Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Antymatrix - Blog Edwina Bendyka Antymatrix - Blog Edwina Bendyka Antymatrix - Blog Edwina Bendyka

8.02.2012
środa

Uczucia w dobie Internetu, czyli technologie miłości i przemocy

8 lutego 2012, środa,

Co piąty Amerykanin, a dokładniej 22 % mieszkańców USA żyje w związku, który ma swój początek w Internecie. Serwisy randkowe to już wielomiliardowy biznes. Miłość, jak inne sfery życia przechodzi rewolucję pod wpływem nowych technologii. Coraz częściej o romantycznym uczuciu i związku dwojga ludzi decyduje matematyczny algorytm, piszą autorzy czekającego na oficjalną publikację artykułu „Online Dating: A Critical Analysis From the Perspective of Psychological Science„.

Obszerne opracowanie badaczy z Rochester University jest niezwykłe pod wieloma względami. Najważniejsze, że uwzględnia najnowsze badania, a opisuje świat który zmienia się bardzo szybko. Jeszcze na początku lat 90. (cóż, Internet raczkował), zaledwie 1 proc. Amerykanów wchodziło w związku korzystając z pomocy profesjonalnych serwisów swatających. Jeszcze w połowie pierwszej dekady XXI wieku wśród badanych przeważali ci, którzy uważali online dating za gorszą formę, niż związek zainicjowany w realu. Te sentymenty już zniknęły. Amerykanie mogą się różnic od innych społeczeństw, tendencje są jednak podobne. W w kwietniu 2011 r. z pomocy serwisu swatającego skorzystało 45 mln ludzi na świecie.

Badacze przypominają historię – od początku istnienia komputerów przedsiębiorczy informatycy nie mogli się oprzeć pokusie, by wykorzystać technologię do zwiększenia efektywności nawiązywania relacji intymnych. Artykuł wspomina Operation Match, próbę podjętą w 1965 r. przez studentów Harvarda. Komputer miał dopasowywać profile osób z bazy danych w poszukiwaniu obiecującej pary. Rodowód Facebooka jest podobny…

Co jest najbardziej charakterystycznym aspektem internetowego swatania?

Regarding access, encountering potential partners via online dating profiles reduces three-dimensional people to two-dimensional displays of information, and these displays fail to capture those experiential aspects of social interaction that are essential to evaulatiing one’s compatibilty with potential partners.

Eva Illouz, Izraelska socjolożka badająca przemiany intymności we współczesnym kapitalizmie stwierdza, że Internet sprowadził powstawanie związku intymnego do dopasowywania zestandaryzowanych produktów. Piszę o tym więcej w dzisiejszej „Polityce”. Miłość w epoce kapitalizmu kognitywnego nie tylko staje się relacją coraz mocniej kształtowaną przez technologię. Staje się produktem rosnącego szybko „matrimonial market”, którego efektywność rośnie, podobnie jak na każdym nowoczesnym rynku, dzięki obniżeniu asymetrii informacyjnej co jest z kolei skutkiem zastosowania wiedzy naukowej i technik przetwarzania informacji. Miłość także staje się produktywnym kapitałem.

Czy więc w dobie Internetu miłość jest jeszcze miłością? W świetle badań psychologów z Rochester, nie można narzekać. Online dating ma swoje wady ale i zalety. Ekonomiści są zachwyceni. Socjologowie, jak Illouz i filozofowie, jak Alain Badiou patrzą na ten nowy świat z niepokojem. Oto miłość staje się kolejnym obszarem podboju technologii, które mają zmniejszyć ryzyko spotkania, kluczowy aspekt każdego prawdziwego, romantycznego związku intymnego.

Dla uzupełnienia, odwołując się do reguły, że ludzie zazwyczaj zabijają się tak, jak kochają polecam opublikowany wczoraj raport Royal Society „Neuroscience, Conflict and Security„. Autorzy analizują, w jaki sposób najnowsze osiągnięcia neuronauk mogą (i już są) być wykorzystane przez armię i służby specjalne. Interfejsy mózg-maszyna, stymulowanie układy nerwowego dla zwiększenia jego wydajności i odporności, neurochemiczne oddziaływanie na tłum – nowy wspaniały świat superżołnierzy i pełnej kontroli, tyle że nie w książce science-fiction, a w raporcie szacownej instytucji naukowej. Miłość i wojna tracą resztki romantyzmu. O czym będzie kręcił filmy Spielberg?

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 16

Dodaj komentarz »
  1. Romantyczna miłość jest wymysłem romantycznych poetów i nigdy nie występowała na masową skalę.

  2. Związek małżeński był pierwotnie kontraktem majątkowym polegającym na wymianie usług w obrębie rodziny. Zasady owego kontraktu uzgadniały rodziny, tj. opiekunowie małżonków. Miłość romantyczna przekształciła małżeństwo w uczuciową fanaberię. Serwisy randkowe są wyższą formą owej fanaberii, czyli miłości romantycznej. Każdy sobie wybiera, co mu pasuje i niczym więcej się nie przejmuje. Czysty romantyzm.

  3. Trochę te obawy filozofów i socjologów wydają mi się naciągane. Podobnie jak twierdzenie, że miłość jest efektem wyliczeń algorytmu. Efektem wyliczeń algorytmu jest spotkanie się dwojga ludzi, które później może rozwinąć się w jakieś uczucie (miłość, tak, ale też przyjaźń, zwykłą sympatię albo niechęć). To po prostu sposób na poznanie nowych ludzi, tak samo jak na przykład wyjście na imprezę czy do klubu.

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. Nie jestem przeciw. Czym więcej wiemy o sobie, a temu przecież służą wszelkie informacje zbierane przez Dating Agencies, tym lepiej. Seksualne zauroczenia może i są przyjemne, ale można się też na nich bardzo nieciekawie „przejechać”, a schodząc na poziom konkretów lepiej wcześniej wiedzieć jakie kto ma zapatrywania religijne, filozofię życiową, podejście do wychowania dzieci itp. niż potem tkwić w wyniszczającym związku, gdzie każda ze stron próbuje przechylić szalę na swoją stronę.

  6. Wszystkie te uwagi są prawdziwe i bardzo celne, i warto się nad nimi pochylić, wszakże nalezy pamiętać, że pasuje do wszystkich z nich dodać zwrot: „W USA” A że „USA” to najbardziej patologiczne i konsumpcyjne społeczeństwo spośród rozwiniętych – temat nie ma wiele wspólnego z internetem, który co najwyżej ujawnił, że kultura amerykańska nie przystaje do kultury ogólnoludzkiej, że amerykanie być może nie poszukują „drugiej polowy” tylko”fajnego produktu” i że słowo małżeństwo za oceanem nie ma wiele wspólnego z jej Irańskim, Europejskim czy Chińskim znaczeniem. Przecież małżeństwo w Iranie, Syrii, Chinach,Polsce, Rosji, Niemczech, Francji, oraz małżeństwo prezesa banku, pomywaczki, premiera, aktywisty RedWatch, scjentologa i Hindusa to kompletnie różne sprawy. Niesprowadzalne do wspólnego mianownika. Nawet w USA znajdziemy przecież normalnych ludzi którzy nie ulegają amerykańskiej kulturze na tyle by „konsumować żonę” – powiedzmy, być może, latynosi lub polonia. Co do znaczenia słowa miłość – trudno orzec, bo kwestie seksualne i majątkowe są z kwestiami uczuciowymi związane bardzo pośrednio, zwłaszcza w społeczności tak utylitarnej i konsumpcyjnej jak w USA.
    Słowem – naciąganie lokalnej patologii tak, jakby miała szersze znacznie ….

  7. kakaz: „A że ?USA? to najbardziej patologiczne i konsumpcyjne społeczeństwo spośród rozwiniętych ? temat nie ma wiele wspólnego z internetem, który co najwyżej ujawnił, że kultura amerykańska nie ..”

    I tak dalej. Dziekuje Panu, panie kakaz. Poczulem sie o 40 lat mlodszy. Jakbym czytal materialy Wydzialu Propagandy PZPR. Sam Pan to wymyslil czy cytuje materialy historyczne z tamtych czasow?

    P.S. Jak dlugo Pan mieszkal w USA ze jest Pan takim znawca tematu?

  8. „Oto miłość staje się kolejnym obszarem podboju technologii, które mają zmniejszyć ryzyko spotkania, kluczowy aspekt każdego prawdziwego, romantycznego związku intymnego.”

    Niestety, tak sie sklada ze ludzie maja coraz mniej czasu na sprawy osobiste. Nowie o USA. Polska to nie USA. Gdy jestem w Polsce od czasu do czasu (albowiem od 25 lat mieszkam w USA) zadziwia mnie wielki tlum ludzi na ulicach – w Warszawie – o KAZDEJ porze. Tu gdzie mieszkam, tlum pojawia sie tylko miedzy 12 a 1 – bo to pora lunchu. Poza tymi godzinami ulice, sklepy i „galerie handlowe” czyli „shopping malls” sa wyludnione. A rano i wieczorem ludzie jada do pracy – z pracy – srednio Amerykanin posiweca na to 2 do 3 godzin dziennie. Mieszka zas Amerykanin przewazniei w takim miejscu ze do najbizszego na przykald baru trzeba jechac samochodem pol godziny. Jak nie ma korkow.

    Wiec nie ma czasu na „romantyczne spotkania”. Jezeli sie TEGO nei zrobi podczas studiow, to potem jest ciezko. Zwlaszcza ze wieksosc firm zabrania flirtowania w pracy, a „bliskie spotkania” miedzy pracownikami moga sie skonczyc wyrzuceniem jednego z nich. Poza tym, nie ma GDZIE sie spotykac. Nie ma kawiarni na kazdym rogu jak w Europie i nie ma zwyczaju przesiadywania w tejrze.

    Wiec pozostaje „serwis randkowy” organizowany w roznych formach i postaciach. W tygodnikach Forbes i Fortune mozna poczytac o serwisach randkowych dla „executives” i wysokich ranga biznesmanow – coraz czesciej sa oni w wieku okolo 30 lat, proporcja koniet i facetow jest mniej wiecej pol na pol, a sredni czas pracy to 15 godzin dziennie. Wiec gdzie i kiedy maja sie spotykac w celu znajezienia „duszy”?…

    Paru moich znajomych, wlasnie w wieku okolo trzydziestki i z paroma milionami w banku znalazlo swoje „polowki” w internecie – donosza ze sam proces byl ciekawy – poznali mnostwo nowych osob z ktorymi pozostaja na stopie przyjacielskiej, a w koncu znalezli malzonka/malzonke i sa w stadle bardzo szczesliwi.

    Tak jak dziecko poczete nowoczesna technologia in vitrio nie rozni sie od normalnego dziecka, tak i malzenstwo poczete na internecie nie rozni sie od normalnego.

    Oczywiscie, Pan kakaz uwaza inaczej. Ale niestety… W miare dozenia Polski do cywilizacji ten model „randkowania” bedzie z koniecznosci coraz bardziej popularny

  9. kakkaz: ” Nawet w USA znajdziemy przecież normalnych ludzi którzy nie ulegają amerykańskiej kulturze na tyle by ?konsumować żonę? ? powiedzmy, być może, latynosi lub polonia”

    Acha, Panei kakaz… I jeszcze jedno… Zyczylbym malzenstwom polskim, a zwlaszcza polskim kobietom aby byly tak „konsumowane” jak kobiety amerykanskie. W Polsce mozna zona dowolnie pomiatac, bic i maltretowac. Tu, w Ameryce, to nie przejdzie – podbite oko bo „zupa byla za slona” moze sie skonczyc dla wymagajacego malzonka wieloletnim wiezieniem. Wystarczy jeden telefon. I na ogol tak sie konczy. A w przypadku rozwodu?… Zna Pan ten meski dowcip: „Jaka jest roznica meidzy huraganem a rozwodem?” Odpowiedz: „Zadna. W obu przypadkach dom diabli biora”.

    Zycze Panu Panei kakaz, aby pan raczej nie wypowiadal sie na podstawie urban legends a na podstwie faktow.

  10. Tak na marginesie, Panie Redaktorze, to internet i nowe media komunikacyjne RZECZYWISCIE powoduja zmiane zachowan ludzi, w szczegolnosci pokolena okreslanego jako „keyboard generation”. To sa ci ktorzy protestowali przeciwko ACTA; w wiekszosci w wieku ponizej 20 lat. Czy zdarzylo sie Panu poobserwowac takich, na przykald w kawiarni? Oto wchodzi czworka przyjaciol do kawiarni Starbucks. Siadaja przy stoliku, zamawiaja kawe, kazde wyciaga smartfona (jak nie masz smartfona to nei istniejesz, podobnia jak nie masz konta na facebooku to nie istniejesz), po czym wpatruje sie w ekran i klepie w klawisze. Co robia? Nie wiadomo. Byc moze komunikujs sie z towarzyszem siedzacym na krzesle obok. Mam kuzynka w wieku mniej wiecej tym wlasnie. Place za jego telefon, wiec mam wglad w to co robi. Jednym z problemow byl limit miesieczny na SMSy. 500 bylo za malo. 1000 tez. 2000 tez. Dopiero 5000 okazalo sie wystarczajace. Jedyna mozliwoscia skontaktowania sie z nim to SMS albo „messenger”. telefonow nie odbiera. Ze swoja „girlfriend” komunikuja sie SMSem nawet gdy sa w tym samym mieszkaniu. Na moje pytanie czy posluguja sie SMSem gdy uprawiaja seks – nie udzielil jasnej odpowiedzi. Ale nie powiedzial „nie”

    Niestety, technologia komunikacyjna i w ogole medialna zmianila spoleczenstwo i dalej zmiania. Nigdy juz nie bedzie takie jak bylo. A i ja, stary dziad, potrafilem sie dzisiaj wrocic jadac do pracy – po ujechaniu 10 kilometrow – bo zapomnialem wziac mojego smartfona. bez niego nie egzystuje 🙂

    Tak na zupelnym marginesie, polecam kapitalna ksiazke „The Victorian Internet: The Remarkable Story of the Telegraph and the Nineteenth Century’s On-line Pioneers”,
    Tom Standage. To o tym jak na swiecie „wybuchl” telegraf. Internet nie jest pierwsza rewolucja komunikacyjna. Pierwsza byl telegraf. I dokonal w mentalnosci spoleczenstwa podobnej rewolucji jaka teraz wywoluje Internet

  11. @A.L. Dziękuję za przypomnienie Standage’a. Jedna z moich ulubionych książek, chyba ją wspomnę na blogu – czasem czytam studentom fragmenty bez podania na początku źródła. Myślą, że mowa o Internecie 🙂 Pozdrawiam

  12. Szanowny Pan A.L. ogromnie mnie ucieszył – z jego wypowiedzi dowiedziałem się, że wg sporej części populacji nie istnieję. To dla mnie wręcz zaszczyt.

  13. Wielka miłość tym się różni od kaprysu, że kaprys trwa nieco dłużej.
    O.Wilde

    Filozofowie od Heraklita i Platona zawsze narzekali na zmiany i to jedno się nie zmienia.

  14. !: „Szanowny Pan A.L. ogromnie mnie ucieszył ? z jego wypowiedzi dowiedziałem się, że wg sporej części populacji nie istnieję. To dla mnie wręcz zaszczyt”

    Czy moglby Pan rozwinac swa wypowiedz? Ani nie wiem kto Pan jest, ani nie wiem co o Panu pisalem. Jak rozniez nie wiem dlaczego Pan uwaza iz ja uwazam ze Pan nie istnieje.

  15. A.L. 8 lutego o godz. 18:39
    „Niestety, tak sie sklada ze ludzie maja coraz mniej czasu na sprawy osobiste. Nowie o USA. (…) jak w Europie i nie ma zwyczaju przesiadywania w tejrze.”

    Niedziela, poniedziałek, wtorek, środa – zgadza się.
    Czwartek – wieczór, piątek oraz sobota – wieczór plus reszta nocy – świadectwo tego, jak A.L. spedza swój czas wolny, a nie rzeczywistość.
    Proszę wybrać się wieczorem w czwartek, piątek lub sobotę do centrum jakiegoś uniwersyteckiego miasta. Szpilki nie ma gdzie wcisnąć. Tłum składa się z dwudziestolatków aż do czterdziestolatków, a więc nie tylko studenci. Oczywiście segregacja następuje (najczęściej) na poziomie baru (szeroko pojęta „tematyka”-menu alkoholowe-kuchnia-zawartość portfela)

    „Poza tym, nie ma GDZIE sie spotykac. Nie ma kawiarni na kazdym rogu”
    To był dowcip? Proszę użyć swojego smartfona i policzyć ilość barów w aktualnie modnej dzielnicy danego miasta. Gwarantuję, że znajdzie pan w każdym nieco większym mieście (nie mówię o sypialnej „wsi”/village) ulice z kilkudziesięcioma barami na długości jednego bloku. Każdy dwudziesto- lub trzydziestolatek w pracy panu podpowie, gdzie „się chodzi”.

  16. zza kaluzy: „Proszę wybrać się wieczorem w czwartek, piątek lub sobotę do centrum jakiegoś uniwersyteckiego miasta”

    Juz kiedys dyskutowalismy o tym ze Panska Ameryka i moja Ameryka to nei sa te same Ameryki. I nie dziwota, bo Ameryka to duza rzecz. Fizycznie. Wiec niech Pan sobie nie rosci pretensji na monopol opinii o Ameryce. Niech Pan pisze: „w tej Ameryce ktora znam, to… itede”.

    Owszem, ma Pan racje, ale nei wszystkie miasta sa „uniwersyteckie”. Nie kazde miasto ma „modna” dzielnice. W wielu miastach do owej „modnej” dzielnicy strach wieczorem wejsc. Nie mowiac o tym ze nie wiadomo czy sie z niej wyjdzie. Nie mowiac o tym ze jak sie pracuje na Wall Street a mieszka w New Haven, Connecticut na przyklad, to ma sie jakby malo czasu na zycie towarzyskie. Dojezdza sie pociagiem poltorej godziny w jedna strone. A sporo mialem znajomych w New Haven pracujacych na Wall Street, wlasnei w „wieku poborowym”. Co wiecej, mialem znajomych mieszkajacych w Filadelfii i jezdzacych co dzien pociagiem do Nowego Jorku.

    Nie wiem w ilu miastach Pan mieszkal. Ja w sporej ilosci. Pzreprowadzelem sie 13 razy, z czego polowa przez kontynent. Mieszkalem w 6 stanach, w kazdym wiecej niz rok. Wiec mam dosyc dobry poglad. I przy MOIM pogladzie obstaje, nie negujac mozliwosci ze Pan ma inny poglad. Albowiem punkt widzenia zalezy od punktu siedzenia. Zwlaszcza w Ameryce.

  17. A.L. 9 lutego o godz. 20:33
    „Albowiem punkt widzenia zalezy od punktu siedzenia. Zwlaszcza w Ameryce.”

    To wszystko prawda, ale:

    1) pozwolę sobie kogoś 😉 tu zacytować:
    *Wiec niech Pan sobie nie rosci pretensji na monopol opinii o Ameryce. Niech Pan pisze: „w tej Ameryce ktora znam, to? itede”.*
    i zapytać uprzejmie, kiedy to ostatnio mój interlokutor zrobił podobne zastrzeżenie? 😉

    2) jak idę na polowanie to do lasu, w którym JEST zwierzyna a nie do tego, KTÓRY MAM ZA OKNEM. To tak tytułem komentarza do *ale nei wszystkie miasta sa „uniwersyteckie”. Nie kazde miasto ma „modna” dzielnice.*
    Jaki procent amerykańskiej młodzieży „na wydaniu” mieszka w mieście bez uniwersytetu/college i bez „modnej” dzielnicy?

Dodaj komentarz

Pola oznaczone gwiazdką * są wymagane.

*

 
css.php