Najnowszy numer „Foreign Policy” publikuje świetny tekst Reihan Salam „The Death of Macho”. Salam przekonuje, że obecny wielki kryzys i globalna recesja to w istocie nie „recession” lecz „he-cession”, czyli kryzys machyzmu. Tezę swą dokumentuje przekonującymi liczbami. Zdecydowana większość, bo 80 proc. miejsc pracy jakie wyparowały z amerykańskiego rynku od listopada ub.r. dotyczy mężczyzn (budownictwo i przemysł ciężki). W sumie liczba bezrobotnych w USA i Europie w ciągu ostatnich miesięcy powiększyła się o siedem milionów. Zdecydowanie lepiej radzą sobie sektory tradycyjnie zdominowane przez kobiety: edukacja, opieka zdrowotna, administracja. Salam podaje szacunki, że do końca 2009 r. pracę straci na skutek globalnej recesji 28 mln mężczyzn.
Nie jest to jednak jedynie kryzysowa fluktuacja. Jeśli traktować poważnie zapowiedzi o gospodarce opartej na wiedzy, to kobiety są do niej zdecydowanie lepiej przygotowane: w USA na trzy absolwentki szkół wyższych przypada zaledwie dwóch absolwentów. W Polsce również kobiety mają przewagę, jeśli chodzi o jakość kapitału intelektualnego. Przewag kobiet nie widać niestety w świecie polityki ani też w strukturze płac. Salam identyfikuje już jednak zapowiedzi radykalnej zmiany – Islandia, gdzie władzę przejęła lesbijka Halla Tomasdottir (szefowa jedynego banku, który nie utracił płynności), czy Litwa, gdzie prezydencki fotel zdobyła Dalia Grybauskaite. Salam konkluduje:
Indeed, it?s now fair to say that the most enduring legacy of the Great Recession will not be the death of Wall Street. It will not be the death of finance. And it will not be the death of capitalism. These ideas and institutions will live on. What will not survive is macho. And the choice men will have to make, whether to accept or fight this new fact of history, will have seismic effects for all of humanity?women as well as men.
Analiza Salam jest bardzo zbliżona w duchu do najnowszych badań Alaina Touraine’a, sędziwego już socjologa francuskiego. W książkach „Un nouveau paradigme” (Paris, 2005) i „Le monde des femmes” (Paris, 2006). Jak widać po datach, Touraine nie pisze pod wpływem doraźnego kryzysu – obserwuje on długofalowe zmiany społeczne i kryzys tzw. tradycyjnego społeczeństwa, którego instytucje i normy uzasadniały „naturalność” podziału świata na męski i kobiecy oraz przewagę mężczyzn w tym świecie. Argumentów o naturalnych przewagach ludzkich samców, w żaden sposób jednak obronić się nie da. Więcej, obecny kryzys pokazuje, że „zmowa penisów” jest po prostu dla ludzkości niebezpieczna (to teza Salam).
Tekst Salam warty jest uważnej lektury, podobnie zresztą jak książki Touraine’a. W Polsce, mimo sukcesu jakim był Kongres Kobiet nawet na spotkaniach lewicy panuje atmosfera konklawe. Niedawny sondaż „Gazety wyborczej” pokazuje jednak, że 61 proc. Polaków (70 proc. kobiet i 52 proc. mężczyzn) wobec tylko 27 proc. przeciwnych popiera ideę parytetu na listach wyborczych – postulat Kongresu Kobiet Polskich. Szansa na zmianę? Oby. Choć na pewno nie podczas rządów PO, bo w partii „normalności” nawet kobiety są przeciwne parytetowi.
21 lipca o godz. 9:38 54660
I Pan również Panie Edwinie? Dał się Pan uwieść feministycznej ofensywie jak dla mnie głównie propagandowej. Nie ukrywam że chyba już w kilkunastu tekstach powoływano się na ów sondaż GW z którego jeżeli zestawić go z rzeczywistością np. eurowyborów niewiele wynika.
Co do miejsc pracy to korelacja z płcią jest wprost związana z wysokością zarobków. Z USA uciekają wysokopłatne miejsca pracy w produkcji pierwotnej które okupują (niespodzianka!) głównie mężczyźni. Pozostają niskopłatne miejsca w usługach gdzie pracują (ponownie ogromne zaskoczenie!) w większości kobiety. Podobne wnioski dało by się wysnuć w oparciu nie o płeć ale o wiele innych kategorii np. rasę. Ale przyznajmy że to w mniejszym stopniu spełniało by założenia hmm… „ideologiczne” nieprawdaż?
Jedyna konkluzja jaka z tego wynika to to że dla USA globalizacja staje się bardzo realnym problemem. Ale ja bym tego kraju tak od razu nie skreślał. Przewaga nad resztą świata szybko się zmniejsza ale i tak wynosi kola długości.
21 lipca o godz. 10:36 54662
@Marchewa: Ja również, nie powinno to jednak być zaskoczeniem, skoro jestem sygnatariuszem listu „Dlaczego jestem feministą?” autorstwa Wiktora Osiatyńskiego: http://www.pkpplewiatan.pl/upload/File/2009_07/dlaczego%20jestem%20feministaI.pdf
21 lipca o godz. 10:47 54663
Marchewa przesadzasz !!!!. Artykuł na Twoim blogu jest pouczający ze wzg. na cytowane ciekawe fragmenty . Co ma do rzeczy z jakiej partii się wywodzą kobiety walczące o prawa do godnego życia polowy ludzkości? Czy wszystko musi być socjalistyczne albo kapitalistyczne ? Nie może być zwyczajnie ludzkie ? Wstydz się marchewa.:( Ucz się op red . Bendyka 🙂
21 lipca o godz. 11:09 54665
@autor
Szkoda chociaż rozumiem pobudki. List ciekawy, jakoś nie natrafiłem na niego wcześniej, jednak z większością tez pozwolę sobie pozostać w sporze.
@kalarepka
Niestety obawiam się że nie przesadzam. Problemem feminizmu jako takiego od dawna jest takie a nie inne usytuowanie ideologiczne. Co gorsza feministki (a także hmm… feminiści, trochę mi zajmie zanim oswoję ten konstrukt) zmierzają do holistycznej akceptacji swoich postulatów mieszając słuszne dążenia antydyskryminacyjne (dodajmy w większości wprowadzone) z walką o przywileje (na co moim zdaniem nie tylko nie powinno być zgody ale należy tym dążeniom dać opór).
21 lipca o godz. 12:44 54667
Propaganda…
Pytanie
A ile mamy na Ziemi szowinistów?
21 lipca o godz. 13:28 54668
Salam wyraźnie wyciąga wnioski mieszając kilka różnych faktów nie mających ze sobą nic wspólnego. Faktem jest, że aktualnie – i prawdopodobnie krótkoterminowo – padają działy gospodarki w których przeważnie pracują mężczyźni. Ale to nie znaczy, że to dowód, że kobiety są lepiej przystosowane do informacyjnego społeczeństwa czy że przejmują władzę.
Być może zresztą, że to też jest fakt, że kobiety są lepiej przystosowane do informacyjnego społeczeństwa i mają większą zdolność zajmowania najwyższych menadżerskich pozycji.
Jeżeli tak jest, to to wcale nie znaczy, że te dwa zjawiska mają jakikolwiek związek.
Jeżeli tak jest, to kobiety będą w przyszłości odgrywać dominującą pozycję w gospodarce i to dobrze. Zawsze powinien lepszy – niezależnie czy kobieta czy mężczyzną – zajmować ważne stanowiska. To napędza rozwój i jest dobre dla całego społeczeństwa. Nie widzę tu żadnego problemu. Jednak sztuczne pchanie kobiet na wysokie stanowiska – nawet przy braku kwalifikacji – uważam za kontra produktywne. Lepszy nie potrzebuje sztucznego poparcia, on przekonuje swymi zdolnościami.
Natomiast feminizm trzeba zdecydowanie popierać tam, gdzie kobiety są pozbawione swych podstawowych społecznych praw, a mianowicie w krajach muzułmańskich.
21 lipca o godz. 14:03 54669
Całkowicie zgadzam się z Marchewą. Podawane argumenty o rzekomej przewadze kobiet nad mężczyznami we współczesnej gospodarce na odległość pachną zwykłą ideologią, którą niektórzy ludzie chcą „nakarmić” głowy mniej rozgarniętej części społeczeństwa. Szkoda, że „Polityka” dołączyła do tego grona… Używanie łatwych do obalenia argumentów niezbyt dobrze świadczy o wiarygodności tygodnika opinii.
Do argumentu Marchewy o znikających miejscach pracy, można dorzucić jeszcze kilka innych uwag. Np. fakt, że kobiety stanowią większość studentów NIC NIE ZNACZY – ilość nie przekłada się w jakość. Kobiety w większości przypadków kończą kierunki humanistyczne, które mają znikomy wpływ na konkurencyjność gospodarki. Do tego, przynajmniej na moich dwóch kierunkach na UW, kobiety były dużo gorszymi studentkami, niż mężczyźni (dość zaskakujący zwrot po zdecydowanej dominacji dziewczynek w szkole podstawowej, i lekkiej w szkole średniej) – uzyskiwały gorsze wyniki, i, przynajmniej na moim roku, wyłącznie one odpadały w toku studiów.
Prowadząc własną firmę, również w zasadzie przestałem zatrudniać kobiety, bo w praktyce zawsze okazywało się, że mają dużo niższą wydajność pracy niż mężczyźni. Najgorsze było to, że kobiety dużą wagę przywiązują do edukacji „papierkowej” – zbierały masę certyfikatów, dyplomów, kończyły kursy i uczelnie podyplomowe, i…. nic z tego nie wynikało – kiedy przychodziło do realizacji realnych projektów, ta masa papierków w żaden sposób nie przekładała się na umiejętności, zdolność długofalowego myślenia czy kreatywność. Z tych względów po kilku latach prowadzenia firmy odpuściłem sobie zatrudnianie kobiet jako takich, i obecnie zatrudniam jedynie kobiety spełniające odpowiedni profil psychologiczny (niestety stanowią mniej niż 0,5% społeczeństwa, więc znalezienie ich nie jest prostą sprawą).
No i jeszcze jeden paradoks – ta rzekoma pozytywna zależność, między zdolnością konkurencyjną społeczeństwa, a udziałem kobiet w gospodarce/polityce/itp, którą tak bardzo starają się nam wcisnąć w gardło miłośnicy feministek, w rzeczywistości może być odwrotna… Zauważmy, że w okresie wzrostu znaczenia kobiet (i mniejszości rasowych) w gospodarkach państw zachodu, następowało równoczesne osłabienie pozycji konkurencyjnej tych państw względem państw azjatyckich – które, nie oszukujmy się, są dość rasistowskie, a praca kobiety w ich gospodarkach często sprowadza się do roli ładnego „mebla biurowego”.
Coraz częściej odnoszę wrażenie, że cywilizacja zachodu, bawiąc się w parytety, feminizm, polityczną poprawność, pogoń za CO2 i zbawianie świata, sama wbija gwoździe do własnej trumny, i za jakieś 100 lat będzie jedynie pośmiewiskiem dla reszty świata…
21 lipca o godz. 15:39 54672
@INTJ: Nie wiem, co na temat, o jakim piszę w blogu myśli moja redakcja. Ja prowadzę blog w swoim imieniu. Pozdrawiam
21 lipca o godz. 15:47 54673
@edwin: Tak mi się jakoś skojarzyło, bo to już nie pierwszy tego typu wpis na blogach Polityki – również pozdrawiam 😀
21 lipca o godz. 19:25 54675
Również popieram wpisy Marchewy (walka o równorzędne funkcjonowanie obu płci a co innego walka o uzyskanie jak najlepszych przywilejów czy chęć zwykłego rewanżyzmu) i INTJ (mam podobne obserwacje w kwestii wykształcenia kobiet co Pan. Dziewczynki po podstawówce nie mają specjalnie innego wyjścia niż szkoła średnia i studia, a jak trudno dzisiaj w Polsce uzyskać dyplom magistra to chyba nie trzeba ludziom inteligentnym udowadniać).
@edwin: Pisze Pan w ramach serwisu Polityki. To nie jest otwarty serwis, gdzie bloga w domenie blog.polityka.pl może założyć każdy. Tym samym Pana wpisy są traktowane jak artykuły w papierowej wersji pisma. Ja nie widzę różnicy.
21 lipca o godz. 19:40 54676
@INTJ:
z mojego punktu widzenia nie jest jasne, czy studentki na twoim roku miały gorsze wyniki dlatego, że się gorzej uczyły, czy dlatego, że profesorowie (dam sobie uciąć każdą część ciała, że kobiet wykładowców było mniej od mężczyzn) mieli uprzedzenia. Wszyscy wiemy, że wynik egzaminu to nie tylko miernik wiedzy;)
21 lipca o godz. 20:32 54678
nie wiem jak jest w krajach muzułmańskich ani arabskich / mniemam że nie ciekawie/ ale w naszym kraju kobieta jest dyskryminowana. Co do wydajności to w hucie przy odlewach być może . @ INTJ czy jakaś kobieta stanęła Cie na odcisk 🙂 ?
21 lipca o godz. 21:55 54681
@fmc: mogę tylko apelować, by różnicę dostrzec. Blog to blog, tygodnik to tygodnik.
21 lipca o godz. 23:15 54683
„Tezę swą dokumentuje przekonującymi liczbami.” – moim zdaniem nieprzekonującymi i źle interpretowanymi.
„Zdecydowana większość, bo 80 proc. miejsc pracy jakie wyparowały z amerykańskiego rynku od listopada ub.r. dotyczy mężczyzn (budownictwo i przemysł ciężki).” Oczywiście, ale nie dlatego, że pracują w nich mężczyźni, tylko, że te sektory najbardziej dotknął kryzys, czy jak kto woli spowolnienie gospodarcze. W tych gałęziach gospodarki dominują mężczyźni, bo często siła fizyczna odgrywa w nich jakąś rolę. Jak wróci boom budowlany (a kiedyś wróci), to budownictwo znowu zatrudni głównie mężczyzn, bo jakoś trudno mi sobie wyobrazić brygady kobiet budujących domy czy drogi.
„Zdecydowanie lepiej radzą sobie sektory tradycyjnie zdominowane przez kobiety: edukacja, opieka zdrowotna, administracja.” Oczywiście, że lepiej sobie radzą w trakcie kryzysu, ale nie dlatego, że są zdominowane przez kobiety, tylko dlatego, że w dużym stopniu są finansowane ze środków publicznych i nie poddane rynkowym regułom.
21 lipca o godz. 23:43 54684
Nawet, jeśli blogi są linkowane na głównej stronie wersji internetowej, traktuje się je raczej jako materiały „towarzyszące” – tym bardziej, że w „Polityce” blogi prowadzą ludzie niezwiązani bezpośrednio z tygodnikiem.
A co do dyskusji – jest faktem, że miejsca w sektorze produkcyjnym znikają ze Stanów i Europy od prawie dwóch dekad i są zastępowane niżej opłacaną i tymczasową pracą w sektorze usług – dotąd były w tym sektorze głównie kobiety, teraz dołączają mężczyźni. Faktem jest, że w produkcji uczestniczyli w przeważającej mierze mężczyźni, ale teza, że ich miejsce w gospodarce przejmą kobiety, jest mocno dyskusyjna; w krajach, gdzie teraz odbywa się produkcja, wykorzystuje się obie płcie, w przemyśle tekstylnym głównie młode dziewczyny. Dopóki nie dojdzie do rozbicia szklanych sufitów w korporacjach, rządzonych niemal bez wyjątku przez białych mężczyzn, nic się nie zmieni.
22 lipca o godz. 6:55 54688
@antymedia: Salam nie pisze, że „męskie” miejsca pracy znikają dlatego, że pracują w nich mężczyźni, tylko stwierdza fakt. Taki boom budowlany przynajmniej w USA nie wróci, bo musiałoby to oznaczać, że wróci podobna bańka kredytowa, która go sfinansuje. Tego chyba lepiej sobie nie życzyć. Podobnie bezpowrotnie znikają miejsca pracy w przemyśle, natomiast do objęcia miejsc pracy w nowych sektorach mężczyźni są gorzej przygotowani (statystycznie poziome wykształcenia). Proponuję dokładnie wczytać się w tekst Salam. Pozdrawiam
22 lipca o godz. 7:16 54689
Panie Edwinie
Po raz kolejny wskazuję na poważny błąd w rozumowaniu Pana Salam (Salam’a?). Antymedia ma całkowita rację cały artykuł to naginanie statystyki do tezy. Jeżeli padają wysokopłatne miejsca które są ousourcingowane zagranice to nie jest plus dla kobiet (zresztą w Indiach tych miejsc nie obejmują kobiety) to jest minus dla całej gospodarki USA. Te zakładane utrzymanie „kobiecych” miejsc pracy w cytuję „edukacji, opiece zdrowotnej, administracji” nie jest plusem gospodarki tylko jej obciążeniem (najbardziej podatkożerne sektory). Jak dla mnie cała analiza chwieje się gdy obnażyć ten błąd w założeniach. Te wysoko kwalifikowane kobiety może i zdobędą w USA przewagę ale będzie to pyrrusowe zwiększanie udziałów w kurczącym się rynku bo jeżeli pierwotne („męskie” używając rozumowania „feministów”) sektory nie wypracują zysku to te wtórne usługowo/państwowe („żeńskie”) nie będą miały czego przejadać. A pieniążków niespecjalnie jest już skąd pożyczać.
22 lipca o godz. 13:41 54694
Dobrą ilustracją tego, o czym pisze Marchewa jest dzisiejszy artykuł z GW „Szkoły publiczne w Detroit na skraju bankructwa” http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,33181,6845931,Szkoly_publiczne_w_Detroit_na_skraju_bankructwa.html
@edwin: Oto fragment tego artykułu „Szkoły w Detroit dostały właśnie prawie 150 mln dol. z narodowego planu stymulowania gospodarki prezydenta Baracka Obamy. Ale większość muszą, z godnie z założeniami planu, wydać na budowę nowych szkół i remonty.” Nie jest więc tak, że boom budowlany może być finansowany tylko z bańki kredytowej. O przenoszeniu, a nie znikaniu miejsc pracy w przemyśle napisał już Marchewa, więc nie powtarzam.
22 lipca o godz. 20:04 54704
Tezy Pana Salama rzeczywiście są mocno dyskusyjne i zideologizowane. Tak się składa, że prowadzę dwie organizacje pozarządowe i zatrudniam prawie same kobiety. Zatrudniam je nie dlatego, że są tańsze, ale dlatego że są lepsze w większości działań, którymi się zajmujemy. Nie jestem jednak feministą i nie wierzę w lepszy sfeminizowany świat, bo są dziedziny, w których kobiety się zdecydowanie nie sprawdzają. Myślę, że rynek pracy będzie się powoli bilansował w kwestii zatrudnienia w obu płciach. Wpłynie na to głownie rynek i zmiany kulturowe. Nie jestem do końca przekonany co do parytetów, ponieważ nie chciałbym, żeby kiedyś ktoś zmusił mnie do zatrudniania 50% mężczyzn. Naprawdę nic dobrego by z tego nie było. Mężczyźni i kobiety się od siebie różnią na bardzo wielu płaszczyznach, które dają im przewagi w różnych dziadzinach. Myślę, że wzrost, który kiedyś nadejdzie zmieni trendy, a zatrudnienie które wygeneruje rynek zielonych technologii i ICT dla odmiany pewnie w większości będzie wchłaniać głównie mężczyzn. ?Machizm? powróci i nie martwi mnie to i nie cieszy.