Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Antymatrix - Blog Edwina Bendyka Antymatrix - Blog Edwina Bendyka Antymatrix - Blog Edwina Bendyka

14.06.2012
czwartek

Czy miasta uratują świat?

14 czerwca 2012, czwartek,

Co by się stało, gdyby miasta rządziły światem? pyta Benjamin Barber. Barber pracuje właśnie nad książką „If the Mayors Ruled the World”, która ukaże się w przyszłym roku. Już jednak jeździ po świecie dyskutując z publicznością. Polecam wykład z 5 czerwca, jakiego udzielił publiczności Fundacji Long Now Stewarta Branda.Barber oferuje kilka poziomów analizy. Sprawa pierwsza, państwo narodowe i związana z nim koncepcja suwerenności ma się ciągle dobrze, jest niezbędne lecz także stwarza wiele zagrożeń. To właśnie suwerenność i wynikająca z niej kategoria interesu narodowego uniemożliwia znalezienie globalnych porozumień dla najbardziej palących problemów, ze kryzysem klimatycznym włącznie. To że państwo ma się dobrze nie przeszkadza rozwojowi sfery, która funkcjonuje coraz bardziej wyalienowanej spod politycznej kontroli – zglobalizowanej gospodarki. Potrzebuje ona państwa po to, żeby wykorzystywać jego instrumenty do ochrony monopoli. Realny kapitalizm nigdy nie polegał na wolnej, rynkowej konkurencji tylko na korupcji polityki przez kapitał w celu zapewnienia sobie monopolu.

Już jednak połowa ludzi mieszka w miastach. Miasta wytwarzają zdecydowaną większość światowego PKB, 85% emisji gazów cieplarnianych, w miastach koncentruje się produkcja innowacji, życie kulturalne i naukowe. W miastach, nie w państwach ludzie żyją, kochają się, pracują i umierają. O ile władza tkwi na poziomie centralnym, w państwie – partycypacja ma charakter lokalny, miejski. Demokracja narodziła się w miastach, poleis i w miastach musi się odrodzić. A nawet się odradza.

Państwa nie są w stanie porozumieć się w sprawie ograniczeń emisji dwutlenku węgla, jednak setki amerykańskich miast dobrowolnie podejmują takie ograniczenia i uczestniczą w globalnej sieci miast podejmujących walkę z kryzysem klimatycznym. Ich mieszkańcy i burmistrzowie wiedzą, że w razie czego to oni sami pozostaną z bałaganem, tak jak mieszkańcy Nowego Orleanu po przejściu Katriny. Dlatego bardziej skłonni są do współpracy już teraz, nie hamuje ich przy ty wielka polityka i wielkie interesy. To znaczy hamuje, jako siły oddziałujące z zewnątrz. Polecam wywiad z Rafałem Dutkiwiczem, prezydentem Wrocławia w ostatnim Magazynie Świątecznym.

Minister finansów mydli Polakom oczy, utrzymując, że samorządy zwiększają dług publiczny. To nieprawda. Jeśli weźmiemy pod uwagę całe zadłużenie publiczne w Polsce, zobowiązania wszystkich samorządów stanowią 6-7 proc. tego zadłużenia. To nie jest dużo. Na przykład dług Wrocławia to 5 proc. powstającego u nas PKB. A dług publiczny państwa to w tej chwili ponad 50 proc. wartości całego PKB. Poza tym kredyty, które zaciągamy w samorządach, wydajemy na inwestycje. One nie tylko polepszają jakość życia, ale w przyszłości będą też generowały podatki – od osób fizycznych i VAT – które dostanie również pan minister finansów. Nie przejadamy ich w przeciwieństwie do zadłużenia instytucji rządowych, które w dużej części idzie na bieżące potrzeby.

Barber proponuje, by powstał światowy parlament miast – dobrowolne stowarzyszenie burmistrzów, którzy wspólnie pracowaliby nad rozwiązaniami dla podobnych problemów. Barber mówi przekonująco, choć nie jest oryginalny. Jeszcze przed szczytem klimatycznym w Kopenhadze w 2009 r. Elinor Ostrom przekonywała, że do porozumienia między państwami nie dojdzie. Skutek może przynieść jedynie podejście policentryczne. Podobnie o znaczeniu miast myślą Saskia Sassen i Peter J. Taylor pokazując, w jaki sposób metropolie tworzą globalną sieć działającą ponad państwowymi granicami. Barber kwituje te obserwacje w rozmowie z Richardem Floridą:

What I want to suggest is that these myriad global networks, and the inherent disposition of cities to cooperate, exemplify the deep capacity of cities to work together across borders, and justify my claim that a global „parliament of mayors” could achieve a good deal of concord voluntarily both on common policies and on common actions. This is what the networks are already doing, and what a formalization of the process could achieve. The key is a „soft” bottom-up approach to cooperation organized around „glocality” rather than a top-down „legal mandate” approach of the kind we associate with (and fear from) „world government.”

Z kolei jesienią, we wrześniu ukaże się numer „Kultury współczesnej”, który mam przyjemność redagować, poświęcony myśleniu o miastach w sytuacji kryzysu, kiedy stare dobre recepty straciły ważność.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 13

Dodaj komentarz »
  1. Dodam jeszcze, że w ostatnim swoim tekście opublikowanym przed śmiercią (czyli przedwczoraj) Elinor Ostrom znowu poruszyła temat odpowiedzialności miast za walkę ze zmianami klimatycznymi: Green from the Grassroots.

    A na Barbera książkę już czekam.

  2. Konpletny nonsens. Czy ow facio widzial kiedys miasto w rodzaju Los Angeles na przykald? A detroit? A Camden w stanie New Jersey? A Filadelfie?… Miasta sa w stanie upadku, a upadek sie powieksza. Maja kolosalne deficyty, a zarzadzajacy nie wiedza jak nimi zarzadzac. Wladze obejmuja mafie i gangi.

    O upadku miast proponuje poczyatc „Suburbam Nation: The Rise of Sprawl and the Decline of the American Dream”, Andres Duany, Elizabeth Plater-Zyberg, Jeff Speck.

    A jak idzie ozarzadzenie netoda „atomizacji” – to jyz bylo. Proponuje postudiwoac histore Niemeic czu Italii z 19 wieku.

  3. AL: „O upadku miast proponuje poczyatc ?Suburbam Nation: The Rise of Sprawl and the Decline of the American Dream?, Andres Duany, Elizabeth Plater-Zyberg, Jeff Speck”

    Ups… To ciekawa ksiazka i na temat, ale to nia ta ktora chcialem rekomendowac. Wlasciwy tytul wysle jak zlokalizuje ksaizke na polce… Nie pamietam dokladnie tytulu i autorow…

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. @A.L.:

    Jakieś przykłady spoza Stanów Zjednoczonych byłyby niezłe, by poprzeć Twoją tezę. Poza tym kilka pojedynczych (nawet jeśli „prominentnych”) przykładów to jeszcze nie trend. Do tego zaryzykuję pytanie: a Ty te miasta widziałeś? Bo jeśli się opierasz tylko na lekturze, to myślę, że ten zarzut pod kierunkiem Barbera jest słaby.

    Faktem jest, że np. w kwestii walki z globalnym ociepleniem na razie państwa narodowe radzą sobie w wielu przypadkach dużo słabiej niż pojedyncze miasta czy pośrednie jednostki administracyjne (jak już jesteśmy przy USA, można by zwrócić uwagę chociażby na Kalifornię).

    Ciekawym zagadnieniem byłoby, jak to się ma do miast w krajach rozwijających się (chociażby w Chinach czy w Indiach). Bo tu sytuacje może być skrajnie odmienna niż w przypadku krajów rozwiniętych (i to nie tylko, jak w przypadku Chin, ze względu na ustrój polityczny).

  6. Zielony Grzyb: ” Do tego zaryzykuję pytanie: a Ty te miasta widziałeś? Bo jeśli się opierasz tylko na lekturze, to myślę, że ten zarzut pod kierunkiem Barbera jest słaby.”

    Poniewaz mieszkam w USA od 30 lat prawie, mialem okazje widziec te miasta i inne ktorych zapomnialem wymienic. W niektorych mieszkalem. Z europejskich – proponuje Londyn na przykald, ale nie sciezkami turystow, tylko troche takimi innymi. Paryz i Rzym tez moga byc. Tez nei sciezkami. No i niektore miejsca w Warszawie. Po drugiej stronei wisly. I ogolnie – czy wydaje sie Panu ze wladze Warszawy nadaja sie do zarzaczania czymkolwiek?

    „Faktem jest, że np. w kwestii walki z globalnym ociepleniem na razie państwa narodowe radzą sobie w wielu przypadkach dużo słabiej niż pojedyncze miasta czy ”

    Acha, to o to chodzi… To nei globalne ocieplenie a globalne popieprzenie.

  7. Tak, Burmistrzowie 🙂 Burmistrz Terminusa na koniec w praktyce rządził całą Galaktyką 🙂

  8. A.L. ZielonyGrzyb
    Hm! Dorzucam bardzo niesmialo. Otoz znam pare miast niemieckich Frankfurt n. M., Monachium, Kolonia, Moguncja. Uwazam, ze niestety radza sobie calkiem niezle. Ale to pewnie wyjatek.

  9. /Realny kapitalizm nigdy nie polegał na wolnej, rynkowej konkurencji tylko na korupcji polityki przez kapitał w celu zapewnienia sobie monopolu./
    To zdanie jest typową dla tego blogu retoryczną walką z neoliberalizmem przy pomocy zaklęć. Oczywiście, że kapitalizm nigdy nie był czysty. Ale co z tego? Monopol chroniony przez państwo z definicji nie jest kapitalizmem, a to że przedsiębiorstwo dąży do państwowej ochrony niczym go nie wyróżnia od innych jednostek i organizacji (związków zawodowych, wyznaniowych itd.). Większość egoistycznie dąży do własnej ochrony kosztem innych, ale z drugiej strony każdy chciałby się skutecznie obronić przed cudzymi egoizmami. Im bardziej władza ulega tym egoizmom tym kapitalizmu jest mniej i tym jest gorzej dla ogółu. W niektórych epokach i państwach kapitalizmu było mniej, w innych więcej i nie jest to rzeczą obojętną. Zawsze możemy dążyć do kapitalizmu czystszego, tj. bardziej kapitalistycznego i nikt nam tego nie może zabronić w imię wyimaginowanych wad /realnego/ kapitalizmu. Walka z kapitalizmem to apoteoza egoizmu i walki o wpływy. To że ludzie są egoistami, nie oznacza, że mamy się z tym pogodzić i samemu również egoistami zostać. Inna sprawa, że egoizm ludzi słabych jest jednocześnie głupotą. Dla ludzi biednych kapitalizm jest jedyną szansą. Bogaci poradzą sobie w państwowej walce o wpływy najlepiej, co widać po obecnych dotacjach państwowych do banków.

    /Co by się stało, gdyby miasta rządziły światem?/
    Byłoby dokładnie odwrotnie niż by chciał B.Barber i red. Bendyk. Tysiącom miast we wspólnym dobrowolnym parlamencie byłoby się znacznie trudniej porozumieć niż setkom państw w ONZ. Podejrzewam, że większość miast by takie zgromadzenie zwyczajnie zbojkotowała, a te które by się stawiły, usiłowałyby wykorzystać taką organizację do niedobrowolnego narzucenia innym swoich partykularnych interesów. Z drugiej strony takie narzucanie interesów byłoby znacznie trudniejsze niż jest obecnie, bo nie byłoby wielkich sił mogących narzucać rozwiązania siłą. Byłby to zatem krok w kierunku libertariańsko-anarchistycznym, a nie centralistyczno-państwowym. Nie twierdzę, że jest to kierunek dobry, ani że jest zły. Podejrzewam, że trudniej byłoby podejmować jakiekolwiek wielkie ogólnoświatowe wysiłki, zarówno dobre, jak i złe, a znacznie łatwiej byłoby tworzyć zwarte i niewielkie wspólnoty dbające skutecznie o lokalne interesy i zwalczające się nawzajem. Prawdopodobnie za jakiś czas z tych niewielkich miast-państewek wyewolują jakieś nowe potęgi, które podporządkują sobie sąsiadów i stworzą nowe imperia, których dzisiaj nie jesteśmy w stanie sobie nawet wyobrazić. Ale to dopiero później, przy następnej zmianie tendencji. Jeśli jakaś tendencja w ogóle występuje.

    Wydaje mi się jednak, że owszem mamy taką tendencję rozpadu państw, która objawia się kryzysem finansowym i bankructwami kolejnych państw (jak na razie zbankrutowały: Grecja, Portugalia, Hiszpania, Islandia i Irlandia, aktualnie zmierzają do tegoż Włochy i być może Francja). Takie tendencje występowały wielokrotnie i to w co drugim stuleciu. W wieku XIII było rozbicie dzielnicowe w całej Europie, w XIV konsolidacja, w XV i XVII wojny religijne, w XVI i XVIII absolutyzm, w XIX kapitalizm, w XX socjalizm i totalitaryzm. Może znowu czeka nas okres anarchii i kapitalizmu (?).

    Jak słusznie i neoliberalnie stwierdził Dutkiewicz, samorządy nie są zadłużone tak jak państwo (mówię tutaj o Polsce, gdzie indziej jest chyba podobnie, co nie znaczy, że jakieś miasto nie może zbankrutować). Wynika to z faktu, że państwa utrzymują systemy socjalne, a miasta nie i wraz z zagładą państw nastąpi koniec systemów emerytalnych i socjalnych w obecnym kształcie. I dlatego warto podnosić wiek emerytalny i likwidować wszelkie przywileje emerytalne, żeby państwo nasze istniało dłużej i być może przetrwało upadek sąsiadów. A także aby uniknąć społecznego wybuchu, gdy się system emerytalny zawali. Neoliberałowie to jedyni obrońcy państwa przed anarchią i upadkiem.

    W tym miejscu zacytuję Orwella (Ty i bomba atomowa 19.10.1945):
    /Choć wiem, że istnieją wyjątki od tej reguły, uważam, że epoki, w których podstawowy rodzaj broni jest trudny do wyprodukowania są epokami despotyzmu, natomiast w czasach, kiedy podstawowa broń jest tania i prosta, rośnie znaczenie zwykłych ludzi./
    /Skomplikowana broń czyni silniejszego jeszcze silniejszym, natomiast broń prosta (dopóki nie powstanie na nią odpowiedź) sprawia, że to słabszym wyrastają pazury./
    Orwell przekonywał, że na skutek rosnącej komplikacji i niedostępności skutecznej broni wiek XX będzie epoką centralizmu, dyktatury i totalitaryzmu. Wydaje się, że obecnie mamy tendencję przeciwną. Podstawową bronią staje się informacja przesyłana coraz taniej, możemy się zatem spodziewać epoki demokratyczno-anarchistyczno-separatystycznej.

    Jeśli mowa o greckiej demokracji i małych polis, to przypominam, że te miasta były między sobą w ciągłym konflikcie, przeważnie zbrojnym. Dopiero rzymska dyktatura zapewniła pokój. Ale i ona się rozpadła, bo chciała wszystkim zapewnić dobrobyt za pomocą hojnej opieki socjalnej, co się skończyło galopującą inflacją i rozpadem społeczeństwa, po czym nastąpił kolejny okres anarchii zakończony dyktaturą tym razem bardziej religijną niż wojskową. A ciąg dalszy znamy. I taka to była historia.

  10. 1. Dyskutując o miastach warto skoncentrować przede wszystkim uwagę na miastach europejskich, posiadających odmienną tradycję rozwoju jak i zarządzania (por. Max Weber i neoweberianie, a także trwający w Europie dyskurs na temat modelu „Miasto Europejskie”). Z obszaru miast amerykańskich i azjatyckich nie sposób wyprowadzić przydatnych doświadczeń dla miast europejskich.
    2. Warto zwrócić uwagę na fakt, że od XII wieku miasta europejskie stanowiły wyodrębnione enklawy w świecie feudalnym z racji ich odmiennych systemów polityczno-prawnych (samorządność)i ekonomicznych (gospodarka rynkowa oparta o kredyt). Ta odmienność miast średniowiecznych mogła być impulsem dla wspomnianej koncepcji Barbera.
    3. Warto również uwzględnić przełom w systemach zarządzania miastami – najpierw w okresie absolutyzmu oświeconego, następnie po rewolucji francuskiej (dwa modele miasta industrialnego – miasto historyzmu i miasto modernistyczne), a w końcu miasto postindustrialne zarządzane obecnie w Europie zachodniej systemem Governance i zintegrowanym planowaniem rozwoju (Karta Lipska). Miasto jest w tym kontekście rozumiane obecnie jako społeczny podmiot zbiorowy.
    4. Warto wreszcie dokonać porównania współczesnej sytuacji miast zachodnioeuropejskich oraz procesów dezintegracji przestrzennej i społeczno – gospodarczej miast polskich oraz utraty przez miasta polskie po 1989 roku ich politycznej, prawnej i instytucjonalnej podmiotowości. Nie są one obecnie zdolne do realizowania innowacji gospodarczych, kształtowania nowego, postindustrialnego społeczeństwa miejskiego i przestały być ośrodkami rozwoju.
    5. Warto dalej zdiagnozować przyczyny tego stanu rzeczy, mające generalnie swe źródło w polskim systemie politycznym, którego podstawą jest niezdolność polskiej polityki i struktur administracyjnych do zarządzania rozwojem miast (i kraju) w sytuacji gospodarki rynkowej. Nie bez znaczenia dla niskiej pozycji miast w obecnej polskiej polityce rozwoju ma też „antymiejska” tradycja polskiej polityki, w tym brak tradycji rodzimego mieszczaństwa i szlachecko – chłopskie tło polskiej cywilizacji. Trochę o tym: http://zielonewiadomosci.pl/tematy/miasto-2/niech-sczezna-miasta/

  11. @Krzysztof Mazur: „To zdanie jest typową dla tego blogu retoryczną walką z neoliberalizmem przy pomocy zaklęć. ” – w odróżnieniu od neoliberalizmu który nie jest zespołem zaklęć? Cokolwiek wytknie się ideologii neoliberalnej – zawsze usłyszy się w odpowiedzi że to nie neoliberalizm tylko rzeczywistość. Zapewniam Pana że komuniści odpowiadali na wszelkie zarzuty dokładnie w taki sam sposób.
    Neoliberalizm to nie liberalizm. Neoliberalizm to socjotechnika konserwatywna działająca w interesie właścicieli wielkiego kapitału. Neoliberalne zasady rządów stosuje się tylko wobec państw satelickich. Dokładnie na tej samej zasadzie imperium brytyjskie likwidowało bariery celne podległych sobie państw, samo prowadząc bardzo wysoki stopień interwencjonizmu by chronić własny rynek wewnętrzny.
    Z Hayekiem, nie ma to nic wspólnego – proszę poczytać jaka była relacja Hayeka do rządów Thatcher i co znaczy że nazywał się on „old Whig”…

  12. @Kakaz
    /Neoliberalne zasady rządów stosuje się tylko wobec państw satelickich./
    Znaczy, że istnieją jakieś cła na towary z Polski w USA? Nic mi o tym nie wiadomo.
    /imperium brytyjskie likwidowało bariery celne podległych sobie państw, samo prowadząc bardzo wysoki stopień interwencjonizmu by chronić własny rynek wewnętrzny./
    To jest zwyczajna nieprawda. Wielka Brytania od 1846 do 1914 żadnych ceł nie miała, a wcześniej nie miała więcej ceł niż inne państwa, tzn. wyłącznie cła na żywność wymuszone przez lobby rolnicze. Podobnie jest w obecnych USA, są tylko cła rolne.

    Nie zrozumiałem, czy Pan chwali Hayeka czy krytykuje?
    Z tego co mi wiadomo Hayek odnosił się do rządu Thatcher w miarę pozytywnie. Taki przynajmniej widziałem z nim wywiad. Hayek sam się określił jako neoliberał, ale musiałbym poszukać w książce tego fragmentu. W określeniu old Wig chodziło o odróżnienie od amerykańskich konserwatystów obyczajowych i amerykańskich lewicowych liberałów. Konstytucję wolności pisał i wydawał w USA.

  13. /Cokolwiek wytknie się ideologii neoliberalnej/
    Ależ nic nie zostało wytknięte. Z tego że ktoś chce monopolu, nie wynika, że ktoś inny powinien go dostać, żeby z tamtym walczyć.

Dodaj komentarz

Pola oznaczone gwiazdką * są wymagane.

*

 
css.php