Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Antymatrix - Blog Edwina Bendyka Antymatrix - Blog Edwina Bendyka Antymatrix - Blog Edwina Bendyka

12.06.2012
wtorek

Euro 2012, Chiny górą

12 czerwca 2012, wtorek,

Chiny oczywiście w mistrzostwach Euro 2012 nie startują. Nie tylko dlatego, że położone są daleko od Europy. Piłka nożna po prostu nie należy do ulubionych chińskich sportów. Co zresztą ciekawe, na piłkę nie dali się też nawrócić Koreańczycy – mimo mundialu w 2002 r. i świetnej infrastruktury bardziej wolą przyglądać się rozgrywkom w gry komputerowe. Nowiutkie, puste stadiony zamienili na bazary. Chińczycy, zamiast gonić się na boisku wybrali inną płaszczyznę konkurencji z resztą świata.Grupa wydawnicza „Nature” opublikowała niedawno Nature Publishing Index. Wynika z niego, że Chiny systematycznie poprawiają swoją pozycję naukową. Już w połowie ubiegłej dekady wysforowali się na drugą pozycję pod względem liczby publikacji naukowych, lepsze są tylko Stany Zjednoczone, na plecy Chińczyków muszą patrzeć Japończycy, Brytyjczycy, Niemcy i reszta naukowego świata. Oczywiście, taką statystykę łatwo zrelatywizować – ilość nie oznacza jakości. Cóż, jak mawiał mistrz dialektyki Plechanow, ilość jednak przechodzi w jakość. Potrzeba tylko trochę czasu, systematycznych nakładów finansowych (decyzją Partii Komunistycznej nakłady na naukę zwiększają się w Chinach o jakieś 25% rocznie) i już po kilku latach Chiny stają się naukową potęgą także pod względem jakości. Na razie mają 4. jeśli chodzi o udział w publikacjach cytowanych, ale jeśli trend utrzyma się, to w 2014 przegonią Wielką Brytanię i Niemcy, a w 2022 Stany Zjednoczone. O ile do tego czasu reszta świata nie zacznie publikować po chińsku.

Dynamika wzrostu naukowej wydajności i jakości Chin jest imponująca, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że ten kraj na dobrą sprawę dopiero zaczyna i może swą naukową masę zwielokrotnić (w tej chwili potencjał kadrowy chińskiej nauki zbliżony jest do potencjału Stanów Zjednoczonych). Jaki związek mają chińskie osiągnięcia z Euro? Przy okazji mistrzostw tak wiele mówimy, że o modernizacji i o tym, że to infrastruktura sportowa ma nas porwać do przodu. Może warto  zauważyć, że pomyliliśmy przód z tyłem (moja babcia Kaszubka powiedziałaby, że zaczęliśmy od d… strony) – właściwa kolejność, to najpierw rozwój, którego podstawą powinny być inwestycje produktywne, zwłaszcza w edukację i wiedzę, potem igrzyska.

Przepraszam, że obniżam morale przed dzisiejszą decydującą bitwą. Gdy wczoraj gratulowałem Saszce Irwańcowi zwycięstwa drużyny ukraińskiej polecił przekazać drogim Czytelnikom, że Ukraina kibicuje Polsce. Hura! Razem na Moskala!

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 23

Dodaj komentarz »
  1. Nie do końca zgodzę się z stwierdzeniem że zaczęliśmy od d* strony – infrastruktura jest nam potrzebna a brak autostrad jest poważnym problemem kraju. Jednak konstatacja że gdyby nie EURO 2012 nie byłoby nowych dróg jest fałszywa. Po prostu opchnięto nam bubla w postaci biznesu ze skorumpowanym biznesem ( ci od piłki) opakowując to gówno w błyszczący papierek „inwestycji” które i tak mogłyby być dokonane gdyby tylko rząd chciał ich dokonać. Słowem -ludzie łykają propagandę jak młody pelikan rybę. Jakie to proste – ogłosić że gdyby nie było EURO 2012 w kranach mielibyśmy zimną wodę – i już sie znajdą apologeci takiego „liberalizmu” przedstawiając go jako jakiś standard cywilizacyjny. Tymczasem wystarczy pojechać na Słowację ( a raczej wystarczyło pojechać na Słowację 10 lat temu!) by przekonać się że da sie budować autostrady – jeśli siec chce i wie po co – i wcale nie trzeba przy tym zwalniać z podatku na 12 miesięcy firmy która jawnie wspiera ludzi łamiących prawo w Polsce i to wbrew sprzeciwom a nawet działaniom rządu. .

    Natomiast co do inwestycji w naukę – wiadomo że w Polsce w ciągu najbliższych 10-15 lat nic w tej materii sie nie zmieni. Zaczęło się od tego że „naukowcy” uwierzyli że nauka jest po angielsku. I zaniechali pisania podręczników. Było to co prawda głupie ale jakie nowoczesne. Było to przedstawiane jako całkowicie naturalne, „liberalne” i wolnorynkowe! Uważam że obecnie powinniśmy wprowadzić przepis że osoby nie znające Chińskiego powinny utracić habilitację/doktorat/profesurę. Jakie ma kwalifikacje ktoś kto nie zna chińskiego by mienić sie ekspertem w swoim fachu? Powinniśmy zmienić przepisy tak by prace w j. chińskim były punktowane tak samo jak w angielskim, a w Polskim wcale – bo i po co? I otworzyć miejsca pracy na uczelniach dla emigrantów z Chin. Będziemy mieli naukę o 300% lepszą niż obecna, a na dodatek nareszcie „neoliberalną” – na cudzy koszt.

  2. Być może organizacja Euro mogłaby się bardziej przysłużyć naszemu rozwojowi gdyby rząd postawił na bardziej ambitne rozwiązania organizacyjne. Zamiast budować tradycyjne autostrady należało stworzyc efektywny system teleportacji, albo w najgorszym razie system wypożyczalni ultralekkich samolotów coby kibice mogli do nas dolecieć. Stadiony mogłyby być wirtualne, a w najgorszym razie nadmuchiwane, żeby po Euro można je było złożyc i przechować do następnej imprezy. A trawę na którą tak narzekają Hiszpanie trzeba było przygotować w wersji GMO, niewymagającej podlewania, ze źdźbłem samokoszącym sie na z góry zadaną wysokość. Przy postawieniu takich wymagań w tych wszystkich wielkich przetargach organizacja Euro przyniosłaby nam taki impuls rozwojowy jak program Apollo Stanom Zjednoczonym.

  3. Mnie interesowaloby zestawienie spodziewanego zysku-z-inwestycji kazdej zlotowki zainwestowanej w Euro 2012 i kazdej zlotowki zainwestowanej w polska nauke. Chetnie zobacze oba biznesplany.
    Slowo ‚wiedza’ tez ma wiecej niz jedno znaczenie. Nie zawsze oznacza formalna edukacje.

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. Gospodarz: „Dynamika wzrostu naukowej wydajności i jakości Chin jest imponująca, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że ten kraj na dobrą sprawę dopiero zaczyna i może swą naukową masę zwielokrotnić ”

    Piknie, Panei edaktorze. Ale akurat tak sie sklada ze paru moich uniwersyteckich znajomych zasiada w komitetach wydawniczych roznych amerykanskich czasopism naukowych i raportuje o zatrwazajacej ilosci: a) plagiatow, b) artykulow ponizej wszelkiego poziomu pochcdzacyh z Chin.

    Takie obrazki jak wyzej o niczym nie mowia, bo nei podaja proporcji artykulow publikowanych przez Chinczykow na swiecie i publikowanych w Chinach. Za komuny znany byl obyczaj niektorych”naukowcow” importowania prywatnego czasopism amerykanskich, tlumaczenia artykulow na polski i publikowaniem pod wlasnym nazwiskiem. Z niewielkimi wariacjami. Ciekawe wiec na ile owe chinskie artykuly sa tworcze a na ile przetworcze.

    Bez sensu jest rowniez porownywanie krajow pod wzgledem ABSOLUTNEJ ilosci publikacji, a nie pod wzgledem ilosci publikacji „na glowe ludnosci”. Rezultaty moglyby byc zgola inne.

    A skad ten alarmistyczny artykul Nature? Jak w kazdym innym zakatku swiata, scientysci amerykanscy glosno wolaja: KASY, KASY, KASY! I zeby ta kase dostac – od biurokratow – musza tych biurokratow czyms zastraszyc. Zastraszyc mozna zas tylko perspektywa rychlego upadku nauki amerykanskiej. Chodzi o powtorzenie „syndromu Sputnika”.

    Przypomina mi sie historia japonskiego Projektu 5 Generacji, oraz wrzawa z tej okazji. Pzrez przypadek bylem w poblizu oka cyklonu. USA mialo upasc. I co? I nic. Japonski Projet 5 generacji zniosl potezne, kubiczne jajo. A paru scientustow napisalo ksiazke o zagrozeniu dla USA i zorganizowalo naprawde niezla kase.

    O ile trudno ukryc fakt ze nauka amerykanska przezywa trudnosci, to prognozy o jej rychlym upadku nalezy uznac za pzredwczesne. Podobnie jak prognozy o upadku nauki europejskiej, rosyjskiej czy japonskiej.

    Co nei znaczy ze nie zgadzam sie z sugestiami Gospodarza na temat finansowanai nauki, upadku nauki polskiej i odwroconych priorytetow.

  6. Jeszcze moze jedna uwaga: otoz z roznych powodow znalazlem sie na dosyc duzym spotkaniu grupy chinskich i europejskich naukowcow. To bylo poklosie dzialania pewnego projektu naukowego ktory mialem okazje prowadzic w pewnym miedzynarodowym instutucie. Chinczycy pokazywali jak tworczo zaadoptowali to co ow projekt robil. Pewne elementy adaptacji byly bez sensu, z czysto matematycznego punktu widzenia. „Dlaczego nei zrobicie tego tak a tak?” zapytalem. „Bo Komitet Centralny nigdy wie na to nie zgodzi” brzmiala odpowiedz.

    Dopoki Komitet Centralny ingeruje w matematyke, to ja sie Chin nie boje

  7. Ano zaczęliśmy od takiej a nie innej strony.
    Co do publikowania po chińsku to przypominają mi się zarzuty, jakie w latach osiemdziesiątych czy dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku ukazywały się w naukowej prasie USA. Mianowicie o tym, że naukowo-badawcza współpraca z Japończykami nie ma sensu, gdyż przepływ know-how jest całkowicie jednostronny. Uzasadniano to wskazywaniem na to, że Amerykanie swoje rezutaty płynące ze wspólnych przedsięwzięć publikują w angielskojęzycznych czasopismach a Japończycy w japońskojęzycznych i potem „nikt tego nie może przeczytać”. 😉

    „Chińczycy, zamiast gonić się na boisku wybrali inną płaszczyznę konkurencji z resztą świata.”
    Autor wyraźnie nie lubi sportu. Już po raz drugi daje plamę na tym polu 😉
    Nie pamięta już Szanowny Autor tego, co się działo w Chinach w związku z Igrzyskami Olimpijskimi w Pekinie?
    „Zamiast gonić się na boisku” jest chyba żartem…proszę sprawdzić klasyfikację medalową.
    O wiele bliższe prawdy byłoby powiedzieć, że „gonią się zarówno na boisku jak i poza boiskiem”. Chińczycy chcą zakasować cały świat na wszystkich polach. Oni się nie rozdrabniają.

    A co do ilości w jakość też się całkowicie zgadzam.
    Dobrze pamietam początek lat dwutysięcznych, kiedy mój wydział kupował tester do pewnego typu układów MEMS. Wtedy (jak i dzisiaj) tylko kilka firm na świecie potrafiło taki tester zrobić, w związku z czym u producentów bywały kolejki. I właśnie moja firma musiała się wtedy ustawić w takiej kolejce za jednym z chińskich uniwersytetów. Jak ktoś myśli, że Chińczycy są mało kreatywni i potrafią tylko kopiować to się zdziwi.

  8. Trocha mozna poczytac tutaj

    http://www.forbes.com/2010/05/26/china-cheating-innovation-markets-economy-plagiarism.html
    „Understanding why plagiarism and a lack of academic integrity are embedded in the Chinese higher education system is important for understanding why China will find it difficult to take its economic growth to the next level..”

    http://www.nature.com/nature/journal/v467/n7312/full/467153d.html

    Chinese journal finds 31% of submissions plagiarized

    „Since October 2008, we have detected unoriginal material in a staggering 31% of papers submitted to the Journal of Zhejiang University?Science (692 of 2,233 submissions). The publication, designated as a key academic journal by the National Natural Science Foundation of China, was the first in China to sign up for CrossRef’s plagiarism-screening service CrossCheck (Nature 466, 167; 2010).”

  9. free samples: „Mnie interesowaloby zestawienie spodziewanego zysku-z-inwestycji kazdej zlotowki zainwestowanej w Euro 2012 i kazdej zlotowki zainwestowanej w polska nauke”

    Proste do obliczenia. Kazda zlotowka zainwestowana w polska nauke jest stracona. Bezpowrotnie.

  10. zza kaluzy: „I właśnie moja firma musiała się wtedy ustawić w takiej kolejce za jednym z chińskich uniwersytetów.”

    To swiadczy tylko o tym ze Rzad Chin jest bogaty

  11. kakaz: „Zaczęło się od tego że ?naukowcy? uwierzyli że nauka jest po angielsku.”

    A Pan wierzy ze jest po polsku?… Owszlem, jest, „wicie-nauka”. Zgodnie z powiedzonkiem: „Wicie, rozumicie, moze i to nie najlepsza nauka, ale jak na warunki polskie calkiem neizla”. W Polsce mamy cale tlymy „wicie-naukowcow”. Jednego spotkalem na konferencji odczytujacego wystapienie napisana po angielsku fonetycznie.

    Polska wydaje wiecej czasopism naukowych niz USA. Po polsku. To sa „wicie-casopisma”.

    „I zaniechali pisania podręczników” A po co maja pisac podreczniki? Zeny internetowi „wolnosciowcy” araz skopiowali je i umiescili w Internecie? „Wicie-naiukowcy” noze i najlepszej nauki nei uprawiaja, ale liczyc umieja.

    „I otworzyć miejsca pracy na uczelniach dla emigrantów z Chin”. Bardzo dobry pomysl. USA otworzylo juz dawno. Wlasnei jest w Kongresie USA w robocie ustawa znoszaca wizy dla naukowcow i specjalistow „high tech”

  12. A.L. 13 czerwca o godz. 14:12
    „To swiadczy tylko o tym ze Rzad Chin jest bogaty”
    Wtedy ten fakt, o którym dowiedziano się ze zwykłego plotkowania ze sprzedawcą producenta, uruchomił jednak parę dzwonków w USA. Kłopot polegał na tym, że żyroskopy samochodowe co do zasady pracy nie różnią się od żyroskopów dla systemów kierowania gowicami rakiet.
    Boeing zapłacił kilkanaście milionów kary za sprzedaż samolotów z układem QRS11, ale wiadomość o tym, że kupili urządzenia nadające się potencjalnie do produkcji takich układów zmieniała nieco postać rzeczy. Można kupić np. oscyloskop do badania tranzystorów – dla uniwersytetu – wtedy tłumaczenie, iż „rząd bogaty” ma sens, ale po co uniwersytetowi tester, który bada tysiące układów na godzinę i to jeszcze przed zapakowaniem ich w obudowy, w formie płytki krzemowej? A skoro uniwersytet zamawia tester z opcją testowania w próżni – po co testować tradycyjny układ na ciele stałym w prózni? – to chyba będą w nim elementy ruchome. Czyli wiedzą Chińczyki, do czego im to potrzebne. 😉

  13. zza kaluzy: „Czyli wiedzą Chińczyki, do czego im to potrzebne”

    Ja nie twierdze ze Chinczycy nie umieja robic tego czy owego. W koncu, rakieta Shentzu-9 stoi na wyrzutni; za pare dni poleci w Kosmos pierwsza Chinka. Wyrazalem tylko watpliwosci co do chinskich zdolnosci kreatywnych; na podstawie wlasnych obserwacji mam wrazenie ze oni sa raczej dobrzy nie tyle w kreowaniu co kopiowaniu. To samo zreszta dotyczy Japonczykow z ktorymi przez dosyc dlugo mialem kontakt twarz-trwarz, reka-reka , mozg-mozg. W tym sensie, alarmistyczne liczby chinskich publikacji, ktore tak zalarmowaly Gospodarza, mnie owszem, alarmuja ale w znacznie mniejszym stopniu. Znacznie bardzie jalarmuje mnie brak publikacji polskich.

    Zas jak idzie o zakupy – nei wie mczy Pan byl w Polsce za komuny, ale w ogolnosci za czasow Zelaznej Kurtyny zakupy uniwersyteckie byly wygodnym sposobem obchodzenia embarga, aczkolwiek dosyc upierdliwym. W koncu, w owych czasach udalo sie Polsce kupic totalnie embargowy superkomputer CDC 6600. Nie jestem pewien czy ten soposb nie funkcjonuje do dzis. W koncu, pare „zelaznych kurtyn” do dzis istnieje i ma sie dobrze. A po obu stronach sa nie tylko faceci ktorzy chca kupic, ale takze ci ktorzy chca sprzedac. Czasem ci od sprzedazy maja wieksza chcice niz ci od kupna

  14. Chiny też zaczęły od olimpiady, czyli od d. strony.
    Taki ludzki urok, że lubią d.
    Wszelkie inwestycje biorą się z oszczędności. Oszczędności z liczby pracowników i wysokości ZUSów.

  15. Nie jestem jakimś specjalistą od Chin – ale akurat parę dni temu czytałem: http://brontecapital.blogspot.com/2012/06/macroeconomics-of-chinese-kleptocracy.html – całkiem się to zgadza z tą liczbą plagiatów.

  16. @AL:”kakaz: ?Zaczęło się od tego że ?naukowcy? uwierzyli że nauka jest po angielsku.? A Pan wierzy ze jest po polsku?” – nie proszę Pana – ale jak się chce mieć naukę po angielsku trzeba jej po polsku uczyć – bo po polsku mówią tutaj dzieci. chcą mieć dobrych uczonych – należy dawać dobre i zaawansowane podręczniki do czytania dzieciom w wieku 15-18 lat. 20 lat to za późno. Niestety w Polsce nie ma nikogo kto jest w stanie zrozumieć i przetłumaczyć ( nie mówiąc o tym że by napisać coś swojego) książki tego typu jak choćby ( zawsze podaje ten przykład) „Idra Pearls” o Klenian geomery. Zwyczajnie nikt w tym kraju – nie jest w stanie niczego podobnego zrobić.
    Zaryzykuję twierdzenie że choć zapewne jest lub był Pan pracownikiem nauki, nie ma Pan zielonego pojęcia dlaczego rzezy się mają tak a nie inaczej w sprawie tego kogo cytują a kogo nie. Cytowanie prac nie wynika ze stosowania właściwego języka przy pisaniu ważnej pracy naukowej ( jest to zaledwie warunek wspomagający – nawet nie konieczny) ale z mówi na na temat. A mówi się na temat kiedy uczestniczy sie dyskusji na dany temat. Nauką rządzą mody, tak samo jak garniturami – wczoraj teoria strun i spinotronika, dzisiaj komputery kwantowe, jutro implantacje biologiczne na podkładzie krzemowym. jeśli chce Pan coś napisać na temat który będzie cytowany jutro ( bo wczorajsze tematy nikogo już nie intercesją) musi Pan uczestniczyć w dyskusji która toczy sie poza Polską i w której nikt z Polski nigdy nie zajmie głosu niezależnie od języka w którym sie wypowiada. Polak z Polski może co najwyżej zająć w niej niszowe stanowisko epigona sprzątającego po wielkich. Setki profesorów w tym kraju naprężają swoje zwoje mózgowe by ugrać coś w jakimś czasopiśmie z listy filadelfisjkiej. Udaje im się to z bardzo miernym skutkiem. Tymczasme osobiście widziałem pracę w której student 2 roku krytykował analize relatywistycznego rotującego dysku – i praca ta miałą duzo cytowac – gdysż ów Polski student znalazł jakiś prosty błąd w temacie który był aktualnei modny. Nic błyskotliwego – po prostu krótka 2 stronnicowa krytyka pracy która miałą pewien oddźwięk w dyskusji.
    Tymczasem 16 letni hindus wywołuje burze w nauce: http://math.stackexchange.com/questions/150242/teenager-solves-newton-dynamics-problem-where-is-the-paper Murzyn z Tanzanii ma swoje zjawisko – Mpemba efect http://en.wikipedia.org/wiki/Mpemba_effect odkrył go kiedy robił lody w swojej chłodziarce.
    Ludzie ci niekoniecznie „publikują po angielsku” ale mówią na temat.Tymczasem Panu – i wielu innym – myli się to że ktoś coś ma do powiedzenia z tym że mówi po angielsku. Zaręczam Panu – pierwsze trzeba mieć co mówić. Jak się ma co mówić – drogę do uszu słuchaczy znajdzie sie bez względu na język. Widziałem wykłady Fadiejewa w USA – kaleczył język niemiłosiernie. Ale studenci z USA – pisali w kajetach aż miło. Gdyby w Polsce był taki Fadiejew – może nawet by ktoś poprosił pana o tłumaczenie jego odkryć na angielski. Ale w Polsce od tego co kto mówi jest znaczeni ważniejsze – w jakim języku. Dlatego – rozwoju nauki w tym kraju nie będzie.

    Najpewniejszą metoda mówienia na temat jest stworzenie własnego kółka dyskusyjnego. Zapewne Pan o tym nie wie ( bo i skąd, wiedza ta jest niepopularna jeśli ktoś się tematem nie interesuje. np. postać Zygmunta janiszewskeigo: http://pl.wikipedia.org/wiki/Zygmunt_Janiszewski tu – bardziej kompetentne omówienie: http://www.wiw.pl/delta/o_zygmuncie.asp ) ale Polska przed wojną wytworzyła własną szkołę matematyczną i był to wynik świadomej realizacji pewnego programu rozwoju – właśnie Zygmunt Janiszewski był jego autorem. Co warto podkreślić – zmarł w 1920 roku a więc na wiele lat przed rozkwitem efektów własnej pracy. To ten fakt – wytworzenie własnej szkoły – grupy ludzi którzy intelektualnie sie inspirowali i dyskutowali między sobą – a nie fakt że jej członkowie publikowali w językach obcych – był ważny. Co ważne Janiszewski nie wymyślił metody – on jedynie przeszczepił ją na Polski grunt – z Włoch. Wzorował się na wielkiej Włoskiej szkole geometrii różniczkowej i podstaw matematyki której nestorem był Brioschi. zarówno w wypadku Włoch jak i w wypadku Polski – motywacja byłą identyczna – biedny kraj który dopiero co odzyskał niepodległość aby wybyć się w nauce musi rozwijać dziedziny wymagające relatywnie niewielkich nakładów a dające spektakularne efekty. O skuteczności nie trzeba za wiele przekonywać – w tym także o jej czysto praktyczny aspektach.. Obecnie człowiek wykształcony w Polsce – nie ma z kim porozmawiać. I o czym. Ilu ludzi dyskutuje na pl.sci.fizyka? ilu na pl.sci.,matematyka? Gdyby nie Holsztyński w polskim necie pewnie nie byłoby niezadługo żadnych stron o matematyce! Brak jakiegokolwiek czasopisma matematycznego dedykowanego dla młodzieży szkolnej na przyzwoitym poziomie – Delta co prawda wychodzi ale aby spełnić swoje zadanie powinna liczyć około 50 stron, być dotowana przez ministra, dostępna w każdej szkole, a nader wszystko zawierać artykuły inspirujące do prostych ale na poziomie badawczym tematów. Tymczasem est to znakomite – ale ledwie czasopismo hobbystów. . A powinno być czymś jak dawny Kwant w Rosji.

    Paplanie w obcym języku zawsze w Polsce znajdywało uznanie, i zawsze znalazły się miernoty które twierdziły że po włosku, angielsku czy francusku cokolwiek się powie – zabrzmi mądrzej…

  17. Przepraszam za literówki. Przepraszam także urażonych użyciem słowa murzyn. Chciałem w ten sposób podkreślić ze chodzi o chłopaka z Tanzanii – kraju który nam sie wydaje zapewne zacofany – a chłopiec ten był obywatelem tego kraju. – był Tanzańczykiem. Proszę pomyśleć jak trudna musiała być droga tego człowieka ( swojego odkrycia dokonał w 1963 roku kiedy miał 13 lat! http://en.wikipedia.org/wiki/Erasto_Mpemba) Tylko to chciałem podkreślić – a że uważam to za ważne by nie wiązać z tym określeniem żadnych treści rasistowskich – przepraszam dotkniętych – być może powinienem użyć mniej obciążonego słowa.

  18. kakaz: :Nauką rządzą mody, tak samo jak garniturami ? wczoraj teoria strun i spinotronika, dzisiaj komputery kwantowe, jutro implantacje biologiczne na podkładzie krzemowym.”

    „Paplanie w obcym języku zawsze w Polsce znajdywało uznanie, i zawsze znalazły się miernoty które twierdziły że po włosku, angielsku czy francusku cokolwiek się powie ? zabrzmi mądrzej?”

    Pan zwyczajnie bredzi, Panie Kakaz. Mzoe ja mam cos wspolnego z nauka a moze nie, ale wyglada mi na to ze Pan zna nauke z czytanek dla harcerzy i forow internetowych. Oraz Facebooka i YouTube.

    nauki nei uparwia sie na Facebooku

  19. Rozwój nauki nie musi prowadzić do sukcesu biznesu i to z 3 powodów, z których każdy może wystąpić w Chinach.
    1. Kraj biedny ma niewielkie szanse wykorzystania najnowszych odkryć, gdyż wykorzystanie nowinek w produkcji jest drogie. Istnieje zatem prawdopodobieństwo, że odkrycia z danego kraju posłużą do rozwoju głównie w innych bogatszych krajach.
    2. Czołowi naukowcy mogą wyjechać do innych bogatszych krajów.
    3. Kraj może być niestabilny politycznie.
    Zarówno w PRL jak i w ZSRR wydatki i osiągnięcia naukowe nie przełożyły się na rozwój gospodarczy. Stabilność polityczna Chin na dłuższą metę wydaje mi się wątpliwa, ale mogę się mylić.

    Jeśli Chiny będą miały tyle samo publikacji co USA, to na mieszkańca cięgle będzie kilka razy mniej.

  20. „Tymczasem 16 letni hindus wywołuje burze w nauce”
    Po pierwsze – czy pan przeczytał stronę, który sam pan podlinkował? Proszę przeczytać komentarze na stronie, do której pan kieruje. Żadna burza, tylko sensacjonalizm. W sumie pasuje na tym blogu – Gospodarz jest wyznawcą.
    Po drugie – po jakiemu ów Hindus publikował? W języku hindi? Gudżarati? A może po niemiecku, bo gdzie on przebywał w czasie publikacji?

    „Murzyn z Tanzanii ma swoje zjawisko ? Mpemba efect”
    Opublikował swoje wyniki w jakim języku?

    W obu wypadkach – jaki język jest albo oficjalnie albo „de facto” językiem oficjalnym zarówno Indii i Tanzanii? Hindi? Suahili?
    Dlaczego zatem nie podlinkował pan stron napisanych w hindi i w suahili? Pisze pan, że „Ludzie ci niekoniecznie „publikują po angielsku” ale jest to nieprawda. Proszę udowodnić, że pierwszy zrobił to w hindi a drugi w suahili. O tym dydkutujemy, prawda? O publikowaniu w Polsce po polsku? Skoro świat i tak wydepcze sobie ścieżkę do mądrych ludzi, nawet jeśli będą gadali tylko po polsku…

    „Widziałem wykłady Fadiejewa w USA ? kaleczył język niemiłosiernie.”
    Rosyjski kaleczył niemiłosiernie? Dziwne…

    „postać Zygmunta Janiszewskeigo(…) własną szkołę matematyczną (…) grupy ludzi którzy intelektualnie sie inspirowali i dyskutowali między sobą ? a nie fakt że jej członkowie publikowali w językach obcych ? był ważny.”
    I dlatego założył „Fundamenta Mathematicae”? Które już w pierwszym swoim tomie opublikowały prace polskich matematyków WYŁĄCZNIE po polsku? (wyjaśniam – gdyż widać, iż panu potrzebne jest takie wyjaśnienie – to jest kpina) Miał pan ten tom w rekach? Miał pan inne tomy tego czasopisma przed oczami? Proszę sobie sprawdzić gdzie i u kogo Janiszewski się doktoryzował. On doskonale wiedział, że PUBLIKOWANIE W JĘZYKACH ŚWIATOWYCH JEST ABSOLUTNIE KONIECZNE.
    Widział pan statystykę publikacji w „Fundamenta Mathematicae” z podziałem na języki?

    język/do 1939/po 1945 – w procentach wszystkich publikacji:

    angileski/14/86
    francuski/67/9
    niemiecki/18/3
    włoski/1/0
    rosyjski/0/3

    Ile procent publikacji było po polsku?
    Jaki język dominował w tym czasopismie do 1939 roku i dlaczego? Jaki po 1945 i dlaczego?

    http://matwbn.icm.edu.pl/ksiazki/fm/fm100/fm100126.pdf

    Wszystkie pańskie argumenty na rzecz publikowania po polsku są jak kula w płot. Nie zna pan ani treści polecanych stron ani faktów, na które sie pan powołuje.

  21. @ZZA kałuzy – niewiele Pan zrozumiał z tego co chciałem napisać, zapewne także i z tego powodu że nie da się pisać o tych sprawach w formie krótkich komentarzy. Owszem – ma Pan rację że jeden z przykładów to senacjonizm. Obawiam się jednak że w Polsce nawet ów sensacjonizm nie ma miejsca. Zza kałuzy – nie wiem co Pan wie o Polsce – ja jednak mogę Pana zapewnić – mamy tu postępujący upadek edukacji – a jego fragmentem jest brak podręczników w języku Polskim. Podręczników akademickich. Oczywiście to jeden z wielu, wielu elementów – zapewne nawet nie najważniejszy. Statystyki które Pan przytacza – znam. Osobie która ma jakąś wiedzę na ten temat -nie trzeba przytaczać – mój komentarz był skierowany do A.L który jak zwykle z właściwą sobie swadą wypisuje swoje wyssane z palca mniemania.
    Panu za to odpowiem następująco – tak jak nie ma reprezentacji w piłkę nożną w tym kraju – a za ten stan rzeczy ponosi znaczną winę system ( a raczej jego brak) kształcenia piłkarzy ogólniej sportowców), który pozwala marnować talenty, tak samo jest w wypadku nauki w Polsce. Zapewne nie wiem Pan, bo skąd, że obecnie w Polsce punktowane są jedynie prace naukowe w języku obcym – co rzutuje zarówno na dobór tematów jak i poczytność tych prac. Prace publikowane w językach innym niż angielski są punktowane niżej- niezależnie od panującego na świecie językowego standardu. Wygląda to dokładnie tak jakby przepisy pisał na kolanie ktoś o poglądach jak A.L. Przerażające że takie osoby zyskują wpływ na rzeczywistość.
    Powiedzmy więc że: od polskiego naukowca oczekuje się publikacji po angielsku niezależnie od tego jaką dziedzinę uprawia. W tej sprawie opublikowano już z tuzin listów otwartych i protestów – etnografów, historyków sztuki ( którzy publikują głównie po niemiecku), muzykologów, rozmaitych osób pracujących w obszarach związanych z kultura humanistyczną. Propozycje ministerialne to bolszewizm.
    Osobiście czuję sie jakoś tam, odlegle związany z naukami ścisłymi. Nie uważam jednak by zamykanie możliwości rozwoju dziedzin humanistycznych było właściwe lub rozwojowe. Jeśli Polski historyk ma publikować po angielsku – by uzyskać cytacje – od angielskich kolegów – to uważam taki przepis za idiotyzm.
    Co do nauk ścisłych – kluczową konstrukcją którą Pan całkowicie pomija jest nie fakt publikowania w obcym języku, ale w ramach określonej struktury. Jeden nazwie ją koterią, inny środowiskiem czy społecznością. W każdym wypadku chodzi o to że naukę nie uprawia się pisząc publikacje, ale rozmawiając na stołówkach, dyskutując na blogach, podczas spacerów i w zespołach które spotykają się na uczelniach. Uczonym jest się prywatnie – całą dobę – a nie w wyznaczonych godzinach kiedy pisze sie publikację. Młody naukowiec na zachodzie obcując z ludźmi w takim środowisku zostaje obarczony przez swoich szefów zadaniami rozwiązania czy analizy cząstkowych problemów które dotyczą ich pracy badawczej – ich projektów. Doktorant często nie wybiera sobie sam tematu pracy – ale w dyskusji z opiekunami, promotorami, szefami zespołów uciera temat który daje zyski dla programów badawczych które ci prowadzą. Jedną z rewolucji jaką wywołał bodaj Kapica w Instytucie Podstawowych Problemów Fizycznych były obowiązkowe spotkania pomiędzy teoretykami a doświadczalnikami. Jeśli teraz trwa taka dyskusja powiedzmy anegdotycznie na MIT, a dotyczy ona pewnej kwestii badawczej – tow ramach dyskusji pada masa koncepcji i następuje wymiana poglądów. W szczególności młody człowiek słyszy że Pan profesor chce wyliczyć pewną całkę – i odkrywa że wie jak to zrobić! Bum – masz publikację którą zacytuje wielki Ed Witten! Bajki? nie…. Mniej więcej taka anegdota stoi za tym twierdzeniem http://en.wikipedia.org/wiki/Selberg%27s_integral

    Polski student pisze równie mądre prace. Ale nie dotyczą one tego czym aktualnie zajmuj się Ed Witten. Polski student także mógłby mu pomóc policzyć całkę. Niestety nie jada obiadu w tej samej stołówce.
    W nauce rządzą mody i wielkie społeczności. Do żadnej z nich nie należymy i nigdy nie będziemy należeć. Kładzenie nacisku na język publikacji nie jest nawet warunkiem koniecznym. Jest zaledwie działalnością typu kultu cargo. To dokładnie – kult cargo – a nie naukę – uprawiamy w Polsce.

  22. kakaz 18 czerwca o godz. 15:06
    „mamy tu postępujący upadek edukacji ? a jego fragmentem jest brak podręczników w języku Polskim. Podręczników akademickich.”
    Podręcznik jest też słownikiem. Po co uczyć się martwego języka?
    W szkole średniej miałem kilku kolegów, do których zresztą próbowałem dołączyć, dla których było rzeczą bezdyskusyjną, że aby podnosić swoje szachowe kwalifikacje KONIECZNYM było nauczenie się czytania po rosyjsku, a przynajmniej opanowanie „szachowego rosyjskiego”. I wszyscy to zrobiliśmy, pomimo absolutnie panującego wtedy wstrętu do „wszystkiego radzieckiego”. Oczywiście różne zsypy nie czuły wstrętu a wręcz miłość, ale to inna sprawa.
    Kiedyś każdy chemik gadał po niemiecku. Kiedyś francuski był lingua franca. Kiedyś łacina. Itd. Z jakiego to niby powodu język polski ma przetrwać? Z jakiego powodu ludzie mieszkający pomiędzy Odrą a Bugiem mają cierpieć z powodu umysłowej indolencji „przywódczych kadr, jakie Polska była, jest i najprawdopodobniej będzie w stanie wygenerować”? Skoro ktoś, gdzieś indziej, a w przypadku Polski na myśl przychodzi najbliższe sąsiedztwo takie jak kraje skandynawskie, Niemcy czy nawet Czechy, potrafił tyle spraw rozwiązać o niebo sprawniej, to z jakich to powodów należy zmuszać dzisiejszych Polaków do bycia łamanymi kołem „prawdziwie polskich pomysłów?
    W nosie mam problem przetrwania języka polskiego. Zachowywanie go to oddawanie skóry za wyprawkę. Niech go sobie studiują kulturoznawcy w bibliotekach. Ja chcę aby w tym kawałku świata droga była równa i prąd tani i niezawodny w kontakcie. A język, którym będą posługiwać się kierujący pojazdami na tej drodze czy wtykający wtyczki do gniazdek jest mi całkowicie obojętny. Co przysłowiowego marsjanina będzie obchodził taki czy inny język mieszkańca Ziemi? Ta czy inna wyznawana przez Ziemianina religia? Tylko to, że mówią jakimś językiem i wyznają jakąś religię będzie miało znaczenie. Współczesne bicie się o polskie podręczniki jest robieniem krzywdy swoim dzieciom. Opóźnianiem ich w rozwoju.
    Jedynym powodem nauki języka jest dla mnie jego użyteczność. Po co mam się uczyć spawania, kiedy nie będę spawał? A jak wiem, że będę to uczą się terminologii spawacza. Proszę pokazać mi jakąś ludzką działalność, w której znajomość polskiego jest współcześnie krytycznie potrzebna. Gdzie są te tłumy ludzi w obcych krajach, którzy wkuwają polski aby „zrobić karierę” w jakieś dziedzinie? Myśli pan, że japońscy czy chińscy pianiści nauczą się polskiego z powodu Chopina? Bardzo w to wątpię, a jest to dla mnie największy powód, jaki mi teraz przychodzi do głowy.

    „Powiedzmy więc że: od polskiego naukowca oczekuje się publikacji po angielsku niezależnie od tego jaką dziedzinę uprawia. W tej sprawie opublikowano już z tuzin listów otwartych i protestów ? etnografów, historyków sztuki ( którzy publikują głównie po niemiecku), muzykologów, rozmaitych osób pracujących w obszarach związanych z kultura humanistyczną. Propozycje ministerialne to bolszewizm.”
    To nie bolszewizm. To mądry rodzic próbujący wytłumaczyć autystycznemu dziecku.
    Humaniści sami się prosili. Teraz mają. Powinni zrozumieć, że konsekwencją posiadania takiego a nie innego hobby jest teraz cena, jaką za to hobby muszą zapłacić. Humanista musi publikować dwa razy więcej – raz po polsku, dla polskiech kolegów, a raz w obcym języku, w języku aktualnie dominującym w danej dziedzinie. Jeżeli ministerstwo wymusza język angielski, a np. dla historyków sztuki międzynarodowym językiem jest niemiecki to oczywiście jest to debilizm. I powinni oni protestować. Ale nie krzycząc, że chcą po polsku, tylko żeby ich punktować za niemieckojęzyczne prace.

    Co do „dyskusji podczas spacerów” to całkowicie nie rozumiem pana. Co pan proponuje? Transplantację do Polski najbardziej produktywnych w swojej dziedzinie naukowców ze świata do Krakowa albo do Łodzi? Na siłę? Aby polski student miał z kim spacerować? nauczenie tych naukowców polskiego? Żeby polski student mógł ich zrozumieć? Te z moich dzieci, które uważały, że w Polsce nie ma dla nich możliwości rozwoju – wyjechały za granicę. I proszę przyjąć do wiadomości, że nie wszystkie podejmując decyzje wyjazdu z Polski kierowały się tylko względami materialnymi, gdyż mam i takie, które z uniwersytetów nie wychodzą. A mogłyby robić straszne pieniądze w prywatnych firmach.

    „Polski student pisze równie mądre prace. Ale nie dotyczą one tego czym aktualnie zajmuj się Ed Witten. Polski student także mógłby mu pomóc policzyć całkę. Niestety nie jada obiadu w tej samej stołówce.”
    Trudno o lepsze świadectwo polskiej schizofrenii pomieszanej z megalomanią.
    Tak długo, jak to nie „polski student” będzie miał lepszą markę od Wittena ale będzie na odwrót, tak długo to student powinien wiedzieć czym zajmuje się Witten a nie Witten co robi student. Niejadanie obiadu w tej samej stołówce jest winą studenta a nie Wittena. Witten nie może się rozmożyć i stać dostępny dla studenta w Poznaniu, Radomiu, Mumbai, Jakucku, Perth czy Kapsztadzie. Psim obowiązkiem ucznia, któremu zależy na osobistym kontakcie jest podążyć za mistrzem, gdyż odwrotne rozwiązanie jest fizycznie niemożliwe.

    Lekcja do pana: Moja córkę w pewnym momemncie zaciekawiło badanie mózgu. Podpowiedziano jej zbieranie okreslonego typu sygnałów. W jej rodzinnym mieście wojewódzkim, z masą szpitali, nie znalazła zainteresowanego pomaganiem studenciakowi lekarza. W dużo mniejszym mieście – i owszem. Wobec tego przez kilka lat dojeżdżała pociagiem z „miasta stu szptali” do „miasta dziesięciu szpitali” aby w jednym z nich zbierać pomiary. Pomiary zebrała, wskazówki dostała na swojej uczelni plus pomoc i okazję do wspólnej publikacji. Oczywiście po angilelsku. Z tych angielskich publikacji nawiązała się współpraca z naukowcami z USA. Zaproszenia na konferencje. Stypendia. Najpierw w Szwajcarii potem w USA. Doktorat tamże. Teraz postdoc w jednym z absolutnie najlepszych uniwersytetów świata. Chce się pan obrazić na to, że tego uniwerku nie ma w Darłowie? Córa musiała się po drodze nauczyć płynnie po francusku i po angielsku.

    Jej promotor nauczył się paru słówek po polsku, ale raczej ze sfery kulinarnej i z historii sztuki. Bo on Włoch z pochodzenia i był w Krakowie podczas pobytu na konferencji. Z dziedziny całkowicie niezwiązanej z historia sztuki. I właśnie na tyle możemy mieć nadzieję, co do języka polskiego.

  23. „Jeżeli ministerstwo wymusza język angielski, a np. dla historyków sztuki międzynarodowym językiem jest niemiecki to oczywiście jest to debilizm.” – abstrahując zatem od moich i Pańskich anegdotek – z taką sytuacją mamy do czynienia. Hasło „angielski językiem nauki” jest sensowne tam gdzie jest nauka. W Polsce jest to kolejna bariera rozwoju, sztanca stosowana bez sensu i celu.
    Nie musi mnie Pan przekonywać o znaczeniu języka angielskiego dla nauki. Ale nie przekona mnie Pan że brak tłumaczeń podręczników akademickich i brak narodowego piśmiennictwa np. fizycznego czy matematycznego jest zaletą. Nie jest. Jest poważną wadą niszczącą potencjał społeczny – setki zdolnych młodych ludzi którzy nie naucza się w wieku 16-18 lat angielskie po to poczytać trochę popularnych książek o fizyce. Tymczasem ostatnim dobrym podręcznikiem do fizyki jaki przetłumaczono na polski są „Wykłady Feynmana z Fizyki” adresowane do humanistów z których obecnie uczy się u nas na politechnikach – a i to tylko tam gdzie panuje drakońska dbałość o poziom. Wiedzę o naukach ścisłych młodzi ludzie w Polsce zdobywają z książek Michio Kaku – przecież to żenujące.

  24. „Co do ?dyskusji podczas spacerów? to całkowicie nie rozumiem pana. Co pan proponuje? Transplantację do Polski najbardziej produktywnych w swojej dziedzinie naukowców ze świata do Krakowa albo do Łodzi? Na siłę? Aby polski student miał z kim spacerować? nauczenie tych naukowców polskiego? Żeby polski student mógł ich zrozumieć?” – proponuję w miejsce udawanych praktyk opartych na czysto pozornych działaniach, wprowadzenie rzeczywistej strategii narodowej w rozwoju nauki. Wstępem do niej jest odbudowa systemu edukacji szkolnej i przedszkolnej na zasadach całkowicie nierynkowych – na przykłąd w oparciu o najlepsze modele światowe – Finlandia. W ramach takich działań należy nauczać języków obcych ale także w szczególności w świadomy sposób i celowo dokonywać tłumaczenia wybranych podręczników akademickich z nauk ścisłych. Tłumaczeń tych siłą rzeczy muszą dokonywać uczeni – muszą być więc one należycie oceniane w systemie punktacji ich pracy. Dobre tłumaczenie dobrego podręcznika znaczyć może dla Polskiej nauki równie wiele jak dobra praca naukowo-badawcza.
    Oczywiście działania jak powyższe powinny stanowić w sensie organizacyjnym element większej całości – a sensie ekonomicznym – zapewne niewielki fragment działań zmierzających do należytego finansowania nauki w Polsce. Proponuję skupić się na dziedzinach dających dobre efekty przy zasadniczo niewielkich nakładach finansowych – a zatem matematyka, informatyka teoretyczna, inne dziedziny teoretyczne. Poza dyskusją jest konieczność zwiększenia finansowania nauki do poziomu co najmniej 2% PKB. Krokiem w dobrym kierunku było zatrudnianie uczonych na jednym etacie – jeden uczony – jedna uczelnia – na wyłączność -chodzi o to by przez podkupywanie uczonych nauka nie znalazła sie w sytuacji w jakiej jest obecnie polska piłka nożna. Jednocześnie należy opracować kanon edukacyjny który pozwoli oceniać i wydawać certyfikaty państwowe prywatnym uczelniom wyższym. Certyfikat taki powinien w pierwszej kolejności zapewniać wysoki poziom nauczania ( w którym to warunku powinno zapewnić się także odpowiednie warunki lokalowe dostosowane do ilości uczniów/studentów), powinna taka certyfikacja być kosztowna, a zysk zasilać budżet edukacji publicznej, powinien być to certyfikat wygasający/odnawiany co 5 lat. Takie same zasady powinny dotyczyć uczelni państwowych – z tym że one powinny przechodzić taką certyfikację bezpłatnie.
    Kluczowe jest finansowanie. Język ma znaczenie choć powinien być traktowany z wyczuciem. Należy unikać używania kryteriów/wskaźników ktore nie są dostosowane do celów których się od nich oczekuje np. IF używany niezgodnie z jego przeznaczeniem, index Hirsha czy liczba cytowań nie mogą służyć od porównywania pozycji różnych autorów pracujących w różnych dziedzinach https://docs.google.com/viewer?a=v&q=cache:J82fNxGf5N4J:chaos.if.uj.edu.pl/~karol/pdf2/ZP11pl.pdf+&hl=pl&gl=pl&pid=bl&srcid=ADGEESirREqiKEfbqKbOQzuec1uKCSBg4VfGjpEk1732PESlOUKtarQ81VxVUjoSMDck-lpK8uwcKqMKNhr3vP_WHdJqxXSmIf59_X1DQ-6cKH-27lFoUsRs2nzaBM8bXl978sMMbUWr&sig=AHIEtbQj8uGVJhBs1pKxH6EwfnkTZm_TBQ&pli=1
    Pan zdaje sie dyskutować z poglądem że „kakaz chce zawracać Wisłę kijem” podczas gdy chodzi tu o zamianę biurokratycznego u urzędniczego chaosu wprowadzonego pl to by uzasadniać cięcia budżetowe realnym i celowym programem zmierzającym do rozwoju polskiej nauki.
    Na koniec – największe szanse na rozwój mamy w tych dziedzinach w których możemy wytworzyć coś w rodzaju „własnego ogródka”, „własnej specjalności”. Polska to nie jest wielki kraja a intelektualnie odstajemy in minus od większości świata. Doniesienia o sukcesach polskich studentów informatyki stoją w rażącym kontraście z możliwym przebiegiem ich późniejszej kariery zawodowej. Tak jak infrastrukturę kraju (drogi, hydrotechnika) może budować obecnie w Polsce tylko rząd – tak samo efektywny wpływ na rozwój nauki mają w Polsce jedynie programy rządowe. Znienawidzona administracja państwowa jest bodaj jedynym pracodawcą który potrzebuje w tym kraju ludzi wykształconych. Tak zwany „przemysł” w Polsce najchętniej zatrudniłby idiotów nieumiejących liczyć, z nielicznymi wyjątkami w większych miastach. Ilu inżynierów/absolwentów potrzebuje R&D biznesu w Polsce? 1523? Lokomotywą rozwoju Polskiej nauki mogą być zatem wyłącznie zamienia rządowe. Rzad jednak ma koncepcję że najlepiej będzie kiedy nic nie będzie robił – naukowo nazywa się to neoliberalizm i polega na tym, że olewa sie wszystko bo niewidzialna ręka rynku i tak wszystko rozwiąże. Za takie postępowanie – w interesie tych którzy stoją za ową niewidzialną ręką rynku – biorą pieniądze nasi ministrowie. A powinni zajmować się czymś zupełnie innym. Np. zlecaniem prac celowych polskim uczonym. Po 6 miesiącach bicia piany i produkowania pijaru i reklam w telewizji nadal nie wiemy na podstawie jakich dokumentów Rostowski wydłużył wiek emerytalny w Polsce do 67 lat. Nie znamy modelu matematycznego systemu emerytalnego w ramach „reformy Rostowskiego” i nie wiemy jakie założenia muszą być spełnione by ten nowy „system” działał. Czy w Polsce nie ma matematyków/ekonomistów/socjologów którzy mogliby takie opracowanie przygotować? Czy nie może być to praca doktorska/habilitacyjna dla całego zespołu uczonych?
    Proszę zgadnąć dlaczego nie może. Ja jestem na 90% pewny że wiem dlaczego.

Dodaj komentarz

Pola oznaczone gwiazdką * są wymagane.

*

 
css.php