Konferencja „Kultura 2.0” organizowana przez Narodowy Instytut Audiowizualny miała już piątą edycję. Czas leci – pamiętam dokładnie, jak z Justyną Hofmokl, Alkiem Tarkowskim i Mirkiem Filiciakiem programowaliśmy w 2006 r. pierwszą edycję, a takie tezy, że nadszedł czas śmierci CD wzbudzały grozę. Opublikowaliśmy wówczas raport „Kultura 2.0. Wyzwania cyfrowej przyszłości”. Jeśli ktoś ma cierpliwość i przeczyta, będę ciekaw opinii na temat przemyśleń sprzed całej epoki.
Tym razem jednak na konferencji występowałem gościnnie, w panelu prowadzonym przez Piotra Pacewicza, a dyskusja była o edukacji i nowych mediach. Wprowadzać technologię do szkół, nie wprowadzać, a jeśli wprowadzać, to jak? Tłem do dyskusji było doświadczenie portugalskie, gdzie przeprowadzony masowy program informatyzacji edukacji, wyposażając m.in. dzieciaki w laptopy (do dziecięcych rąk trafiły 1,6 mln laptopów). Efekty jednak, przyznają sami Portugalczycy, są dalekie od oczekiwań. Poprawiły się rożne parametry kompetencji informatycznych wśród dzieci, czy jednak poprawił się system edukacji.
Dobrą ilustracją do tego pytania jest artykuł, jaki ukazał się niedawno w „New York Times” o dzieciach pracowników firm z Krzemowej Doliny. Wielu z nich wysyła dzieci do szkół waldorfowskich, w których w ogóle nie używa się elektronicznych gadżetów: kreda, plastelina, kredki, papier są podstawowymi narzędziami edukacyjnymi. Komputer tylko przeszkadza, zamiast pomagać w rozwijaniu kreatywności, zdolności manualnych poczucia materialności świata i rzeczywistości.
Nie mam aż tak radykalnych poglądów, zgadzam się jednak, że pęd do technologizacji szkół może być niebezpieczny. Z wielu względów. Po pierwsze, ujawnia przekonanie, że unowocześnienie szkół polega właśnie na wyposażeniu ich w komputery, internet i przeszkolenie nauczycieli. Nasza edukacja wymaga zmian systemowych, póki co służy, podobnie jak 100 lat temu, kształceniu(a w zasadzie tresurze) ludzi potrzebnych do funkcjonowania w społeczeństwie odtwórczym, w którym większość zadań polega na powtarzaniu standardowych procedur: w urzędach, w call centers, przy taśmach. Paradoksalnie, to system doskonale sformatowany do faktycznych potrzeb naszej imitacyjnej gospodarki. Technologizacja takiego systemu tylko jeszcze bardziej go może usztywnić (komputer jest najlepszym przyjacielem myślenia testowego i kształcenia pod „benchmarki”, znakomicie ułatwia porównywanie, analizy statystyczne, etc).
Z kolei użyteczność komputera podczas zajęć z takich przedmiotów, jak chemia, biologia, czy fizyka jest wtórna. W pierwszej kolejności uczniowie muszą nabrać bezpośredniego doświadczenia rzeczywistości: przeprowadzić eksperyment, obejrzeć preparat pod mikroskopem, zobaczyć, że rybki do tego, by żyć, muszą dostać pokarm. Niestety, komputery w wielu szkołach służą jako tani substytut prawdziwych pracowni – lekcje biologii z CD-ROMu edukacyjnego? Czemu nie, tanie, łatwe i wygodne (przykład z życia). Gdybym miał wybierać, przy mizerii finansowej systemu edukacyjnego, na co w pierwszej kolejności wydawać: komputery czy pracownie przedmiotowe umożliwiające wszystkim uczniom prowadzenie doświadczeń i biblioteki, wybrałbym to drugie. Jak mówią techno-rodzice dzieci z Krzemowej Doliny: na komputery przyjdzie czas. To, czego trzeba uczyć dzieci w szkole, to kompetencji informacyjnych i komunikacyjnych.
31 października o godz. 15:37 69559
Gospodarz: „Nie mam aż tak radykalnych poglądów, zgadzam się jednak, że pęd do technologizacji szkół może być niebezpieczny.”
Gratulacje za doskonaly post. Trzeba meic odwage aby dzis cos takiego napisac. Poprawe polskiej edukacji upatruje sie w zastapieniu podrecznikow papierowych przez podreczniki w rormacie PDF, a zamiast ksiazek uczniowie beda nosic laptopy. A wszystko w imie tego seby bylo „taniej” i „nowoczesniej”.
Nikt jakos nie zastanawie sie ile bedzie kosztowalo owo „taniej”, kto bedzie placil za laptopy i wykreowanie owych PDFowych podrecznikow. I co bedzie jak laptop sie zgubi, popsuje, albo tatus przerobi go na wodke. Nikt sie rozneiz nei zastanawia czy NAPRAWDE lepiej, latwiej i bardziej dydaktycznie czytac jest ksiazke na ekranie komputera czy w postaci papierowej.
„W pierwszej kolejności uczniowie muszą nabrać bezpośredniego doświadczenia rzeczywistości: przeprowadzić eksperyment, obejrzeć preparat pod mikroskopem, zobaczyć, że rybki do tego, by żyć, muszą dostać pokarm. Niestety, komputery w wielu szkołach służą jako tani substytut prawdziwych pracowni”
Neiestety, tutaj tez Pan ma racje. Jak gdzie indziej pisalem, pracuje w branzy IT, ale wiekszosc mojego zycia spedzilem jako profesor uniwersytecki, w Polsce i w USA. Ksztalcac inzynierow. Niestety, jedna z moich wiekszych porazek zawodowych bylo to ze nei udalo mi sie zapobiec zastapieniu laboratoriow z ukladow elektrycznych i elektronicznych przez komputerowe symulatory. Symulatory wypuszczaja polglowkow – insynierow ktorzy nie umiejeja zbudowac stanowiska pomiarowego, przeprowadzic pomiarow, a przede wsystkim oszacowac poprawnosci tego co robia. Inzynierska intuicje zastepuje im slepa wiara w prawidlowosc wyniku podanego przez komputer. A gdy komputer nie jest w stanei czegos zrobic, wydaja opinei ze „problem jest nierozwiazywalny”
Prawdopodobnie takie same bylyby efekty ksztalcenia „komputerowego” na poziomie skzkoly podstawowej i sredniej.
Neistety, negowanie „nowoczesnosci” wywoluje reakcje alergiczna jej zwolennikow – niedawno toczyla sie po sasiedzku dyskusja na BelferBlog.
Mikroskop w szkole? Po co mikroskop jak wszystko mozna pokazac na komputerze” oburzano sie.
A jak idzie o srodki… Pamietam pierwsza konferencje na temat zastosowania komputerow w edukacji. W Warszawie. To byl poczatek lat 80. Jak tylko komputery personalne sie pojawily. Dyskutowano zawziecie. Wtedy w calej Polsce nei mozna bylo kupic kredy. Poniewaz „jedna noga” pracowalem w Austrii, za kazdym razem gdy odwiedzalem Polske przywozilem pelen bagaznik kredy. Obawiam sie ze sytuacja dizsiaj specjalnei sie nie rozni od tej z lat 80. Jak chodzi o srodki.
Zainteresowanym polecam ksaizke „High Tech Heretic: Why Computers Don’t Belong in the Classroom and Other Reflections by a Computer Contrarian”
Clifford Stoll. Autor nie wupadl sroce spod ogona – byl jednym z tych ktorzy przylozyli reke do powstania Internetu
2 listopada o godz. 10:55 69573
@A.L.
‚Nikt sie rozneiz nei zastanawia czy NAPRAWDE lepiej, latwiej i bardziej dydaktycznie czytac jest ksiazke na ekranie komputera czy w postaci papierowej.’
A tu już Pan przesadził? Naprawdę nie słyszał Pan o dyskusjach pomiędzy czytelnikami książek w postaci elektronicznej z tym, którzy wolą papier?
Zdania są oczywiście podzielone. Ja osobiście czytam e-booki od paru lat, od paru miesięcy na czytniku z e-papierem i uważam, że to dużo lepszy sposób na czytanie, szczególnie że pozwala mi oszczędzić miejsce. Uczniom też na to pozwoli – nie będą musieli dźwigać ciężkich tornistrów. Co zaś do ceny wyprodukowania książki w postaci elektronicznej vs papierowej – mam nadzieję, że Pan żartuje 🙂
Pozostaje oczywiście problem czytników – lapków, tabletów czy e-readerów, np zabezpieczenia ich przed kradzieżą czy niewłaściwym użyciem, ale nie wierzę żeby nie znalazło się rozwiązanie, choćby banalne czytniki odcisków palców…
3 listopada o godz. 18:16 69587
Pickard: „A tu już Pan przesadził? Naprawdę nie słyszał Pan o dyskusjach pomiędzy czytelnikami książek w postaci elektronicznej z tym, którzy wolą papier?”
Owszem. Slyyszalem. Rowno je olewam. Wole opierac sie na moim wlasnym doswiadczeniu. Mam bowiem czytniki wszelkiej masci i na czym tylko sie da. Oraz spora kolekcje ksiazek i artykulow w PDF. Cos 30 GB
Konkluzja: inaczej sie czyta „czytadlo”, inaczej sie czyta album o sztuce, inaczej sie czyta ksiazke naukowa, inaczej sie czyta naukowe artykuly, inaczej sie czyta gazete.
Czytniki nadaja sie tylko do „czytadel”. Podreczniki szkolne, gdzies pomiedzy tekstami naukowymi a albumami o sztuce, na czytnik przeniesc sie nie dadza. Owszem, mozna by zaprojektowac calkiem nowe wydanie, multimedialne, hyperlinkowane itede ktore nawet byc moze byloby lepsze od wydania papierowego – ale to by musialo byc nowe wydanie a nie PDFowy skan istniejacego podrecznika.
Niestety, obserwuje to na ksiazkach dostarczanych przez Amazon – o ile „cytadlo” wyglada w porzadku, ksiazka naukowa zawierajaca wzory matematyczne jest totalnie bezuzyteczna, albowiem owe wzory zle sie formatuja i sa nieczytelne. Podobnie dykresy, diagramy, rysunki techniczne. A fotografie sa zupelnie nie do przyjecia. Nawet wieloformatoey Kindle DX (czy jak mu tam) sobie z artykulami w formacie PDF nei radi dobrze.
Nawolywanei do PDFizacji podrecznikow bo bedzie „taniej” i „nowoczesniej” to zwyczajnie zwyciestow technologii nad zdrowym rozsadkiem. Oraz niekompetencji nad kompetencja.
No i wciaz ten problem: kto zaplaci za czytniki, i co bedzie jak czytnik ucznia tatus przerobi na wodke?
Acha, i jeszcze problem, moe niekoniecznie szerokiej publicznosci, ale niszowy: ograniczona ilosc formatow ktore wspieraja. W szczegolnosci, nie wspieraja formatu PostScript (rozszerzenie .ps) ktory jest standardowym formatem publikacyjnym wydawnictw naukowych i technicznych. Co prawda sa konwertery PS na PDF, ale jakosc tej konwersji ciagle jest niespecjalnie dobra. Poki co, ekran komputera jest OK. Ale… Jezeli mam pzreczytac jakis artykul w formacie PDF czy PS, to natychmisat go drukuje. Albowiem sposob przyswajania wiedzy jest „papierowy” a nie „czytnikowy”. Nie „linearny” a wlasnie „nie-linearny”. I czasm czyta sie kilka ksiazek czy artykulow na raz.
8 listopada o godz. 21:13 69625
Mnie uczono DOSa a ludzie nie umieją obsłużyć Worda. Komputery mogą być archaiczne, ważne czego się uczy oraz do czego używa.
10 listopada o godz. 21:59 69644
W tym kontekście warto wspomnieć o raporcie „Scaling the Digital Divide: Home Computer Technology and Student Achievement” (Jacob L. Vigdor, Helen F. Ladd) z czerwca 2010: http://www.nber.org/papers/w16078
Fragment z abstraktu: „…the introduction of home computer technology is associated with modest but statistically significant and persistent negative impacts on student math and reading test scores. Further evidence suggests that providing universal access to home computers and high-speed internet access would broaden, rather than narrow, math and reading achievement gaps.”
Pisałem o wynikach tego badania także tu: http://wojtekwalczak.wordpress.com/2010/06/22/gracz-graczowi-nierowny-rzecz-o-rozwarstwieniu-spolecznym/