Łódzki Kongres Kultury okazał się wydarzeniem bardzo potrzebnym, choć przed jego rozpoczęciem nie było wiadomo, z jakim spotka się zainteresowaniem, jaka będzie temperatura rozmów, poszły nawet słuchy, że również władze miasta podchodzą do przedsięwzięcia z rezerwą. Cóż, Łódź jest na polskiej mapie miastem szczególnym. Druga co do wielkości w naszym kraju metropolia w wyniku transformacyjnych procesów straciła swoją pozycję, przemysł włókienniczy się posypał, nastąpiła depopulacja i miasto musiało ustąpić swe drugie miejsce Krakowowi. Jak znaleźć miejsce w nowej rzeczywistości? Przygoda z Dellem pokazała, jak ulotna jest łaska globalnego kapitału. Centra BPO dają zatrudnienie części absolwentów wyższych uczelni, podobnie jak montownie AGD robotnikom. To jednak ciągle zbyt mało, by stworzyć perspektywy młodym ludziom.
Jednocześnie miasto jest obszarem eksperymentów urbanistycznych, które wgryzają się w skomplikowaną tkankę społeczną i zmieniają rzeczywistość: Manufaktura w dawnej fabryce Poznańskich przekierowało cały ruch, odsysając energię z Piotrkowskiej. Teraz zaś trwa gigantyczna inwestycja na terenie dworca Łódź Fabryczna i elektrociepłowni, w wyniku której powstanie praktycznie nowe centrum. Inwestycje te sąsiadują przez płot z podupadającą substancją poprzemysłowego miasta, które walczy, by nie skończyć jak Detroit – jeszcze 50 lat temu najbogatsze miasto świata (tak twierdzą Amerykanie), dziś jest wielką ruiną.
Jednym z tematów Kongresu było pytanie o rolę kultury i przemysłów kreatywnych w rozwoju miasta. Strategia marki miasta właśnie opiera się na wizerunku Łodzi, jako Centrum Przemysłów Kreatywnych. Cóż, nad polskimi miastami krąży nieszczęsne widmo Richarda Floridy i anglosaskich promotorów poprzemysłowej transformacji, którzy kulturę i kreatywność jako źródło rozwoju gospodarczego odmieniają (a raczej odmieniali) na wszystkie możliwe przypadki. Występując w dyskusji na temat przemysłów kreatywnych, przypomniałem nieśmiało, że jest to koncepcja będąca częścią większego projektu postindustrialnej restrukturyzacji. Projektu składającego się z wielu składowych, m.in. ideologicznej, czyli neoliberalnej. Podstawą tej ideologii jest przekonanie, że zasobami zarządza się najefektywniej, jeśli znajdują się one w rękach prywatnych, a alokacji środków decyduje rynek. Tak ma być w odniesieniu do wszystkich zasobów, z kulturą włącznie. Sprywatyzowana kultura wystawiona na rynek staje się podstawą przemysłów kreatywnych, artyści zamieniają w przypadku najlepszym w przedsiębiorców kreatywnych, gorszym – w robotników kultury, w najgorszym – prekariuszy bez zatrudnienia.
Jeśli dziś patrzeć na efekty rozwoju przemysłów kreatywnych w tym właśnie modelu, to efekty są takie sobie. Po kryzysie 2008 r. zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i choćby w Północnej Nadrenii-Westfalii (ten land także postawił na rozwój przemysłów kreatywnych) mówi się o konieczności neoindustrializacji. Cóż, przemysły kultury żeby miały sens, muszą mieć odbiorców: firmy realnej gospodarki zamawiające projektowanie i reklamę, burżuazję kupującą dzieła sztuki, kompetentną i zamożną wystarczająco społeczność, gotową kupować bilety do teatrów, muzeów i kin oraz uczestniczyć w komercyjnym i nie-komercyjnym życiu kulturalnym. Inaczej mówiąc, rozwój przemysłów kultury nie może być sposobem na prywatyzację kultury, nie może być też pomysłem zastępczym na kryzys gospodarczy. Przemysły kultury mają szansę rozwinąć się, gdy zaistnieje na nie popyt i najlepszą formą ich promocji jest właśnie stymulowanie popytu: edukacja kulturalna i rozwój publicznej sfery kultury oraz stymulowanie rozwoju gospodarczego (co niestety jest znacznie trudniejsze). Odpowiednio przemyślana polityka kulturalna i edukacja mogą, czy wręcz stają się warunkiem rozwoju, choćby dlatego, że sprzyjają choćby kreatywności i innowacyjności.
Świetnie, że Kongres w Łodzi się odbył, bo stał się okazją do wyjaśnienia wielu nieporozumień, dotyczących nie tylko przemysłów kreatywnych, lecz także funkcjonowania instytucji kultury, pomysłów władz na miasto (zarząd miasta stawił się komplecie, z prezydent Hanną Zdanowską na czele). Życzę Łodzi i łodzianom, by jak najszybciej znaleźli dobry pomysł na miasto, bo ma ciągle duży potencjał, który rozprasza się jednak wobec niemożliwości wypracowania rozsądnej strategii.
31 października o godz. 11:00 69552
Czy moze Pan polecic jakies opracowania dotyczace rozwoju przemyslow kreatywnych w Wlk. Brytani i Północnej Nadrenii-Westfali, o ktorych wspomina we wpisie?
31 października o godz. 11:11 69553
@barts:
Jeśli chodzi o NRW, to polecam niemiecko-angielski raport rządowy landu (niestety, najnowszy z 2007 ale dobrze ilustruje zalety i słabości przemysłów kreatywnych http://www.e-c-c-e.com/fileadmin/content_bilder/fakten/5._Kulturwirtschaftsbericht_NRW_Kurzfassung.pdf
Jeśli chodzi o UK, to polecam książkę Owena Hatherleya: A Guide to the New Ruins of Great Britain
31 października o godz. 11:40 69554
Dla mnie od dłuższego czasu Łódź mieni się jako jedno z nielicznych (a może i jedyne) polskie miasto, które na prawdę chce wyzwolić twórczo-biznesowy potencjał w nowych sektorach do tej pory marginalizowane lub też nieznane w Polsce. W ramach obowiązków miasta działa Łódź Commission Film, która prężnie działa. Udaje im się co rusz ściągać do tego miasta nie tylko polskie, ale i zagraniczne ekipy filmowe. Następny to cykl wideo „Kreatywni Samozatrudnieni” realizowany przez UM Łódź. Ponadto ciekawe wydarzenia związane z designem, muzyką, a ostatnio stworzenie polskiego odpowiednika interdyscyplinarnego „South By South West”, czyli Filmteractive oraz edycji TEDx – TEDxLodz. Jak na warunki polskie, to pod kątem przemysłów kreatywnych dużo się tam dzieje.
Zgodzę się z Panem co do bezmyślnego importowania 3T Floridy na polski grunt. Zresztą wystawiłem dosyć krytyczne uwagi jego koncepcji w mojej recenzji tejże książki:
http://creativeindustries.co/post/9227202311/recepta-na-tworcza-klasa-w-mieście.
W toku pracy nad tym tematem w Polsce ukułem koncepcję CREED – zamiast 3T Floridy. W najbliższym to czasie rozwinę jej znaczenie.
Pozwolę się jednak nie zgodzić z Pana opinią na temat przemysłów kreatywnych i kultury – w dwóch kwestiach. Po pierwsze przemysły kreatywne mają właśnie być tym kolejnym kołem zamachowym gospodarek (przeważnie miast). To że artystyczno-kulturalno-twórcze wartości są poddane regułom rynku, co nie powinno wcale dziwić. Przemysły kreatywne to przecież wytwórnie płytowe, szeroko pojęty design (odzież, torebki etc.), film, reklama czy cały e-commerce. Trzeba moim zdaniem różnić sektor tradycyjnie kulturalny (teatr, opera) od tej twórczej przedsiębiorczości. Nie mogę także zgodzić się z Panem co do kwestii tego sektora versus kryzys gospodarczy. Ja znam przykłady z Austin, Londynu, Luizjany, Kalifornii czy też blisko mnie położonego Berlina, gdzie przemysły kreatywne rozwijają się pomimo kryzysu gospodarczego. Zresztą wiele osób mówi, że sektor kreatywny jest jednym z tych, który jest najmniej podatny na globalne turbulencje. Jest to podpora małego i średniego biznesu. Najlepiej jej znaczenie pokazuje ta infografika odnosząca się do brytyjskiej gospodarki:
http://www.simplybusiness.co.uk/knowledge/news/2011/07/2011-07-28-ons-research-highlights-importance-of-uk-smes/
Ma Pan rację jeżeli chodzi o działania oddolne, od strony edukacji. Ostatnio nawet w tej kwestii pojawiła się ekspertyza przygotowana dla MKiDN. Ten dokument streściłem i wrzuciłem na swojego bloga:
http://creativeindustries.co/post/12089483156/polskie-spojrzenie-na-sektor-kreatywny-w-europie
Po za tym trochę mnie martwią Pana słowa o burżuazji, o neoliberaliźmie. Przecież kultura już dawno się zdemokratyzowała. To tak jak w dalszym ciągu dzielenie jej na niską i wysoką. Kultura jest jedna moim zdaniem.
A na koniec taka moja dygresja odnośnie takich inwestycji jak Dell. Wiele polskich miast szczyci się tym, iż udaje im się ściągnąć do siebie firmy o globalnym oddziaływaniu. Przeważnie jest to czysty outsourcing usług. A wiadomo, że jak za ileś tam lat Polska dla takich korporacji będzie za droga, to przeniesie się na Wschód. Tak jak w przypadku Della – z Irlandii do Polski. Jednym z rozwiązań, które mogą nie dopuścić do takich sytuacji jest stawianie na specjalizacje przedsiębiorstw.
PS. Dla zainteresowanych na moim blogu można znaleźć wiele przykładów rozwojów przemysłów kreatywnych: Argentyna, Szwecja oraz parę amerykańskich stanów USA. Także analizę i pomysł na rozwój sektora kreatywnego w moim mieście Szczecin.
31 października o godz. 11:54 69555
A tak do inspiracji jeszcze polecam ze swojej strony dwie rzeczy:
http://lodz.naszemiasto.pl/artykul/1113751,studentka-z-Lodzi-zaprojektowala-ubrania-dla-pracownikow,id,t.html – związana z Łodzią i myślą designerską
Prosty i świetny film pokazujący madziarski, twórczy know-how, którym Węgrzy obdarowali świat na przestrzeni lat i wieków:
http://www.youtube.com/watch?v=e0wkokaybWA
31 października o godz. 13:53 69557
Serdeczne dziekuje.
31 października o godz. 17:52 69560
Gospodarz: „Inwestycje te sąsiadują przez płot z podupadającą substancją poprzemysłowego miasta, które walczy, by nie skończyć jak Detroit ? jeszcze 50 lat temu najbogatsze miasto świata (tak twierdzą Amerykanie), dziś jest wielką ruiną.”
Jezeli juz porownujemy z Detroit, to dobrzewiedziec ze porownanie nie jest najlepsze: Detroit upadlo po powstaniu w 1967 roku – w ciagu roku ponad milion obywatepi porzucilo miasto – porzucilo, a nie „wyprowadilo sie”. Pzredtem Detroit byl znany jako „Paryz Midwestu”. Upadek pzremyslu byl efektem wtornym.
Znacznie lepszym poziomem odniesienia jest miasto Flint, nieco na polnoc od Detroit. Tam byla glowna koncentracja pzremyslu samochodowego. Niestety, firmy samochodowe uznaly ze taniej jest w Meksyku i caly pzremysl wyniosl sie z Flint. Mimo wielokrotntch prob, nie udalo sie miasta zrewitalizowac. Historia podobna do Lodzi. Moze ci ktorzy chca zrewitalizowac Lodz, powinni popatzrec na Flint. To miasto tez probowano rewitalizowac metoda rozwoju kultury. Niestety, okazalo sie ze miejscowi za biedni zeby kulture konsumowac, a turysci nie chca przyjezdac bo jakos ich nie interesuja cale ulice porzuconych domow.
Upadek miasta Flint udokumentowany jest w filmie Michela Moore „Roger and Me”
http://en.wikipedia.org/wiki/Roger_&_Me
Film mozna znalezc w sieci
31 października o godz. 18:03 69561
Marcin Nieweglowski: „Następny to cykl wideo ?Kreatywni Samozatrudnieni? realizowany przez UM Łódź. Ponadto ciekawe wydarzenia związane z designem, muzyką, a ostatnio stworzenie polskiego odpowiednika interdyscyplinarnego ?South By South West?,”
Fajnie. Tylko zeby kulture dalo sie sprzedac, musza byc kupujacy. A aby byli kupujacy, potrzebni sa ludzie ktorzy maja pieneidze. A skad oni maja miec te pieniedze? Ze sprzedawania kultury? Jak mowi moj znajomy Amerykanin, przesmiewczo: „mamy sie utrzymywac w ten sposob ze bedziemy sobie nawzajem sprzedawac polisty ubezpieczeniowe?”…
Niestety, kultura jest sektorem uslug. Nei da sie miec dobrze dzialajacego sektora uslug jezeli nie bedzie dobrze funkcjonujacego sektora produkujacego nowe warosci. Wartoisci materialne, a nie kulturalne. Czyli, jak sie nie bedzie mialo przemyslu. Z angielska – „manufacturing”.
Co wydaje mi sie nie byc brane pod uwage przez zwolennikow produkowania bogactwa i rewitalizowania upadlych miast metoda spiewania piesni i artystycznych happeningow.
31 października o godz. 18:54 69562
Jeżeli nie wiadomo, co będzie źródłem zarobku i rozwoju w przyszłości, to może jedyną sensowną strategią jest brak strategii i pozwolenie ludziom robić, co chcą. Czyli prawdziwy neoliberalizm a nie centralne sterowanie wg pomysłu Floridy. Co to za neoliberalizm, gdy ktoś planuje, co inni mają robić?
Miasto powinno zarządzać infrastrukturą miejską, w tym także kulturalną – tu zgoda. A nie kierować gospodarką. Jeśli zarządzanie gruntami może mieć jakiś wpływ na gospodarkę, to należy robić to w sposób możliwie neutralny, tzn. umożliwiając wszelkie rodzaje działalności. Różnorodność jest w sumie jedynym sposobem ograniczenia ryzyka na dłuższą metę.
‚Stymulowanie rozwoju gospodarczego’ może nie jest trudniejsze, tylko niemożliwe.
31 października o godz. 19:30 69563
Im bardziej praktyczne tematy tym dla mnie ciekawsze. Nie pytam ze złośliwości, ale jak najbardziej praktycznie. Uważam bowiem, że od odpowiedzi na te pytanie wszystko zależy.
Po co mieszkańcom Polski Polska?
Wielokrotnie w USA słyszałem, iż jedyną przyczyną istnienia tego państwa jest głębokie przekonanie jego mieszkańców, że daje im ono najlepszą na świecie gwarancję osobistego rozwoju, powodzenia materialnego, uczciwego traktowania przez władze, bezpieczeństwa, ogólnie osiągania szczęścia. I że jeżeli kiedykolwiek Amerykanie staciliby tę pewność to bez żalu, a z zupełnie praktycznych powodów USA by się rozpadło, zmieniło, przepoczwarzyło w coś, co lepiej zaspokajało by te potrzeby.
Czy Polacy mieszkają w Polsce z takich samych powodów jak Amerykanie w USA czy raczej dlatego, że nie mówią w żadnym obcym języku, że nie mają kwalifikacji do pracy gdzie indziej, że tchórzą przed nieznanym, jednym słowem nie z pozytywnych a z negatywnych przyczyn?
Czy Polska wydaje się Polakom, tak jak USA wydaje się Amerykanom, absolutnie i „czyś ty z byka spadł aby zadawać takie pytania bezdyskusyjnie” najlepszym na świecie miejscem do życia?
Jeżeli nie, to jak przekonać Polaków, że torebka pani Kasi z Łodzi warta jest kupienia „w ciemno”, bo to, że będzie najmodniejsza i najpiękniejsza na świecie gwarantuje sam fakt bycia „łódzką = polską”? To samo z kiełbasą Czy młotkiem. Grą komputerową. Że wszystko, od A do Z jest lepsze, bo polskie?
Dlaczego zadaję takie brutalne pytanie.
Gdyż wydaje mi się, ze tu jest pies pogrzebany. Niemcy, Meksykanie czy Arabowie mają wcześniej docenić? Zanim docenione to „coś” zostanie w Kraju? Tak, tak, nikt nie jest prorokiem we własnym kraju, ale poza przysłowiami istnieje (a właściwie powinien istnieć) patriotyzm lokalny. Czy już w Polsce przeskakujemy (jakby w obliczu porażki na tym polu) etap „dobrej jakościowo polskości” i wszystkie nadzieje wiążemy z akcesją do „europejskości”? Tak jak nowoprzybyli do USA imigranci prężą pierś nadymając się nie swoimi osiągnięciami, tak Polacy, rozczarowani na polu ulepszania Polski pragną rozcieńczyć tę Polskę w Europie? Coś jak amerykańscy Żydzi, zapytani o kraj pochodzenia zawsze odpowiadają: „Z Europy”?
Jak wykrzesać tę dumę? Skąd ma się pojawić bezdyskusyjnie wielka postać, nowa ale tym razem 100% Skłodowska? Albo/i przedsiębiorca polegający na swjej pracowitości i talentach a nie na przestępczych układach? A może są tacy ludzie=wzory, ale polityka i przekaziory walcząc między sobą opluły i zohydziły ich wszystkich?
Nie znam odpowiedzi na te pytania, ale tak długo jak istnienie Polski będzie opcjonalne tak powodzenie lokalnych inicjatyw też takie będzie. Gdyż (chyba?) ciężko budować biznes mając jako cel odbiorcę w Wietnamie, Brazylii czy w Singapurze. Chociaż może też w czasach internetu zupełnie się mylę. Ale wtedy łodzianin z odbiorcami w Brazylii poszuka sobie najlepszego do prowadzenia biznesu miejsca na świecie. Co będzie go łączyło akurat z Łodzią?
31 października o godz. 19:30 69564
@ A.L.
Kiedys bylem swiadkiem jak dwoch mlodych ludzi zwiekszylo produktywnosc procesu w zakladzie jak najbardziej podpadajacym pod sektor ‚manufacturing’ o 400 % . Probowali zwiekszyc o 600%, ale wyszlo ‚tylko’ 400. Jeden z nich byl szefem, a drugi podwladnym. To podwladny mial pomysl, a szef bez problemu pomysl na miejscu zaakceptowal. Bylo to mozliwe ( przeskoczenie ‚chain-of command ‚) dlatego ze obaj nalezeli do tej samej subkultury, wiec porozumieli sie bez problemu.
Moje zastrzezenia wobec calego pomyslu ‚Paktu’biora sie z tego ze bedzie on prawdopodobnie wspieral typy aktywnosci ktore akcentuja hierarchie, zamiast je niwelowac.
Wiec takich jak tu wyzej opisalem efektow nie da.
………
Richard Florida pisze przede wszystkim o k-u-l-t-u-r-z-e t-e-c-h-n-i-c-z-n-e-j i b-i-z-n-e-s-o-w-e-j. Polscy ‚ludzie kulturalni’ tych spraw nawet nie zauwazaja. Nic dziwnego – jak im zabraknie, zawsze moga podniesc wrzask ‚wiecej pieniedzy na kulture. No bo kultura!’
31 października o godz. 20:29 69565
@artystofob: Florida nie pisze o kulturze w ogóle, tylko o klasie kreatywnej, w której mieszczą się i artyści, i inżynierowie, naukowcy, szeroko więc. A jeśli chodzi o Pańskie zastrzeżenia odnośnie Paktu, to raczej biorą się z uprzedzeń i łatwości używania wielkiego kwantyfikatora. Kategoria „ludzie kulturalni” nie istnieje, chyba że jest Pan zwolennikiem myślenia kolektywistycznego. Są wśród ludzi kultury pasujący do Pańskiego opisu, i wielu mu przeczących. Prośba więc o konkrety, kiedy Pan formułuje zarzuty.
@A.L. dzięki za Flint, Detroit to w ogóle bardziej złożona sprawa jest dobra książka The Origins of the Urban Crisis: Race and Inequality in Postwar Detroit Thomasa Sugrue
31 października o godz. 21:10 69566
Gospodarz: „Detroit to w ogóle bardziej złożona sprawa jest dobra książka The Origins of the Urban Crisis: Race and Inequality in Postwar Detroit Thomasa Sugrue”
Zgadzam sie ze Detroit to nie jest prosta sprawa i zasluguje na studia jako pewnego rodzaju „laboratorium”. Ostatnio Forbes Magazine zamiescil cykl artykulow o Detroit i probach rewitalizacji
Ksiazke znam. Dosyc rzetelna. A Detroit znam z autopsji – mieszkalem tam pare lat. A wlasciwie nie tyle w samym Detroit (bo malo kto mieszka w Detroit) a w jednym z „luksusowych” przedmiesc. Pracowalem za to w samym centrum
31 października o godz. 23:58 69567
@ Gospodarz
Bardzo prosze o zaprzestanie ‚diagnozowania’. Zastrzezenia to nie uprzedzenia, chociaz sa potezne.
Mysle ze lepiej bedzie dla wszystkich zalozyc ze podatnik nic ‚ludziom kultury’ nie jest winnien. Kiedy tworcy beda chcieli zyskac sobie przychylnosc podatnika, odkryja w sobie i wokol siebie mozliwosci, ktorych istnienia nawet nie podejrzewali.
1 listopada o godz. 10:59 69569
@artystofob: przepraszam ale nie rozumiem, jaki jest związek tego wpisu z nasza dyskusją. Gdzie w tym, co piszę pojawił się wątek zobowiązań podatnika wobec ludzi kultury? Jaki to ma związek z takimi postulatami Paktu, jak zapewnienie dostępu do kultury, edukacja kulturalna, w tym promocja czytelnictwa, digitalizacja zasobów dziedzictwa kultury?
1 listopada o godz. 17:18 69570
artystofob: „Mysle ze lepiej bedzie dla wszystkich zalozyc ze podatnik nic ?ludziom kultury? nie jest winnien. Kiedy tworcy beda chcieli zyskac sobie przychylnosc podatnika, odkryja w sobie i wokol siebie mozliwosci, ktorych istnienia nawet nie podejrzewali.”
Pan zartuje czy prowokuje?
Obawiam sie za kultura, zwlaszcza ta pzrez duze „K” nei moze istniec bez wsparcia podatnika. Prosze pomyslec o duzych orkiestrach symfonicznych, na przyklad. Wplywy z biletow to nikly sklad kosztow. Ktos musi doplacic aby starczylo na reszte. Wszedzie na swiecie orkiestry sa dotowane tak czy inaczej z kasy publicznej.
Jako podatnik, nie mam nic przeciwko finansowaniu orkiestry symfoniczej w moim miescie, teatru, baletu czy Muzeum Sztuki. Mam jednakze pzreciwko finansowaniu dzialan „kulturopodobnych” w rodzaju happeningow polegajacych na owijaniu drzew papierem toaletowym czy wystawianiu jako „dziela sztuki” lopaty do sniegu (koszt – 250 tysiecy dolarow. Na szczescie, z funduszy prywatnych).
Neistety, finansowanie z kieszeni podatnika powoduje marnowania duzej ilosci srodkow, albowiem spora czesc rozdzielana jest „po uwazaniu”, „po sprawiedliwosci” czy „po politycznej poprawnosci”.
Sztuka nie utrzyma sie sama, wychodzac an rynek, bo orkiestra symfoniczna nie zarobi na utrzymanie grajac do kotleta w restauracji
1 listopada o godz. 22:31 69571
@ Gospodarz
Mozna kulture pojmowac jako boginie ktorej nalezy skladac ofiary, mozna pojowac kulture jako srodowisko w ktorym sie zyje. Dostep do kultury, edukacja kulturalna, promocja czytelnictwa, cyfryzacja to tez hasla. I co mam pasc na kolana, bo cyfryzacja?
@ A.L.
Powiedzmy ze prowokuje do zadawania tak zwanych pytan podstawowych.
2 listopada o godz. 6:54 69572
A.L. pisze: 2011-11-01 o godz. 17:18
artystofob: ?Mysle ze lepiej bedzie dla wszystkich zalozyc ze podatnik nic ?ludziom kultury? nie jest winnien. Kiedy tworcy beda chcieli zyskac sobie przychylnosc podatnika, odkryja w sobie i wokol siebie mozliwosci, ktorych istnienia nawet nie podejrzewali.?
Pan zartuje czy prowokuje?
Obawiam sie za kultura, zwlaszcza ta pzrez duze ?K? nei moze istniec bez wsparcia podatnika. Prosze pomyslec o duzych orkiestrach symfonicznych, na przyklad. Wplywy z biletow to nikly sklad kosztow. Ktos musi doplacic aby starczylo na reszte. Wszedzie na swiecie orkiestry sa dotowane tak czy inaczej z kasy publicznej.
———————————————————————————————————-
Odpowiem tak, jak mnie pan A.L. nauczył:
Co pan dzisiaj wypił?
Nie ma pan pojęcia o temacie. Proszę poczytać chociaż jedno źródło. Szczególnie wypowiadając się na temat orkiestr symfonicznych. To „wszędzie na świecie” oddaje np. rzeczywistość europejską ale już nie uwzględnia takich „mało liczących się” orkiestr jak te w USA.
Wpływy z biletów są tam akurat kilkukrotnie wyższe od wszelkiej pomocy rządowej, której mediana jest aktualnie mniejsza od 3% dochodów orkiestry i deprecjonuje sie z roku na rok, gdyż nie nadąża za inflacją. Mało tego, trafia odwrotnie proporcjonalnie do potrzeb, czyli orkiestry w miastach z niskim bezrobociem i wysokimi dochodami mieszkańców dostają wiecej funduszy rządowych od tych w miastach z wysokim bezrobociem i mniej zamożnymi mieszkańcami.
Orkiestra w USA zarabia swoją działalnością artystyczną nieco mniej niż połowę budżetu.
Reszta to dochody z inwestycji, datki fundatorów i właśnie te biedne dwa-trzy procenciki od rządu. Niektóre radzą sobie całkiem dobrze (Boston) a niektóre bankrutują (Philadelphia).
http://www.gsb.stanford.edu/news/packages/pdf/Flanagan.pdf
2 listopada o godz. 14:33 69574
zza kaluzy: „Nie ma pan pojęcia o temacie. Proszę poczytać chociaż jedno źródło. Szczególnie wypowiadając się na temat orkiestr symfonicznych. To ?wszędzie na świecie? oddaje np. rzeczywistość europejską ale już nie uwzględnia takich ?mało liczących się? orkiestr jak te w USA.”
Panie zza kaluzy, Ametyka nei ogranicza sie do tego miejsca gdzie Pan ma zaszczyt meiszkac, a Panskie doswiadczneia nei sa jedyne mozliwe. Tu gdzie mieszkam, orkiestra symfoniczna jest dofinansowywana z publicznego budzetu, i to bardziej niz sybmolicznie, podobnie jak kilka innych instytucji kulturalnych. Z biletow i dotacji by sie nie utrzymala, a inwestycji nie ma zadnych
Wiec na drugi raz neich Pan dodaje (co wieloktotnie Panu sugerowalem) – „TU GDZIE MIESZKAM”. Wie Pan, Ameryka to byc duzy kraj. I dosyc roznorodny.
A jak orkeistra filadelfijska bankrutowala, to wlasnei jej radzono aby „grali w restauracjach”. Jakby nie bylo, jedna z najlepszych orkiestr na swiecie. I tak wlasnei sprawdza sie „magiczna reka rynku” w kulturze. Wesolego picia!
2 listopada o godz. 16:13 69576
zza kaluzy: „Wpływy z biletów są tam akurat kilkukrotnie wyższe od wszelkiej pomocy rządowej, której mediana jest aktualnie mniejsza”
Kontynuujac wywod na temat orkiestr – niech Pan sobie wyobrazi ze sa orkiestry nie majace lukratywnych kontraktow plytowych, zagranicznych tur koncertoiwych, wlasnych sal koncertowuch i domow w centrum miasta przynaszacych zyski. Takie sa orkiestry prowincjonalne, na Midwescie na przyklad czy na West Coast (przynajmniej te ktore znam). Operuja w „communities” gdzie nie moga liczyc na sprzedanie biletow po 200 dolcow od sztuki. Tyle zreszta kosztuje bilet do Carnegie Hall w Nowym Jorku.
Wiec utrzymuwane sa z dotacji i budzetu publicznego. Bo publicznosc uwaza za taka orkiestra jest potzrebna. Sam tez tak uwazam, wiec place rocznie sume wystarczajaca aby umiescic moje nazwisko w programie koncetrow i abym dostawal roczne sprawozdanie finansowe. Wiec przypadkiem wiem ile pieneidzy pochodzi skad, w szczegolnosci ile pochodzi z budzetu miejskiego. Gwarantuje Panu, ze sporo.
Nie wiem jak utrzymuje sie Panska ulubiona orkiestra chicagowska, byc moze wie Pan lepiej.
W kazdym razie, niedopuszczalne uwazam aby w ponoc najbogatszym kraju na swiecie orkiestra w rodzaku Filadelfijskiej mogla zbankrutowac i nie miala srodkow z kasy publicznej. Dopuszczenie do upadku takiej orkiestry to mniej wiecej tak samo jak dopuszczenie bankructwa Armii – w koncu oni tez by mogli zarabiac wynajmujac pokoje w koszarach i spzredajac „cookies”.
Rynek jest dobry tam gdzie jest, ale nie wszedzie jest. W kulturze – niekoniecznie
2 listopada o godz. 16:27 69577
artystofob: „@ A.L.
Powiedzmy ze prowokuje do zadawania tak zwanych pytan podstawowych”
Doceniam. Tez mam takie pytania
2 listopada o godz. 19:16 69579
Gdy Tytanic tonal to tez orkiestra grala
http://www.youtube.com/watch?v=4z2DtNW79sQ&ob=av2e
2 listopada o godz. 23:01 69580
@Edwin Bendyk: Ciekawy tekst. Miło też, że przypomniał Pan nieszczęsne zafascynowanie Richardem Floridą, choć taktownie nie wspomniał Pan o głównym dokumencie chwalącym te nonsensy, czyli prezentacji Power Pointowej M. Boniego pt. „Polska 2030.ppt”, która uchodziła dwa lata temu przez jakieś pół roku za wybitne dzieło myśli planistycznej.
Z Floridą rozprawili się już dość dawno metodami ilościowymi Clark z University of Chicago i bodajże Glaser z Harvardu, którzy wzięli od Floridy dane bazowe, przepuścili je porządnie przez programy tworzące modele regresji wieloczynnikowej i udowodnili nonsensy w rodzaju „odkrywanych” przez Floridę związków ilości homoseksualistów z poziomem rozwoju miast.
3 listopada o godz. 3:05 69581
artystofob: „Gdy Tytanic tonal to tez orkiestra grala”
Co Pan chcial przez to powiedziec?
Akurat Filadelfia to jedno z meijsc gdzie bylo mi najlepiej i dokad bym wrocil natychmisat.
3 listopada o godz. 7:19 69582
Gdyby do Łodzi pociągiem się jechało z Warszawy pół godziny, a to nie jest z kosmosu oczekiwanie, to Łódź ze swoim potencjałem by zakwitła.
To piękne choć biedne przez to zaniedbane miasto.
Przy brzydkiej Warszawie, gdyby była Łódź z nią dobrze skomunikowana, Łódź z czasem stałaby się ekskluzywną dzielnicą takich połączonych Miast.
Ja bym się przeprowadził gdybym był młodszy a i na stare lata bym się zastanowił.
Marketing miasta i mieszkańców na nic się nie zda i para pójdzie w gwizdek.
Autostrada już ma być, czas na kolej.
3 listopada o godz. 15:13 69584
Zugi: „Floridą rozprawili się już dość dawno metodami ilościowymi Clark z University of Chicago i bodajże Glaser z Harvardu, którzy wzięli od Floridy dane bazowe, przepuścili je porządnie przez programy tworzące modele regresji wieloczynnikowej i udowodnili nonsensy w rodzaju ?odkrywanych? przez Floridę związków ilości homoseksualistów z poziomem rozwoju miast”
Mozna prosic o jakies linki? Fakt czy urban legend? Goglowanie nic nei dalo.
Florida jest niewygodny dla roznych trendow ideolo-politycznych, wiec krytukuja go wszelkimi sposobami
3 listopada o godz. 22:40 69588
A.L
Nie wiem jak to wytlumaczyc. Tez mieszkalem w Philly, ale tylko pol roku. Odbywalem takie spacery jak Bruce i tak to wygladalo. Jednego dnia trafilem do czarnego getta. Jedyny billboard, przy jedynym sklepie ( przed ktorym krecilo sie kilku dilerow ) w sporej dzielnicy glosil „Bog twoja jedyna nadzieja’ i naprawde trudno bylo miec inne zdanie na ten temat. To getto zaczynalo sie zaraz za przewspanialym muzeum sztuki z imponujaca kolekcja. Niewiele smutniejszych obrazkow wizialem w zyciu. W ‚Harper’s Magazine’ przeczytalem ze dzieci z tych gett nie potrafia powiedziec „hand”, ani „shirt” tylko pokazuja palcem i mowia „this”. To nie jest trzeci swiat, to juz IV swiat. W innym gettecie policjant z pala w reku szuka kogos na dzieciecym placu zabaw. Brak slow.
…
Ale generalnie zgadzam sie – swietne miasto.
3 listopada o godz. 22:50 69589
artystofob: „Nie wiem jak to wytlumaczyc. Tez mieszkalem w Philly, ale tylko pol roku”
Po pol roku dosyc trudno robic uogolnienia. Polecan Camden, NJ, Detroit, MI, Paryz, Francja, Londyn, Wielka Brytania, Warszawa, Polska. Tylko wlasnie tak jak Pan, trzeba „trafic”. W odpowiednie miejsce
4 listopada o godz. 16:12 69595
@ A.L
Ja caly czas rozmawiam tylko o tym dlaczego, za co i po co oplaca sie nam placic tworcom.
Gdyby filadelfijscy filharmonicy bardziej interesowali sie tym co moga zrobic dla miasta, to moze miasto ( szeroko rozumiane ) bardziej interesowaloby sie tym, co moze zrobic dla filharmonikow.
5 listopada o godz. 15:12 69602
artysofob: „Gdyby filadelfijscy filharmonicy bardziej interesowali sie tym co moga zrobic dla miasta, to moze miasto ( szeroko rozumiane ) bardziej interesowaloby sie tym, co moze zrobic dla filharmonikow”
http://www.philorch.org/education
Prosze kliknac na „community programs”
http://www.philorch.org/community-programs
Natomiast jak juz jestesmy w Filadelfii, to tu jest link to restauracji w ktorej kelnerami sa bezrobotni spiewacy operowi. I to nie byle jakcy, ale raczej tacy „z gornej polki”
http://www.victorcafe.com/
http://www.zagat.com/r/victor-cafe-philadelphia