Sporo się dzieje, więc w końcu zapomniałem podzielić się wrażeniami z XIV. już Biennale Sztuki Nowych Mediów we Wrocławiu. Dziecko Piotra Krajewskiego rozwija się fantastycznie, w tym roku całkowicie podbijając uczestników. Trudno się dziwić, skoro udało się ściągnąć takich gości, jak Stelarc i Istvan Kantor (wymieniam tylko tych, których performanse i prezentacje miałem okazję zaliczyć). Wnętrza Pasażu Pokoyhof, nieopodal synagogi Pod Białym Bocianem stwarzało doskonały nastrój do zastanawiania się nad sztuką naznaczoną piętnem technik cyfrowych.
Stelarc, człowiek który w swych projektach dociera do granic swojej cielesności zrobił fantastyczne wrażenie. Niezwykle skromny, starszy człowiek który zasłynął z brutalnych eksperymentów na swoim ciele (m.in. wyhodował sobie trzecie ucho na przedramieniu, docelowo będzie zaopatrzone w podłączenie do internetu; podwieszał się na linkach zaczepionych hakami do ciała; podłączał się do internetu umożliwiając odległej publiczności wpływać na ruchy ciała za pomocą zdalnych impulsów elektrycznych). We Wrocławiu pokazał performans, w którym swym ciałem sterował awatarem z Second Life, w rytm taktu pracy serca.
Stelarc, profesor wielu uczelni, w tym Carnegie Mellon w Pittsburghu jest nie tylko doskonałym performerem, lecz także ma doskonale przemyślane i urefleksyjnione swoje działania. Pokazał to w swym wykładzie „Ciało w obiegu: śmierć, koma i chimera” o granicach cielesności i tożsamości w świecie robotów, awatarów i biologii molekularnej. Czysty posthumanizm w najlepszym wydaniu.
Kantor to z kolei zupełnie inny gatunek artysty, oszałamiający performer potrafiący porwać publiczność zarówno warstwą wizualną swoich działań, jak i samym wykonaniem. Najlepiej pooglądać samemu.
Największe jednak wrażenie zrobiła na mnie widownia. Stelarc i Kantor gromadzili tłumy, przychodzili głównie ludzie młodzi, całkowicie się zanurzając w klimat sztuki i refleksji wymagającej dużych kompetencji. Najwyraźniej w intelektualny obieg wchodzi pokolenie ludzi głodnych nowych form analizy współczesnego, zmediatyzowanego i zigitalizowanego świata. Choć przecież Stelarc i Kantor to już weterani. Na koniec jeszcze raz gratulacje dla Piotra Krajewskiego, świetna robota. A już w przyszłym tygodniu, od poniedziałku na drugim końcu Polski, w Gdańsku konferencja Art&Science, której towarzyszą trzy wystawy (wspominałem o tym przy okazji otwarcia wystawy Kepesa i Maliny).
A z wrażeń pozaartystycznych, polecam pub na rogu Włodkowica i Krupniczej, chyba najlepsze i najtańsze piwo we Wrocławiu: lany Primator z Nachodu za jedyne PLN za kufel. A barman jak się rozczuli widokiem autentycznego i szczerego miłośnika czeskiego piwa, potrafi nalać kufel gratis. Nawet w Czechach już się nie zdarza.
19 maja o godz. 21:16 68334
jakoś nie mogę wczuć się w klimat trzeciego ucha ani tym bardziej w czuprynę fotografa na powyższym zdjęciu 🙂 a piwa nie lubię… Chyba też tak potrafię tworzyć .
Za moich czasów sztuka była ładna. 🙂
6 czerwca o godz. 22:38 68377
„[…]przychodzili głównie ludzie młodzi, całkowicie się zanurzając w klimat sztuki i refleksji wymagającej dużych kompetencji”- przychodzili raczej popatrzeć, by przekonać się, że coś-nie-coś się zestarzało 🙂