Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Antymatrix - Blog Edwina Bendyka Antymatrix - Blog Edwina Bendyka Antymatrix - Blog Edwina Bendyka

8.09.2009
wtorek

Google w Brukseli

8 września 2009, wtorek,

Wczoraj Komisja Europejska przesłuchiwała Google w związku z projektem Google Books.  W Stanach Zjednoczonych dobiega końca proces sądowy, którego wynikiem będzie porozumienie między Google, wydawcami, bibliotekami i autorami określające zasady dygitalizacji i udostępniania zdygitalizowanych książek. Sprawa ciągnie się już od kilku lat, trudno się dziwić – chodzi w istocie o rewolucję w obrocie książkami, na której ktoś zyska i ktoś może stracić. Optykę Google na tę sprawę przedstawia oficjalna witryna projektu Google Books.

Porozumienie amerykańskie dotyczyć będzie terytorium USA, jego konsekwencje dotkną jednak również wydawców europejskich. Stąd działania Komisji, by z jednej strony nie spóźnić się na pociąg i jednocześnie próbować narzucić maszyniście choć trochę własnych warunków. Stanowisko UE wykłada wspólne oświadczenie Viviane Reding i Charliego McCreevy, komisarzy unijnych, w którym stwierdzają, że najwyższy czas odsłonić nową e-kartę w dyskusji na temat dygitalizacji książek i praw autorskich.

Chodzi o to, by przystępując do cyfrowej rewolucji nie zmniejszyć ochrony praw autorów i wydawców do wynagrodzenia za swą pracę. Jednocześnie jednak dobrze byłoby skorzystać z potencjału, jaki daje udostępnienie milionów książek internautom. Olbrzymia część z nich jest niedostępna w obiegu księgarskim, ma często status utworów osieroconych. Jeśli są to dzieła, dla których autorzy zmarli przed 75 laty, można je bez obawy umieszczać w domenie publicznej. Z nowszymi jest jednak problem.

Europejscy uczestnicy sporu z Google obawiają się, że ugoda z internetowym gigantem stworzy de facto monopol w obrocie cyfrowymi książkami, a interes wydawców i autorów z Europy nie będzie właściwie reprezentowany. Google w odpowiedzi na te obawy daje ugodowe sygnały i przekonuje, że wszyscy będą szczęśliwi po akceptacji współpracy. Komisarze w swym oświadczeniu dostrzegają zalety „partnerstwa publiczno-prywatnego”, jednocześnie jednak pytają, co z projektami europejskimi, jak cyfrowa biblioteka Europeana, już w tej chwili zawierająca ponad 4 mln cyfrowych utworów. Istotę sporu dobrze relacjonuje The New York Times. Próbowałem poczytać coś ciekawego na stronie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Na stronie głównej nie było nic, więc wrzuciłem w wyszukiwarkę hasło Google. Efectus nullus.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 12

Dodaj komentarz »
  1. Jak rozumiem, google dygitalizując książkę, spodziewa się zysków. Najprostszą metodą zapewnienia sobie takowych, jest żądanie wyłączności na rozpowszechnianie dokonanej digitalizacji. I tak, jeśli Jagiellonka pozwoli zdigitalizować google „o obrotach…” Kopernika, to zapewne częścią umowy między google a Jagiellonką, będzie klauzula, że Jagiellonka nie ma żadnych praw do rozpowszechniania owej digitalizacji niż za pośrednictwem google. Tak oto tylnymi drzwiami cos co dotychczas było publiczne, ale niedostępne, stanie się dostępne ale prywatne. Doprawdy przewrotny sposób na „udostępnianie”.
    Jeszcze 30 lat temu każda firma która udostępniałaby „cyfrowo” zasoby takie jak „o obrotach…” za wystarczający powód do chwały uznałaby sam fakt zestawienia swojej nazwy z Kopernikiem. I to by działało jak reklama. Dzisiaj aby wydać Kopernika, trzeba go sprzedać za reklamy….Mam wrażenie że to trochę tak jak w przysłowiu: „co lepsze: dać się wystrychnąć na dudka, czy być wydutkanym na strychu?”. Oczywiście zaraz pojawi się chór ideowców, że tak właśnie MUSI wyglądać wolny rynek…;-). Bardzo głęboka jest wiara w ekonomie…Signum temporis…

  2. Z drugiej strony, jeśli porównać użyteczność Europeany (na którą w końcu poszły/idą poważne pieniądze podatników) i Google Books, to ta pierwsza wygląda raczej na jakis gabinet osobliwości, a nie cyfrową księgarnię/bibliotekę (system wyszukiwania również działa koszmarnie).
    Oczywiście, może wymienione projekty mają nieco inne cele, ale pokazują, że dominacja Googla wynika w dużej stopni z naszej (europejskiej) nieudolności w kwestii digitalizacji i udostępniania książek (nie tylko zabytkowych dokumentów).

  3. ciekawe, ale chyba pewna grupa wiekowa musi iść na informatykę/ja/. Komputer to maszyna a tekst pisany na papierze to jednak odrobina rzeczywistości/produkcja papieru/i natury 🙂

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. Abstrahując od sporu o wolny rynek, prawa autorskie, google books może się okazać niczym więcej jak zbiorem książek w wersji cyfrowej, które to e-książki tracą wiele, na rzecz książek papierowych, gdyż te drugie czyta się po prostu….wygodniej.

  6. Rzecz nie tkwi wcale w efektywności Google tylko w hipokryzji. Po pierwsze google zawłaszcza sobie cudzą własność i robi z nią co mu wygodnie nie dopuszczając do dyskusji zainteresowanych. Współczesne modele biznesowe nie uwzględniają faktu, że miliony osób mają jakieś prawa do swoich dzieł. Żaden serwis nie umożliwia korzystania z przysługujących ci praw własności w pełni. Zmuszają Cię do zbycia pewnej ich części przy akceptacji umowy przy czym należy przypuszczać, że sa to niedozwolone klauzule. Co zatem z tym tak hucznie ogłaszanym „świętym prawem własności” Widocznie takie prawo tylko google w odniesieniu do swoich produktów a nie np. ich autor.
    Po drugie czego google nie zdigitalizuje? Tego co nie zapewni zysku. Co to jest? Ktoś wie?
    Po trzecie działalność google łamie zasady prawa autorskiego w Polsce: http://prawo.vagla.pl/node/8631

  7. http://wyborcza.pl/1,75475,7011489,Bibliotekarze_chca_zdazyc_przed_Googlem.html
    Prywatny kapitał nigdy nie znaczy nic dobrego w takich obszarach…

  8. @kakaz
    Po pierwsze to jezeli dajemy Google mozliwosc zdygitalizowania naszych dziel to mozemy sie z nim umowic bo w tym biznesie sila lezy po stronie dostawcy danych a nie agregujacego te dane. Rownie dobrze mozna to zdygitalizowac samemu i pozwolic google znalezc strone z Kopernikiem w sieci – tez zarobi na reklamach i bedzie zadowolony.
    Po drugie zdaje sie ze Kopernik umarl juz jakis czas temu wiec prawa autorskie chyba wygasly? W tym momencie Google ma prawo poprostu ksiazke wypozyczyc i digitalizowac do woli – lub ja obfotografowac w czytelni.
    Po trzecie z punktu widzenia przecietnego obywatela to „publiczna” ksiazka kurzaca sie w jakiejs bibliotece jest tak samo dostepna jak gdyby byla zamknieta w sejfie na dnie morza. Przykladem niech bedzie Codex Gigas (http://www.kb.se/codex-gigas/eng/), ktory mialem przyjemnosc ogladac w rzeczywistosci. Polecam internet bo w realu pokazywano 2 strony przez 5 minut 5 osobom w slabo oswietlonym pomieszczeniu (zeby nie wyblakly) i przez szybe ktora dosyc dobrze odbijala wszystko co ponad nia.

  9. „Próbowałem poczytać coś ciekawego na stronie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Na stronie głównej nie było nic, więc wrzuciłem w wyszukiwarkę hasło Google. Efectus nullus”

    Ha. Jakby mi ktoś kazał zgadnąć, to w taki efekt bym strzelał. Strony internetowe polskich instytucji… na kilka dni przed wyborami na stronie ambasady PL w Waszyngtonie za nic nie dawało się doklikać do zasad rejestracji i głosowania. Ale nie powinienem narzekać, dało się je przynajmniej znaleźć wyszukiwarką..

  10. @zorro – chyba żyjesz w wymyślonym świecie: podjąłeś próbę umawiania się z google kiedyś? MOże dla początku i praktyki spróbuj umówić się z np. panią w kiosku co do ceny chusteczek higienicznych ciekawe czy tak prosty a przecież wolnorynkowy zabieg Ci się uda…
    Co do dostępności: dzieła Kopernika nie sa w domenie publicznej. Ale digitalizacja tych dzieł, zgodnie z Polskim prawem nie jest utworem! I jako taka nie podlega ochronie z tytułu praw autorskich. Zatem google nie ma prawa do wyłączności na cyfrowa kopię tego dzieła. Ot.co. A chce mieć….

  11. Poprawka, miało być: dzieła Kopernika SĄ w domenie publicznej.

  12. Obrót książki elektronicznej jest bardzo ciekawym i wygodnym rozwiązaniem. Nie wychodzisz z domu, by kupić lub iść do biblioteki, a wszystko masz w sieci. Jedyny minut całej sprawy to to, że jej rozwiązanie może jeszcze potrwać -, bo już ciągnie się od kilku lat. Miejmy tylko nadzieję, że ziszczenia sprawy dożyjemy.

  13. Skreśliłem kilka komentarzy do Pana ostatnich artykułów w „Niezbędniku”, a tutaj jest chyba dobre miejsce na doklejenie informacji o tychże: http://www.proconceptcommunications.blogspot.com

Dodaj komentarz

Pola oznaczone gwiazdką * są wymagane.

*

 
css.php