Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Antymatrix - Blog Edwina Bendyka Antymatrix - Blog Edwina Bendyka Antymatrix - Blog Edwina Bendyka

6.01.2010
środa

Władza kobiet

6 stycznia 2010, środa,

„The Economist” zaczął rok od stwierdzenia, że wchodzimy w apogeum trwającej od kilku dekad rewolucji – po angielsku „empowerment of women”, czyli systematycznie rosnące znaczenie kobiet. Kryterium kluczowym dla „Economista” jest wzrost udziału kobiet na rynku pracy, w 2010 r. zbliży się on w krajach rozwiniętych do połowy, w niektórych, jak Stany Zjednoczone ma połowę przekroczyć. Co ważniejsze, od dłuższego czasu utrzymuje się korzystniejsza dla kobiet dynamika – globalnie na jedno miejsce pracy zajęte przez mężczyzn dwa obsadzają kobiety. W Unii Europejskiej, na 8 mln nowych miejsc pracy powstałych od 2000 r. 6 mln zajęły kobiety.

Co ważniejsze, kobiety zaczynają dominować w zawodach wymagających wysokich kwalifikacji. W USA zatrudnienie kobiet w kategorii „professionals” osiągnęło już 51 proc. Od dawna już także kobiety dominują jeśli chodzi o aspiracje edukacyjne: 60 proc. dyplomów uczelni wyższych w Europie i USA zdobywają kobiety, podobnie jest w krajach takich jak Iran i Turcja. Kryzys ujawnił, że gospodarki krajów rozwiniętych coraz mniej potrzebują mężczyzn (czy raczej tzw. „męskich” kompetencji), na cztery osoby tracące pracę w USA trzy były mężczyznami. Z kolei jeśli chodzi o przyszłość amerykańskiego Bureau of Labour Statististics stwierdza, że kobiety będą zajmować dwie trzecie miejsc pracy w 10 z 15 kategorii zawodowych notujących najszybszy rozwój. W końcu w 2011 USA przewaga kobiet studiujących na uniwersytetach nad mężczyznami osiągnie 2,6 mln.

Niedawno opisywałem w „Makroskopie” raport OECD dotyczący innowacyjności (?OECD Science, Technology and Industry Scoreboard 2009?). Wynika z niego wyraźnie, że w krajach takich jak Polska, Słowacja czy Turcja kobiety dominują w kategorii „Human Resources in Science and Technology” (kobiety stanowią ok. 60 proc. kadry naukowej w Polsce). Dane OECD, podobnie jak analiza „The Economist” potwierdzają to, co kilka miesięcy temu napisała na łamach „Foreign Policy” Reihan Salam wieszcząc „koniec macho”. Jej artykuł (omawiałem go w „Antymatriksie”) wzbudził szeroką dyskusję, również wśród czytelników tego bloga.

„Economist” słusznie zwraca uwagę, że wzrost i w końcu dominacja kobiet na nowoczesnym rynku pracy będzie miała daleko idące konsekwencje nie tylko ekonomiczne, lecz także społeczne, kulturowe i polityczne. Póki co nie widać przewagi kobiet w strukturach władzy, jak jednak prognozuje Alain Tourraine w fundamentalnym opracowaniu „Le monde des femmes”, nadejdzie ona nieuchronnie. Emancypacja ekonomiczna kobiet łamie utrwaloną przez tysiące lat konstrukcję społeczeństw ludzkich, w których zasadniczą linie podziału i porządku społecznego wyznaczała pleć. Pisze o tym francuski antropolog Maurice Godelier w książce „Au fondement des sociétés humaines : ce que nous apprend l’anthropologie”:

seksualność we wszystkich tych społeczeństwach oddana była na usługi wielu rzeczywistości (ekonomicznej, politycznej), które nie mają bezpośrednio nic wspólnego z seksem i płciowością. U Baruyów fakt, że jest się kobietą, a nie mężczyzną oznacza, że nie dziedziczy się ziemi, nie ma się prawa do noszenia broni, nie ma się dostępu do obiektów sakralnych i znajduje się w stanie niezdolności społecznej, materialnej, psychicznej, symbolicznej, bez możliwości reprezentowania społeczności jako ?całości? i określania, co jest dobre dla wszystkich. Podporządkowanie osobiste, indywidualne i kolektywne kobiet mężczyznom, jednej płci drugiej jest wyrazem generalnego podporządkowania jednej ze sfer życia, seksualności w dwóch postaciach ? seksualności-pożądania i seksualności-reprodukcji potrzebom reprodukcji innych relacji społecznych, relacji ekonomicznych, politycznych i pozostałych.

Mężczyźni władzy jednak łatwo nie oddadzą, doskonałym tego dowodem sprawa sprzed kilku tygodni wywołana protestem prof. Małgorzaty Kossut, która sprzeciwiła się, że na liście 23 uczonych zaproszonych do udziału w PAN jako członkowie-korespondenci znalazła się tylko jedna kobieta. Cóż, wbrew ogólnej statystyce polskiej nauki w jej strukturach dominują mężczyźni (z chlubnym wyjątkiem ministerstwa nauki). W powołanej przed kilkoma tygodniami Społecznej Radzie Narodowego Programu Redukcji Emisji Gazów Cieplarnianych nie ma chyba ani jednej kobiety, a ceremonia wręczenia nominacji przypominała konklawe. Zamiast jednak tkwić w przekonaniu, że tak będzie zawsze lepiej jednak przyglądać się globalnym trendom, zarówno tym z krajów bardziej rozwiniętych, jak i tych, na które patrzymy raczej z wyższością. Turcja, kraj tradycyjnie muzułmański może pochwalić się najmniejszymi dysproporcjami płacowymi między mężczyznami i kobietami na stanowiskach naukowo-badawczych. Obecną irańską rewolucję napędza w dużej mierze gniew świetnie wykształconych, lecz dyskryminowanych kobiet.

Polskie kobiety miałyby również wiele powodów do gniewu. Zamiast czekać na jego ewentualny wybuch, o wiele lepiej byłoby wprowadzić do życia publicznego zasadę parytetu. To żadna łaska, to zwykły rozsądek podpowiadający, że marnujemy w Polsce olbrzymi potencjał. To typowy przykład, by użyć języka ekonomicznego  wielkiego „market failure”: wbrew teorii wolny rynek demokracji nie alokuje zasobów w sposób optymalny, prowadząc do ich suboptymalnego ze społecznego i osobistego punktu widzenia wykorzystania. Zasada parytetu to najlepszy sposób na złagodzenie tej niedoskonałości, czego dobrze dowodzi przykład krajów skandynawskich.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 31

Dodaj komentarz »
  1. nieco przewrotnie: a może ten trend to nic innego jak postępująca minimalizacja kosztów pracy [w końcu równośc pensji to w globalnej perspektywie nadal mrzonka]:D

  2. W czym według Pana miałby przejawiać się ten wybuch gniewu polskich kobiet? Mógłby Pan rozwinąć wątek?

    Ostatni artykuł to czysta propaganda. Warto czasami podać argumenty za i przeciw a nie bezsensownie gardłować za „jedynym słusznym rozwiązanie”. Osobiście jestem przeciw parytetom co nie znaczy, że nie dostrzegam ich pewnych pozytywnych cech.
    Pozdrawiam

  3. Przy takiej dynamice zmian może warto zacząć już myśleć o zabezpieczeniu pozycji mężczyzn? Brzmi to trochę dziwnie ale brak równowagi w drugą stronę może być nie mniej niekorzystny a szkoda by było do niego doprowadzić wiedząc to co dziś wiemy.

    Zastosowanie parytetów w systemie demokratycznym (i określanie go nadal tym mianem) budzi we mnie poważne wątpliwości. Być może należałoby zreformować jakoś „zachodnią demokrację” albo nawet zamienić ją na inny system nie będący demokracją. Przedyskutujmy to! Od dyskusji jeszcze nikomu się krzywda nie stała. Ale nazywanie demokracją systemu, w którym tak jak u Baruyów o pozycji społecznej decyduje płeć to grube nadużycie.

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. Świetny tekst. W 3/4 opisuje ofensywę płci pięknej która (jeśli wierzyć autorowi) zdobywa przewagę w każdej niemal dziedzinie w wielu całkowicie nieomal rugując płeć brzydką (tak jak to w Polsce stało się np. w szkolnictwie czy sądownictwie rodzinnym) z drugiej i to jest przerażające tekst kończy konkluzja MAŁO!. Jedynym wyjściem wobec postępującej przewagi kobiet jest… sztuczne jej zwiększenie poprzez głęboko niedemokratyczny system parytetów. Aż prosi się o dodanie że walka klasowa zaostrzać się musi nieuchronnie wraz z postępem rewolucji.

    W mojej skromnej opinii wiara w parytety to wyraz właśnie głębokiej pogardy dla kobiet. Postrzegania ich jako płci słabszej, której za wszelką cenę, nawet wbrew jej własnej woli należy pomagać. A im bardziej się pomaga tym jest gorzej (przykład Skandynawii). Kobiety w sferze społecznej radzą sobie nie najgorzej a że PAN ich nie zaprasza? Podobno nauka ma być niezależna politycznie toteż wtrącanie się do tego kogo szanowne profesorskie grono zaprasza i wyznaczanie obowiązkowego limitu płci nie jest chyba w świetle tej niezależności najlepszym pomysłem.

    Przy okazji kobiet w nauce wielce bym rad poznać pogląd autora na treści zawarte w felietonie znanej profesor feministki o energetyce atomowej (profesor jest od etyki ale jak widać w mieszaniu atomu i feminizmu to nie przeszkadza).

    http://wyborcza.pl/1,80322,7067745,Meska_energia_jadrowa.html

  6. @Marchewa: Krotko tylko, napiszę więcej w poście: Pani Profesor zawodowo jest etykiem, jest także obywatelką demokratycznego kraju, ma więc prawo wypowiadać się również na temat rozwoju energetyki, w tym jądrowej używając w tym celu zwrotów retorycznych, jakie uzna za stosowne. Np. prof. Jaworowski mówi o energetyce jądrowej, że jest ekologiczna, co bardzo irytuje wielu przedstawicieli ruchów ekologicznych. Użycie zwrotu „męska” jest w dużej mierze zasadne, jeśli weźmie Pan pod uwagę wspomnianą przez mnie informację o składzie Rady Programu Redukcji Emisji.
    Jeśli chodzi o parytet to Pan nie doczytał, to że kobiety zyskują przewagę pod względem kapitału intelektualnego nie oznacza, że mają ją np. w postaci kapitału politycznego. Tu są wyraźnie dyskryminowane, co jest ewidentnym marnowaniem cennych społecznych zasobów. Społeczeństwa, które to zrozumiały i przeciwdziałają temu, rozwijają się szybciej.

  7. Hm, oprócz „przewrotego” komentarza h2olsa wziąłbym pod uwagę jeszcze jeden aspekt – ogólnych zmian postępujących w świecie, powodujących, że „męskie” zawody są coraz mniej potrzebne, przynajmniej w krajach, o jakich tu wspomniano.
    Jeśli zamykamy fabrykę samochodów, to zapewne pracowało tam więcej mężczyzn.

  8. >rs_: Pomysł z kobietami na traktorach się jednak nie sprawdził.

  9. @steelman: Ależ ja nie mam na myśli zastępowania mężczyzn przez kobiety. Zresztą mam potworny katar i stąd może gdy czytam obecnie fragment „Kryzys ujawnił, że gospodarki krajów rozwiniętych coraz mniej potrzebują mężczyzn (czy raczej tzw. ?męskich? kompetencji), na cztery osoby tracące pracę w USA trzy były mężczyznami.” to widzę, że EB zawarł tu już tę uwagę, tylko nie rozwinął, a ja może wziąłem ją za własną i jako taką podałem.
    Tyle, że akurat to trochę kłóci się z tą wyższością kobiet, bo można tu wysnuć wniosek, że w takich USA masowo jeszcze potrzebne są po prostu mniej wymagające miejsca pracy. A już na pewno taki wariant trzeba wziąć pod uwagę, gdy zaczynamy interpretować statystyki.

  10. Chyba niektórzy Panowie się przestraszyli…A kto się boi,ten czasem bije na oślep! co widać…

  11. @h2ols:nie widze nic przewrotnego w Twoim komentarzu: kobiety zarabiaja mniej, a ich kompetecje czesto sa na wyższym ( choc czasami na takim samym lbo niższym) poziomie niz męższczyzn. Prawda jest taka, że kompetencje potrzebne aby wykonywac wiekszość zawodów nieprodukcyjnych sa zasadniczo niepotrzebnie zawyzane. O ile R&D wymaga jakiejs tam wiedzy o tylemarketing jest czyms z czym swietnei sobie radza wrecz ludzie bez wyksztalcenia, i wprowadzanie jakichs standardow tam gdzie wystarczy spryt zyciowy i odrobina cwaniactwa jest po prostu tylko wyrazem „korporacyjnosci” zawodu.
    Slowem: minimalizacja kosztow jest czescia procesu optymalizacji. Prawda jest taka, że wobec automatyzacji produkcji praca ludzi jest coraz mniej warta i coraz mniej potrzebna…

  12. @ewa

    „Chyba niektórzy Panowie się przestraszyli?A kto się boi,ten czasem bije na oślep! co widać”

    Przyznam że wolałbym raczej argumenty od złośliwych uwag o biciu na oślep.

    „Jeśli chodzi o parytet to Pan nie doczytał, to że kobiety zyskują przewagę pod względem kapitału intelektualnego nie oznacza, że mają ją np. w postaci kapitału politycznego. Tu są wyraźnie dyskryminowane, co jest ewidentnym marnowaniem cennych społecznych zasobów. Społeczeństwa, które to zrozumiały i przeciwdziałają temu, rozwijają się szybciej.”

    Korelację miedzy równouprawnieniem (a de facto uprzywilejowaniem) kobiet a szybkością rozwoju uważam za nadużycie. Nie ma w mojej opinii dostatecznie wiarygodnych przesłanej pozwalających łączyć te dwa fakty (są natomiast przykłady szybko rozwijających się krajów w których tego równouprawnienia nie ma w ogóle).

    Pozwolę sobie wygłosić kontr-tezę. Mianowicie w mojej opinii sztuczne uprzywilejowane kobiet spowoduje właśnie spadek tempa rozwoju. Oznacza ono bowiem jedno, przy wyborze pracownika jako pierwotne kryterium nie będą używane kompetencje ale płeć.

  13. I tu się zgadzam, wiele regół wprowadzanych w dobrej wierze, po pewnym czasie wyradza się i staje się karykaturalna. W mojej opinii przy wyborze pracownika powinny liczyć sie jedynie jego kompetencje, no i oczywiście wymagania finansowe. Wraz z parytetem proponuje się jeszcze jawne kryterium płci. Oczywistym jest pytanie: jeśli będziemy mieli bardziej kompetentnego mężczyznę to czy, ze względu na parytet, mamy z niego zrezygnować na rzecz mniej kompeterntnej kobiety? W ten sposób prawnie sankcjonujemy jawny absurd. Sytuacja nie jest także komfortowa dla ambitnych kobiet, które do końca już nie będą wiedziały czy obecną wysoką pozycję zawdzięczają swoim nieprzeciętnym kompetencjom czy może płci. W USA dzięki akcji afirmacyjnej wielu afroamerykanów dostało się na dobre uniwersytety, jednak dylematy jakie przeżywali przynajmniej niektórzy z nich dobrze zobrazował jeden z bochaterów serialu „Ostry dyżur”, który dowiedział się że doatał się na studia właśnie dzięki temu że jest ‚czarny’, choć do tej pory przekonany był że wywalczył sobie miejsce jedynie dloatego że był dobry. Mój wniosek jest taki że należy bezwzględnie walczyć ze wszelkimi rodzajami dyskryminacji ale ustasnawianie parytetów jest po prostu ślepą uliczką

  14. @ewa, tak, bijemy na oślep.

    @inni:
    Co do kapitału intelektualnego i różnych protestów:
    „Mężczyźni władzy jednak łatwo nie oddadzą, doskonałym tego dowodem sprawa sprzed kilku tygodni wywołana protestem prof. Małgorzaty Kossut, która sprzeciwiła się, że na liście 23 uczonych zaproszonych do udziału w PAN jako członkowie-korespondenci znalazła się tylko jedna kobieta.”

    Na stronach olimpiady matematycznej dla liceów i gimnazjów można znaleźć listy uczestników. Piszę o tym konkursie, bo nie znajduję żadnej dyskryminacji dla płci uczestników olimpiad w polskiej szkole, a w dodatku przeprowadzane niedawno badania wykazały, że dziewczynki/dziewczęta mają w szkole średnio lepsze wyniki z matematyki od chłopców (co odpowiada tezie o lepszym obecnie kapitale intelektualnym dziewcząt).
    Policzyłem (dość pobieżnie) imiona.
    W gimnazjum w tym roku pierwszy etap przeszło trochę więcej chłopców niż dziewcząt. To trochę wbrew lepszemu kapitałowi intelektualnemu dziewcząt, ale idźmy dalej.
    W zeszłym roku na końcowym etapie w gimnazjum było 17 dziewcząt na 91 laureatów.
    Jeszcze większa dysproporcja jest na etapie licealnym. W XV edycji wśród 119 lauretaów było 5 dziewcząt.
    Jako ciekawostkę podam, że na wydziale matematyki UW wśród studentów jest więcej dziewcząt.

    Jak to interpretuję?
    Znów, potrzebowałbym więcej informacji o rodzaju i charakterze „kapitału intelektualnego” zdobywanego przez kobiety. To, że dziewczęta mają lepsze wyniki w standardowych szczeblach nauki, wcale nie dziwi. Są na ogół bardziej układne, lepiej idzie im praca „od … do”. To, że to chłopcy częściej osiągają najlepsze wyniki też w sumie nie dziwi. To chłopcy nie mogą usiedzieć na jednym miejscu szukając dziury w całym, a to jest niezbędne przy rozwiązywaniu problemów niestandardowych.

    Czy to się przekłada na kapitał polityczny?
    Otóż ośmielę się postawić tezę, że wcale nam na co dzień nie są potrzebni „błyskotliwi” politycy, ale porządni. I by nieco wyprzeć tych „błyskotliwych” może warto zastosować parytet na listach wyborczych. Ale nijak się to ma do kapitału intelektualnego.
    Natomiast sporo ma to wspólnego z kapitałem, nazwę go „pracy”. W przypadku coraz powszechniejszych standardów (procedury, przepisy itp.) kobiety sprawdzają się zapewne tak samo lepiej, jak podczas przygotowań do klasówki w szkole.

    @Marchewa, @Seba – słowo parytet pada u EB w sensie życia politycznego, czyli zapewne chodzi tylko o listy wyborcze.

    I jeszcze @ewa: ze strachu bijąc na oślep wychowałem dwie córki rozglądające się właśnie za doktoratami ;).

  15. Dwadzieścia pięć lat temu pracodawca powiedział mi bez ogródek,że nie mogę zarabiać tyle samo,co kolega z tym samym wykształceniem,stażem i stanowiskiem,bo jestem kobietą.Wiedzieć o tym ze statystyk a usłyszeć to w twarz,to zupełnie co innego.Dziś już nie wypada tak powiedzieć,ale fakty są takie same.Dlatego kpiny z feminizmu bolą…

  16. Kiedy zdawałam na dość elitarne studia był tam „cichy parytet” 50%,ale dziewczyn startowało więcej,więc to chłopcy byli uprzywilejowani.Jakoś nie rozpaczałyśmy z tego powodu.

  17. Kilka luznych spostrzezen:
    1. Wlasnie wrocilam z wycieczki do pieknego przyrodniczo kraju, raju dla fotoamatorow – tacy znalezli sie i w naszej grupie. Najwyzszy stopien profesjonalnosci (bo to juz perofesjonalizm) reprezentowaly trzy panie. Wszystkie osoby samotne. Najlepsi panowie, jednak troche gorsi, byli zonaci i dzieciaci. Ich rodziny pozostale akurat w domu, i w ogolnosci nie przeszkadzaja im w doskonaleniu sie w trudnej sztuce fotografowania i sledezenia nowosci w sprzecie.
    2. W ubieglym juz roku bylam na uroczystosci wreczenia najrozniejszych nagrod w najbardziej prestizowym liceum w pewnym miescie w USA. Prawie wszystkie kilkanascie, nagrod, stypendioww, wyroznien z matematyki dostaly wlasnie dziewczyny – zreszta naogol Azjatki. Czyli nieco starsze niz uczennice pierwszych klas podstawowki, ponadto absolutnie nie mozna powiedziec, ze szkola amerykanska, zwlaszcza ta bardzo dobra nakazuje sie uczyc „od – do”, a nie zmusza do samodzielnego myslenia. Dot. to wszystkich przedmiotow, w tym matematyki rowniez.
    3. Sfeminizowane jest na calym swiecie szkolnictwo, coraz bardziej tez wyzszy personel medyczny. Ale, o ile w Polsce przynajmniej jeszcze niedawno zawod ginekologa, byl domena cwanych panow, o tyle w Ameryce ginekolodzy plci meskiej to juz starsze niedobitki. . Branze przejely kobeity, tworzac naogol trzyosobowe „fabryczki dzieci”. A dla czego? Bo w Ameryce jest to zawod wymagajacy 24/7 gotowosci, stad te kooperatywy, zeby moc wyjechac chociaz na 7 dni i zostawic pacjentke w znajomych rekach. Ponadto sumy jakie placi sie obecnie za ubezpieczenie od odpowiedzialnosci medycznej w razie komplikacji porodowych zniechecaja panow. Kobiety ubezpieczaja sie wspolnie, co im wychodzi taniej. A panowie wybieraja obecnie masowo zawod radiologa, gdzie nawet nie wychadzac z domu mozna zarabiac setki tysiecy. Technik wykona zdjecie i przesle do domu lekarza do opisania. Czyli panowie po prostu wybieraja zawody mniej odpowiedzialne, czy frustrujace.
    4. Zarowno autor artykulu, jak i Economist nie wspominaja o ciagle istniejacym zjawisku tzw „szklannego sufitu”, czyli awans do pewnego stopnia. I prosze nie wspominac o taki cudownych wydarzeniach jak CEO’s w Pesi Coli plci zenskiej i na dodatek Hinduska, czy tez o prezydencie owych Indii – kobiecie, kiedy w Indiach w dalszym ciagu analfabetyzm kobiet wynosi 50%.
    Ale w ogolnosci idzie ku lepszemu!!

  18. @ewa
    Odnoszenie obecnej sytuacji do tej z przed 25 lat jest bezsensowne. Zakłada Pani, że nic się nie zmieniło. A Świat nie stoi w miejscu. 25 lat to cała epoka. Mężczyźni się zmieniają chociaż nie jest to proces rewolucyjny a ewolucyjny. Natomiast kobiety chcą jedynie zmian jedynie w tych obszarach które są dla nich korzystne. Tam gdzie one są uprzywilejowane to nich zostanie tak jak jest np. wiek emerytalny, urlop macierzyński, przy rozwodach dzieci do matki itp. Temat rzeka, bo równouprawnienie kobiet i mężczyzn przynosi zmiany (dobre i złe), które dotkną obie płcie. Tak tylko przykładowo rzucę jeden temat: kobieta nie zwiąże się z mężczyzną o niższym statusie niż ona (mam na myśli długotrwały związek a nie przelotny romans), raczej wybierze staropanieństwo (ops bycie singielką). Mężczyzna nie ma takich oporów. Jeżeli faktycznie mamy, będziemy mieli dużo więcej kobiet z wykształcenie wyższym niż mężczyzn (w Polsce nie należy mylić wykształcenia z faktyczną wiedzą). To wg Pani będzie tak fajnie?

  19. @rs

    „Czy to się przekłada na kapitał polityczny?
    Otóż ośmielę się postawić tezę, że wcale nam na co dzień nie są potrzebni ?błyskotliwi? politycy, ale porządni. I by nieco wyprzeć tych ?błyskotliwych? może warto zastosować parytet na listach wyborczych. Ale nijak się to ma do kapitału intelektualnego.”

    W mojej opinii nie ma i nie będzie korelacji między ogólnie wykazywanymi cechami kobiet (tą mityczna juz pracowitością i kooperatywnością) a ich postawą w polityce. Polityka, zwłaszcza na wyższych poziomach, to zawód bardzo konkurencyjny w którym od zawsze liczyły się cechy o bardziej „męskim” charakterze (rywalizacja, konkurencja, bezwzględność) i kobiety o takich cechach dochodziły do wysokich stanowisk. Żaden parytet tego nie zmieni. Nie odmieni tez polityki jakościowo. To tylko nośny propagandowo mit stworzony przez ruchy feministyczne.

    „słowo parytet pada u EB w sensie życia politycznego, czyli zapewne chodzi tylko o listy wyborcze”

    Czytając wcześniejsze „feministyczne” deklaracje autora i częste powracanie do niedostatecznej feminizacji nauki jako argumentu uważam że nie tylko. Dla mnie osobiście parytet jest niedopuszczalnym złamaniem liberalnej tradycji równości szans i to w imię przyspieszenia przemian które i tak zarówno w opinii EB jak i piszącej tu graga05 i tak zachodzą ale nie dość szybko. Stanowi on dla mnie niedopuszczalną próbę manipulacji przy podstawach demokracji i liberalnego kapitalizmu tam gdzie jest on w trakcie samoregulacji. Co gorsza obserwując feministki mam niemiłe wrażenie że w tej walce chodzi nie tyle o dobro kobiet co o polityczne kariery kilku wątpliwej jakości działaczek i o różnego rodzaju stanowiska ds. równouprawnienia co jak udowodniła Pani Jaruga-Nowacka rezultatów kobietom nie przynosi ale za to na kosztowne wycieczki na koszt podatnika pojeździć można. Feministka podobnie do ekologa to oprócz postawy społecznej także intratny zawód, niestety.

  20. @graga05
    Pytania do „kilku luźnych uwag”:
    Ad. 1. Czy to był konkurs jakiś, czy też opinia o profesjonaliźmie kobiet to Pani prywatna ocena? Osoba w związku i z dziećmi bez względu na płeć zawsze będzie miał mniej czasu na rozwój osobisty niż singiel. Jak ma Pani męża i dzieci to powinna Pani o tym wiedzieć.
    Ad. 2. Rozumiem, że ten jeden losowo wybrany przykład rozciągamy na całość populacji? To ja dla kolorytu napiszę, że w moje klasie w liceum (było to 15 lat temu) z fizyki i matematyki dobrych było 10 chłopców i 1 dziewczyna (skończyła zresztą matematykę i zrobiła doktorat i jest singlem).
    Ad. 3. Sfeminizowane dziwnym zbiegiem okoliczności są zawody utrzymywane z budżetu (szkolnictwo, służba zdrowia itp.). Proszę nad tym pomyśleć. Czy nie jest to dziwne? Co do ginekologów płci męskiej to jako facet w ogóle ich bym tam nie widział ale żona twierdzi, że mężczyźni są delikatniejsi od kobiet przy badaniu i dbają o różne drobiazgi np. ogrzane narzędzia czy udzielanie wyczerpujących informacji. Z kobietami ginekologami w Polsce bywa różnie.
    Ad. 4 Proszę poczytać o „szklanej podłodze”. To nie żart a określenie wobec ograniczeń stawianych mężczyzną. My musimy robić karierę, bo presja otoczenia itp. I proszę pomyśleć o relacjach już damsko-męskich w kontekście równouprawnienia.

  21. @rs, to prawda że słowo ‚parytet’ pada w kontekście list wyborczych, jednak to o czym pisałem w dalszym ciągu pozostaje aktualne. Nie ma znaczenia czy dzięki swojej płci dostaniesz posadę w firmie czy zostaniesz wciągnięty na listę wyborczą, w dalszym ciągu znaczy to tyle że o twojej pozycji zadecydowały nie kompetencje a biologia. Może nie czepiał bym się ale w czasach w których tyle mówi się o profesjonaliźmie wprowadzanie zasad kłocących się z nim wydaje mi się dziwne.
    Jeśli chodzi o interpretację różnic w wynikach chłopców i dziewcząt na róznych etapach ich rozwoju to powody te znane są już od dawna. Propozycje na podstwie tych interpretacji są takie że chłopców i dziewczęta powinno uczyć się w zupełnie inny sposób. Unifikacja prowadzi bowiem na początku do faworyzowania dziewcząt (stąd ich lepsze wyniki w podstawówkach) a potem szala przechyla się na stronę chłopców (lepsze wyniki na wyższych posiomach edukacji).
    Ja też myślę że bardziej niż politycy błyskotliwi potrzebni są nam politycy solidni, nie jestem jednak przekonany czy parytet może to zmienić. Zły jest system polityczny w Polsce a ludzie są tylko jego pochodną i jeśli system się nie zmieni to myślę że nawet parytet 70% nie wniesie tu nowej jakości.

  22. Obawiam się, że wprowadzenie parytetu nie spowoduje lepszego gospodarowania intelektualnym kapitałem, który mamy do dyspozycji. Ciągle uważam, że skoro w Sejmie mamy 100 kobiet, które niczego razem nie potrafią zrobić dla innych kobiet, to skąd pewność, że jak będzie ich nawet 200, to coś zrobią? Podział przebiega wg partii, nie wg płci. (Jeśli strzeliłam gafę uznając, że Sejm miałby coś dla kogoś robić, to przepraszam.)

    Nie bardzo rozumiem też jak parytet na listach wyborczych ma zagwarantować – przy obecnej ordynacji – wejście do sejmu większej liczby kobiet. Potrafię sobie wyobrazić, że panie będą okupować dolne strefy list, a zagłosuje się na tych, co zawsze. Wilk syty i owca cała.

    Podzielam w 100% opinię Marchewy, że parytet to wyrafinowana forma upokorzenia kobiet – biedne, niezaradne, wesprzyjmy je. Wyczuwam w tym pewną protekcjonalność.

    Kobiety są inteligentne, pracowite, obowiązkowe i jak widać twardo i konsekwentnie prą do przodu. Nawet przeszkadzanie im niewiele tu zmieni. Tak samo, jak nic nie przeszkodzi w robieniu kariery inteligentnemu, pracowitemu mężczyźnie.

    Ja w życiu spotkałam się jeden raz z dyskryminacją ze względu na płeć. Za radą mojego promotora starałam się o pracę na uczelni. Szefowa wydziału powiedziała mi: „Nie interesuje mnie zatrudnianie kobiet”.

    Przykładem na nie, co do rozwiązań ulepszających siłą rzeczywistość jest wg mnie Francja. W Assemblee Nationale jest, mimo parytetu, mniej kobiet niż w polskim parlamencie. No, ale tam mają przynajmniej świetne regulacje prorodzinne.

  23. @fmc, „kobieta się nie zwiąże”,bo traktuje partnera podmiotowo, mężczyżnie często wystarcza,żeby wyglądała jak Doda.Chociaż znam takie,co się związały.

  24. Panie Bendyk , a mialem Pana za mądrego goscia . Niech Pan łaskawie nie powołuje sie na wątpliwe i przemijajace autorytety . Lepiej na własny ogląd sprawy . Cała cywilizacja to dorobek męzczyzn . Jak juz wyżej ktos mądrze dostrzegł ich wyższe statystycznie wykształcenie ZAWSZE jest zwiazane z zawodami wtórnymi , „biorącymi ” a nie tworzacymi . Im więcej powołamy durnych instytucji , urzędów itp. , tym więcej znajdzie się tam miejsc pracy ( zupełnie niepotrzebnych ) dla kochanych pań ! I koło sie zamyka . Jeśli np. UE powoła” Urzad ds. utylizacji świetlówek ” ( aby składować durnie wprowadzone energooszczędne ) to znajdzie tam niepotrzebnie zatrudnienie wiele pań . Będą klikać w kompy bez sensu . Żarówki nie wymyslą . Płyt k-g nie położą , instalacji elektrycznej czy CO nie założą ! A „prosty ” chłop tak ! I znowu kwasy , że mgr. od „ekologii żarówkowej ” zarobi mniej od glazurnika . I da capo ! Nie dość więc , że niszczą nas NAUCZYCIELKI sądzą SĘDZIE , pieprza głupstwa socjolozki , kulturolozki itp. ozdobne zawody to jeszcze Pan ?
    Jak powazny i niszczący naszą cywilizacje to problem mozna poczytać na portalu maskulizm .pl ! Polecam .
    Dam wam panowie prosty lecz wstrząsajacy przykład naszego rycerskiego podejścia które nas dołuje . Od jaja czyli narodzin ! Własnie bowiem wyszedł na wolność facet który jakoby pomagał pozbyć się dziecka sławnej Anecie Krawczyk ! Samej winowajczyni , podobno razem z nim latajacej po aptekach włos z głowy nie spadł ! Czy była ułomna umysłowo ? Czy była AŻ kobietą , co w tej sytuacji jest tożsame . Rozważcie dalej , gdyby nie testy DNA , Łyżwiński ( biedak nadal siedzi co jest hańbą prawną ) płaciłby jak za zboze do końca edukacji nieswojego dziecka , przy okazji utrzymując Anetę K !
    Idżmy jeszcze dalej . Każdy z nas , w podobnej sytuacji jest zdany pod wzgl. własnej i dziecka przyszłości na zdanie kobiety . Jeśli zostanie bezprawnie dopadnięty – płaci przez 25 lat ! Natomiast partnerka ma pełen wybór ! W wielu krajach może po prostu zamordowac dziecko ( aborcja ) nic nam nie mówiąc !
    Nawet jeśli dziecka chcemy ! W naszym pięknym kraju , moze zostawić dziecko w szpitalu , bez konsekwencji prawnych ! Zero zobowiązań , zero alimentów . My , społeczństwo , utrzymamy je z naszych podatków ! Wiem oczywiscie , że jest kupa chłopów nie płacących na własne dzieci , ale to juz inna kwestia . I mozna za to trafic do pudła ! Za inne długi zaś nie !
    Celowo zacząłem od tak drastycznego przykładu , aby wstrząsnąć pieknoduchami . Bo sytuacja jest zgoła inna niz opisuje to red. Bendyk .Jest coraz bardziej tragicznie głupia . Coraz mniej dzieci , coraz więcej ułomnych wcześniaków rodzonych przez coraz starsze kobiety . Coraz wiecej poprawnych lub zastraszonych samców . Coraz więcej głupich urzędów , głupich uczelni ,
    a jak się jeszcze „zgenderują ” zupełnie to koniec ! Zresztą , niedługo i tak wejdą tu Chińczycy . Jeśli nie zgłupieją jak my !
    Tytułem pociechy , dziś 08 01 2010 w TVN widziałem trzy młode wykształcone kobiety , które WIDZIAŁY zasadniczą róznicę w biologii , mentalności twórczej nawet małych chłopców . Ubolewały nad tym , że wychowanie chłopców jest całkowicie sfeminizowane ! Cud jaki , czy co ? Red . Prokop , był oczywiście bardziej sfeminizowany niz one !
    Pamiętajcie , że 96 % wypadków prz pracy dotyczy NAS , że żyjemy krócej , a pracujemy dłużej , że wytwarzamy 100% tego czego one nigdy nie wymyslą , ani nie wytworzą . Liste mozna ciągnąc w nieskończoność . I nawet kochamy je za to inne , czego w nas nie ma ! Ale nie na warunkach proponowanych przez feministki i wolnych od cochones panów !
    Wejdżcie jednak na portal maskulizm.pl . Warto !

  25. Panie Edwinie, odnośnie Pańskiego komentarza dot. felietonu p. Środy, to się nie mogę zgodzić. Nie widzę w tym wpisie Pani Profesor niczego merytorycznego, a tylko właśnie próby jakiś popisów retorycznych. Sporo osób, także Pan narzeka, że w debacie w Polsce zamiast argumentów merytorycznych dominują fajerwerki retoryczne i właśnie popisem tych ostatnich jest wspomniany felieton. Ogólnie jeżeli chodzi o Panią Profesor to ze smutkiem stwierdzam, że ostatnio staje się kolejnym ekspertem od „wszystkiego”.

    Jestem zwolennikiem parytetów, z tym, że osobiście opowiadałbym się za gdzieś zasłyszanym rozwiązaniem – 35%-35%(liczba do ustalenia), przy jednoczesnym zapewnieniu obu płciom parytetu na pierwszych miejscach listy wyborców. Znowuż narzekam, że prawa w Polsce jest pisane, żeby rozwiązać tylko doraźne problemy, nie patrząc w przyszłość i nie antycypując możliwych zmian społecznych. Takie rozwiązanie myślę, że mogłoby być długoterminowa.

    Co do argumentu, że to mężczyźni stworzyli cały dorobek naukowy – taaaa … dziwić się skoro obowiązywały jeszcze ostrzejsze normy niż w obecnym PANie?

  26. > Chyba niektórzy Panowie się przestraszyli?A kto się boi,ten czasem bije
    > na oślep! co widać?

    Czasem to wystarczy, zwłaszcza, gdy bardzo wielu bije na oślep w cele, które nie są od nich znacznie liczniejsze. Wtedy statystycznie większość trafia.

  27. >@fmc, ?kobieta się nie zwiąże?,bo traktuje partnera podmiotowo,
    > mężczyżnie często wystarcza,żeby wyglądała jak Doda.

    A kobiecie, żeby zarabiał i miał wpływy jak Łyżwiński lub Lepper. Lusterko, seksistko.

  28. Czy po tym wpisie nadal uważamy,że od 25 lat cokolwiek się zmieniło?

  29. Ponad 90% skazanych to również panowie.Dlaczego więc koszty/wysokie!/ ich utrzymania ponoszą również podatniczki?

  30. @Marchewa, @Seba, @inni
    > „W mojej opinii nie ma i nie będzie korelacji między ogólnie wykazywanymi cechami kobiet (tą mityczna juz pracowitością i kooperatywnością) a ich postawą w polityce. Polityka, zwłaszcza na wyższych poziomach, to zawód bardzo konkurencyjny w którym od zawsze liczyły się cechy o bardziej „męskim” charakterze (rywalizacja, konkurencja, bezwzględność) i kobiety o takich cechach dochodziły do wysokich stanowisk. Żaden parytet tego nie zmieni. Nie odmieni tez polityki jakościowo. To tylko nośny propagandowo mit stworzony przez ruchy feministyczne.”

    Hm, akurat ja posłużyłem się własnym rozumowaniem w tym punkcie, a nie zdaniem ruchów feministycznych.
    Oczywiście to takie rozumowanie z ;), ale zakładając skrajnie (idąc dalej), że narzucamy parytet nie tylko na listach wyborczych, ale także w samych instytucjach, to do polityki, przynajmniej teraz, trafić powinny kobiety, które teraz tam nie trafiają, bo nie są tak mocno zainteresowane rywalizacją, konkurencją i tak bezwzględne.

    > „Czytając wcześniejsze „feministyczne” deklaracje autora i częste powracanie do niedostatecznej feminizacji nauki jako argumentu uważam że nie tylko. Dla mnie osobiście parytet jest niedopuszczalnym złamaniem liberalnej tradycji równości szans i to w imię przyspieszenia przemian które i tak zarówno w opinii EB jak i piszącej tu graga05 i tak zachodzą ale nie dość szybko. …”

    Chyba rzeczywiście jest coś na rzeczy z tym feminizmem w nauce u EB.
    Ale co do „łamania tradycji równości szans” bym nie przesadzał, szczególnie z tą tradycją. Przede wszystkim należy odróżnić życie realne od teorii, czyli „liberalną tradycję równości”, którą w stosunku do kobiet może i miał na myśli nawet jakiś liberał 17-wieczny, od praktyki codziennej, bo nam się wydaje, że ostatnie 50 lat to wieczność, a przecież jeszcze kolejne 50 lat wcześniej kobiety także na obszarach dzisiejszej UE oficjalnie były tylko do garnków i rodzenia dzieci.
    Więc pamiętajmy, że mamy wolną wolę i możliwość kształtowania rzeczywistości, a nie tylko życia w oparciu o teorie.

    Dodam jeszcze od siebie dwie uwagi.
    1. Jak pisze Seba, najogólniej parytet też wydaje mi się rzeczą dziwną, z tym, że mieliśmy w życiu rzeczy znacznie dziwniejsze, jak to na przykład, że dziewczęta nie mogły studiować czy być kapłanami religii. A nie wystarczy tylko zmienić prawo, by rzeczy przestały się dziać lub zaczęły, czasami trzeba jeszcze zainicjować ruch i wskazać mu łożysko.

    2. Osobiście skłaniam się do systemu wyborów instytucji przedstawicielskich w okręgach (oprócz lokalnych) opartych na losowaniu. Praktyka pokazuje, że wybory oparte na listach wyborczych skutkują działaniem w polityce ludzi o cechach, jakie wymieniłeś, zainteresowanych władzą, a nie jakkolwiek definiowanym dobrem wspólnym, obejmującym ogół obywateli.
    Nie inaczej dzieje się z okręgami jednomandatowymi, choć patologie są tam nieco inne.
    Jeśli więc mamy do czynienia niejako z definicji z systemem patologicznym, to nie warto chronić jego podstaw. Wybory oparte o losowanie oczywiście powinny zakładać obowiązek służby publicznej w okresie kadencji wyborczej, coś na kształt obowiązkowej służby wojskowej, dobrze płatnej itd.
    Skład takiego Sejmu z losowania nie będzie przecież gorszy od obecnego. A problem parytetu zniknie jak ręką odjął…

  31. Ponoć do przewodzenia nadaje się tylko 20% populacji bez względu na płeć,więc nie wiadomo jakby to było z tym losowaniem.

  32. całkowita racja

Dodaj komentarz

Pola oznaczone gwiazdką * są wymagane.

*

 
css.php