Euro 2012 szczęśliwie wystartowało. Malkontenci z zachodniej prasy narzekali, że pod zamkniętym dachem Stadionu Narodowego było za ciepło i za wilgotno – jakby to jednak skomentował Darek Rosiak, marudzą, bo najprawdopodobniej sami takich dachów nie mają i zazdroszczą. A pomny tekstu Darka z dzisiejszej „Rzeczpospolitej”, że „nikt nie popsuje nam tej imprezy”, psuć nie będę – swoje już napisałem, a zdania o Narodowym, że jest architektoniczną porażką i urbanistyczną katastrofą nie zmienię.
Bardziej chciałbym zwrócić uwagę na symbolikę meczu otwarcia: oto zielona wyspa Europy zmierzyła się z tonącym statkiem, prymus stanął na przeciw bałaganiarza, po którym muszą sprzątać inni. Cóż, wyszło na remis, przynajmniej na boisku. Czy jednak poza nim tak bardzo od Greków różnimy się? Cóż, spory udział w ich kryzysie mają długi po olimpiadzie w 2000 r. My jeszcze rachunku za Euro nie znamy, liczymy że bilans będzie pozytywny – wzmożenie infrastrukturalne spowodowało choćby to, że Warszawa wpięła się w europejski system autostradowy i przestała być mazowiecką wsią. Ba, na Euro otwarto nawet naprawiany po remoncie przejazd ul. Dźwigową, dzięki czemu mój Ursus przestał być anus mundi i ponownie odzyskał status dzielnicy stolicy RP.
Oczywistych i rzeczywistych powodów do radości nie brakuje, nowoczesność wyłania się z każdego domu i zagrody. Tyle tylko, że całe Euro i radość z niego, radość której nie pozwala sobie odebrać Darek Rosiak jest radością Greka Zorby. Katastrofa jeszcze się nie wydarzyła, lecz wiele wskazuje, że zbliżamy się do jej krawędzi. Zajęci przygotowaniem do inauguracji mistrzostw i rodzimymi sporami o to, kto większym i prawdziwszym lub fajniejszym Polakiem nie zwróciliśmy uwagi, że przyspieszyła realizacja najczarniejszych scenariuszy rozwoju sytuacji na świecie. Doniesienia z ostatnich tygodni nie pozostawiają złudzeń: chińska gospodarka hamuje, jeszcze bardziej dołują Indie, Brazylia na skraju stagnacji, Wielka Brytania w recesji, o strefie euro nie trzeba wspominać – rękę po pomoc wyciągnęli Hiszpanie. Po czterech latach wychodzenia z kryzysu okazało się, że świat w którym żyjemy, jest światem „Alicji w krainie czarów” – kryzys dopiero nadchodzi.
My jesteśmy dumni, pokazaliśmy jacy jesteśmy nowocześni, że po ulicach nie chodzą u nas białe niedźwiedzie, a antysemici wbrew kłamliwym doniesieniom BBC siedzą pozamykani w rezerwatach. Tyle tylko, że świat do którego chcieliśmy doszlusować rozsypuje się i mało kogo już obchodzi, co udało nam się zademonstrować – nasz wpływ na sprawy świata jest zbyt znikomy, czy nam się to podoba, czy nie. W takim razie rzeczywiście nie psujmy sobie imprezy, wszak marzyliśmy o niej od zjazdu w Gnieźnie. Przed nami 12 czerwca, Bitwa Narodów – Jerzy Hoffman już kręci film.
9 czerwca o godz. 17:00 71583
„Cóż, spory udział w ich kryzysie mają długi po olimpiadzie w 2000 r.”
Nie wiedziałem, że Grecja sfinansowała australijczykom Igrzyska Olimpijskie w Sydney. Jeżeli tak się rzeczywiście stało, to faktycznie było to bardzo nieroztropne. Płacić za dwa kolejne Igrzyska Olimpijskie, no, no!
Z drugiej strony pisanie o tym, że był to „spory udział” jest bardzo dyskusyjne. Ja rozumiem, że niektórzy mają tendencję do sensacjonalizmu, ale bez przesady. Greckie długi to coś około 400 miliardów euro a koszt igrzysk w 2004 roku to jakieś 10 miliardów euro. Pięć procent.
Grecja rocznie wydaje niewiele mniej na zbrojenia.
Może by tak przestali sobie z Turkami skakać do gardeł i w dwa-trzy lata byłoby to równoważne całym wydatkom na te, podobno tak „sporo znaczące” Igrzyska.
9 czerwca o godz. 20:55 71587
@zza kałuży: dzięki za uwagę, oczywiście 2004 r. Nie chodzi tylko o dług bezpośredni, tylko o przeinwestowanie w infrastrukturę, której nie ma z czego utrzymać (także casus Portugalii i Euro).
9 czerwca o godz. 21:35 71588
Oj, panie redaktorze, znowu musze się czepiać. Bardzo proszę sprawdzić te kwoty. Ja przed chwilą znalazłem (wiele nie włożyłem w to wysiłku, to prawda) że same igrzyska kosztowały Grecję 9 mld dolarów. W euro wypada znacząco mniej, prawda? W to wchodzi już infrastruktura sportowa, a więc właśnie te stadiony, które portugalczykom bokiem wychodzą. Inne infrastrukturalne koszta to nie tylko „czysty rozkurz” ale normalne inwestycje w drogi, porty, lotniska, itd. Czyli coś, co pomaga gospodarce, a więc nie może być liczone tylko po stronie „winien”. Czyli jeżeli i tam przeinwestowali, to straty nie są 100%.
Jak by nie liczyć – dalej obstaję przy swoich 5% i protestuję przeciwko nazywaniu tego „sporym udziałem”.
10 czerwca o godz. 12:36 71590
@zza kałuży O przymiotniki nie będę się spierał, natomiast analiza przyczyn greckiego kryzysu nie jest banalna. Wpływ kosztów olimpiady to nie tylko bezwzględne liczby, lecz także opportunity costs. Wydając na stadiony zamyka się możliwość wydatku na cele rozwojowe. Odnoszenie długu „olimpijskiego” do całości długu publicznego z dnia dzisiejszego nie do końca jest sensowne, lepiej odnieść to do roku, w którym ten dług powstał. Wówczas można zobaczyć, ile w długu publicznym było wydatków stałych, które każde państwo musi ponosić i ile swobodnych, będących przedmiotem decyzji w ramach polityki rozwojowej. Olimpiada pochłonęła (w tej chwili nie podam dokładnego odsetka) większą część środków, jakie mogły pójść na rozwój. Przy okazji, autostrady mogą służyć rozwojowi w dwóch przypadkach: kiedy ma się nimi co wozić, czyli istnieje realna gospodarka potrzebująca takiej infrastruktury i jest w stanie ją utrzymać lub jako czynniki keynesowski (cóż, nasza zielona wyspa), czyli publiczna stymulacja popytu przez inwestycje publiczne. Tyle tylko, że potem tak powstałą infrastrukturę trzeba utrzymać, więc równolegle należy inwestować w czynniki rozwojowe: edukację, B+R, infrastrukturę wiedzy, reformy strukturalne. Duża infrastruktura sportowa jest generalnie bezproduktywna i antyrozwojowa, dlatego wielu ekonomistów, z Richardem Floridą na czele – ostatnio modnym w Polsce w kręgach miejskich i rządowych krytykuje publiczne inwestycje w stadiony
10 czerwca o godz. 18:50 71593
Niech greckie wydatki na Igrzyska w 2004 to 10mld euro.
Od tego czasu upłynęło 8 lat.
Niech lost opportunity to 10% zysku rocznie – taki stracony przyrost PKB gdyby Grecja była chińskim tygrysem.
10x(1+0.1)^8=21.44
Czyli:
1/ wyrzucili w błoto poczatkowy kapitał 10 mld.
2/ stracili okazję na 11.5 mld.
Razem 21.5 mld.
Wobec 400 mld długów w 2012.
Przypominam po raz drugi, że Grecy wywalali w błoto, i to w o wiele gorsze, bo zbrojeniowe błoto, bardzo podobne do jednorazowych wydatków na Igrzyska kwoty pieniędzy. Rok w rok przez osiem lat.
O ile się nie pomyliłem w rachunkach, to 10mld kapitału, na 10% rocznie, przez 8 lat powiększane przez 10mld na poczatku kazdego kolejnego roku daje blisko 150mld.
I tę kwotę rzeczywiście można nazwać znaczącą w porównaniu do greckiego długu. Tak więc jeżeli już coś, to NIE IGRZYSKA ale ZBROJENIA miały „spory udział” w zatopieniu greckiego Titanika.
10 czerwca o godz. 19:34 71595
@zza kałuży: koszt zbrojeń oczywiście ma znaczenie, w przypadku Grecji jest jednak nieuniknionym składnikiem polityki i jej kosztem. My też mało sensownie wydajemy na armię z tych samych powodów co Grecy. Obawiam się natomiast, że źle Pan liczy opportunity costs. Trzeba by oszacować utracony PKB z powodu choćby mniejszej odporności na recesję po 2008 na skutek braku odpowiednich inwestycji rozwojowych. Pan tylko liczy bezpośredni zwrot inwestycji z kapitału.
10 czerwca o godz. 20:30 71596
Edwin Bendyk 10 czerwca o godz. 19:34
„Pan tylko liczy bezpośredni zwrot inwestycji z kapitału.”
Wytyka mi pan nieznajomość ekonomii. Ależ oczywiście, że się na niej nie znam. Nie próbuję nawet udawać. Ma pan całkowita rację, przypominając mi o tych bardziej skomplikowanych aspektach straconych czy nie wykorzystanych szans na alternatywne inwestycje i z nich płynące pożytki.
Wszystko, o co mi chodzi, to bardzo zgrubne i obarczone dużym błędem liczbowym oszacowanie rzędu wielkości dyskutowanych źródeł długu czy dziur w budżecie. I w toku takiego niedoskonałego szacowania dochodzę do wniosku, iż zbrojenia to o rząd wielkości większy problem niż te biedne Igrzyska…
Nie jest to zresztą w moich komentarzach nic nowego, gdyż np. z okazji dyskutowania o celowości „stawiania na atom” w energetyce podnosiłem szalone koszta zbrojeń. I przypominałem wtedy, jak znikome protesty (o ile jakiekolwiek) towarzyszą budowie 1 okretu podwodnego o napędzie nuklearnym w porównaniu do budowy 1 elektrowni atomowej. A przecież koszta w obu wypadkach są prawie identyczne.
Izraelowi Niemcy finansuję flotę sześciu nowoczesnych okretów podwodnych, prawdopodobnie zdolnych do przenoszenia broni nuklearnej. Jak na razie dwa i pół z nich zostały Izraelczykom po prostu podarowane przez zadość czyniące Niemcy. A za resztę zapłaci podatnik amerykański. W tym samym czasie izraelscy uczniowie okupują ostatnie miejsca w testach PISA. I to nawet nie testując ich totalnej klęski edukacyjnej, czyli ogromenj sieci szkół religijnych.
Gdzie tu sens?
Ludzkość to chyba w wielkiej części idioci albo chorzy cierpiący na permanentne stany lękowe. Tak łatwo ludzi wystraszyć a tak trudno przekonać. Czyżby ludzki charakter był taki parszywy – przecież tak łatwo człowiek wierzy w to, iż ten drugi zaraz poderżnie mu gardło… Może dzieje się tak dlatego ponieważ sam ciągle trzyma otwartą brzytwę w kieszeni?
A co do polskich problemów, to czy zna pan może miejsce, gdzie można się dowiedzieć jaka jest polska doktryna obronna?
Kto jest w niej określony jako najbardziej prawdopodobny wróg, jaki rodzaj konfliktu jest celem przygotowań polskiej armii i jakie mechanizmy towarzyszyły okresleniu tych priorytetów?
11 czerwca o godz. 15:21 71597
Mamy wybór: możemy być wystrychnięci na dudka, lub wydutkani na strychu. Na tym polega neoliberalizm w Polskim wydaniu ( po to zresztą go w naszym kraju wprowadzono). Powoli kończą sie czasy wyprzedaży, zostały jeszcze lasy państwowe, trochę ziemi i taniej siły roboczej której kwalifikacje zaczynają jednak być tak niskie, że nie bardzo można coś tu zdziałać.
Za 2-3 lata ci sami ludzie którzy obecnie urządzają „imprezki” z Platinim na nasz koszt, będą pouczać nas że skoro się żyło przez tyle lat ponad stan, w bajecznym dobrobycie…
11 czerwca o godz. 15:59 71599
zza kaluzy: „A co do polskich problemów, to czy zna pan może miejsce, gdzie można się dowiedzieć jaka jest polska doktryna obronna?
Kto jest w niej określony jako najbardziej prawdopodobny wróg, jaki rodzaj konfliktu jest celem przygotowań polskiej armii i jakie mechanizmy towarzyszyły okresleniu tych priorytetów?”
Gdzies czytalem – ale nie pomne gdzie, wiec linku nie podesle. Polska ma sie „w razie czego” bronic przez 3 godziny. Tyle potzreba aby prawdziwe wojska NATO wyrychtowaly rakiety na cel
11 czerwca o godz. 16:10 71601
Alez innowacyjnosc to wlasnie droga wyjscia z kryzysu. Na poczatek mozna zaczac liczyc rezultaty, zamiast – jak dotad – naklady.
………..
Co do tej Grecji – wydaje sie sie tam status materialny jest pochodna statusu spolecznego, a nie jak w USA, Kanadzie, Australii – status spoleczny pochodna materialmego. Ja to nazywam placeniem za „bycie”. Zawrocenie takiego Tytanica to dopiero sztuka!
……..
Wydaje mi sie ze do gospodarki post-materialnej lepiej pasowac moze alegoria samolotu tracacego wysokosc. Wlasnie teraz nalezaloby poderwac go do gory. Oczywiscie bardzo umiejetnie i ostroznie.
…….
Klotnie dotycza nie tylko bycia lepszym Polakiem, ale bycia kulturalniejszym, bardziej tolerancyjnym, wyksztalconym etc.. A wiec caly czas chodzi o bycie. A dobrobyt bierze sie jednak z pracy, nie z bycia w pracy.
12 czerwca o godz. 14:34 71606
Inna opinia tutaj: http://kuczynski.blogbank.pl/2012/06/12/panem-et-circenses/
„Co z pewnością zostanie po EURO 2012? Długi. Miasta gospodarze potężnie się wykosztowały. Takim klasycznym przykładem jest ponoć (informacje z prasy) Poznań. Tam cztery lata temu zadłużenie wynosiło 600 mln złotych. Dzisiaj to blisko 2 miliardy złotych przy budżecie 3 miliardy. Samorządy nie mogą się zadłużać ponad 60 procent budżetów. Co więc czeka mieszkańców wielu miast? Albo drastyczny wzrost podatków albo totalny zastój w inwestycjach. ”
Neoliberalna” gospodarność polegająca na prywatyzacji długów i zagarnięciu zysków.
13 czerwca o godz. 8:07 71616
@zza kałuży
Brawo! Niepopularne acz prawdziwe to armia ciągnie Grecję w dół. I te wydatki nie są cięte nawet mimo kryzysu (nowe samoloty i fregaty). Grecy nie posiadają wrogów z którymi istniało by ryzyko wojny, mają jedynie zaszłości z Turcją które skala zbliżone są do naszych z Rosją. A w stosunku do rozmiarów kraju mają gigantyczną i drogą armię. Ale o tym fakcie UE milczy (w końcu fregaty dla Greków zbudują Niemcy).
@E.Bendyk
„koszt zbrojeń oczywiście ma znaczenie, w przypadku Grecji jest jednak nieuniknionym składnikiem polityki i jej kosztem”
To samo da się powiedzieć w stosunku do stadionów i rozrostu sektora publicznego. Natomiast zbrojenia w odróżnieniu nawet od stadionów nie wygenerowały ani euro dochodu dla Grecji. Cały sprzęt wojskowy jest kupowany z zagranicy, offset nie istnieje a kraj tonie. Armia, jak to w republikach bananowo/oliwkowych ma się świetnie.
16 czerwca o godz. 10:01 71684
@zza kałuży
zaciekawił mnie ten Izrael, ale…
„However, there are still wide discrepancies between Israel’s Hebrew speakers and its Arabic speakers, which is consistent with other comparative tests, both Israeli and international. In reading, Hebrew speakers beat the OECD average with a score of 498 points, which theoretically would put Israel in 17th place, but the score of Arab speakers was 392 points, theoretically putting Israel in 57th place; there is a 106-point gap between the two communities, which dragged down Israel’s overall score, despite the 35-point gain in the reading literacy tests. ”
W innych testach było podobnie, szczegóły tutaj:
http://www.globes.co.il/serveen/globes/docview.asp?did=1000606500&fid=1725
16 czerwca o godz. 18:09 71685
zajac 16 czerwca o godz. 10:01
Prosze się zainteresować rodzajami szkół w Izraelu. Następnie przeliczyć na warunki Polskie używając procentowego podziału, jaki tam zafundowali sobie. Sam fakt takiego podziału wskazuje na charakter tego państwa, co przy jego mikroskpijnym rozmiarze jest tym wiekszym idiotyzmem. Są wyrazy określjące takie koncepty, ale wątpię aby „Polityka” je zamieściła.
Testy PISA nie objęły np. szkół haredim. Gratulacje dla Izraela.
Chciałby pan żyć w państwie, które podzieliło swoje dzieci na te uczęszczające do szkół na poziomie „nieco poniżej średniej” co samo w sobie jest raczej pożałowania godne, oraz na szkoły „trzeciego świata”? Proszę popatrzeć na wydatki na zbrojenia i na edukację. Czy to ma sens? Czy chęć zachowania religijnej i rasowej czystości usprawiedliwia wszystko?