż subtelnej analizy filozoficznej miesza co najmniej wiele problemów. To prawda, że polski system edukacyjny jest anachroniczny, programy kształcenia są źle skonstruowane, a uczniów męczy się nadmiernie faktami, zbyt mało się czyta i pisze (co należy do kanonu wykształcenia humanistycznego). Zupełnie jednak innym problemem jest zwykły cywilizacyjny problem polegający na braku na rynku pracy ludzi o konkretnych kompetencjach niezbędnych do tego, by kraj mógł jako tako funkcjonować. Wbrew temu, co twierdzi Majcherek, cały Zachód ma w tej chwili problem, bo młodzi Amerykanie, Niemcy, Francuzi, Brytyjczycy nie chcą studiować chemii, biologii molekularnej czy inżynierii lądowej. W efekcie Francuzom brakuje już kadry do obsługi elektrowni jądrowych, a Amerykanie obawiają się o przyszłość sektora high-tech. Tyle tylko, że Amerykanom trochę łatwiej, bo braki uzupełniają imigracją. Po co mieszać tu filozofię?
Brak zrozumienia potrzeb współczesnej cywilizacji, czy nam się one podobają czy nie z punktu widzenia wyznawanej filozofii to nie jedyna wada tekstu Majcherka. Oto kolejna próbka:
Ludzie o wąskospecjalistycznym wykształceniu techniczno-inżynierskim często są istotnie bardziej podatni na polityczną agitację i ideologiczne sugestie, wykazując się ignorancją w rozpoznawaniu ich bałamutności. Wykształcenie matematyczne i ścisłe myślenie nie chroni bynajmniej przed przyjmowaniem i wyznawaniem najgłupszych – łącznie ze spiskowymi – wizji rzeczywistości. Obowiązkowa matura z matematyki też od nich nie ustrzeże – a mogłaby solidna porcja nauk społecznych.
Teza atrakcyjna, lecz co najmniej bałamutna. A co z tzw. ukąszeniem heglowskim? To przecież nie inżynierowie byli jego głównymi ofiarami, lecz subtelni humaniści. A co z Heideggerem? Zdaje się, że był filozofem. Inżynierowie, nawet jeśli dawali się zbałamucić prze dziwne ideologie, to raczej nie zajmowali się już szukaniem filozoficznych argumentów mających uzasadnić poparcie dla komunizmu, faszyzmu, itd.
Po co napuszczać humanistów na inżynierów i vice versa? Znacznie ciekawszy jest dylemat, jaki przedstawił w „Gazecie” jakiś czas temu Jan Szomburg Jr. w tekście „Inżynier czy kulturoznawca?”, a który jest związany z tezą o nadejściu społeczeństwa postnaukowego, sformułowaną przez Christophera T. Hilla:
Według Christophera T. Hilla, który opublikował swoją tezę w amerykańskim miesięczniku Narodowej Akademii Nauk w 2007 r., Amerykanie w związku z zachodzącymi zmianami zaczną przechodzić od społeczeństwa naukowego do postnaukowego. Hill uważa, że zmieni się charakter innowacji wiodących do tworzenia bogactwa i wzrostu produktywności. Badania podstawowe w zakresie nauk ścisłych i przyrodniczych stracą na znaczeniu na rzecz badań z zakresu nauk społecznych. Skoro światowej klasy innowacje technologiczne będzie można kupić w wielu miejscach na świecie i będą one relatywnie tanie, to kluczowa stanie się umiejętność rozpoznania odpowiednich z nich i dopasowania do potrzeb konkretnych jednostek, grup, społeczeństw i kultur.
Oczywiście, nie oznacza to, że nauki ścisłe i przyrodnicze trafią do lamusa. Nadal społeczeństwa będą potrzebowały wynalazków zaawansowanej inżynierii. Według autora kluczowe innowacje bez względu na przeznaczenie (przemysłowe, konsumenckie czy publiczne) nie będą jednak powstawać w warsztatach, laboratoriach i biurach, lecz w studiach, think tankach, atelier i cyberprzestrzeni. Jego zdaniem już teraz możemy zaobserwować tę zmianę w realnej gospodarce. Firmy takie jak Google, YouTube, eBay czy Yahoo zbudowały swoje sukcesy na radykalnych innowacjach, które nie miały wiele wspólnego z badaniami w zakresie nauk ścisłych i przyrodniczych.
10 lipca o godz. 8:51 54392
O humanistów upomniał się Stomma w felietonie w „Polityce”.
10 lipca o godz. 9:01 54394
Pytanie tylko, czy pieniądze na stypendia to jest odpowiednie narzędzie do zachęcenia młodych ludzi do studiowania chemi, biologii molekularnej czy inżynierii lądowej. Bo odpływ z tych kierunków jest nie dlatego, że tak ciężko jest je studiować tylko dlatego, że praca po studiach w tych dziedzinach jest postrzegana jako mało ‚sexy’, niedoceniana, bez prestiżu i stygmatyzująca człowieka jako tego mało sprytnego nie potrafiącego wyczuć trendów.
Chociaż co do biologii molekularnej to nie byłbym taki pewny – to w sumie całkiem medialny temat z tym klonowaniem itp.
10 lipca o godz. 10:01 54397
Dzwinym trafem wczoraj [za sprawą Majcherka i wieczornej audycji Czarka Łasiczki w TOK FM] wróciły do mnie upiory stanowiące – utrwalone min. w programie edukacji – konsekwencje mitu C.P. Snowa o 2 kulturach (na poziomie anegdotycznym nadal mimo upływu lat pamiętam rozmowę kwalifikacyjną na poznańskie kulturoznawstwo podczas której Pani Profesor zapytałą mnie wprost: czego Pan tu szuka jako technik z sukcesami? dla Pana jest Politechnika!].
Mam nadzieję, że dojdziemy kiedyś do momentu w którym decydenci zrozumieją, że najsilnijeszym motorem rozwoju jest róznorodność. No i chyba w tym sztucznym podziale na humanistów i umysły ścisłe tkwi poslka impotencja w dziedzinie future studies?
Co do narracji Majcherka to coś mi sie wydaje, że ten pseudofilozoficzny bełkot jest jedynie po to by dodać mu splendoru rzekomego mędrca [albo sam z powodu skrzywienia neopozytywizmem – jestem „trafiony” poznańską, analityczna szkołą filozofii – nie dostrzegam siły jego argumentów?].
10 lipca o godz. 10:02 54398
Nie widzę nic złego w pozytywizmie, a wręcz przeciwnie, znaczną cześć jego ideałów nie tylko warto, ale i trzeba wprowadzać w życie. I piszę to jako humanista. Humanista w każdym znaczeniu tego słowa.
10 lipca o godz. 10:04 54399
jałowe dyskusje na temat”co by było gdyby było”.Dzielenie nauki na tę trendy i nie trendy jest bełkotem niedouków. Obojętne czego się człowiek uczy to rozwija swoją mózgownicę,a na rozwoju przecież polega postęp. Rzecz jednak w tym,aby nauczanie prowadziło do rozwoju,a nie do ogłupienia.W miarę uformowany umysł nawet ten nie matematyczny powinien pozwolić człowiekowi tworzyć choćby malutki codzienny postęp w życiu swoim i swojego otoczenia. W przeciwnym razie szybkimi krokami ludzkość będzie dreptać do jaskini. Chyba, że o to chodzi
10 lipca o godz. 10:04 54400
Kiedyś znajomy inżynier z „zachodu” tłumaczył mi jak postrzegani są specjaliści z jego dziedziny w firmie. Firma była innowacyjna i bazowała na pracy inżynierów. Niemniej, na papierze osoby odpowiedzialne za przychód to byli różnej maści managerowie. Trudno było konkretnie powiedzieć na ile praca inżyniera przekładała się na dochody firmy, podczas gdy manager odpowiedzialny za podpisanie kontraktu mógł się łatwo wykazać, pokazując na jaką kwotę ten kontrakt opiewał. W efekcie, gdy przychodziło np. do redukcji, łatwiej było się pozbyć jednego z inżynierów, np. po pięćdziesiątce, któremu można było zasugerować odejście niż managera.
Trochę to uproszczone, ale myślę, że problem polega na tym, że nauk technicznych specjalnie się docenia. Owszem ludzie mogą pokiwać głową i powiedzieć „elektronik, ty to musisz mieć łeb”, ale to nie znaczy, że sama praca tego elektronika im imponuje.
Mi osobiście nie podoba się rozszerzenie terminu innowacja z dziedziny techniki na biznes, design, etc. Rozumiem twórczy wysiłek ludzi o których wspomina Hill, ale wolałbym jakiś odrębny termin, bo ich osiągnięcia są jednak innej natury. Owszem, zmieniają one społeczeństwo, ale często w większym stopniu niż technologia, ale bazują właśnie na osiągnięciach technicznych, bez których często nie mogłyby mieć miejsca. Z tym, że to właśnie one są bardziej widoczne, bo przekładają się na sukces finansowy. Potencjalny twórca komputera kwantowego (jeśli taki nadejdzie), będzie pewnie znany głównie w środowisku naukowców. A w świadomości społecznej gwiazdą będzie ten, kto taką technologię umiejętnie wprowadzi do biznesu. W końcu apple jako firma wcale nie jest taka znów innowacyjna w dziedzinie inżynierii, raczej korzysta z gotowych rozwiązań, a sukces opiera na designie i niezawodności produktów.
Natomiast pisząc, że google nie ma wiele wspólnego z naukami ścisłymi, Hill pokazuje, że się jednak trochę nie zna. Algorytm PageRank odpowiadający za działanie tej wyszukiwarki miał chyba jednak dość duży wkład w ich sukces. W końcu ludzie przerzucili się z yahoo na google nie bez przyczyny. Szczegóły nt PageRank tutaj
http://en.wikipedia.org/wiki/PageRank
Niestety, właśnie naukowcy zajmujący się wpływem technologii na społeczeństwo, często nie rozumieją dość dobrze aspektów technicznych badanych przez nich innowacji i wolą je ignorować…
10 lipca o godz. 10:07 54401
To niesprawiedliwe. Każy powinnien studiować to co lubi? Niech dopłacają prywatne firmy które potrzebują inżynierów. Państwo nie może dopłacać. Moim zdaniem jest to niezgodne z kostytucją. Dlaczego studenci studiów techniczych mają stypendia państwowe a humaniści nie. Poza tym znam osoby które kończyły np. budownictwo na PW i od ponad roku nie mogą znależć pracy nawet za 1300 zł. Na niskie stanowiska mają za wysokie kwalwikacje a wyższych stanowisk tylu nie ma. Więc po co ???
10 lipca o godz. 10:41 54403
Ja w ogóle nie wiem po co nam matematyka, fizyka i to całe zawracanie głowy, chemie, biologie molekularne. Przecież wszystko wymyślają Amerykanie, Niemcy i Azjaci, a podatki, ułamki i podatki policzy nam kalkulator. Tak samo nie potrzeba umieć ortografii, bo przecież nawet telefony komórkowe sprawdzają pisownię. Po co w ogóle cokolwiek wiedzieć?
Co musi wiedzieć kelner, hydraulik, sprzedawca?
10 lipca o godz. 10:58 54405
W „Wehikule czasu” Wellsa, w odległej przyszłości ludzkość podzieliła sie na 2 gatunki: promiennych eolow, zajmujących sie praktycznym wykorzystaniem socjologii ( przyjaźnie, orgietki), nauk humanistycznych ( przezywanie piękna świata) i miękkich jak marketing ( zabieganie o swoje ciało), oraz mrocznych morlockow, którzy hodowali tych pierwszych jak bydło, w celach konsumpcyjnych ( bo tez i tamci do żadnych innych sie nie nadawali). Morlockowie nie istnieli w ich świadomości eolow, byli po prostu przykryci miłosiernie jakims zbiorowym lekiem, ( podobnie jak nas nie ma w świadomości krów).
Zdaje sie ze wszyscy ci co sa piewcami tzw. postnowoczesnosci w której rzekomo centralne ogrzewanie nie ma żadnego znaczenia dla życia ludzkiego, a to z tej przyczyny ze działa bezawaryjnie, sa juz prawie na etapie rozwojowym krowy… Krowa z pewnością tez nie dba o to dlaczego i jak dziala automatyczny system dostarczania paszy: wiadomo – dobry Bog stworzyl swiat w którym krowy sa celem i korona istnienia – a celem zycia krów jest przeżuwanie…
10 lipca o godz. 11:00 54406
Podział między humanistami a inżynierami jest już przestarzały, przeczy mu chociażby istnienie takich dziedzin jak digital humanities.
10 lipca o godz. 11:01 54407
O proszę, właśnie napisałam o tym samym na moim blogu:
http://mlodyfizyk.blox.pl/2009/07/Nie-uczyc-matmy-i-fizy-bo-to-okultyzm.html
Nie kształćmy specjalistów od przedmiotów ścisłych, bo mistyczna wiedza, którą posiądą, zniszczy świat!
Lepiej nie mieć w Polsce ekonomistów w ogóle, to nie będą wymyślać ZŁA.
(To zupełnie jak z zakazem czytania Biblii swego czasu…)
A teraz trzymajcie się: prof. Majcherek otrzymał w 2003 roku nagrodę Kisiela za „walkę z populizmem”!!!
10 lipca o godz. 11:29 54408
Prof. Majcherek jak dla mnie jest typowym obrońcą profesorskiej kasty. Przy drastycznie malejącej liczbie studentów ich odpływ z kierunków humanistycznych zachwiałby i to poważnie dochodami profesury. Dodatkowo reforma kosztochłonności studiów może poważnie upośledzić budżety kierunków humanistycznych.
Dobry minister nauki nie przejąłby się tym skamlaniem i ciął humanistykę ile wlezie. Tylko kiedy się takiego doczekamy?
10 lipca o godz. 12:32 54410
Panie Edwinie. Przecież z tekstu autora Wyborczaka wyraźnie wunika, że zapoznał się ze znakomitym wywiadem, jaki Polityka umieściła w środowym Niezbędniku.
Tak się zastanawiam czy tekst Pana wpisu nie powinien brzmieć.
„Dziękuję Prof. Majcherkowi za uważne przeczytanie dodatku do Polityki”.
10 lipca o godz. 15:08 54414
Prof. Majcherek miesza ze sobą 2 zupełnie różne sprawy
Pozytywizm był (bez wchodzenia szczegóły) nurtem filozoficznym, który szybko przerodził się w „naukową ideologię” chcącą deprecjonować wszelkie inne nie-pozytywistyczne prądy filozoficzne jako nienaukowe i opierającą jedyne i wyłączne kryterium prawdy na obowiązującym w XIX w modelu nauk empirycznych. W ten sposób pozytywizm tworzył „naukowy obraz świata”, w którym nie było miejsca na nic co wymykałoby się ówczesnym naukom empiryczny. Oczywiście pozytywizm przyniósł nam wiele dobrego – rozwój przemysłu, technologii, niesamowity postęp etc. jednak przez swoje ograniczenia (zwłaszcza zawężone kryteria „prawdy” i „naukowości”) nie dał się utrzymać jako zadowalający pogląd filozoficzny
Problem obecny dotyczy natomiast TYLKO zaspokojenia zapotrzebowania na specjalistów z określonej branży, bez których nowoczesna gospodarka nie będzie mogła w tym kraju funkcjonować. Nie ma tu żadnego wikłania się w spory światopoglądowe, filozofię nauki czy kryterium prawdy. Chodzi po prostu o wykształcenie pewnych zawodowców.
10 lipca o godz. 16:32 54415
@Hill & co:
Jeśli informatyka nie nie należy do dziedziny nauk ścisłych to co u diabła do niej należy?!
Trochę zapomniał, że USA inwestują setki miliardów dolarów w armię, a znakomita większość tej kasy idzie na tajne bo tajne, ale badania naukowe, a ich efekty zawsze w końcu docierają i znajdują cywilne zastosowanie. Prostacki wyścig zbrojeń polegający na gromadzeniu jak największej ilości wystarczająco silnych głowic jądrowych między dwoma hegemonami się może i skończył. Wyrosły jednak nowe mocarstwa Chiny, Indie, może Brazylia, które konkurują między sobą i niedługo podejmą prawdziwą rywalizację z zachodem.
Zagrożenia stały się coraz bardziej wyrafinowane, choć broń masowego rażenia wciąż do nich należy. Terroryzm, cyberwojna to trudniejsze wyzwanie niż starcie czołgami. Szczególnie gdy broń biologiczna i chemiczna staje się coraz bardziej wyrafinowana. Do czego buduje się nowoczesne superkomputery? Do badań genetycznych…
To chyba truizm, że Zachód jest całkowicie zależy od nauk ścisłych i technologii, począwszy od produkcji żywności i medycyny, a skończywszy na technologiach komunikacyjnych i energetycznych. To, że postmarksistowscy i religijni myśliciele pragną powrotu do dominacji humanistyki nic w rzeczywistości nie znaczy, jak na razie nie potrafią rozwiązać żadnych realnych problemów poza tymi przez siebie stworzonymi, a nawet tych nie.
Pozytywizm być może wyszedł z mody w humanistyce, ale w rzeczywistości ukształtował i nadal kształtuje nasz świat, a w każdym razie Zachód.
10 lipca o godz. 19:38 54419
Z art. Szomburga: „Oczywiście, nie oznacza to, że nauki ścisłe i przyrodnicze trafią do lamusa. Nadal społeczeństwa będą potrzebowały wynalazków zaawansowanej inżynierii. Według autora kluczowe innowacje bez względu na przeznaczenie (przemysłowe, konsumenckie czy publiczne) nie będą jednak powstawać w warsztatach, laboratoriach i biurach, lecz w studiach, think tankach, atelier i cyberprzestrzeni. Jego zdaniem już teraz możemy zaobserwować tę zmianę w realnej gospodarce. Firmy takie jak Google, YouTube, eBay czy Yahoo zbudowały swoje sukcesy na radykalnych innowacjach, które nie miały wiele wspólnego z badaniami w zakresie nauk ścisłych i przyrodniczych.”
Wydaje się, że autor kompletnie pomija technologię i myśl stojącą za tymi firmami. Takie rzeczy jakie ogromne farmy serwerów to wbrew nazwie nie jest po prostu „dużo komputerów” – to są jedne z najdynamiczniej rozwijających się gałęzi informatyki,w której pojawiają się dość skomplilkowane problemy.. I bez tej technologii takie serwisy nie mogłyby nawet powstać.
Ten brak zrozumienia technologii przez większość humanistów i roli humanistyki przez większość „ścisłych” ma swoje źródła głęboko w perspektywie, jaką generują oba pola. Pierwsi nie są w stanie zrozumieć potrzeby filozoficznej krytyki technologicznego rozwoju, drudzy zaś często przeceniają/niedoceniają procesy generowane przez Naukę. Wydaje się, że w ostatnich latach, szczególnie wraz z szybkim rozwojem Internetu, ale i wszelkich nowych form komunikacji, które nieuchroinnie wywołały potrzbę „społecznego opisu” tych zjawisk okazało się, że generowany jest dość duży nadmiar w postaci nieprzemyślanych sądów i teorii. Okazuje się, że za cenę „nadążania” rezygnuje się z tak staromodnej kategorii jak Prawda.
Może jakieś ramy interpretacyjne tego zjawiska znowu oferuje Latour?
A jeśli chodzi o tekst Majcherka to naprawdę nie warto się zajmować tym facetem, proszę przeczytać w wymowie tekst „Wsi smutna” jego autorstwa w GW z przed paru miesięcy – logika powala, przypomina klasyków stalinizmu.
Problem, który wydaje się kluczowy w tych dyskusjach nad zapotrzebowaniem na inżynierów jest taki, że „rynek” (w cudzysłowiu, jako pewien specyficzny byt powołany do istnienia przez ideologów) sam z siebie nie wytwarza w Polsce zapotrzbowania na inżynierów. Nasze przekonanie o tym, że to ludzie o wykształceniu technicznym zarabiają większe pieniądzę (czyli wg. ekonomii – są bardziej potrzebni rynkowi) niewiele ma wspólnego z rzeczywistością tak, jak ją przedtawiają badania. To co tutaj jest istotne, to to, że zapotrzebowanie musimy stworzyć „My” czyli Państwo, które musi prowadzić dużo bardziej aktywną politykę gospodarczą i edukacyjną, jeśli mamy żyć w kraju, który faktycznie inżynierów potrzebuje (czyli kraju Centrum wg Wallersteina) a nie w kraju półperyferyjnym.
Pozdrawiam i czekam na Pana odpowiedź.
10 lipca o godz. 20:15 54420
„Pan Profesor stwierdził, że prymat nauk ścisłych i technicznych jest „reliktem” XIX-wiecznego myślenia. Muszę powiedzieć, że jedynym wytłumaczeniem dla takiego poglądu byłoby spędzenie całego życia w szafie.”
http://www.michalszustak.pl/index.php?nav=blog,2009,07,101938
11 lipca o godz. 13:58 54430
Jeśli ktoś twierdzi, że to fizycy i matematycy doprowadzili do krachu na rynku nieruchomości (bo wynaleźli skomplikowane modele funkcjonowania derywatów) to jest równie prawdziwe, jak to że to fizycy i matematycy zrzucili bombę atomową na Hiroshimę.
Mylę się?
11 lipca o godz. 20:57 54434
pozytywizm nie tyle „wyszedł z mody” co z powodu swoich ograniczeń został zarzucony jako zadowalający system filozficzny. Co oczywiści nie znaczy, że osiągnięcia pozytywizmu zostały stracone. Rozwój przemysłu, inżynierii itp. , nie mniej, jako „ostateczne wyjaśnienie wszechświata” system ten okazał się niewystarczający.
12 lipca o godz. 0:59 54436
Jako inżynier, wszystkiego wiedzieć nie muszę, nie wiedziałem na przykład, kim jest pani Nussbaum. Z angielskiej WIKI dowiedziałem się, że jest filozofem i etykiem. Z filozofii interesują ją zwłaszcza grecką. Dla mnie p ciekawostka. W greckiej filozofii od etyki, do matematyki, było dość blisko. Rozumiem, że cytując źródło autor czuje się zwolniony z obowiązku podania źródeł źródłowych ? czyli materiału badawczego, na którym pani Nussbaum oparła swoją tezę. Bez wyników takich badań, moja inżynierska intuicja podpowiada mi, że chyba mamy do czynienia z poważnym nadużyciem intelektualnym. Moi koledzy ze studiów ? owszem ? działają pozytywistycznie, a to coś skonstruują, a to założą formę. Nie mam wśród znajomych żadnego koryfeusze ancien régime, ani działacza którejś z demagogicznych partii. A w telewizorze, co zobaczę, że ktoś gada bzdury, to najczęściej socjolog, prawnik albo politolog, rzadziej filozof. Oczywiście w niczym nie dezawuuje to tych kierunków ? ich tam uczą, żeby gadać, a nie robić, więc siłą rzeczy gadają. Dobrze przynajmniej, że ów nie do końca przemyślany tekst napotkał w Internecie bardzo ostrą, merytoryczną i rzeczową reakcję.
Dzięki czemu czuję się zwolniony z tłumaczenia oczywistych oczywistości ? w końcu ? profesorowi-humaniście.
12 lipca o godz. 11:11 54443
Do p. Mikołaja Hnatiuka:
Przewidywanie zapotrzebowania na określone profesje jest umiejętnością wymaganą do podjęcia świadomej decyzji inwestycyjnej. Inwestujemy w swoją przyszłość. Także wtedy, gdy nakierowujemy swoje dzieci – inwestujemy w _swoją_ przyszłość (proszę przemyśleć do końca 😉 ). Naturalna selekcja wzmocni tych, którzy przewidzieli i zainwestowali prawidłowo. Państwu nic do tego. Państwo nie jest od tego. Państwo jest od wojska, policji i dróg krajowych.
Dziesiąt lat temu słyszałem od znajomego z Australii historyjkę o jego synu, który świadomie inwestując wybrał studiowanie glacjologii. Uzasadnił to tym, że po skończeniu studiów za boga roboty nie znajdzie i mając 25 lat pójdzie od razu na zasiłek i dopiero wtedy zacznie się dla niego słodkie życie. Do tego właśnie prowadzi wp…anie się państwa w uniwersytety.
Uczelnie wyższe (i nie tylko) powinny być finansowane wyłącznie z pieniędzy studentów (uczniów), chociażby przez ciągle niedoceniany „bon edukacyjny”. To też uruchomi mechanizmy naturalnej selekcji. Wszędzie tam, gdzie państwo wp..a się w mechanizmy rynkowe – rodzą się patologie. Wszędzie tam, gdzie ktoś szafuje cudzymi (publicznymi) pieniędzmi – rodzi się korupcja. Nie ma wyjątków. Zlikwidujcie koryto, a szczury pójdą do sąsiada.
… i abstrahując od odpowiedzi p. Mikołajowi:
Tylko cywilizacje, w których są jednostki gotowe dać się zabić za „zasady” są w stanie przetrwać. A tę cechę tworzą humaniści. W tym kontekście można zaryzykować tezę, że od tryumfu pozytywizmu zaczął się upadek zachodniej cywilizacji.
P.S./BTW/OT/(prywata) – Piotra Fuglewicza pozdrawia „pirotechnik” 🙂
13 lipca o godz. 5:42 54455
Kolejny przykład technicznej fobii u „humanistów”. Pan Majcherek na pewno by się zgorszył, gdyby mu przypomnieć, że taki np. Mickiewicz poza byciem wieszczem narodu znał się doskonale na rachunku różniczkowym i całkowym. Fakt ten nasi humanistyczni poloniści starali się ukrywać przez z górą 150 lat i nadal nam wmawiają, że humanizm to nieuctwo. 🙂
14 lipca o godz. 23:13 54486
„Więcej pozytywizmu, mniej Grottgera”, że sparafrazuję Gałczyńskiego. Pozytywizm jest o niebo lepszy od postmodernizmu i tych wszystkich najnowszych bełkoto-fanaberii (przepraszam: nowoczesnych trendów), którymi sądząc z tekstu, zachwyca się prof. Majcherek. Matematyka powinna być w kanonie wykształcenia. Niedawno byłam świadkiem sytuacji, że kilkudziesięciu studentów oblało ważny dla ich kierunku egzamin ze statystyki, ponieważ nie byli w stanie z pomocą kalkulatorów dokonać prostych obliczeń, wymagających jedynie trochę pomyślunku. To jest równie skandaliczne jak nieznajomość podstaw kultury. A już najgorsze jest kopanie nowej przepaści między humanistyką a naukami przyrodniczymi.
15 lipca o godz. 13:07 54496
Obawiam się, że Majcherek należy do tej grupy humanistów, którzy szczycą się dwóją na maturze z matematyki. Taka postawa definiowania się poprzez opozycję jest wybitnie antyhumnistyczna.
Niestety źli nauczyciele, system kształcenia i inercja spoleczna doprowadziły do stworzenia strefy wyobcowania – matematyka i nauka jako taka jest traktowana jako obszar zupełnie niedostępny dla normalnego człowieka. Najlepszym dowodem są kretyńskie pisma typu Focus czy kolumny w gazetach ‚nowinki naukowe’, gdzie rezultaty badań traktuje się jako ostateczne i jednoznaczne prawdy objawione, bez cienia refleksji. To też konsekwencja bezmyślnego neopozytywizmu, któremu warto by było przeciwstawić pragmatyzm jako system, który zwraca naukę w ręce ludzi.
Oczywiście mamy też nerdów – czyli utalentowane matematycznie jednostki ocierające się o autyzm, niedojrzałe emocjonalnie, czytające wyłącznie książki s-f itd.
Obie postawy równie przygnębiające, obie coraz częściej spotykane.
17 lipca o godz. 9:16 54545
Twierdzenie, że „techniczni” są bardziej podatni na propagandę mogę zbyć jedną anegdotką. „Jak dotrzeć z przekazem reklamowym do inżynierów? Kup dowolną książkę o marketingu i… zrób wszystko dokładnie odwrotnie, niż tam piszą!”.
Inżynierowie (statystycznie) nie dają się łapać na wyłącznie emocjonalne przekazy bez „realnej” podbudowy. Są nauczeni myślenia analitycznego i krytycznego podejścia do przekazywanych informacji, w tym programów politycznych.
I jeszcze jedna anegdotka – pewien profesor definiował ogólną inteligencję jako wypadkową „inteligencji humanistycznej” i „technicznej”. „Obie określamy liczbą z zakresu od 0 do 1. Ale uwaga, proszę Państwa! To się mnoży, a nie sumuje!”.
28 lipca o godz. 11:22 54784
Prawda jak zwykle tkwi po środku. Miałem przyjemność nauczać przedmiotów humanistycznych w elitarnej uczelni AGH. Nie przecze, że miałem do czynienia z umysłami nieprzeciętnymi. Ale poziom humanistycznej ignorancji jest w nich przerażający. Wiadomo humaniści też nie są geniuszami z fizyki i matematyki.
Moim zdaniem potrzebe są działania mające na celu rozwijanie zdolności logicznego myślenia i humanistycznej wrażliwości zarówno u humanistów, jak i u inżynierów.
Dlatego inżynierowie powinni być humanizowani (co ma już miejsce), a humaniści „uściślani” (proponuje logikę matematyczną i fizykę, lub inne przedmioty podstawowego wykształcenia inżynierskiego).
Bez tych działań inżynierowie wyrosną na istoty homofobiczne, ksenofobiczne, myślące sterotypami, podatnymi na wpływy polityczne, rzadziej konsumującymi kulturę (bo jej nie rozumieją, mając braki w wykształceniu humanistycznym sięgające szkoły podstawowej). Swoją drogą humanizacja inżynierów powinna być oprata o rzetene kursy antropologii społecznej i kulturowej. A nie o wprowadzenia do socjologii lub psychologii.
To samo dotyczy humanistów. Bez szacunku do nauki i jej metodologii nigdy nie powstanie godna poszanowania humanistyka.