Dziękuję za komentarze w sprawie Chłodnej 25. Wypowiadającym się w temacie, którego nie znają zwrócę uwagę na dwie sprawy. Po pierwsze, warto czytać (uwaga do „zza kałuży”), tekst ze zrozumieniem, a nie z nastawieniem: nigdzie nie piszę, że Wspólnota Mieszkaniowa walczy z kulturą, tylko że protestuje przeciwko koncesji na wyszynk alkoholu. Dalej wyjaśniam, jakie konsekwencje będzie miał brak koncesji dla działania klubokawiarni. I tu uwaga do A.L., by wzbogacił swą bogatą listę lektur o kilka książek z antropologii i kulturoznawstwa. Cóż, alkohol i kultura to nie oksymoron, alkohol to część kultury. Nie byłoby impresjonizmu bez absyntu, a czy to się komuś podoba, czy nie, to już inna sprawa. Z szacunkiem przyjmuję argument Sąsiada, który mieszka w pobliżu Chłodnej 25. Oczywiście, jeśli mieszkańcy będą protestować, to koncesji nie będzie i klubokawiarnia w takim przynajmniej kształcie, jakim jest, zniknie. Pojawi się coś innego, spokojniejszego: kebab, seksszop, kuchnia azjatycka, może oddział banku. Inne dźwięki, inne zapachy – na tym polega miejskie życie. Oby mieszkańcy byli zadowoleni ze zmiany.
Problemy z życiem nocnym ma nie tylko Warszawa, nie tylko inne polskie miasta. Wiele się o tym mówi w Paryżu, którego nocne życie zamiera (choć z warszawskiej perspektywy trudno to zauważyć). Przyczyną starzejący się mieszkańcy, którzy podobnie jak u nas na C?lodnej, protestują przeciwko hałasom w otwartych do późna w nocy klubach. Naturalny konflikt interesów różnych stylów życia, których mieszanką jest metropolia. Te miasta, które nie poradzą sobie z tym, tracą na atrakcyjności. Zycie z Paryża przenosi się do Londynu i Berlina, gdańskie Stare Miasto jest nocą martwe, bo gdańszczanie nocą żyją w Sopocie.
Mnie tylko szkoda, że dla klubokawiarni na Chłodnej 25 może zabraknąć miejsca. Zostanie w pobliżu na Żelaznej pretensjonalna „Oberża pod Czerwonym Wieprzem” sprzedająca sentyment po PRL. Kiedyś był tam bar mleczny, pamiętam jak w harcerskich czasach, po wprowadzeniu stanu wojennego nosiliśmy stamtąd jedzenie dla samotnych staruszków mieszkających w okolicznych kamienicach. To jeszcze była stara Wola z budynkami przepołowionymi przez bomby, gdzie drzwi w pokoju zamiast prowadzić do sąsiedniego pomieszczenia otwierały się w przepaść. To była ta Wola, gdzie kręcono „Do przerwy 0:1”. Jeszcze na początku lat 80. niewiele się różniła od filmowej.
Potem wszystko się zmieniło, stara Wola znika. Elementem zmiany jest hotel Hilton na Grzybowskiej, likwidacja browaru, przemiana baru mlecznego w Czerwonego Wieprza i też klubokawiarnia Chłodna 25. Miasta żyją, miasta się starzeją i odmładzają. Warszawa chyba zaczyna tetryczeć.
31 marca o godz. 15:16 71113
A skad pan wie ze ludzie, ktorych nazywa pan „mieszczanami”, nie pisza wieczorami waznych dla potomnosci pamietnikow? Moze przygotowuja wyklady dla studentow, albo ogladaja Almodovara na DVD? Pokretna logika.
31 marca o godz. 16:31 71116
Godpodarz: „I tu uwaga do A.L., by wzbogacił swą bogatą listę lektur o kilka książek z antropologii i kulturoznawstwa”
Zgodnie z rekomendacja Gospodarza przeczytalem ksziake „Culture Matters”. Coz… Nie byl to najlepiej zainwestowany czas… Poki co, ogranicze sie raczej do lektur zwiaqzanych z roznymi dyscyplinami naukowymi.
„Cóż, alkohol i kultura to nie oksymoron, alkohol to część kultury…”
No tal. Lata cale walczono aby te rzeczy odseparwoac…
„Nie byłoby impresjonizmu bez absyntu, a czy to się komuś podoba, czy nie, to już inna sprawa”
Osobliwa logika… „Poniwaz imprsjonizm powstal w oparach absyntu, gdyby nie bylo absyntu, nie byloby impesjonizmu”. Jakiz to jest system logiczny ktory pozwala na takie wnioskowanie?…
Natomiast oddajac sparwiedliwosc komu trzeba… Z moich, nie tak rzadkich wizyt w Warszawie, zarowno prywtanych jak i profesjonalnych, jak rozneiz opowiadan Krewnych i Znajomych z roznych miast w Polsce, wynika ze z kultura jest rzeczywiscie zle. Nei brakuje pieiedzy na Najwiekszy Nonsnes Nowej Polski – Euro 2012, Stadiony Narodowe i inne; nie bedzie brakowalo pieniedzy aby do tego badziewia w ciagu najblizszych 20 lat dokladac. Brakuje zas na biblioteki ktore zamyka sie na lewo i na prawo, nikomu nie przyjdzie do glowy aby uczynic ksiazki tanszymi, nikomu nie przyjdzie do glowy ze kultura na ogol nie jest na kieszen przecietnego czlowieka.
To gdzie meiszkam – w meiscie liczasym 20 tysiecy dusz – biblioteke to olbrzymi gmach utrzymywany z dotacji stanowych i miejskich. Z moich podatkow. To nei tylko biblioteka – to centrum kulturalne. Tu odbywaja sie implezy, pokazy studyjnych filmow, dyskusje i spotkania. Wokol tego kreci sie mnostwo ochotnikow pomagajacych przy organizacji. Jest organizacja Friends Of Library ktora tych ochotnikow zrzesza. Z napojow jest woda, coca-cola, kawa i herbata.
Raz do roku miasto rozsyla ankiete – co jest dla meiszkancoe najwazniejsze? Systematycznie i od lat: pozycja pierwsza – szkola. Pozycja druga -: biblioteka.
Dlazcego, jak sie walczy w Polsce o kulture, to o kulture przy wodeczce i kotlecie? Dlaczego taki model jak u mnie jest niemozliwy?… A mzoe dlatego niemozliwy ze nikomu nei przychodzi do glowy? No, i ten, tego… napracowac by sie tzreba za bardzo…
31 marca o godz. 17:42 71117
Zapmnialem… Jak mowilismy o ksiazkach – zapomnialem polecic Gospodarzowi w ramach rewanzu ksaizke „Science Is Culture: Conversations at the New Intersection of Science & Society,” Adam Bly. Czas na lekture na pewno nie bedzie stracony 🙂
31 marca o godz. 19:09 71120
A.L. 31 marca o godz. 16:31
„Natomiast oddając sprawiedliwość komu trzeba (?) Pozycja druga -: biblioteka.”
A SZCZEGÓLNIE:
„Nie brakuje pieniędzy na Największy Nonsnes Nowej Polski ? Euro 2012, Stadiony Narodowe i inne; nie będzie brakowało pieniędzy aby do tego badziewia w ciągu najbliższych 20 lat dokladać.”
Całkowita zgoda. A.L. ma absolutnie rację, gdy pisze: „To nie tylko biblioteka ? to centrum kulturalne.”
Zbieram i zbieram materiały do jakiejś pracy (pewnie skończy się na artykule) właśnie o roli amerykańskiej biblioteki jako centrum aktywności społecznej na szczeblu lokalnym. Może kiedyś skończę, ale praca się rozrasta.
Absolutnie zgadzam się z A.L. (oraz z Gospodarzem) co do konieczności inwestowania w kulturę i nawet nie chcę o tym dyskutować. Ale, za Wielkim Człowiekiem należy tu powtórzyć: „nie chcem ale muszem”. Rozumiem, że wielu ludziom trzeba tłumaczyć pożytki z kultury.
TYLKO Z PEWNOŚCIĄ NIE TAK JAK GOSPODARZ!
Gospodarz, tak a nie inaczej opisując rodzenie się nowych i oddolnych ruchów i reakcji na nie ze strony władzy bardzo często daje nam odczuć swoją irytację niedorastaniem zarówno „władzy” jak i „niewystarczająco nowoczesnej reszty społeczeństwa” do wagi zagadnienia. Niezrozumienia pojawiających się możliwości.
Probelm w tym, że adresaci owych frustracji nie będą bardziej skłonni do „otwarcia się” po potraktowaniu ich taką frustracją. Nawet przystawianie komuś płaskiego lusterka, (a nie krzywego zwierciadła,- zakładam, że Gospodarz jest 100% obiektywny) nie zawsze nastraja tamtą osobę do nas pozytywnie.
Dla mnie klasyczną ilustracją jest polski epitet „mohery”. Mohery są faktem. Socjologicznym, politycznym, religijnym. Można sobie z nich kpić i nimi poniewierać, nawet przystawiając im wierne lusterko i nic więcej (magnes ściągający na ziemię aluminiowe samoloty, mgła helowa, Tu-154M zbudowany jak bombowiec, pilot nie może być strachliwy) ale nie uzyskamy wtedy żadnej z nimi współpracy.
Nie ma wyjścia – trzeba zaakceptować mieszczaństwo i nie jeżyć się na ich preferencje. Są jacy są i zmienią się (jak to moje dzieci mówiły w dzieciństwie gubiąc literkę) „za to lat”.
31 marca o godz. 19:30 71121
„Miasta żyją, miasta się starzeją i odmładzają. Warszawa chyba zaczyna tetryczeć.”
A.L. pisał w komentarzu do poprzedniego wpisu, że „miasto” (władze, lokalny rząd, reprezentacja społeczna, biznesy, – mój przypisek) może regulować co i gdzie się robi.
Po lewej – fabryczki, po prawej – mieszkania czy domki. Nie wiem, czy w polskich miastach są podejmowane takie próby uregulowania i odseparowania tych działalności. Za Gierka „prywaciarze” otwierali manufaktury zupełnie żywiołowo, czyli w garażu albo na podwórku. Obudowywali to-to ohydnymi kombinacjami blachy, sklejki, szkła, papy, „łomalowywali” resztaki farby i tłukli te grzebienie z plastiku z rączką z gołej baby. A sąsiad obok mógł im nagwizdać. Nic się nie zmieniło?
Miasto może spróbować określić „strefy hałasu”, zdefiniować natężenie hałasu, rodzaj hałasu, godziny dla dopuszczalnego natężenia hałasu w danej strefie. Tak samo jak wspólnota mieszkaniowa powinna móc zabronić trzymania zwierząt w domu czy suszenia bielizny na balkonie.
Podobnie zresztą jestem zwolennikiem lokalnego decydowania o minimalnym wieku kandydata na nowego lokatora budynku i zabraniania zamieszkaniu osób z dziećmi do określonego wieku.
Skoro lokalni mieszkańcy-właściciele mieszkań tak ustalą – co komu do tego? Dzieciaci z kotami, rowerami, klubokawiarniami, itp. będą naturalnie szczęśliwsi między sobą a nie ze stetryczałymi emerytami. I vice versa.
Tak jak pewien polonijny biznesmen mówił kiedyś w radio: „Zima to naprawianie ogrzewania emerytom a lato to naprawianie ochładzania młodym. Jeszcze mnie żadna starsza osoba nie wezwała do naprawy chłodzenia ani młody do naprawy pieca.” 😉
31 marca o godz. 22:32 71123
Nie rozumiem celu tego artykułu: Czy chodzi o rozwiązanie konfliktu między ośrodkiem i mieszkańcami, czy o napuszczanie jednych na drugich. To ostatnie jest podejściem 99% artykułów tzw. interwencyjnych. Zależnie od nastawienia autorów albo ci pieniacze emeryci chcą zniszczyć zalążki kultury alternatywnej albo rozwydrzeni i wulgarni goście torturują spokojnych mieszkańców.
A może ani jedno ani drugie? Ja bym proponowała zamiast prokuratora i adwokatów wziąć do pomocy specjalistę od rozwiązywania konfliktów. W takich choćby niemieckich szkołach są lekcje na których odgrywane są role obu stron konfliktu. Nazywa się to nauką rozwiązywania konfliktów bez przemocy. I może by tak zerwać z tradycją, że strona przeciwna to banda łobuzów, a artykuły są po to, by ich wykończyć. Osobiście już nie mogę czytać o wrednych mieszkańcach, z którymi nigdy nie można dojść do porozumienia bo tylko się pieniaczą, ani też o durnych biurokratach w PL czy EU, którzy rzekomo tylko szkodzą.
W tym konkretnym przypadku wiadomo, że obszczane ściany i niedopałki są problemem, to musi być rozwiązane. Ale reszta? Moja propozycja to na przykład bezpłatny wstęp mieszkańców i osobiste ustne zaproszenia z rozmowami na wszystkie imprezy przez pół roku. Oczywiście zawsze się znajdą po obu stronach nienaprawialni, ale czy oni muszą dyktować postawy?
Jeszcze jedno: Odradzam przyjmowanie jakichkolwiek porad z USA, szczególnie tych o rozdzielaniu ludzi według ras i klas. To czysty obrzydliwy rasizm, czysty apartheid. Będzie tak, że ten, kto pojawi się wśród obcych skończy jak ów chłopak na Florydzie. Myślę, że gett i takich stosunków w Europie sobie nie życzymy.
Mieszkam niedaleko Chłodnej, w zamkniętym osiedlu dla lepszych. To prawie jak więzienie. Próbuję uciec. A przy piwie czy winie znacznie lepiej mi się czyta i pisze (w tej chwili też). Mogą być w każdej bibliotece.
P.S. Dyskusja o rozwoju miast to inny temat. Brak planowania będzie niedługo najpoważniejszym hamulcem rozwoju. Tu przyszłość jest czarna.
Z poważaniem
1 kwietnia o godz. 8:28 71124
„Pojawi się coś innego, spokojniejszego: kebab, seksszop, kuchnia azjatycka, może oddział banku.” – I po co to straszenie seksszopami i kebabami? Może, w ramach eksperymentu, pan Bendyk oraz młodzież ze strzeżonych osiedli otworzy w miejscach swojego zamieszkania pijalnię alkoholu, kultywując ten nieodzowny składnik polskiej kultury?
1 kwietnia o godz. 9:46 71126
Porusza Pan Redaktor bardzo mi bliski zawodowo problem Ustawy o wychowaniu w trzeźwości, bo to ona jest źródłem kłopotów Klubokawiarni ale i innych lokali gdzie sprzedaje się alkohol. Szum się wokół tej ustawy zaczyna się i cichnie jeżeli sprawa dotyczy miejsca „kultowego”.
Nikt się nie pochyla nad losem dziesiątków tysięcy przedsiębiorców poddanych rygorom jej działania.
Parę słów o tej ustawie okiem przedsiębiorcy i jej działaniu w praktyce.
Ustawa ceduje szczegóły i ograniczenia w przyznawaniu koncesji na samorządy, te mogą sobie uchwalić co chcą, również prohibicję. No i radni uchwalają, zmian dokonują często, żeby był ruch w interesie.
Ponieważ prawo jest lokalne, opisze te znane mi, z moich okolic.
Aby uzyskać zgodę na sprzedaż alkoholu trzeba mieć zakończoną inwestycję pod klucz. Nie można uzyskać promesy, nie można wystąpić o koncesję dopóki lokal nie jest wykończony łącznie ze stolikami i krzesłami Na sprzedaż alkoholu musi wyrazić zgodę wspólnota mieszkaniowa w budynkach mieszkalnych.
Nie może jej udzielić awansem, przed rozpoczęciem inwestycji. Znam wiele wypadków, że inwestor dogadywał się ze wspólnotą, w zamian za zgodę dokonywał jakiś inwestycji w budynek (korupcja) a następnie zmieniał się zarząd lub nie zmieniał, tylko zmieniał zdanie i inwestor liczył straty albo ulegał dalszym szantażom.
Okres na który jest przyznawana koncesja zależy od widzimisię urzędników. Może to być rok, może trzy, może pięć. Nie udało mi się ustalić, od czego to zależy, urzędnicy nieoficjalnie mówią, że na początku daje się na próbę, ale nie jest to nigdzie zapisane. Ale dostanie koncesji nawet na dziesięć lat, nie oznacza, że można spać spokojnie. Wszystko zależy od determinacji sąsiadów. Każdą koncesję można nie tylko nie przedłużyć, wystarczy brak zgody wspólnoty ale i przyznaną odebrać.
Wystarczy wzywać odpowiednio często policję i straż miejską zgłaszając zakłócenie porządku. Nie po 22.00, nie ciszy nocnej, można zarzucić naruszenie miru domowego, o każdej godzinie.
Policja przyjeżdża, to nic, że nic nie stwierdza, żadnego naruszenia porządku, nikogo nie karze mandatem.
Przedsiębiorca jest nękany przez policję, która jest bezradna i musi interweniować.
Mogłaby oczywiście oskarżyć wzywającego o nieuzasadnione wezwanie ale nie będzie się mieszać w sąsiedzkie sprawy. Kieruje sprawę do sądu, niech rozstrzyga. I sąd na podstawie zeznań świadków, rozstrzyga. Jedynymi świadkami przedsiębiorcy są policjanci, oni nie zajmują stanowiska, nie stwierdzili naruszenia ale skoro komuś przeszkadza to niech rozstrzyga sąd czy ma prawo przeszkadzać.
Przedsiębiorca swoich gości na świadka nie powoła, zeznania pracowników są mało wiarygodne, wiadomo, zależy im na miejscu pracy.
Sąd w takich wypadkach wydaje salomonowy wyrok (mam kilka takich wyroków), skazuje przedsiębiorcę na grzywnę, odpowiednio niską, żeby mu się nie opłacało odwoływać i mieć sprawę z głowy.
Po takim wyroku od decyzji urzędników zależy czy koncesję zabiorą uznając sądowne naruszenie miru domowego za związane ze sprzedażą alkoholu czy nie. Jak koncesję zabiorą, można się odwoływać, tyle że biznesu już wtedy nie ma.
Koncesję trzeba opłacić do konkretnej daty. W kodeksie cywilnym, jeżeli termin płatności przypada w dniu wolnym od pracy, na przykład w niedzielę, liczy się data dnia następnego.
W opłacie koncesyjnej jest inaczej, liczy się data dnia poprzedzającego. Niby drobiazg, gdyby nie fakt, że wiele osób się myli a konsekwencją spóźnienia z opłatą o jeden dzień jest obligatoryjna i nieodwołalna decyzja o utracie koncesji.
Opowiadały mi urzędniczki do jakich tragedii rodzinnych dochodzi, kiedy ludzie prowadzący sklep, czy gastronomię ten termin przeoczą.
Podstawą do opłaty jest wyliczenie przedsiębiorcy obrotów alkoholu ( trzy grupy towarów, różne stawki) z roku poprzedniego.
Pomyłka nawet o grosz, nawet na korzyść urzędu, powoduje obligatoryjna i nieodwołalną utratę koncesji. Proszę sobie wyobrazić w jakim stresie się takie zestawienie obrotów sporządza i jakim stresie oczekuje kontroli, wystarczy butelkę wermutu za wino uznać (inna grupa) i po koncesji i po miejscu pracy.
Ustawa o wychowaniu w trzeźwości moim zdanie nie tylko jest niezgodna z Konstytucją ale i elementarnym zdrowym rozsądkiem.
Ustawa zabrania reklamy alkoholu. Z jednym wyjątkiem? Piwa.
Przecież to służy rozpijaniu młodzieży. Te akcje, „Męskie granie” z których wynika, że prawdziwy mężczyzna powinien być po piwku. Do picia zachęcają znani sportowcy, muzycy, celebryci. Ustawodawca nie widzi, że wszystkie, powtarzam wszystkie reklamy piwa są adresowane do młodzieży?
A wina nie wolno reklamować, whisky też.
Prezes Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych jest odpowiedzialny za rozpijanie młodzieży w Polsce, nie przeciwdziała żadnym problemom tylko je stwarza!
1 kwietnia o godz. 10:41 71128
Popatrzyłem sobie na okolicę Chłodnej 25 w Google Earth. Przycupnęli sobie w podcieniach kamienicy na rogu, na samym brzeżku. Wokół same „nowoczesne” blokowiska lub budynki biurowe. Za wyjątkiem wielkiego i pustego placu pomiędzy Chłodną a Krochmalną. Z przyległościami. Jak widać teren byłego Getta nie został jeszcze całkowicie zabudowany. Nie mam pojęcia jakie są plany co do tego rejonu, w tym do rzędu mało apetycznie (ale z pewnością wiekowo) wyglądających parterowych domków wzdłuż Chłodnej. Władze (radni?) powinni zapytać się bywalców klubokawiarni skąd są (ustalić promień oddziaływania tego miejsca), jak daleko byliby skłonni jechać do nowej lokacji i przyjrzeć się możliwościom.
Jedno wiem z całą pewnością, tym bardziej, że mnie samemu brakuje tej cechy. Gdyby Gospodarz zaczął programowo kadzić władzom Warszawy, gdyby włożył wiele wysiłku w wyszukiwanie (o ile nie jest to takie oczywiste) tego, co zrobiły na niwie kultury choćby tylko poprawnie, to zyskałby sojuszników. Nie ma ludzi odpornych na pochlebstwa. Urzędnicy podawaliby sobie gazetę lub przesyłali linki do stron internetowych. O, Kazik, widzisz jaki zaszczyt cie kopnął? Napisali o tobie w XYZ! Po nazwisku i jak jeszcze ci kadzą! Żarty żartami, niby nic, ja tam jestem ponad tym, co jakiś pismak pisze, ale w serduszku ciepełko aż buzuje. Trybik w maszynerii został dostrzeżony i spersonifikowany. I kapitał zaufania zaczyna się gromadzić. Po pewnym czasie jeden telefon od p. redaktora i w całym biurze wszyscy wiedzą kto dzwoni – to ten, co nas lubi i zawsze o nas dobrze pisze! I inaczej podchodzą do sprawy. Ot taka moja „taktyczna” rada.
1 kwietnia o godz. 11:05 71129
Vera 31 marca o godz. 22:32
„Odradzam przyjmowanie jakichkolwiek porad z USA, szczególnie tych o rozdzielaniu ludzi według ras i klas. To czysty obrzydliwy rasizm, czysty apartheid.”
Jedna z moich dalekich krewnych jest osobą nie w pełni sprawną umysłowo. Jest usprawiedliwiona, bo straciła ukochanego syna w wypadku drogowym i ta tragedia całkowicie zmieniła jej zycie i osobowość. Ponieważ sama w czasie, gdy zdarzył się wypadek była pijącą alkoholiczką to wyobraziła sobie, że to Bóg zabrał jej syna aby ją za to pijaństwo ukarać. Teraz już nie pije, ale odbywa ziemską część pokuty. Mianowicie nawraca świątobliwym i bardzo głośnym śpiewaniem alkoholików na trzeźwość. Nie ma czasu na nic innego, bo otaczają ją sami alkoholicy. Wszyscy jesteśmy alkoholikami i do wszystkich musi śpiewać religijne hymny.
Pani Vero, skoro Niemcy mają swoje historyczne problemy to nie znaczy, że ja je mam. Skoro w pani duszy drzemią jakieś demony z niemieckiej przeszłości to nie jest to ani mój ani amerykański problem. Śpiewa pani pod niewłaściwym adresem. Zachęcam do podróży do np. byłej Jugosławii, tak łatwo rozwalonej uznaniem państwowości Chorwacji przez kogo? Jak tam Europejczykom wychodzi tolerowanie odmienności? Już nie trzeba amerykańskich samolotów do odrywania jednego Europejczyka od gardła innego Europejczyka?
nigdzie nie „radziłem niczego o rozdzielaniu ludzi według ras i klas”. Nic takiego nie ma miejsca w USA, gdyż nikt tam nikogo nie rozdziela. Sami się ludzie dzielą zgodnie ze swoimi preferencjami czy zdolnościami. Ja nie opisywałem niczyjej celowej działalności a tylko skutek jako wypadkową wielu czynników. Jak najbardziej naturalnie działających.
Zalecam rozpoczęcie nawracającego śpiewania w twarze Niemców. Właśnie przed chwilą przypomniałem sobie plan Getta warszawskiego i plan Pabsta. To było prawdziwie europejskie planowanie!
1 kwietnia o godz. 16:37 71134
Vera: „Jeszcze jedno: Odradzam przyjmowanie jakichkolwiek porad z USA, szczególnie tych o rozdzielaniu ludzi według ras i klas. To czysty obrzydliwy rasizm, czysty apartheid. Będzie tak, że ten, kto pojawi się wśród obcych skończy jak ów chłopak na Florydzie. Myślę, że gett i takich stosunków w Europie sobie nie życzymy. ”
Czyzby Pani czytywala biuletyny Wydzialu Propagandy KC PZPR?
W USA czasy gdy kogos rozdzielano wedle rasy minely (burzliwie) jakies 50 lat temu. Dzis nikt nikogo nei „rozdziela”. Za odmowe spzredania domu czy wynajecia meiszkania komus z tego powodu ze ma inny kolor albo mowi innym jezykiem, idzie sie do wiezenia. I nie ejst to mozliwosc czysto teoretyczna.
Jak juz szukamy krajow rasistowskich, proponuje popatrzec na Polske. Jak traktuje sie obywateli z innym niz bialy kolorem skory, czy jak poslowei w Sejmie traktuja swego kolege, rozniez posla. Prosze popatzrec na stosunek spoleczenstaw do Zydow.
Polska powinna uczyc sie od USA tolerancji i demokracji
1 kwietnia o godz. 16:43 71135
Vera: „Mieszkam niedaleko Chłodnej, w zamkniętym osiedlu dla lepszych. To prawie jak więzienie. Próbuję uciec.”
Za kare tam Pania wsadzili? Wyrokiem sadowym?..
Z ciekawoswci pytam
1 kwietnia o godz. 18:42 71137
„Zostanie w pobliżu na Żelaznej pretensjonalna ?Oberża pod Czerwonym Wieprzem? sprzedająca sentyment po PRL. Kiedyś był tam bar mleczny”
Po pierwsze ta knajpa nie bazuje na sentymencie za PRL, chyba raczej na czymś przeciwnym. Przynajmniej ja odniosłem takie wrażenie. Po drugie nie mogę sobie przypomnieć baru mlecznego. Za to pamiętam, że był tam punkt Xerox.
1 kwietnia o godz. 18:59 71138
@orient: Pytanie, o jakich czasach mówimy. Nie pamiętam, żeby w okresie stanu wojennego w Warszawie istniały usługi Xero 🙂 proszę zajrzeć na stronę 327 http://books.google.pl/books?id=G0OCrG1cpooC&lpg=PA327&ots=9BkFX2thCk&dq=bar%20mleczny%20magda%20%C5%BCelazna&hl=pl&pg=PP1#v=onepage&q&f=false