Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Antymatrix - Blog Edwina Bendyka Antymatrix - Blog Edwina Bendyka Antymatrix - Blog Edwina Bendyka

14.02.2012
wtorek

Prawo autorskie – czas na okrągły stół

14 lutego 2012, wtorek,

Czas na okrągły stół poświęcony prawom autorskim, to jedna z konkluzji wczorajszego spotkania Komitetu Społecznego ds. Paktu dla Kultury. Dotychczasowa dyskusja wokół ACTA pokazała, że wszystkie zaangażowane strony podeszły do sprawy bardzo emocjonalnie, jednocześnie jednak trudno było o rzeczywiście merytoryczną dyskusję. Raczej krzyżowały się racje artykułowane, niczym fundamentalne prawy wiary o to, jaka wartość jest bardziej święta: wolność, czy prawo własności.

Podczas spotkania z premierem 6 lutego Michał Komar reprezentujący ZAiKS odwołał się do „dyrektywy numer 7”, czyli przykazania: nie kradnij!, co skutecznie zwekslowało sporą część dyskusji na różnicę między piractwem, a legalnym korzystaniem z kultury w ramach dozwolonego użytku. W podobnym duchu kazanie wygłosił Zbigniew Hołdys, pokazując jak trudno jest zarobić artyście.

Wiadomo z innych sfer życia, że podejście fundamentalistyczne nie daje szansy na jakiekolwiek rozsądne rozstrzygnięcie. Trzeba szukać możliwych „łańcuchów ekwiwalencji” łączących aktorów sporu. Nie dzielą się oni na złych i dobrych, twórców i piratów, obrońców wolności internetu i bezwzględne korporacje przemysłów kultury, lecz tworzą dość złożoną siatkę zależności. Inny interes ma w tym sporze Google, inny Disney, inny twórcy TOP10, inny twórcy długiego ogona. Samo podejście do idei własności intelektualnej i prawa autorskiego nie jest takie jednoznaczne. Jak już pisałem, jest wiele wątpliwości natury ekonomicznej, a także prawnej. Również uzasadnienie etyczne nie jest wcale takie jednoznaczne – odwołuje się bowiem do prometejskiej wizji twórcy, geniusza tworzącego ex nihilo. Cóż, można sięgnąć po „Les Lois de l’imitation” Gabriela Tarde’a z 1890 r., poprawiając lekturą „Creativity” Cszikszentmihaly’a i książkami Lawrence’a Lessiga, by zrozumieć, że nie ma dzieł nowych bez starych. Granica między plagiatem, cytatem, inspiracją i kopią jest dosyć płynna. Dlatego właśnie wspomniany we wczorajszym wpisie Nikołaj Fiodorow wyśmiał ideę prawa autorskiego stwierdzając, że najlepszym  sposobem jego realizacji będzie sytuacja, gdy pisarz przy każdym słowie doda metkę z ceną tego słowa (co ciekawe, w jakimś sensie do kpiarskiej idei Fiodorowa nawiązuje projekt Xanadu Teda Nelsona).

Ciekawe, że z kolei najzagorzalsi zwolennicy praw autorskich, jak choćby przedstawiciele organizacji zbiorowego zarządu prawami mają kłopot z pomysłami reformatorskimi, jak choćby Creative Commons. Najwyraźniej nie dostrzegają, że Creative Commons czy idea copyleftu ma sens tylko wówczas, gdy istnieje copyright. W istocie więc reformatorzy są sojusznikami w sporze z abolicjonistami. Dlaczego więc, o czym przekonałem się kilka lat temu na międzynarodowej konferencji poświęconej prawom autorskim, ludzie tacy jak Lawrence Lessig, wzbudzają większe przerażenie wśród „konserwatystów”, niż piraci? Cóż, trochę jak w przypadku komunistów i socjaldemokratów. Komuniści, głosiciele absolutnej prawdy nie mogli zaakceptować reformatorskich mięczaków, bo osłabiali fundamentalistyczny przekaz rewolucjonistów.

Okrągły stół wydaje się dobrą ideą, o ile uda się po pierwsze dobrze zaprojektować rozmowę i włączyć do niej wszystkich, którzy włączeni być powinni. Jak pamiętamy z konsultacji nad ACTA, lista adresowa ministra kultury jest dość krótka i trzeba ją znacznie rozszerzyć. Dobrą rokuje zaangażowanie w sprawę Obywateli kultury, którzy mają w swych szeregach przedstawicieli wszystkich stron, a w trakcie negocjacji Paktu dla kultury kwestie praw autorskich, domeny publicznej i dostępu do dóbr kultury zajmowały wiele czasu. Dwa paragrafy Paktu dotyczą bezpośrednio tych kwestii:

§11
1. Pilnym zadaniem jest stworzenie programu cyfryzacji dziedzictwa kulturowego oraz bezpłatnego wykorzystywania jego zasobów dla celów edukacyjnych, naukowych i niekomercyjnych.
2. Dzieła w domenie publicznej będą udostępniane bezpłatnie bez ograniczeń ich wykorzystania, przy zachowaniu prawa do pokrycia kosztów ich udostępnienia.
§12
1. Niezbędne jest szybkie podjęcie prac nad dostosowaniem prawa autorskiego do nowych wyzwań technologicznych, które w skuteczny sposób zabezpieczy prawa twórców i użytkowników w Internecie.
2. Corocznie będą planowane środki na zakup praw do dzieł o szczególnym znaczeniu dla kultury i edukacji oraz ich umieszczania w domenie publicznej.

No to do roboty, jest o czym gadać. Tym bardziej, że dyskusja powinna dotyczyć nie tylko samych rozwiązań prawnych, lecz szerzej, przemian w kulturze.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 14

Dodaj komentarz »
  1. Od samego początku nie rozumiem problemu. Mamy pojęcie własności intelektualnych, 7.me „nie kradnij” jak najbardziej istnieje. Mnie osobiście drażni teza, ukraść 5zł to nie kradzież… a jaka jest ta progowa wartość?????? W tej „mętnej” wodzie, niestety stale mieszanej przez korporacje by szlam nie opadł, sprawnie pływają pasożytnicze organizacje i korporacje. Widzę prosty i bardzo prosty sposób na ten okrągły stół: jawność modeli biznesowych dyskutujących stron. Niech każdy, zarówno autor jak i pośrednik żerujący na jego tantiemach, uzasadni „moralność” swojej roli w tym łańcuchu pokarmowym. Niech Zwolennicy Wolnej Kultury zaproponują sposób sfinansowania czasu pracy twórców tej kultury. Określmy okres bezwarunkowego wygasania ochrony praw majątkowych. Niewątpliwie potrzebna jest rewolucja w prawie autorskim, jestem za tym. Jestem nawet za tym by prawo majątkowe było niezbywalne, podobnie osobiste. Jeżeli pracodawca boi się o swój interes finansując pracę pracownika niech zawrze z nim umowę o dzieło, obecna sytuacja stawia w bardzo nierównej relacji pracobiorcę Twórcę vs. pracodawcę. … odnoszę wrażenie, że zapis o automatycznym przejściu praw majątkowych majątkowych na pracodawcę jest szkodliwy, jest elementem tej choroby….. brakuje mi w tej całej dyskusji o prawach „holistycznego” podejścia… obawiam się że to wymaga jednak „ruszenia wielkiej bryły”..

  2. @Jarek Żeliński
    A propos „dyrektywy #7” – czy Jezus cudownie rozmnażając bochny chleba okradał piekarzy? Czy ludzie którzy kopiowali działa wielkich filozofów ery antycznej w okresie średniowiecza (dzięki czemu dziś możemy je czytać) byli złodziejami? Z filozoficznego punktu widzenia nazywanie wytworów umysłu „własnością” jest co najmniej kontrowersyjne, a używanie tego typu argumentów w dyskusji o wyzwaniach jakie stawia przed współczesnym prawem technologia jest wyrazem złej woli i próbą zakrzyczenia problemu.

  3. Do p. Żelińskiego – ‚nie kradnij’ to nie to samo co ‚nie kopiuj’ albo ‚nie udostępniaj’. Jeśli nie kradnij oznaczałoby ‚nie rób niczego co mogłoby negatywnie wpłynąć na moje zarobki’ to trudno byłoby funkcjonować w takim systemie.

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. Teza, którą można przeczytać tu i ówdzie, jakoby Zbigniew Hołdys nie rozumiał jak zarabia się w internecie i jakoby nie znał prawa własności intelektualnej ( te różne pobłażliwe „kiepski szansonista” szerzone przez piratów!) jest nieprawdziwa. Pan Hołdys zna się na tym doskonale, oraz co ważne, umie, także w ramach obecnych regulacji, działać z zyskiem. Źródło: http://di.com.pl/news/13245,0,Pirackie_programy_w_firmie_Holdysa.html

  6. ta pseudo-własność intelektualna – prawo autorskie rodzi same patologie i dzikie zachowania – trzeba je uznać za szkodliwy relikt przeszłości i za oczywistość uznać kopiowanie wiedzy cywilizacji, która jest własnością publiczną. Tylko trzeba wymyślić inny sposób finansowania pracy artystów i autorów.

  7. @Jarek Żeliński a czym i jak chce Pan uzasadnić monopol ? każdy monopol wyklucza swobody obywatelskie i sprzeczny jest z uczciwą konkurencję, równością prawa i z demokracją ? więc o jakiej uczciwości mamy tu rozmawiać ?

  8. Propozycja w formie dekalogu:

    Dekalog prawa autorskiego
    1. Człowiek ma prawo być twórczy. Teraz.
    2. Twórca ma prawo do swobodnej wymiany myśli poza kontrolą. Zawsze.
    3. Człowiek ma nieograniczone prawo do bycia twórcą, producentem i odbiorcą. Bez wyjątku.
    4. Wymiana dóbr kultury i sztuki nie jest zależna od pośredników a jedynie od sieciowych narzędzi wymiany.
    5. Zasady tej wymiany ustalamy sami, na straży naszych praw ustanawiając Dekalog prawa autorskiego. Nie rządy, nie armie, nie policje.
    6. Mamy prawo jako twórcy do narzędzi powszechnie dostępnych i wolnych od kontroli. Jakiejkolwiek.
    7. Mamy prawo jako twórcy narzędzi do licencjonowania ich zgodnie z własną wolą. Bez ograniczeń.
    8. Mamy prawo do ewolucji naszych licencji, narzędzi i utworów. Zawsze.
    9. Mamy prawo uczestniczyć w ewolucji wszelkich dzieł na zasadach określonych przez Dekalog oraz licencje stworzone przez innych autorów
    10. Po 10 latach od momentu upublicznienia każde dzieło jest wolne od wszelkich ograniczeń. Na zawsze?

  9. O czyje dochody tu idzie? Autora czy przysłowiowego ZAIKSu? Megaupload było nowym rodzajem pośrednika między twórcą a odbiorcą. Właściciel – superbogacz. Czy jest jakiś szczególny problem z myśleniem (także prawnym), że pośrednicy zarabiający krocie na cudzej pracy twórczej mogliby się jakoś z autorami podzielić? Czy aż tak trudno ow przysłowiowy Megaupload wytropić w internecie, że w tym celu trzeba wymuszać na providerach szpiegowanie użytkowników? Umożliwianie „starym” pośrednikom tworzenie prywatnej policji? Klienci płacą tak czy siak. Haracz ZAiKsowi lub haracz Megaupload. O jakim kompromisie mówimy? Ze jedna strona tego „okrągłego stołu” będzie wyzywać drugą od złodziei, tak jak tu, w komentarzach? A może tak byłoby najlepiej, żeby ta korporacyjna wojna między pośrednikami odbyła się między pośrednikami, zostawiając obywateli i ich skrzynki pocztowe w spokoju? Jaki kompromis…. Nie można być częściowo wolnym od podsłuchów, jak nie można być częściowo w ciąży…

  10. Autor nie jest sprzedawcą. Nie sprzedaje *czegoś*. Autor jest tylko pierwszym w łańcuchu *udostępniających*. Należy mu się zapłata, ale jako wynagrodzenie za jego pracę, a nie za towar, który otrzymujemy.

    Szersza propozycja nowej aksjologii i ontologii prawa autorskiego jest tutaj:
    http://minakowski.tek24.pl/1211,autor-nie-jest-sprzedawca-ale-pierwszym-z-udostepniajacych

  11. Bardzo się cieszę, iż prawdopodobnie układ ACTA, przynajmniej w dotychczasowym kształcie, nie zostanie w Europie przyjęty. Ale optowałbym za nie przeginaniem przez niektórych komentatorów na różnych forach przysłowiowej pały. Karol Szpalski, satyryk w niesłusznym okresie PRL, tak słusznie pouczał nadgorliwego ideologa: ??Niech ci słowa wejdą w krew te, aby nie przeginać pały, ani wefte, ani wefte.? Tymczasem niektórzy obrońcy internetu posuwają tę obronę do absurdu, postulując w nim niczym nieograniczoną wolność. Ani względy kurtuazji, ani moralności, ani nawet bezpieczeństwa publicznego nie mogłyby tej wolności ograniczać. Czym taka wolność musiałaby zaowocować, z góry wiadomo. Między innymi: wulgaryzmami, rozpowszechnianiem przemocy, pedofilii, handlu używkami. Niewykluczone mogłyby być także aranżowanie aktów przemocy i sabotażu. Co w takim przypadku musiałaby zrobić każda odpowiedzialna władza? Niezwłocznie zlikwidować internet jako źródło wszelkiego zła i występku. A co mógłby uczynić internet ? Gdyby mógł przemówić, zawołałby wielkim głosem: ?Brońcie mnie przed przyjaciółmi, to z wrogami sam sobie poradzę!?
    Równie krótkowzroczne są, moim zdaniem, postulaty likwidacji lub zbyt mocnego ograniczenia praw autorskich i praw do własności intelektualnych. Gdyby nawet dla krajów ubogich w te dobra, na krótką metę, było to korzystne, w dłuższej perspektywie mogłoby zahamować rozwój także i w tych krajach. Aby rozwijać technologię, tworzyć nowe doskonalsze produkty (np. lekarstwa), a nawet aranżować kreowanie dóbr kulturalnych niezbędne jest kosztowne rozwijanie zaplecza naukowo ? badawczego, nakłady na opracowanie technologii, na organizację i aranżacje. Kto chciałby te koszty ponosić, gdyby nie zapewnił sobie ich zwrotu i przynajmniej godziwego zysku i gdyby konkurencja mogła bez jakichkolwiek ograniczeń kopiować kosztowne technologie i gotowe wytwory oraz sprzedawać je po niższych cenach, bo wcześniej nie poniosła żadnych nakładów?
    Uważam, że układ ACTA nie dlatego jest dla nas zły, że zakłada godziwy zysk dla producentów i właścicieli dóbr intelektualnych, ale dlatego, że pod pretekstem sprawiedliwej walki o ten zysk pragnie zapewnić wybranej grupie podmiotów międzynarodowych monopolowe władztwo nad internetem oraz nie tylko i monopol na sprzedaż i tego co technologicznie nowe, ale i tego, co takie nowe już nie jest i powinno być ogólnie dostępnym dorobkiem cywilizacyjnym, a nie źródłem indywidualnych zysków. W tym aspekcie racjonalne dążenie do skracania okresu obowiązywania praw autorskich i intelektualnych jest uzasadnione, ale z zachowaniem zdrowego rozsądku. Tego rozsądku zabrakło, moim zdaniem, niektórym komentatorom przedstawiającym ekstremalne postulaty albo chcieli upiec inną pieczeń. (Jerzy Ćwiękała)

  12. Pan Redaktor: „No to do roboty, jest o czym gadać. Tym bardziej, że dyskusja powinna dotyczyć nie tylko samych rozwiązań prawnych, lecz szerzej, przemian w kulturze.”

    No to ja podrzucam temacik: Wlasnei nabylem ksizake Pana Redaktora. Antimatrix. W ksiegarni wysylkowej w Chicago. Zaplacilem prawie 20 dolcow. Czy nie nalezy mi sie za darmo? Zwolennicy ACTA twierdza ze sie nalezy.

  13. „Zwolennicy ACTA twierdza ze sie nalezy.”

    Przeciwnicy ACTA, oczywiscie….

  14. Przy okazji – rekomenduje ksiazke

    Starving the Artist: How the Internet Culture of „Free” Threatens to Exterminate the Creative Class, and What Can Be Done to Save It, William F. Aicher

Dodaj komentarz

Pola oznaczone gwiazdką * są wymagane.

*

 
css.php