Kolejny lektor-tester przeczytał recenzencką kopię „Buntu Sieci”. Tym razem swoimi uwagami dzieli się Andrzej W. Nowak, filozof z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. W swym blogu umieści recenzję „Kasandra traci cierpliwość„, pod wpisem wywiązała się dyskusja, m.in. z udziałem Krzysztofa Nawratka, autora wcześniejszej recenzji. Zupełnie inaczej odczytali przesłanie książki, Andrzej W. Nowak widzi w niej pesymizm, Krzysztof Nawratek zarzuca niepoprawny optymizm. Jak jest? Hm, odnajduję się w obu recenzjach, więc prostej odpowiedzi nie ma.
Książka ?Bunt Sieci?, to szybka interwencyjna wypowiedź, jej przesłanie można sprowadzić do jednej z moich ulubionych sentencji: Przyszłość już nie jest tym czym była kiedyś. Zdanie to wypowiedziała jedna z postaci w dość już zapomnianym filmie Harry Angel. Przekonanie o przeszłości, która runęła było artykułowane przez wielu, w tym także i przez Bendyka w jego wcześniejszych tekstach. Wydaje się, jednak, że robił on to ostrożniej, mając wciąż nadzieję na to, że coś dostrzeże na gruzach tego, co już zna.
Spór wokół ACTA, spowodował, że przyszłość ujawniła swe nowe oblicze. W nowej książce Bendyka wyjątkowo silnie widać przekonanie, które najsilniej artykułował Immanuel Wallerstein, że żyjemy u kresu, w momencie rozchwiania struktur systemu, że przed nami moment bifurkacji, przejścia fazowego. Ta świadomość stania nad krawędzią nieznanego, widoczna jest w wielokrotnie ponawianym przez niego pytaniu: Czy Polska przetrwa do 2030 roku?.
Kasandryczny ton przeplata się w tej książce z zawsze obecnymi w artykułach i książkach tego autora nadziejami demokratycznymi, lewicowymi splecionymi w jedno z ciągotami technokratycznymi. Pierwsza część książki napisana jest na „jednym oddechu”, szczególnie jej początek uwidacznia, że „Kasandra straciła cierpliwość”. Spory wokół ACTA ujawniły dobitnie głuchotę potencjalnych Agamemnonów. „Bunt sieci” to nie tylko zapis wydarzeń, zdanie relacji z manifestacji „wokół ACTA” tej wirtualnej wojny domowej. Dość paradoksalnie, ten aspekt zajmuje w książce stosunkowo mało miejsca.
Bendykowi wydarzenia te służą jak trampolina, odbija się on od nich i stara się szkicować diagnozę teraźniejszości i niepewnej przyszłości. Diagnoza ta ma wezwać do aktywności politycznej. „Bunt sieci” to w ujęciu Bendyka sygnał, że system się „przegrzał”, polska transformacja dobiegła pewnej fazy. Dłużej nie da się zignorować sprzeczności jej rozwoju. Pokazał poprzez analizę manifestu „dzieci sieci” napisanego przez Piotra Czerskiego.
Bendyk w odróżnieniu od Orlińskiego i Leszczyńskiego, nie poszedł na łatwiznę skrytykowania tego w sumie dość słabego tekstu. Manifest „dzieci sieci” odczytywany w trybie „obiektywnym”, to znaczy jako tekst, który odzwierciedla w sensie dosłownym prawdę o pokoleniu „Internetu”, jest naiwny i nieprawdziwy. Nie trzeba wiele wysiłku by go skrytykować. Bendyk interpretuje go inaczej, widzi w nim raczej rodzaj pozoru, kreacji, może nawet opium internetowego ludu.
„Dzieci sieci” przy takiej interpretacji manifestu, chciałyby być takie jak w swej autodiagnozie. W praktyce jednak, są one sieciowe częściowo z przymusu, sieć to ich azyl, sierociniec. Na co dzień pałętają się one bezdomnie w zbyt dużym na nich płaszczu rozpadającej się nowoczesności. Mamione mitem edukacyjnym, odsiadują godziny na zjazdach studiów zaocznych studiując politologię, marketing i pedagogikę w rozpadających się biurowcach dawnych zakładów przemysłowych. Spóźniające się , rzadkie pociągi nie wywożą ich daleko z ich prowincjonalnych miast (z wymarłymi bibliotekami i kinami). Sieć była ich jedyną szansą, momentem gdzie mogli zrealizować (z rzadka) a przynajmniej zamarkować swoją kreatywność.
Książka Bendyka to przede wszystkim, opowieść o władzy i demokracji, w społeczeństwie, które rozpięte jest pomiędzy sieciowymi wyzwaniami a chłopskim, folwarcznym dziedzictwem. Ten ostatni motyw, przywiązanie Bendyka do tezy, iż nasza kultura organizacyjna (na uczelniach, fabrykach, urzędach, korporacjach) jest przesiąknięta dziedzictwem pańszczyźnianego folwarku jest dla mnie szczególnie ważna i trafna. „Bunt Sieci” to nie tylko czarnowidztwo, to też próba szkicowania, pokazywania nadchodzących możliwości. Dla Bendyka najważniejsza jest nadchodząca i możliwa fala nowej, drugiej industrializacji. W niej upatruje szansy dla Polski, choć dość pesymistycznie ocenia zdolność naszego kraju do osiągnięcia takiej samosterowności, aby na ów etap się „załapać”.
„Bunt Sieci” to wezwanie do władz, pytanie o odważną politykę, sprzeciw wobec neoliberalnej inercji z jaką mieliśmy do czynienia przez ostatnie lata. Sama książka jest jednak bardzo dwuznaczna, to manifest optymistycznego pesymisty. W czasie przyszłości, która nie jest już taka jak kiedyś, wzywa on aby wbrew pesymistycznej diagnozie podjąć próbę eksperymentu, zainicjować wydarzenie. Wydarzenie, które ową przyszłość nam określi, zbuduje. Bendyk pisze swoją książkę w nastroju osoby, która wie, że musimy równocześnie odważnie, realistycznie zdiagnozować naszą polską sytuację a równocześnie, gdzieś w tym wszystkim nie zatracić nadziei do zmiany.
Niestety jak dotychczas jest dokładnie odwrotnie, rządzący, dziennikarze, naukowcy w Polsce, mamią się lukrowanymi opowieściami o „zielonej wyspie na morzu kryzysu”, „boomie edukacyjnym”, mrzonkami o Euro 2012. Równocześnie Ci sami ludzie, nie tworzą żadnej wizji przyszłości, dryfując jedynie na falach neoliberalnych przemian rynkowych. Życie na kredyt, bycie rentierem marzycielem udawało się przez ostatnie 20 lat. Niedługo jednak meble, telewizory i książki po ciotce nieboszczce PRLu, skończą się, nie będzie z czym iść do lombardu a wtedy obudzimy się na bardzo poważnym kacu. Bendyk gra rolę dobrego członka rodziny, który musi być „zły”, potrząsając tym marzycielem, aby obudził się na pięć minut przed katastrofą.
„Bunt Sieci” – realne działania młodych ludzi, pokazują, zdaniem Bendyka, że wciąż mamy możliwą do odzyskania energię (może jej resztki?). Niestety na razie, działania władz, ich alienacja, upadek mediów papierowych, samozamknięcie rozpadającego się świata akademickiego nie wróżą nic dobrego. Bendyk ma pecha w jednym, pełniąc rolę Kasandry, musi w pewnym sensie zawsze przegrać. Jeśli jego proroctwa się nie spełnią, bo ludzie jednak cudem się zmobilizują, będzie oceniany jako niepotrzebny czarnowidz. Jeżeli czarne proroctwa się spełnią, wytykać mu będziemy nieuzasadnioną nadzieję.
To napięcie widać w samej konstrukcji książki. Rozpada się ona na dwie części dość ryzykownie ze sobą zestawione: wirtualna wojna domowa (cz. I) i wyznania kogniwojażera (cz. II). Pierwsza, zasadnicza część książki to nerwowy zapis wydarzeń i próba diagnozy, część druga to kilka starszych tekstów napisanych często dosłownie tuż przed „wirtualną wojna domową”. Cześć pierwsza pokazuje mocno, jak w niektórych momentach teksty z części drugiej straciły na znaczeniu, nadzieje okazały się płonne. Z drugiej strony widać dzięki temujeszcze bardziej potrzebę przeczytania części pierwszej.
Kończąc muszę podzielić się jedną smutną refleksją, książka „Bunt Sieci” formalnie jest książką popularną napisaną przez dziennikarza, jest jednak z drugiej strony rzadkim przykładem tego, jak powinno uprawiać się nauki społeczne (czy szerzej humanistykę). Bendyk, znając literaturę, nie traci czasu na mielenie książkowych mądrości, chwyta on koncepty, starając się złapać rzeczywistość „na gorąco”. Wydaje się, że książka Bendyka dobrze wypełnia program jakiego dla nauk społecznych w XXI wieku pragnął Immanuel Wallerstein ? nazwał ów program „utopistyką” (Immanuel Wallerstein, Utopistyka. Alternatywy historyczne dla XXI wieku, Poznań 2008).
Utopistyka to poważna ocena alternatyw historycznych, ocena według materialnej racjonalności alternatywnych i możliwych systemów historycznych. Jest to trzeźwe, racjonalne i realistyczne oszacowanie systemów społecznych, narzucanych przez nie ograniczeń oraz obszarów otwartych na ludzką kreatywność.
Takie zadanie nauk społecznych (szerzej intelektualistów) jest nam potrzebne w naszej walce o przyszłość gdyż:
Nie chodzi o doskonałą (i nieuchronną) przyszłość, ale o przyszłość alternatywną, miarodajnie lepszą i historycznie możliwą. Jest to więc zadanie związane jednocześnie z nauką, polityką i etyką.
/Oczywiście, można książkę Bendyka zrecenzować w trybie akademicko-czepliwym, ale pozycja ta jest interwencją publiczną, głosem do wybrzmienia w pełni w otoczeniu innych głosów w debacie publicznym. I do takiej lektury zachęcam./
(EDIT) Po komentarzu Krzysztofa Nawratka, przyznam się, że początkowo chciałem recenzji nadać bardziej jednoznaczny tytuł: „Kasandryczny techno-optymista traci cierpliwość”.
2 kwietnia o godz. 12:42 71143
Oczywiście gratuluję wydania kolejnej książki, ale czy nie uważa pan, że wklejanie dzień w dzień, w całości, kolejnych — pozytywnych, rzecz jasna — recenzji to lekka przesada? Nie można by ich zbiorczo omówić i ustosunkować się, dodając linki dla zainteresowanych?
2 kwietnia o godz. 12:56 71145
@U.N.Owen: dziękuję za uwagę, ale przecież nie ma obowiązku czytania wszystkich wpisów. Publikuję te teksty nie tylko dlatego, że są dla mnie sympatyczne, lecz również dlatego, że podejmują kwestie, jakie poruszyłem w książce i są wstępem do, mam nadzieję szerszej dyskusji, gdy książka już będzie w księgarniach.
2 kwietnia o godz. 13:39 71146
U.N. Owen: „Oczywiście gratuluję wydania kolejnej książki, ale czy nie uważa pan, że wklejanie dzień w dzień, w całości, kolejnych ? pozytywnych, rzecz jasna ? recenzji to lekka przesada?”
A co to Panu przeszakdza? Nie podoba sie Panu – obowiazku czytania nie ma.
2 kwietnia o godz. 14:58 71147
Rcenzja: „sama książka jest jednak bardzo dwuznaczna, to manifest optymistycznego pesymisty”
Kto to jsst pesymista?.. Pesymista to dobrze poinformowany optymista 🙂
Bardzo ciekawa recenzja
2 kwietnia o godz. 16:15 71150
Doskonaly fragment recenzji:
„Niestety jak dotychczas jest dokładnie odwrotnie, rządzący, dziennikarze, naukowcy w Polsce, mamią się lukrowanymi opowieściami o ?zielonej wyspie na morzu kryzysu?, ?boomie edukacyjnym?, mrzonkami o Euro 2012. Równocześnie Ci sami ludzie, nie tworzą żadnej wizji przyszłości, dryfując jedynie na falach neoliberalnych przemian rynkowych. Życie na kredyt, bycie rentierem marzycielem udawało się przez ostatnie 20 lat. Niedługo jednak meble, telewizory i książki po ciotce nieboszczce PRLu, skończą się, nie będzie z czym iść do lombardu a wtedy obudzimy się na bardzo poważnym kacu”
Mnie osobiscie rozsmiesza do rozpuku owa „zielona wyspa na morzu kryzysu” z ktorego to statusu Polska jest taka dumna. Polsce udalo sie pzretrwac, albowiem gospodarka Polski jest neizmiernie prymitywna, jak to okreslam, „pszenno-pastewno-buraczana”, oparta na parcy manualnej i niewykwalifikowanej. Taka gospodarka jest dosyc odporna na kryzysy – ludzie zawsze beda chodzic do pralni i do fryzjera. I jesc. Gospodarka pozostalych krajow Europy jest bardziej nowoczesna., z wiekszym udzialem mysli niz rak, a wiec i bardziej wrazliwa.
Z tym, ze jak sie gospodarki owych bardziej zaawansowanych krajow odbija, to w tak zwane „trymiga” zostawia Polse w tyle i w kurzu z owa pszenica i burakami.
Zeby byc tak bardziej konkretnym: w roku bodajrze 2010 w Polsce na jednego obywatela wypadlo 0,35 patentu, w takich potegach jak Grecja i Portugalia onkolo 2,5 a w Irlandii 40. Innych, bardziej zaawansowanych krajow nie podaje zeby nie powiekszac wstydu.
Jezeli Gospodarz nawoluje do przytomnosci w tej sprawie – to kopiemy do tej samej bramki. Ja przed laty bralem udzial (prawda ze niewielki) w projekcie Polska 2000 gdzie wlasnie usilowalo sie wmowic decydentom ze przyslosc Polski lezy nie w „tonach wyrobow” a „high-tech, high-touch”. Ze stkutkiem takim samym jak mowienie do slupa telegraficznego.
Czy dzisiaj sie uda?… Rosnie nowe pokolenie ktore, jak sie wydaje, nie ma mentalnosi stada baranow… Kto wie?…
3 kwietnia o godz. 11:31 71156
Abyśmy kopali do tej samej bramki, to w pełni zgadzam się z tym, że rozwój naukowy, techniczno-technologiczny i organizacyjny jest, jak na kraj cywlizowany, za jaki pragniemy uchodzić, żenujący i że trzeba to szybko naprawić, ale nie lekceważyłbym tego, co produkujemy pszenno-pastewnie ?buraczanie, bo to podstawa naszej ubogiej ale w miarę chędogiej egzystencji. Trzyma nas jeszcze w znośnej kondycji tylko ta pszenność, którą nasi współcześni ,pożal się Boże, decydenci nie zdołali jeszcze popsuć (pszenność okazuje się najodporniejsza). Uważam, że potrzebny jest równoległy rozwój i nowoczesnych technologii i pszenności. Sam internet i komputery nas nie wyżywią. Nie wszystko i nie zawsz można kupić u Chińczyków. Ponadto na zakup w Chinach też trzeba mieć waluty lub surowce. Trochę surowców jeszcze mamy, tylko czy są one jeszcze nasze?
3 kwietnia o godz. 21:28 71157
Zgadzam sie z ta pszennoscia, Panie Jerzy. Ale… kiedy ostatni raz lecial Pan samolotem nad Polska pozna wiosna?… Niech Pan poleci. Te lzy z duszy wyciskajace pasma lanow, dwa metry szerokie i kilometr dlugie… Kazde innego koloru…
Polska pszennosc stoi Panie Jezy moca malorolnego chlopa z morgiem kartofli i jedna obs… krowa. I przeciwko takiej „przennosci” jestem pzreciw. Nie mam nic przeciwko pzremyslowej produkcji zywnosci. I nigdzie nie twierdzilem ze internet nas zbawi. Internet to ta sama katagoria generowania dochodu narodowego co „flipowanie” hamburgerow w McDonaldzie
5 kwietnia o godz. 18:34 71171
Zapraszam, też na nową odsłonę bloga.
http://fronetyczny.wordpress.com/2012/04/01/kasandra-traci-cierpliwosc/