Po Kongresie Kultury Polskiej w Krakowie przeniosłem się do Brukseli, by wziąć udział w konferencji na temat kultury europejskiej. Uczestniczyłem w panelu na temat europejskości i pracy mediów, jeśli chodzi o informowanie o wydarzeniach kulturalnych. Po pierwsze, odkryłem porównując doświadczenia polskie z opiniami kolegów z innych krajów europejskich, unijnych i nieunijnych, że nie jest z nami tak źle. Francuzi narzekają, że nie widzą innej kultury poza swoją, traktując ją jako uniwersalną. Z kolei mieszkańcy mniejszych krajów narzekali, że ich media nie są w stanie m.in. ze względów finansowych zajmować się szerzej tematami spoza własnego podwórka. My szczęśliwie jesteśmy na tyle duzi, że mamy wystarczający rynek, by utrzymał dziennikarzy przygotowujących relacje z festiwali w Berlinie, Wenecji, Edynburga, itd. Jesteśmy przy tym nie dość duzi i zarozumiali, by nie dostrzegać, że nie jesteśmy epicentrum aktywności kulturalnej rangi międzynarodowej.
Jesteśmy na swój sposób europejscy, piszę na swój, bo czym jest europejskość? Niby każdy czuje, czym jest europejska tożsamość lub świadomość przynależności do pewnej przestrzeni kulturowej, lecz spróbujmy ją zdefiniować. Warto przypomnieć spór o konstytucję europejską, gdy próbowaliśmy przekonywać, że fundamentem tej tożsamości jest chrześcijaństwo. Francuzi się uśmiali, przekonując że nowoczesna europejskość jest dzieckiem oświecenia. Ktoś dorzucił islam jako element europejskiego dziedzictwa i zrobił się bałagan.
Czujemy więc, że europejska tożsamość istnieje, nie potrafimy jej zdefiniować, choć jeszcze kilka lat temu wiele osób obawiało się, że ta niezdefiniowana tożsamość stanie się zagrożeniem dla tożsamości narodowej. Pamiętam seminarium w Centrum Sztuki Współczesnej tuż przed referendum akcesyjnym, kiedy musiałem odpowiadać na pytanie, czy polska kultura przetrwa w zjednoczonej Europie?
Zakończony w ubiegłym tygodni Kongres Kultury Polskiej udowodnił, że z tą naszą kulturą nie jest tak źle. Polscy artyści dają sobie doskonale radę w Europie i na świecie, tak dobrze, że jak mówiła Joanna Mytkowska z Muzeum Sztuki Nowoczesnej w budowie, coraz trudniej ich zobaczyć w kraju. Kiedy więc zaczynamy mówić o intensywniej o tożsamości? Gdy czujemy jest zagrożona. Czyżby europejska tożsamość była zagrożona, czyżby przedstawiciele „starej Europy” czuli coś lub obawiali się czegoś, czego my nie czujemy?