Opublikowane wcześniej książki powinny mnie już uzbroić w chłód profesjonalisty. Podobnie jednak, jak każde dziecko jest inne, tak nie ma dwóch takich samych książek (przynajmniej z punktu widzenia autora). W przypadku „Buntu Sieci” emocje są jednak szczególne, bo książka jest o Sieci, lecz w przeciwieństwie do „Zatrutej studni” i „Antymatriksa”, które też o Sieci traktowały, traktuje o rzeczywistości, która nie jest już dłużej „ciemną stroną Księżyca”, lecz po prostu stała się naturalnym środowiskiem funkcjonowania nawet jeśli nie większości ludzi, to na pewno większości Czytelników. To widać, słychać i czuć.
Minął zaledwie tydzień od oficjalnego wodowania (dziękuję radiowej Dwójce i Katarzynie Nowak za życzliwą asystę przy porodzie), a na blogach pokazało już się kilka recenzji test-readerów, którzy dostali wcześniej pliki tekstu z prośbą o uwagi. Analizy te zbieram w zakładce „Bunt Sieci. Recenzje”. Powoli jednak zaczynają napływać odgłosy, na które oczekuje się zawsze w największym napięciu – reakcje Czytelników frontowych, którzy bez towarzyskiego przymusu sięgnęli po książkę. I oczywiście, Facebook zmienił wszystko, bo rejestruje każde drgnięcie. Uff, drga.
Wczoraj krótka uwaga Arta Kurasińskiego: „Edwin Bendyk popełnił ciekawą książkę. Polecam„, po której wywiązała się dość intensywna dyskusja, włączył się do niej m.in. Wojciech Orliński zwracając uwagę (krytyczną) na pośpiech, w jakim „Bunt” został przygotowany. Dyskutowałem już z Wojtkiem na ten temat wcześniej. Tak, za ten pośpiech trzeba było zapłacić jakąś cenę, uznałem jednak (i redakcja), że warto podjąć ryzyko. Póki co czytelnicze opinie zdają się potwierdzać sensowność tej kalkulacji. Bardzo mnie zbudowała ocena Jacka Ka, który uznał, że „wolumin bardzo dobrze się czyta”, choć ostateczny werdykt jest bardziej krytyczny, na czwórkę. Próżność nie pozwala mi nie przywołać uzasadnienia:
W swojej najnowszej-4 już-książce Bunt Sieci red. Edwin Bendyk na gorąco analizuje dlaczego doszło w POlsce do protestów anty-ACTA i co z nich może wynikać na przyszłość: „Stanęli obok siebie ci, którzy jeszcze 11 listopada (2011 r.) byli po dwóch stronach barykady – środowiska kibiców, narodowcy i lewica wszelkich odcieni. (…) a gniew wylał się na ulice w natężeniu nie znanym od początku postkomunistycznej transformacji.” W drugiej części pt. ‚Wyznania komiwojażera’ znajdziemy wcześniejszą publicystykę autora znaną m.in. z tygodnika Polityka nt. zmian technologicznie-społeczno-kulturowych zachodzących na naszych oczach we współczesnym świecie. ?Książkę powinni przeczytać wszyscy próbujący się komunikowac z tzw. Pokoleniem Y (16-25), czyli tymi którzy korzystają głownie z internetu, a nie telewizji – a zwłaszcza marketerzy, jaśli chcą trafiać dobrze w ten target 😉
Rozpoczęła się także wymiana korespondencji poza Facebookiem, Paweł Cybulski – student socjologii z Warszawy napisał (cytuję za jego zgodą):
Zauważyłem przede wszystkim, że w „Buncie” skupił się Pan na zarysowaniu społecznych konsekwencji zjawiska, jednak pominął Pan coś, co według mnie jest istotne w świetle omawianych problemów. Jest to kwestia obrotu plikami (legalnymi) w Internecie. Brakuje mi analizy, jak do takiego sposobu dystrybucji podchodzą młodzi ludzie, którzy wyszli na ulice protestować przeciwko ACTA. Ciekawi mnie, jak zachowaliby się, gdyby zamiast pirackich wersji plików udostępnić im wersje legalne, tańsze niż
sklepowe wydania. Próbę zbadania, czy jest zapotrzebowanie na taki sposób dystrybucji podjął Jakub Żulczyk. Udostępnił on w sieci swoją powieść „Zmorojewo”, jednak nie udało mi się od niego uzyskać informacji, czy akcja cieszyła się dużym zainteresowaniem czytelników. Jest to dla mnie zagadnienie istotne, bo nie oszukujmy się Zauważyłem przede wszystkim, że w „Buncie” skupił się Pan na zarysowaniu społecznych konsekwencji zjawiska, jednak pominął Pan coś, co według mnie jest istotne w świetle omawianych problemów. Jest to kwestia obrotu plikami (legalnymi) w Internecie. Brakuje mi analizy, jak do takiego sposobu dystrybucji podchodzą młodzi ludzie, którzy wyszli na ulice protestować przeciwko ACTA. Ciekawi mnie, jak zachowaliby się, gdyby zamiast pirackich wersji plików udostępnić im wersje legalne, tańsze niż
sklepowe wydania. Próbę zbadania, czy jest zapotrzebowanie na taki sposób dystrybucji podjął Jakub Żulczyk. Udostępnił on w sieci swoją powieść „Zmorojewo”, jednak nie udało mi się od niego uzyskać informacji, czy akcja cieszyła się dużym zainteresowaniem czytelników. Jest to dla mnie zagadnienie istotne, bo nie oszukujmy się – protest przeciwko ACTA miał charakter „wolnościowy”, ale w dużej części spowodowany był też obawą, że nagle zostanie zakręcony kurek z pirackimi plikami.Zastanawia mnie też, dlaczego akurat ta sprawa tak poruszyła młodych ludzi, że postanowili wyjść na ulicę. Pan jako przyczynę podaje fakt, że była to kolejna ze spraw, która po prostu przelała czarę goryczy. Jeszcze miesiąc temu mógłbym przyjąć takie wyjaśnienie, jednak teraz mam wątpliwości. Dlaczego zatem kolejnym „projektem” Pokolenia Y nie jest oprotestowanie reformy emerytalnej, która nabiera realnych kształtów? Przecież to właśnie nas (wszak też jestem przedstawicielem tego pokolenia) reforma ta dotyczy bezpośrednio, a zamiast młodych ludzi na ulicach widzę związkowców, którzy albo już są na emeryturze, albo wkrótce się na nią wybierają. Nabieram przekonania, że protesty przeciwko ACTA nie były jednak tak szlachetną akcją, a były po prostu próbą obrony „swoich zabawek”.
Pisze Pan, żebyśmy się nie łudzili, że to „tylko rewolta gówniarzy obawiających się, że ktoś zabierze im ulubione zabawki”. Dlaczego mamy się tak nie łudzić? Proszę mi wierzyć, ludzie którzy protestowali przeciwko ACTA to moi znajomi, znajomi znajomych itd. i poza jednostkowymi przypadkami nie spotkałem się z osobami, które naprawdę wiedziałyby przeciwko czemu i dlaczego protestują. W większości przypadków poszli na manifestację, bo usłyszeli gdzieś, że ACTA godzi w ich prawa, ogranicza swobodę korzystania z serwisów z muzyką, filmami itd. Coś, co mieli za darmo, do czego przyzwyczaili się, że jest ich, do ich użytku, miało zniknąć. Wiem, że ten argument może Pan łatwo zbić, wskazując, że protestowali właśnie w obronie tej wolności w Sieci, której starsze pokolenia nie rozumieją i chcą ograniczyć. Wydaje mi się jednak, że należy zachować w tej materii zdrowy umiar, bo nie wszystkie treści mogą być publikowane w Sieci za darmo (a zwłaszcza premierowe odcinki seriali, czy filmy, które dopiero wchodzą do kin), czy na zasadzie licencji Creative Commons., protest przeciwko ACTA miał charakter „wolnościowy”, ale w dużej części spowodowany był też obawą, że nagle zostanie zakręcony kurek z pirackimi plikami.
Zastanawia mnie też, dlaczego akurat ta sprawa tak poruszyła młodych ludzi, że postanowili wyjść na ulicę. Pan jako przyczynę podaje fakt, że była to kolejna ze spraw, która po prostu przelała czarę goryczy. Jeszcze miesiąc temu mógłbym przyjąć takie wyjaśnienie, jednak teraz mam wątpliwości. Dlaczego zatem kolejnym „projektem” Pokolenia Y nie jest oprotestowanie reformy emerytalnej, która nabiera realnych kształtów? Przecież to właśnie nas (wszak też jestem przedstawicielem tego pokolenia) reforma ta dotyczy bezpośrednio, a zamiast młodych ludzi na ulicach widzę związkowców, którzy albo już są na emeryturze, albo wkrótce się na nią wybierają. Nabieram przekonania, że protesty przeciwko ACTA nie były jednak tak szlachetną akcją, a były po prostu próbą obrony „swoich zabawek”.
Pisze Pan, żebyśmy się nie łudzili, że to „tylko rewolta gówniarzy obawiających się, że ktoś zabierze im ulubione zabawki”. Dlaczego mamy się tak nie łudzić? Proszę mi wierzyć, ludzie którzy protestowali przeciwko ACTA to moi znajomi, znajomi znajomych itd. i poza jednostkowymi przypadkami nie spotkałem się z osobami, które naprawdę wiedziałyby przeciwko czemu i dlaczego protestują. W większości przypadków poszli na manifestację, bo usłyszeli gdzieś, że ACTA godzi w ich prawa, ogranicza swobodę korzystania z serwisów z muzyką, filmami itd. Coś, co mieli za darmo, do czego przyzwyczaili się, że jest ich, do ich użytku, miało zniknąć. Wiem, że ten argument może Pan łatwo zbić, wskazując, że protestowali właśnie w obronie tej wolności w Sieci, której starsze pokolenia nie rozumieją i chcą ograniczyć. Wydaje mi się jednak, że należy zachować w tej materii zdrowy umiar, bo nie wszystkie treści mogą być publikowane w Sieci za darmo (a zwłaszcza premierowe odcinki seriali, czy filmy, które dopiero wchodzą do kin), czy na zasadzie licencji Creative Commons.
Kolejne tematy wymagające odpowiedzi. Dziś do tej dyskusji w Sieci dołączył „główny nurt”, w Dużym Formacie Gazety Wyborczej Wojciech Orliński spojrzał na „Bunt” świeżym okiem dostrzegając kilka bardzo ważnych tropów. Polecam lekturę felietonu Orlińskiego.
A od przyszłego tygodnia spotkania w realu. W poniedziałek Kraków, w środę Warszawa – redakcja „Polityki”, potem Cieszyn, Lublin, Toruń, Bydgoszcz, Poznań, Gdańsk. O dokładnym rozkładzie jazdy będę informował z odpowiednim wyprzedzeniem, już teraz zapraszając.
12 kwietnia o godz. 10:35 71206
W lutym podjąłem pewien „trud” analizy zjawiska. Cytowana wypowiedź Pana Cybulskiego jest jak najbardziej godna uwagi, poruszył coś totalnie pomijanego przez „kontestatorów”:
„protest przeciwko ACTA miał charakter ?wolnościowy?, ale w dużej części spowodowany był też obawą, że nagle zostanie zakręcony kurek z pirackimi plikami.”
i warto zastanowienia cały ostatni akapit przytoczonej wypowiedzi.
Pozwoliłem sobie na podanie tu odnośnika do mojego tekstu „analitycznego” z lutego tego roku na ten temat:
http://it-consulting.pl/autoinstalator/wordpress/2012/02/05/prawo-autorskie-i-wartosci-niematerialne-analiza-systemowa/
12 kwietnia o godz. 15:24 71207
Doskonaly tekst Pana Cybulskiego
13 kwietnia o godz. 10:40 71214
O ile tempo zorganizowania się młodych ludzi i ich aktywny uliczny protest są godne podziwu, to przy wyjaśnianiu przyczyn tych protestów – zamiast wskazywać na przelewającą się czarę goryczy – wskazałbym raczej na pewne banalne, przyziemne wydarzenia, które towarzyszyły podpisywaniu umowy ACTA.
Oto skrócone kalendarium wydarzeń:
18 stycznia – Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego opublikowało swoje stanowisko ws. ACTA załączając jednocześnie treść umowy.
18 stycznia ? protest anglojęzycznej Wikipedii i około 115000 innych serwisów internetowych przeciwko SOPA (Polacy również mieli z tego powodu utrudniony dostęp do wielu usług).
19 stycznia ? zamknięcie serwisu MegaUpload.com.
19 stycznia ? założenie wydarzenia „Nie dla ACTA – nie zgadzam się na podpisanie umowy przez Polskę” w serwisie Facebook.com. Do 22 stycznia udział w wydarzeniu zadeklarowało 270 tysięcy użytkowników serwisu. Dwa dni później, 24 stycznia było ich ponad 400 tysięcy.
19 stycznia – założenie strony „Nie dla ACTA w Polsce” w serwisie Facebook.com;
21 stycznia – założenie strony „Komentarz usunięty przez ACTA” w serwisie Facebook.com;
22 stycznia ? grupy „Nie dla ACTA w Polsce” oraz „Komentarz usunięty przez ACTA? na Facebook.com przekraczają liczbę po 100000 fanów każda.
24-25 stycznia – pierwsze masowe protesty przeciw ACTA na ulicach polskich miast;
26 stycznia – podpisanie przez Polskę porozumienia ACTA w Tokio.
Możemy się oszukiwać, że młodych ludzi zmobilizowało opublikowanie przez MKiDN treści umowy ACTA, ale mam wrażenie, że masowość protestu wynika raczej z zamknięcia serwisu Megaupload – czyli faktycznego wkroczenia na teren użytkowników internetu. Bez tego elementu protest i tak by był, ale – ze względu na mniejszą skalę – raczej nie wzruszyłby rządu.
W sferze przyczyn protestów sytuacja jest więc raczej banalna. Masowy protest przeciwko ACTA uruchomiły wydarzenia bez związku z ACTA. Protest nie dotyczył meritum proponowanych zmian – dotyczył odcięcia od seriali i innych plików zgromadzonych na zagranicznych serwerach. Nie zmienia to jednak faktu, że internauci pokazali, że potrafią szybko się skrzyknąć, skoordynować i podjąć działania. Nawet jeśli rząd kiedyś coś w końcu cichcem przepchnie – i tak będzie musiał wycofywać się rakiem, bo potencjał jest. I drzemie. Ale z niczego, bez żadnych formalnych struktur, organizacji i przywódców, może się zbudzić i w ciągu 2-3 dni wyprowadzić milion ludzi na ulice. Wystarczy, że seriale znikną z sieci.
Ciekawi mnie w tym kontekście problem, na który zwrócił uwagę Paweł Cybulski, czyli sprawę obrotu legalnymi plikami w internecie. Pisałem o tym trochę tu: http://wojtekwalczak.wordpress.com/2012/02/26/zle-prawo-zly-internet-i-zli-piraci-nie-zly-produkt/
13 kwietnia o godz. 10:41 71215
Zakupiłem Pana książkę, czytam, mogę jednak pokusić się na pewne podsumowanie w mniej więcej połowie lektury. Książka jest znakomita. Nie mam tu na myśli stylu ( choć czyta sie neźle) – na przykład znalazłem kilka ( 2-3) błędów redakcyjnych ( brak „nie” w zdaniu itp) itp. Mam na myśli treść. Co ciekawe nie mam na myśli analizy „fenomenu ACTA” która jest najsłabszym elementem. Dlaczego? Bo jest odniesiona do nieodległego zdarzenia i siłą rzeczy jest tym samym obarczona sporym błędem przygodności. Większość komentatorów widzę koniecznie chciałaby by wyjaśnił Pan kto i dlaczego protestował przeciw ACTA zaś ich inteligencja nie pozwala na szersze spojrzenie. Zostali wytrenowani w uczestnictwie w pijarowym konflikcie wewnętrznym PoPiS i jest to jedyny kontekst w jakim postrzegają rzeczywistość. Doskonale do tych osób pasuje Pańska analiza „fałszywej świadomości” czy dysonansu dyskursywnego jak go Pan nazywa – opnie o rzeczywistości a nawet o sobie samych mogą być fałszywe a wówczas można za ich pomocą wyjaśniać dowolne fenomeny w dowolny sposób – czysto racjonalnie i za pomocą logiki wyłącznie – nie wyglądając za okno. Zostawmy jednak Orlińsiego czy A.L. Napisze może co mi sie podobało w książce:
1. jest to jedyna chyba na polskim rynku publikacja osoby z mainstreamu ( a za takiego dziennikarza Pana uważam) która we właściwy sposób osadza Polskę, jej społeczeństwo i gospodarkę w kontekście globalnym. Pana zdawałoby sie marginesowe uwagi na temat analiz Boniego (z prześmiesznym zwrotem „część ludzi zrezygnowała z aktywności zawodowej na rynku pracy”) oraz ważne odniesienia do faktów ( nie wystarczy mieć pomysły, te pomysłu muszą dać się zrealizować w globalnym porządku kapitalistycznym w którym liczą sie dwutygodniowe prognozy zysku) są jedynymi tego typu ocenami z jakimi się spotkałem w mainstreamie ( różni skrajnie nastawieni komentatorzy np. z Krytyki Politycznej pisza o tych sprawach od lat, jednak stygmatyzowani przez środowiska decyzyjne – jako skrajni lewacy – kompletnie przemilcza sie wartościową część treści ich uwag)
2.bardzo dobra uwaga na temat fatalnej dla gospodarki roli bezrobocia, braku związków zawodowych, kompletnie fundamentalne uwagi na temat przyszłości organizacji procesów produkcji i zarządzania. Pracowałem zarówno w postkomunistycznej fabryce jak i w kapitalistycznych firmach – i prawdę mówiąc postkomunistyczna fabryka była znacznie lepiej zarządzana. W sensie obiektywnym – ustalonych procesów, odpowiedzialności kadry, kompetencji. To paradoks – wynikający z bycia krajem taniej siły roboczej. Tak jak kultura Hiszpańska mogła wytworzyć Servantesa i piękną sztukę, tak jej wytworem eksportowym by Pizarro. Można wiele pisać o wyższości humanizmu kultury chrześcijańskiej nad Inkaską nie zmieni to jednak faktu że Inkowie kontaktowali sie z chciwym złota prymitywem. Podobnie jeśli dzisiaj pisze się o uzasadnionej i afirmującej wolność kulturze demokracji amerykańskiej to przecież nie ma się na myśli jej zmacdonaldyzowanej wersji eksportowej którą osadza sie w krajach satelickich jak Polska czy Gruzja. Są wartości dla Centrum i są wartości dla niewolników. Inaczej traktuje sie swój rynek pracy inaczej cudzy. Wyraźnie widać ten dysonans kiedy porównamy rady jakie daje nam Balcerowicz z tymi jakie znajdziemy w prasie amerykańskiej. Nie dla psa kiełbasa.
3. jest to jedyna publikacja mainstreamu, książka którą może przeczytać premier i sie do tego publicznie przyznać w wywiadzie, która zadaje ważne pytanie co w 2030 roku. Analizy Boniego i inne tego typu zideologizowane wypracowania ministrów pozbawione są jakiejkolwiek odwagi intelektualnej., Technokratyzm i braki w rozumieniu współczesnej kultury, przywiązanie do tego co przyjemne w środowisku władzy, a więc koncepcji że jak się pociągnie za sznurek to laleczka podskoczy, sprawiają że każdy ruch laleczki jest natychmiast interpretowany jako wynik akcji ukrytego manipulatora działającego w czysto przeliczalnym na złotówki lub stanowiska interesie. Tymczasem w Pana książce pojawia sie społeczeństwo które posiada aspiracje, pragnienia, potrzeby, zmysł humoru, kaprysy. Co prawda pojawia się jako tło innych rozważań, ale napisanie że coś takiego istnieje jest na dzisiejsze czasy niezwykle odważną intelektualnie konstrukcją, której nie rozumieją ani Tusk, ani Boni, ani Balcerowicz, ani A.L. Dla nich ludzie izolowane jednostki które ledwie 2-20 razy na dobę wymieniają miedzy sobą środki płatnicze co w opinii tych panów stanowi współczesny akt patriotyzmu. Można by przypuszczać że gdyby poprosić współczesnych ideologów o zaprojektowanie testu na życie na Marsie – zaproponowaliby aby z próbnika wysunął sie siłownik z przyczepionym smartfonem i kartką „teraz tylko 1zł a sms-y za darmo!”. Jeśli kosmici istnieją – z pewnością podpiszą umowę! Tymczasem protest przeciwko ACTA nie może być analizowany w kategoriach ekonomicznych ( z oczywistych powodów). Analiza taka jest jednak jedyną jaką w Polsce ktoś wykona – technokratyzm i ideologia sięgnęła takich poziomów że niemal wyrugowała z przestrzeni publicznej dyskusje o wartościach. Pozostały jedynie koncesjonowane pseudowartości „radia maryja”, „mordu smoleńskiego”, „prawdziwej wiary katolickiej” itp. wyrażane w czysto formalny sposób, mechanicznie w ramach ustalonego kanonu zachowań. Tymczasem środowisko młodych protestujących przeciwko ACTA żyje w całkiem innym świecie! To świat w którym pieniądze to nie wszystko, świat który kipi innymi wartościami niż te zdyskredytowane wartości lansowane przez telewizję! Nie chodzi tylko o konsumpcję, choć i ta jest ważnym elementem ich życia. Chodzi o to wszystko co znaleźć można w internecie – a więc wszystko od dzieł kultury światowej po najgłupsze porno. Ci ludzie uczestniczą w tej kulturze. Remiksują, krytykują, zabijają śmiechem zabawne niedostosowanie starych ramoli do nowego świata. To są ich wartości – których nie da sie rzutować na os pieniędzy i oś „wiary rydzyka”. Takie rzutowanie – prostacka operacja – nieuchronnie lokuje tych ludzi w tym miejscu skali gdzie mieści się „cywilizacja śmierci” jeśli rzutuję Dziwisz – i lub w miejscu gdzie mieszczą sie „złodzieje” jeśli rzutuje A.L. Obaj panowie nie odkrywają jednak żadnej prawdy – po prostu ich świat, układ współrzędnych, ma zbyt mało wymiarów by móc opisać to co widzą. Pana książka wydaje sie uchylać nieco zasłonę i wskazywać że istnieją inne wymiary którymi należy tych młodych opisać. Oni mają gdzieś reformę emerytalną bo wiedzą że ten projekt nich nie dotyczy – kolejne rządy w ciągu następnych 20 lat zmienią cały system z 20 razy – za każdym razem zgodnie z chwilowymi „oczekiwaniami rynków”. Tymczasem kwestie inwigilacji w sieci dotykają ich bezpośrednio – a wiedzą że władza inwigiluje wyłącznie w niecnym celu – by karać. Nigdy – by pomagać czy usprawniać. Lata neoliberalizmu i rynkowej gospodarki w Polskim wydaniu ich tego nauczyły. Dokładnie tak samo jak język Goethego w 45 roku uosabiał sobą w Polsce wszystko co opresyjne a już na pewno nie prometejską poezję… Jest to ważny element analizy gdyż wszystkim technokratom unika tak znaczna część owej realnej rzeczywistości ze doprawdy nie rozumiem dlaczego tą prawdziwą nazywa się wirtualną. Całkowicie wirtualna przestrzeń – to analizy rządowe, koncepcje Balcerowicza, analizy rządowe, ideologia friedmanizmu – to są uproszczone pomysły na zarządzanie tą całkowicie realną przestrzenią która składa się z tak wielkiej liczby wymiarów, że ich rzutowanie na oś „prawdziwej wiary” lub „zysku i straty w PLN” musi się skończyć katastrofą. Wyrazem tej katastrofy jest brak zrozumienia motywacji ludzkich, koniecznej przecież do rządzenia, brak zdolności analiz statystycznych bowiem informacja o średniej pensji czy o wzroście PKB nie mówi nic jeśli nie ma się teorii wartości ludzkich – która mówi co ludzie z średnią pensją zrobią, lub jakie jest znaczenie wzrostu PKB jeśli spada dzietność. Ostatecznym wyrazem braku zdolności zarządzania jest odkrycie że nie rozumie sie z kim sie rozmawia, że nie rozumie sie nawet jego języka, kodu. Spotkanie z kosmitą. Symboliczny człowiek w środku zimy w sandałach. Biedak? Bezrobotny? Jeden z tych anopnymous? Idiota? I co znaczą te sandały?
14 kwietnia o godz. 16:26 71221
kakaz, jestem zaszczycony ze stawia mni Pan w jednym szeregu z Orlinskim i ze uczynil Pan ze mni instytucje czt tez symbol. Niestety, slodycy ujmyje fakt ze uwazam Pansjie wystapienie za malo sensowne, zeby niu uzywac epitetow
Postaram sie napisac wiecej jkk wroce do domu, bo pisanie z iPadu na pokladzie samolotu jest malo wygodne. Zwlaszcza jak trzesie.
P..S. Jest znakomite omokienie ksiazki pioea Orlinskigo w ostatniej Gazecie Wyboeczej
18 kwietnia o godz. 18:28 71240
A.L – proszę sobie nie pochlebiać, do Orlińskiego Panu daleko – Orliński choć pisze co mu każą ( to taki koncesjonowany lewicowy buntownik na etacie ) ale robi to dowcipnie i z pewnością jest człowiekiem o szerokich horyzontach intelektualnych choć nie rozumie o czym pisze – zwykle sa to przecież tematy zadane przez redakcje lub związane z „aktualnym tryndem” jak to zwykle w wypadku eseisty na etacie w gazecie. .Panu się myli to co on rzeczywiście wie i rozumie z tym co musi pisać skoro jest lewackim buntownikiem w Gazecie Wyborczej. Aby to prościej wysłowić napiszę, zę Panu sie mylą poglądy autora ( Orlińskeigo) z tym co wypowiada jego bohater powieści ( dla uproszczenia na blogu nazywany Orlińskim). Są to zupełnie inne osoby wyznające zupełnie inne zestawy wartości – co czasem można dostrzec ( np. poglądy jakie Orliński przedstawiał w sprawie ACTA – niedorzeczne, ale jak sie pisze na zamówienie – to się udaje nawet pogodzić bycie „skrajnym lewakiem” z poparciem dla ACTA;-)
Rozpisałem sie o Orlińskim – bo jest o czym pisać -m doskonale na jego przykładzie wdać np. jak działa Polska prasa itp.
O Panu – niestety nie da sie zbyt wiele – po prostu zwykle Pan nie rozumie o co biega ale się Pan wypowiada z pozycji „doświadczonego eksperta,, zwolennika Wolnego Rynku, bliskiego przyjaciela Ronalda Regana, wielbiciela Radka Sikorskiego” – stąd trafiła się Panu rola jako stosowny przykład. nomen-omen – ramola i pożytecznego idioty ( co z znaczeniem słowa idiota nie ma nic wspólnego)…
Pozdrawiam i proszę się nie gniewać