Tegoroczna Nagroda Goncourtów, najważniejsze wyróżnienie literackie we Francji trafiła do Michela Houellebecqa. Jeszcze dwa lata temu przedstawiał się razem z Bernardem Henri-Levy jako wróg publiczny. Najnowsza jego książka, „La carte et le territoire” nie wywołała jednak, jak poprzednie skandalu, lecz wyrazy powszechnego uznania, zarówno wśród krytyków, jak i publiczności (dotychczas sprzedało się 170 tys. egzemplarzy dzieła, najlepszy wynik spośród 700 powieści, jakie trafiły do francuskich księgarń po wakacjach). Houellbecq był więc pewniakiem, teraz zaś może spodziewać się, że nakład sprzedany wzrośnie co najmniej czterokrotnie.
Mnie książka Houellbecqa spodobała się od razu, wystarczył tytuł, w którym kondensuje się cały problem zmagań człowieka z rzeczywistością i możliwością jej przedstawiania. To Alfred Korzybski, filozof polskiego pochodzenia i twórca semantyki ogólnej stwierdził, że „mapa to nie jest terytorium”, że rzeczywistość percypujemy za pomocą pojęć mających odbicie w układzie nerwowym, możemy więc dysponować różnymi mapami – reprezentacjami rzeczywistości. Kwestię tę podjął Gregory Bateson, pojawia się także u Borgesa i pewno w wielu innych miejscach w literaturze.
Houellebecq pisze jednak już po Baudrillardzie, kiedy rzeczywistość przestaje istnieć i zostają tylko mapy. „La carte et le territoire” to m.in. opowieść o rozpadzie rzeczywistości, tradycyjna geografia traci sens – „territoire”, czyli w książce stara słodka Francja przestaje istnieć, odzyskuje życie za pomocą artystycznej interwencji. Houellebecq uśmierca się w trzeciej części książki, pisząc tym niejako komentarz do teorii wartości współczesnego kapitalizmu – pozostaje po nim portret, za życia warty niespełna milion euro, po śmierci jego wartość wzrosła do kilkunastu milionów. Trudno o lepszą ilustrację zależności między „pracą martwą” a wartością wymienną.
9.11.2010
wtorek
Mapa nie jest terytorium, nagroda Goncourtów dla Houellebecqa
9 listopada 2010, wtorek,
9 listopada o godz. 15:02 64940
Bardzo mnie Pan zaciekawił. Holeubecq-a miałem za pornografa ( w sensie pornografii intelektualnej nie erotycznej – chodzi o produkowanie dzieł kiczowatych za to chwytliwie rzekomo kontrkulturowych i kontestujących rzeczywistość – taki bunt na sprzedaż) – a jego poprzednie książki nie wydawały mi się warte uwagi. Mam nadzieję, że dotrę w końcu do tej pozycji o której Pan pisze i ją przeczytam – po Polsku.
9 listopada o godz. 20:21 64948
Drogi Panie Edwinie,
nie mogę za Panem nadążyc ,a czasem,jak tym razem,
mam wrażenie,że Pan sam ma trudności z nadążaniem
za wartkim biegiem wydażeń,w tak zróżnicowanych obszarach.Nagroda Goncourtów,a chwilę wcześniej,
zażalenie na inteligencję włodarzy,mgnienie póżniej misja edukacyjna LEGO.Trzeba tytana.Chwała Bogu,że sam czuję się już zwolniony od wysiłków tytanicznych.
SLOW DOWN please..Przed Panem tyle wspaniałych wydażeń i obserwacji.Jest Pan nam potrzebny.
9 listopada o godz. 20:59 64950
@Max: bez przesady, nie sądzę żeby Pan miał problemy z nadążaniem, ja zaś w blogu piszę o tym, co mnie interesuje, czasem z większym, czasem z mniejszym sensem ale na tym polega blogowa formuła. Pozdrawiam.