Pół roku temu organizowałem razem z Instytutem Obywatelskim konferencję „Polska Otwarta i jej wrogowie”. Jej celem było przekonanie polityków, by przyjąć jako zasadę, że zasoby informacji, wiedzy i treści wytworzone ze środków publicznych były własnością publiczną, powszechnie dostępną dla obywateli. Dostępną bezpłatnie, w formie aktywnej, tzn. umożliwiającej przetwarzanie (np. tworzenie przez obywateli własnych serwisów w oparciu o dane administracji publicznej).
Dziś na spotkania u Michała Boniego ruszył zespół roboczy, który ma przygotować założenia procesu wdrażania idei „Polski otwartej” w życie. Zespół zgromadził przedstawicieli resortów edukacji, kultury, nauki, spraw wewnętrznych oraz przedstawicieli innych środowisk (organizacje pozarządowe, biznes). Jeszcze przed rokiem trudno było przekonać polityków, że zasada otwartości może być wehikułem wymuszającym m.in. modernizację administracji. Dziś coraz więcej z nich dostrzega, że system Open Government może poprawić jakość dialogu między władzą publiczną a stroną społeczną, a otwarcie zasobów wiedzy i kultury sprzyjać rozwojowi kreatywności i innowacyjności.
Łatwo nie będzie, można spodziewać się oporu materii nie tylko ze strony urzędników (jak stwierdził jeden z uczestników, boją się oni nie tylko utraty istotnego atrybutu ich prestiżu – władzy nad informacją. Jeszcze gorsza jest transparentność wymuszona przez zasadę otwartości, w wyniku której obywatele zyskają łatwy dostęp do wiedzy na temat wydatkowania środków publicznych oraz będą mogli naocznie się przekonać o jakości informacji publicznej gromadzonej przez naszą administrację). Nie inaczej jest jednak w nauce, gdzie system Open Access i Open Courseware oznacza odsłonięcie nie tylko tego co dobre, lecz również pokładów słabizny. Ważne, żeby tego procesu nie zostawić samym politykom. Nawet jeśli mają dobre intencje, muszą czuć społeczny nacisk. Naciskajmy więc, nie chcemy niczego specjalnego. Chcemy tylko tego, co nam się należy i za co już zapłaciliśmy.
21 października o godz. 21:25 64401
18 listopada organizujemy TransparencyCamp Polska właśnie na ten temat. Chcemy rozmawiać o otwartych, transparentnych rządach, ale też o tym, że nam się ta informacja należy. Zapłaciliśmy za nią nie raz! Serdecznie zapraszamy.
http://www.transparencycamp.pl
21 października o godz. 21:43 64402
czy mozna to jakos jasniej wyrazic ? Otwarcie zasobow wiedzy i kultury moze sprzyjac rozwojowi kreatywnosci i innowacyjnosci? Taki jezyk jest przeznaczony tylko dla tych ktorzy .. no nie wiem dla kogo 🙂
22 października o godz. 7:12 64405
Szanowny Panie Edwinie
Jakiś czas temu na użytek blogowej notki o stanie budżetu poszukiwałem prostej danej o wydatkach na różne rodzaje administracji i wojsko. Skończyło się na kilkugodzinnej wycieczce przez projekt budżetu z którego naprawdę niewiele można zrozumieć. Z pomocą w zakresie kwestii ilości urzędników przyszedł GUS (którego strona pod względem możliwości operowania danymi zatrzymała się gdzieś tam w połowie lat 90). O porównywaniu wydatków w różnych budżetach na przestrzeni lat mogę jedynie pomarzyć. Wymaga to wielogodzinnego data miningu.
A tymczasem w odległej galaktyce google’a powstają takie cudeńka:
http://www.google.com/publicdata/home
Dlaczego nie u nas?
22 października o godz. 8:06 64407
Piękna idea! Szczytny cel!
22 października o godz. 22:15 64415
Mam nadzieję, że wszystkie czasopisma i prace naukowe wydawane i przygotowane ze środków publicznych obowiązkowo będą musiały być udostępniane w internecie.
24 października o godz. 21:43 64464
Panie Edwinie, ja mam już 68 lat i nie mam czasu czekać. Widzę jak ciężko pracuje Pan Boni i chwała Mu zato. Ale z Jego pracy wciąż nic nie wynika. Tyle wspaniałej wiedzy [ Pańskiej choćby] i tyle mądrych myśli a my wciąż gramy w piłkę nożną bo igrzyska to jest to a czy ktoś widział, żeby polityk czzytał książkę?[ to nie moje, to Vargi chyba]. Naprawdę zniszczymy tę planetę ale przed tem Polskę. A ma taki potencjał. Takich cudownych ludzi. Ostatnio w Polityce był artykuł o niegłosujących. Przy całym szacunku dla autorów[ to wszak moje pismo] nie zauważyli [ bo dawno nie byli w tzw. terenie, wysyLają tam tylko kogos po sensacje], że prowincjonalna Polska ma się świetnie a nie glosuje, bo jej politycy nie są do niczego potrzebni, byle nie przeszkadzali.