Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Antymatrix - Blog Edwina Bendyka Antymatrix - Blog Edwina Bendyka Antymatrix - Blog Edwina Bendyka

9.02.2012
czwartek

Kultura protestu

9 lutego 2012, czwartek,

Zapraszam do lektury najnowszej „Lupy” Instytutu Obywatelskiego. Tym razem na warsztacie temat kultury protestu. Rozmowy z Clausem Leggewie i Tariqiem Ali oraz teksty „Przeciw konfederacji ignorancji” Stephena Reichera i „Wielość, tłum, opinia” autora tego blogu. Teksty odnoszą się doskonale do tematu z poprzedniego wpisu.

Reicher pisze:

Wydarzenia z 2011 roku obnażyły nie tylko kryzys autokracji w świecie arabskim, ale też kryzys demokracji na Zachodzie. To przecież w krajach demokratycznych partie z prawa i z lewa popędziły do politycznego centrum ? przez co wiele osób (zwłaszcza w Wielkiej Brytanii) poczuło się kompletnie wykluczonych. Więcej, pozbawionych praw obywatelskich. To znamienne, że przy dzisiejszym układzie geopolitycznym parlamenty narodowe mogą być odwoływane lub powoływane przez wąskie grono euro-kliki.

Tłumaczy dalej, w jaki sposób działa transformująco na społeczeństwo masowych protestów, zmieniając nie tylko bezpośrednich uczestników.

Masowe protesty to wydarzenia, które mają wpływ nie tylko na uczestniczące w tłumie jednostki, ale na wszystkich –  zwłaszcza na obserwujących, którzy nie mogą wziąć w nich udziału, ale utożsamiają się z przewodnią ideą. Wpływa to na tworzenie mentalnych wspólnot i tożsamości zbiorowej. Jeśli demonstranci z Placu Tahrir głoszą, że są narodem, ich upokorzenie sprawia, że dla wszystkich Egipcjan, tych w centrum miasta, ale też tych przed telewizorami, Mubarak jest wrogiem. Jeśli czarnoskórzy uczestnicy rozruchów są pacyfikowani przez policję, cała kolorowa społeczność uzna, że władza ich represjonuje.
Innymi słowy, tłumy protestujących obywateli to tzw. „społeczności wyobrażone”, które co jakiś czas pokazują swoją rzeczywistą twarz. A przy okazji ujawniają całej reszcie społeczeństwa, jak działa (albo nie działa) otaczający świat. Tłum, mówiąc po raz kolejny językiem psychologii, kształtuje naszą tożsamość zbiorową. To dlatego ci, którzy widzą w każdym proteście patologię i odwracają głowy od haseł wykrzykiwanych przez zebranych, tracą nie tylko zdolność rozumienia Oburzonych, ale przede wszystkim możliwość pojęcia ogólnej dynamiki zmian w naszych społeczeństwach i ich stabilności.

A poniżej zakończenie mojego tekstu:

Dziś sfera publiczna uległa komercjalizacji, główną i oczekiwaną formą uczestnictwa osób prywatnych w życiu publicznym stała się konsumpcja.
Ten model skomercjalizowanej sfery publicznej wielość z polskich ulic odrzuciła. Czy z protestu wyłoni się nowy model? Odpowiedź na to pytanie wymaga wielkiej wyobraźni od wszystkich uczestników życia publicznego, zarówno establishmentu, jak i nowych aktorów odkrywających swą obywatelską podmiotowość. Twórcza wyobraźnia jest potrzebna, by uruchomić cykl innowacji politycznych. Innowacji niezbędnych, by włączyć w główny nurt życia publicznego te nowe formy podmiotowości. Próby obrony status quo doprowadzić mogą jedynie do uruchomienia medium przemocy.

Dlatego warto  rozmawiać z licealistami.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 14

Dodaj komentarz »
  1. „Ten model skomercjalizowanej sfery publicznej wielość z polskich ulic odrzuciła.”

    Moim dzieciom, bardzo zaangażowanym w popieranie wszelkich inicjatyw (właściwie każde z tych słów powiniem wziąć w cudzysłów) typu Euro2012, Expo, Stolica Kultury czy EIT zawsze zadawałem to samo pytanie: ile zapłaciłeś/łaś za swój głos?
    Nie rozumieli.
    „Ile kosztowało cię zagłosowanie=wyrażenie swojej opinii, że cośtam powinno wydarzyć się/być zlokalizowane na twoim podwórku?
    Nie docierało.
    Przecież głosowanie jest darmowe, o czym ty mówisz?!
    Ale konskewencje dla ciebie, np . w postaci różnego rodzaju lokalnych podatków (kosztów życia) – nie będą, odpowiadałem. Więc lepiej się zastanów, a nic tak nie otrzeźwia jak konieczność wykupienia niedarmowego biletu na dane przedstawienie.

    To jest własnie ta „wiekszość z polskich ulic”.
    Ja ją utrzymuję.
    Dlatego może nie rozumieć i może „odrzucać”.

    Te z moich dzieci, które miały olej w głowie, ostro się uczyły i pracowały w czasie studiów, po ich ukończeniu (albo i w trakcie) rozejrzały się przytomnie po okolicy i postanowiły „zauczestniczyć jako osoba prywatna w życiu publicznym właśnie jako konsument” ale w kraju zorganizowanym dla normalnych ludzi. Jak na razie jedno wybrało Anglię a drugie Stany. W przypadku jednego chodzi jak najbardziej klasycznie o materialną konsumpcję (za solidną pracę solidna zapłata) a w przypadku drugiego o normalnie zorganizowany uniwersytet a nie o udawanie, że robimy naukę. Konsumpcjonizm nie jest więc materialny ale dotyczy konsumowania z sensem pozostałego nam w życiu czasu.

    Te z moich dzieci, które z własnej pracy z trudem stać na chińskie zupki w Polsce dalej „odrzucają”.

  2. Z artykulu Gospodarza, byc moze nie najlepszy cytat: „Oddolna? debata publiczna na temat ACTA zorganizowana przez władze Gdańska w historycznej sali BHP w Stoczni Gdańskiej zderzyć się musiała z Improwizowanym Kongresem Wolnego Internetu zwołanym w Warszawie”

    „Wolnego Internetu”… Troche mnie to, pardon, rozsmiesza. Internet jest wolny w takim sensie jak wolnosc ze starego dowcipu: Cela wiezienna i dwoch wiezniow. jeden siedzi na przyczy, drugi chodzi w kolko. Ten ktory siedzi mowi: „Kazik, czy ty myslisz ze jak ty chodzisz to ty nie siedzisz?”

    Internet nie jest ani wolny ani demokratyczny, ani „niczyj”. Jest kontrolowany dosyc dokladnie przez dosyc potezne sily. Miedzy innymi te ktore spowodowaly ze Internet w ogole istnieje. Owa pozorna „wolnosc” to miraz rzucany maluczkim.

    Dla przemyslenia proponuje lekture: „Who Controls the Internet?: Illusions of a Borderless World”, Jack Goldsmith, Tim Wu. Obaj autorzy sa prawnikami, a ksiazka wydana pzrez Oxford University Press, i blizsza jest raczej rozprawie naukowej niz science fiction.

    Bardziej detaliczne rozwazania dotyczace przyslosci Internetu a zwlaszcza mozliwosci jego „zawlaszczenia” sa w ksiazce jednego z autorow „The Master Switch: The Rise and Fall of Information Empires”, Tim Wu

    Wiec o co chodzi z ta „wolnoscia”? Chyba o to aby Internet byl terenem „wolnej amerykanki” gdzie wszystko bedzie dozwolone. Niestety, tak nigdy w Internecie nie bylo i nie bedzie. Zawsze byly reguly ktorych tzreba bylo przestrzegac. Od samego poczatku. Owszem, reguly ewaluowaly. I na temat tej ewolucji mozna i tzreba dyskutowac.

  3. Polecam pod rozwagę: http://utumno.salon24.pl/388390,usa-naciska-na-rzady-niezaleznych-panstw-w-sprawie-acta – co prawda z zawstydzeniem linkuję do salonu24 bo nie uważam by normalny człowiek miał tam coś do szukania, ale jest to omówienie po Polsku tego co w angielskim napisał ktoś inny – warto zwrócić na to uwagę Tu źródło: http://falkvinge.net/2011/09/05/cable-reveals-extent-of-lapdoggery-from-swedish-govt-on-copyright-monopoly/
    To sa prawdziwe powody protestu. nie wydumane „dekonstrukcje społeczne” ale realny konflikt międzynarodowy którego ludzie, zwłaszcza młodzi są w pełni świadomy, a który starszym ludziom nie mieści sie w głowach.

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. zza kaluzy: „Te z moich dzieci, które z własnej pracy z trudem stać na chińskie zupki w Polsce dalej ?odrzucają?.”

    Byc moze dlatego, Panei zza kaluzy, tak latwo przychodzi tym odrzucajacym i protestujacym teza ze tworcy pobierajacy wynagrodzenie za swa tworczosc postepuja „niemoralnie”, podobnie „niemoralnie” postepuja koncerny farmaceutyczne pobierajac oplaty za leki. Albowiem nikt kto nei splamil sie praca a zyje kosztem innych nie zrozumie tego za za prace trzeba placic – czegokolwiek ona by nie dotyczyla.

  6. @A.L. Wielokrotnie Pan zwraca uwagę osobom wypowiadającym się na temat Ameryki, że nie mają pojęcia o czym piszą, bo nie znają rzeczywistości. Zastanawiam się, na jakiej podstawie Pan twierdzi Pan, że protestujący to ludzie żyjący kosztem innych, którzy nie splamili się pracą? Może zwróciłby Pan uwagę, że przeciwko ACTA wypowiada się Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji, czyżby to była organizacja darmozjadów utrzymywanych z Pańskich, płaconych w USA podatków? Rozumiem, że tylko w USA ludzie ciężko pracują i utrzymują cały świat, a zwłaszcza Polaków wałkoniących się na ulicach. Skoro nie lubi Pan, jak ktoś wypowiada się na Ameryce, której się nie zna, to może odrobina wzajemności?

  7. Panie Edwinie, a propos USA i w kontekście kultury protestu/działania na rzecz jawności – także w kontekście ACTA – warto zwrócić uwagę na inicjatywę Open Government Partnership, do której to inicjatywy rządu USA na rzecz jawności, przystąpiło już blisko 50 rządów. To pomysł pozytywny! Więcej informacji tutaj http://www.facebook.com/TAK.dla.OGP?sk=wall i tutaj http://informacjapubliczna.org.pl/. Pisze o tym także Piotr Waglewski na swoim blogu. Pozdrawiam

  8. Drogi Panie A.L., czy słyszał Pan o ruchu wolnego oprogramowania tworzonego przez pasjonatów? A o różnych formach wolontariatu? Rzeczywistość jest zdecydowanie bardziej złożona niż Pańskie stwierdzenie „za pracę trzeba płacić – czegokolwiek ona by dotyczyła”.

  9. Skoro USA utrzymuje teraz cały świat :)) to ja chyba wolę utrzymywać samodzielnie. Mnie w tej całej aferze wokół ACTA, wokół tych protestów na ulicach najbardziej dziwi to, że ludzie nie dostrzegają np. poczynań takich gigantów jak Google, które wpływają na sferę Internetu o wiele bardziej i o wiele groźniej, a nawet kontrolują sporą część Sieci. Ludzie się boją cenzury, którą ma wprowadzić ACTA, boją się skutków nowych ustaw antypirackich, a mało kto wie, że już teraz jest to całkowicie możliwe – wystarczy że jakiś pracownik gugla kliknie raz czy dwa w klawiaturę i wyśle wybraną stronę w kosmos, wywalając ją z indeksu. Ale po co patrzeć na coś, co jest, lepiej buntować się przeciw czemuś, co może być.

  10. Inter­nau­tom nale­za­loby wyja­snic, ze wbrew pozo­rom nie dla nich inter­net skon­stru­owano. Inter­nauci zacho­wuja sie tro­che tak, jak klub bie­ga­czy po auto­stra­dzie. Bie­gaja i bie­gaja pobo­czem, az pew­nego dnia przy­cho­dzi poli­cja i mowi ?koniec bie­ga­nia, bo po pierw­sze nie­bez­piecz­nie, a po dru­gie prze­szka­dza­cie cie­za­row­kom?. Bie­ga­cze pod­no­sza wrzask i zaczy­naja pod­ska­ki­wac, a Redak­tor Zakow­ski obwiesz­cza koniec ery panowania czlowieka dwunoznego.
    .
    Nie­stety. Auto­strad nie zbu­do­wano dla bie­ga­czy. Inter­netu nie zbu­do­wano dla blo­ge­row, a nawet nie dla Redak­tora Zakow­skiego. Auto­strady zbu­do­wano dla cie­za­ro­wek. A takze, o czym na ogol sie nie pamieta, w celu szyb­kiego roz­srod­ko­wa­nia lud­no­sci i wojsk w razie zagro­ze­nia ude­rze­niem jadro­wym. Mozna o tym nie pamie­tac na codzien, ale warto wie­dziec w razie dys­ku­sji. Podob­nie, inter­net ma zupel­nie inne cele, niz ano­ni­mowa wymiana grzecz­no­sci albo wyzwisk.
    .
    A jakie cele ma inter­net? Naj­kro­cej mowiac, inter­ne­tem prze­ply­waja wiel­kie inte­resy. A takze, od czasu do czasu, stru­mie­nie danych nauko­wych, ban­ko­wych, i zwia­za­nych z woj­sko­wo­scia. O tym ostat­nim sie nie wypo­wia­dam, bo tego mozna sie co naj­wy­zej domy­slac.
    .
    W tej sytu­acji klub bie­ga­czy moze sobie albo bie­gac albo nie. Moze takze pod­ska­ki­wac. Razem z redak­to­rem Zakow­skim. Przypuszczam, ze od tego internet zmieni sie troche, ale raczej na wierzchu niz w srodku.

  11. We współczesnym państwie, a może szerzej, w świecie ustalenie, kto kogo utrzymuje, a kto jest darmozjadem jest bardzo trudne, jeśli wręcz nie niemożliwe. Chyba bardziej zależy od przyjętej definicji produktywności niż od rzeczywistych konsekwencji aktywności ekonomicznej lub jej braku u poszczególnych jednostek. Na przykład, nieprodukcyjny emeryt, wydający emeryturę na spożycie słusznych produktów rolnych, sprzyja rozwojowi tej gałęzi produkcji, czyli jakoś w nią inwestuje, stając się jednostką produktywną. Jeśli inny emeryt wyda swą nędzną emeryturkę na używki takie, jak: papierosy (opodatkowane), alkohol (opodatkowany), narkotyki (cały szmal diler + mafia) może być uznany – z punktu widzenia Fiskusa – częściowo za produktywnego, a częściowo za nieproduktywnego osobnika. Z punktu widzenia społecznego zostanie najprawdopodobniej uznany za bezproduktywnego szkodnika, generującego straty z tytułu kosztów leczenia nałogów i wywołanych nałogami patologicznych dysfunkcji społecznych.
    A co do Komentatora zza Kałuży, to chętnie czytam jego komentarze, najczęściej bez aprobaty. Zauważyłem, że czasem bezproduktywnie wadzi się z gospodarzem bloku, który nie pozostaje mu dłużny. Ale nie zamyka mu wstępu na blok. I to jest OK. Z ostatniego wpisu dowiedziałem się, że zza Kałuży jest zasobny w dzieci i to bytujące w różnych regionach geograficznych i społeczno-ustrojowych, w tym – jak 10 mln polskich obywateli- na chińskich zupkach (nie takie złe!). To mogłoby oznaczać korzystną produktywność w regionie geograficznym z przewagą bladych twarzy, chociaż niekoniecznie korzystną dla produktywności w regionach geograficznych z przewagą populacji o innych barwach skóry (np. Chiny, Indie). Tu warto przypomnieć powszechne zaskoczenie i wyraźny niepokój, gdy zostało ogłoszone, że jest nas już 7 miliardów i że zanosi się na dużo więcej. Taka jest względność współczesnego świata, że coraz trudniej jednoznacznie ustalić, co dobre, a co złe, co produktywne, a co nie, gdzie darmozjad, a gdzie Koryfeusz produktywnej idei.

  12. Jerzy/Cyga321 11 lutego o godz. 14:29
    „A co do Komentatora zza Kałuży, to chętnie czytam jego komentarze, najczęściej bez aprobaty.”
    Bardzo mi przykro….nieeeee!

    „Zauważyłem, że czasem bezproduktywnie wadzi się z gospodarzem bloku, który nie pozostaje mu dłużny.”
    Gospodarz nie robi nic innego jak tylko donosi nam o wynikach badawczych ludzi usiłujących różniczkować bardzo egzotyczne funkcje,- funkcje, o których ludzie ci wiedzą bardzo mało albo nic. Używają do tego częściej aparatu ezoteryki a nie matematyki. Nie wiem czym Gospodarz zajmuje sie w życiu zawodowym, ale z pewnością na tym blogu mamy pełno raportów donoszących nam o jakichś nieziemskich rewolucjach dziejących się „na naszych oczach” i „chwytanych” w tej właśnie sekundzie…
    Ani Gospodarz ani badacze, których prace relacjonuje nie wydają się szczególnie przejmować sprawdzaniem, jaka jest dziedzina badanych funkcji, czy fukcje te są wszędzie ciągłe, itp.itd. Przywalić im z różniczki raz, potem drugi i trzeci i zobaczymy, a nuż dostaniemy jakiś rewolucyjny wynik którym zadziwimy świat!
    Nic to, że w pięć minut potem ktoś inny napisze „jeszcze bardziej rewolucyjną” książkę wywracającą wszystkie nasze wnioski do góry nogami. Myśmy dostali nasze stopnie „naukowe”, skonsumowali pensyjki, byli na konferencjach a jak wybudowane przez nas mosty prędzej czy później szlag trafił to nie nasza wina! To polityków! Albo wojskowych! Albo kleru! Albo motłochu! Albo tsunami! Po mostach tych i tak i tak nikt „w realu” nie chodził więc jak się zawaliły to nikt do rzeki nie spadł. A jak poszedł po moście w sensie wyboru kariery naukowej to zawsze może wyrzucić do kosza stare papierzyska i zacząć od nowa. Tak robimy „naukę” w naukach społecznych i w ekonomii. Póki pensja leci – różniczkujemy! Z naszych mostów do fizycznej rzeki nikt nikt nie spadnie.

    Było tutaj ileśtam razy o inicjatywach w Bydgoszczy czy Lublinie. Zładowałem sobie i poczytałem budżety obu miast. Odetchnąłem z ulgą. Zwykłe, proletariacko-siermiężne gazetowe artykuły płaczące np. nad upadkiem/zadłużeniem szpitali w obu miastach, nad ogromnymi trudnościami w zapewnieniu jakiej-takiej edukacji, dróg czy autostrad – nie kłamią. Artykuły pisane bez najmniejszych ambicji detekcji „rewolucyjnych trendów” są dużo bliższe rzeczywistości niż zjawiska z tego blogu. Których wymiar (obecność) finansowy w budżetach oby miast, bez elektronowego mikroskopu – jest całkowicie niewykrywalny.

    „Taka jest względność współczesnego świata, że coraz trudniej jednoznacznie ustalić, co dobre, a co złe, co produktywne, a co nie, gdzie darmozjad, a gdzie Koryfeusz produktywnej idei.”
    Zgadzam sie całkowicie! Polecam wobec tego dobre narzędzie, znakomicie ułatwiające owe „ustalenie”. Zadajemy pytania: za czyje pieniądze, ile osób i jak długo? I wtedy wszystko jasne! Polecam Jerzy/Cyga321 odpowiedzenie sobie na pytanie: „ile osób utrzymuję i jak długo?”.
    Jednocyfrowa liczba osób i czas krótszy od 20 lat dyskwalifikują Jerzy/Cyga321 jako dyskutanta. Z przedszkolakami nie spieram się bo na końcu zawsze jak nie płacz to mokre majtki albo i jedno i drugie.

  13. @Auto­strady zbu­do­wano dla cie­za­ro­wek.

    Owszem, ale nawet kierowcom ciężarówek czy właścicielom firm przewozowych i transportowych trzeba wyjaśnić, że bez biegaczy/małych samochodzików osobowych, nie mieliby po czym jeździć.

  14. @narciarz2 – ładne porównanie z autostradą, obrazowe, ale nieprawdziwe. Serwisy P2P generują blisko 70% całego ruchu w Internecie, a do tego dochodzą jeszcze rzeczy takie, jak fb, twitter i inne popularne serwisy. Pośrednio cały ten ruch generuje przychody tych, którzy pay the rent, że pozwolę sobie zacytować noblistę. Wychodzi więc na to, że obecnie to raczej ciężarówki muszą się przeciskać poboczami.

Dodaj komentarz

Pola oznaczone gwiazdką * są wymagane.

*

 
css.php