W komentarzu do poprzedniego wpisu o szczycie w Rio kakaz radykalnie skrytykował użyte przeze mnie pojęcie „usług środowiskowych” i konieczności włączenia do rachunku ekonomicznego kosztów wykorzystania środowiska (dziś ciągle traktowanych w większości aspektów jako eksternalia). Niestety, potem komentator stwierdził, że korporacje rządzą światem, więc i tak nie pozwolą na ograniczenie swojej swobody, chyba że można by na tym zarobić. Więc właśnie dlatego wrócę do koncepcji usług środowiskowych i ekonomii ekologicznej.Oczywiście, większość ludzi się oburza, gdy wobec wartości uważanych za bezcenne pojawia się rachunek ekonomiczny. Przecież nie sposób określić ceny Puszczy Białowieskiej, nie przeliczamy przecież też na złotówki ceny ludzkiego życia. Wawelu też nie będziemy sprzedawać, więc po co ekonomizować coś, co należy do innego porządku?
By to zrozumieć, trzeba wrócić do istoty ekonomii, czyli nauki zajmującej się optymalizacją wyborów podejmowanych w warunkach ograniczonych zasobów. Bezcenna jest Puszcza Białowieska, Wawel i ludzkie życie, ilość kasy na ochronę tych bezcennych wartości zawsze jednak będzie ograniczona. Pojawia się więc konieczność określania priorytetów i wielkości realnych nakładów. Lub innych decyzji, np. o zakazie działalności ekonomicznej w strefie ochronnej Puszczy. To jednak kosztuje, więc ustawodawca musi policzyć koszty regulacji. Pisałem o tym więcej w „Polityce”, przedstawiając m.in. metody liczenia wartości obiektów nieekonomicznych.
Znajomość wartości środowiska, jak również wiedza o stanie ekosystemu (jego zdolności do reprodukcji) umożliwia projektowanie rozwiązań zmniejszających skutki niekorzystnego działania człowieka (i korporacji). Oczywiście, możemy stwierdzić, że kapitalizm w obecnym wydaniu środowisku szkodzi, bo nadmiernie je eksploatuje. Wiemy jednak z historycznego doświadczenia, że socjalizm państwowy, jedyny jaki zrealizowany okazał się jeszcze gorszy dla środowiska. Nie tędy więc droga. Można szukać drogi do lepszego socjalizmu. Lub do poprawy kapitalizmu. Ta zaś polegać może na przemianie jego ducha (by użyć terminologii Maksa Webera).
Przemiana ta musi z jednej strony dotyczyć zmiany kultury (więcej piszą o tym Harald Welzer i Claus Leggewie w książce „Koniec świata jaki znaliśmy”). Kapitalizm już wielokrotnie przeżywał takie kulturowe rewolucje – nie zmieniała się zasada, polegająca na akumulacji kapitału, zmieniały się jednak kulturowe ramy uzasadniające zaangażowanie w pewne formy aktywności, normy i postawy. Może więc i tym razem możliwa jest zmiana.
Zajdzie ona szybciej, jeśli zacznie działać system bodźców ekonomicznych – łatwiej oszczędzać, kiedy zachęca do tego cena. Duńczycy mają najdroższą energię, płacą jednak najniższe rachunki, bo jak zaczęli oszczędzać, to po prostu zużywają mało tej drogiej energii. Podobnie można zmienić rachunek w przedsiębiorstwach, choć?y poprzez odpowiednie regulacje włączając do kosztu ich działania koszt eksploatacji środowiska. System oczywiście nie będzie idealny, zawsze, jak pisze kakaz, znajdzie się idiota, który zdecyduje się umyć BMW w jeziorze Wigry. Cóż, nie żyjemy w świecie idealnym. cała sztuka polega na tym, że znaleźć rozwiązania, które potrafią zaprząc ludzkie złożone motywacje, dobre i złe, do załatwienia sprawy.
Jedną z prób prezentuje pod hasłem Corp2020 „Nature”.
19 czerwca o godz. 7:41 71733
@ Autor
„Oczywiście, możemy stwierdzić, że kapitalizm w obecnym wydaniu środowisku szkodzi, bo nadmiernie je eksploatuje.”
Nie bardzo rozumiem, eksploatacja zasobow nie wynika z „widzi mi sie” jednej czy drugiej firmy. Jest wynikiem zapotrzebowania na owe zasoby. To zas bierze sie z zasad funkcjonowania spoleczenstwa – im bardziej jest nastawione na konsumpcje ( w szerokim tego slowa znaczeniu) tym wieksze zuzycie zasobow. To jest aspekt, ktory najczesciej bywa przemilczany, gdyz w czasach obecnych wlasnie konsumpcja jest preferowanya metoda pobudzania gospodarki.
” Duńczycy mają najdroższą energię, płacą jednak najniższe rachunki, bo jak zaczęli oszczędzać, to po prostu zużywają mało tej drogiej energii. ”
Moze maja najdrozsza, moze placa niskie rachunki. Pan twierdzi, ze z powodu wysokiej ceny. Moze tak, a moze nie. Istnieje jeszcze aspekt „wychowania ” spoleczenstwa, wytworzenia pewnych swiadomych postaw. Mozliwe, ze owi Dunczycy zuzywaliby malo energi nawet, gdyby byla ona zdecydowanie tansza. Oczywiscie latwiej jest kontrolowac spoleczenstwo i jego postawy przy pomocy „bodzcow” , czyli sprowadzic spoleczenstwo do poziomu przyslowioweg „psa Pawlowa” niz wyksztalcic swiadome postawy, ktore beda funkcjonowac niezaleznie od istnienia bodzcow. Nie uwaza Pan, iz zyjemy w czasach swoistej „tandety” ( nie tylko materialnej) i placimy za to wysoka cene?
Pozdrawiam
19 czerwca o godz. 7:59 71734
@vadermerwe Dzięki za komentarz, byłoby jednak fajnie, gdyby Pan doczytał cały wpis. Wyraźnie piszę, że trzeba oddziaływać zarówno na kulturę (postawy, etc.), jak i stosować bodźce. To, że w Danii są wysokie ceny wynika z samoograniczeń, jakie przyjęli Duńczycy po 1973 r. Zamiast zastosować polityczne rozwiązania (subwencje), które ochroniłyby ceny, zdecydowali się je podnieść, licząc że będzie to nie tylko bodziec do prostych oszczędności, lecz także stymulator innowacji (skądś się Danfoss, Vestas, etc. wzięły).
19 czerwca o godz. 8:57 71736
Warto by było zwrócić uwagę na globalny projekt próbujący ocenić ekonomiczną wartość ekosystemów, nie sugerując bynajmniej, że jest to zawsze możliwe w jednoznaczny sposób bądź możliwe w ogóle – TEEB (The Economics of Ecosystems and Biodiversity).
@vandermerwe:
Dyskutowaliśmy o tym już wiele razy na moim blogu: w koncentracji na aspekt „kulturowy” są dwa problemy. Po pierwsze, bez szeroko pojętych bodźców nie zmieni się kultury (edukacja to też rodzaj bodźca, a do tego sama w sobie nie wystarczy). To oznacza konieczność bodźców, nazwijmy to, dalekosiężnych. Po drugie, problemy z nadmierną eksploatacją zasobów mamy teraz – ponieważ kultury nie da się zmienić szybko (to kwestia pokoleń), trzeba sięgnąć po bodźce bardziej krótkoterminowe – np. takie, o których Autor tego blogu napisał powyżej.
19 czerwca o godz. 9:16 71738
@ Autor,
Pana wpis przeczytalem od poczatku do konca. I jesli moge dodac. Sprawa (swiadomej ?) zmiany postaw zajmuje u Pana „jedno zdanie”. Sprawa bodzcow „cala reszte”. Prosze tego nie rozumiec jako wymowka a jedynie obserwcje, ze w sumie w tego typu dyskusjach koncentrujemy sie na dzialaniach „mechanicznych”. Oczywiscie mozemy „zmechanizowac” proces zmian i sprawic, ze ludzie beda sie bac ( owo dlugie ramie panstwa prawa) badz beda „oszczedzac”, gdyz ich na cos nie bedzie stac. Przy okazji naszej wymiany pogladow. W jednym z czasopism brytyjskich czytalem ciekawy artykul o konsekwencjach wzrostow cen zrodel energii w Wielkiej Brytanii. Problemem spolecznym, w owym w sumie zamoznym kraju, zaczyna byc „bieda energetyczna” – powiekszajaca sie liczba ludzi, ktorych nie stac na ogrzewanie mieszkania w zimie. Oczywiscie jest to oddzielny temat ale tak przy okazji rosnacych kosztow warto o nim wspomniec.
Pozdrawiam
19 czerwca o godz. 9:40 71739
@ Zielonygrzyb
„Po drugie, problemy z nadmierną eksploatacją zasobów mamy teraz ? ponieważ kultury nie da się zmienić szybko (to kwestia pokoleń), trzeba sięgnąć po bodźce bardziej krótkoterminowe ? np. takie, o których Autor tego blogu napisał powyżej.”
W sprawie dyskutowanych spososbow oddzialywania na spoleczenstwo nie za bardzo sie zgadzamy wiec ten temat zostawie w spokoju.
Oczywiscie, problem eksploatacji mamy teraz. Pisze Pan, iz kultury nie da sie zmienic szybko, zapewne tak, ale jesli uwazamu, ze radyklanie zmienimy sprawe eksploatacji zasobow ” z dnia na dzien”, to popelniamy powazny blad. Jesli Pan spojrzy na nasza cywilizacje, jest ona jak odwrocona piramida. Czubek, na ktorym stoi to zasoby/surowce, stanowiace podpore calej misternej konstrukcji. Mozemy sie zzymac, ze jest to ale, takie jednak jest. Zmiana tego stanu rzeczy ( jesli jest mozliwa ) to powazny i bardzo dlugoterminowe zadanie – jak zmienic fundament domu bez rozwalania samej konstrukcji? Nie jestem przeciwny bodzcom, proponowanym przez Autora czy Pana, jedynie mam watpliwosci, co do wartosci jakie saba reprezentuja – czy nie jest to przypadkiem maly plaster na bardzo duza rane?
Pozdrawiam
19 czerwca o godz. 9:57 71740
Nieco opacznie się zrozumieliśmy więc może rozwinę, przy okazji komentując to co Pan dziś napisał.
„[…] trzeba wrócić do istoty ekonomii, […] Bezcenna jest Puszcza Białowieska, Wawel i ludzkie życie, ilość kasy na ochronę tych bezcennych wartości zawsze jednak będzie ograniczona. Pojawia się więc konieczność określania priorytetów i wielkości realnych nakładów. Lub innych decyzji, np. o zakazie działalności ekonomicznej w strefie ochronnej Puszczy. To jednak kosztuje, więc ustawodawca musi policzyć koszty regulacji. Pisałem o tym więcej w ?Polityce?, przedstawiając m.in. metody liczenia wartości obiektów nieekonomicznych.”
Zacznijmy więc od podstaw – skoro coś jest bezcenne to nie da się wyliczyć wartości tego bytu. Szukając matematycznej analogii można rzec, że nie ma takiej miary która by miała wartość skończoną jednocześnie dla samochodu i Puszczy Białowieskiej. Ale jak sam Pan pisze – musimy wiedzieć ile Puszcza jest warta. Dlaczego musimy? Ano bo podlegamy naciskom ze strony korporacji, a nasi ministrowie są niekompetentni lub kłamią ( tertium non datur 😉 To te naciski a nie jakakolwiek „konieczność” zmusza nas do oszacowania wartości Puszczy. Owa konieczność wypływa z 2 źródeł. Oba wynikają z chciwości.
1. wyceniając wartość Puszczy można doprowadzić do sytuacji handlu pozwoleniami do prowadzenia tam „jakiejkolwiek” działalności co pozwoli Państwu na finansowanie zwolnień podatkowych od zyskownych przedsięwzięć przy okazjach innych niż Euro 2012. Wiadomo że korporacje nie płacą podatków ( Rostowski wyjaśnia taki stan rzeczy „zwyczajem”, po prostu korporacje mają taki zwyczaj) a państwa wobec kryzysu i kiepskich pozycji budżetowych – szukają kolejnych jeleni do finansowania bizantyjskich konstrukcji. Konstrukcje owe zaś są wynikiem nacisków korporacji by państwo wydawało pieniądze w określony sposób i na określone cele. Podsumujmy – chodzi tu zatem o otwarcie nowego rynku handlu pozwoleniami.
2. wyceniając coś, nawet przy założeniach że jest to rzecz niewycenialna ( sic!) w dalekiej perspektywie doprowadzamy do sytuacji że można to kupić. Nie dziś, nie jutro, ale za 10 lat? To jak w kawale – „Czy poszłaby Pani ze mną do łóżka za 10 milionów dolarów?”. W pewnym momencie role zostają rozdane – a reszta jest ledwie ubijaniem targu. Niemożliwe? Czy Grecy nie sprzedadzą praw do eksploatacji swoich „parków narodowych” w zamian za pomoc pieniężną której wcale nie chcą, a która jest im udzielana bo bez niej straty należałoby wykazać w excelach właścicieli prywatnych banków? Gdzie się kończy problem Greckiej zapaści finansowej a gdzie zaczyna okazja do świetnych biznesów w związku z wyprzedażą kolebki cywilizacji? Ci co boją się straty nie chcą stracić, ale kiedy pada sklep to obłowić się mogą nie tylko jego wierzyciele,ale i ci co załapią sie na aukcje majątku po upadłości. Spora cześć z nich jest skłonna dopomóc „naturalnemu biegowi rzeczy”. Świat nie od dziś zna koncepcje wrogiego przejęcia – obecnie techniki te stosuje się do całych państw.
W istocie 1 i 2 to znany i dokładnie opisany mechanizm – zmieniła się jedynie skala działań – dawniej chodziło o pastwisko lub skwerek – obecnie o ekonomie całych społeczeństw – http://en.wikipedia.org/wiki/Tragedy_of_the_commons który to mechanizm zachodzi wobec politycznej i finansowej słabości organizmów państwowych, zwłaszcza tych położonych nie w centrum a na peryferiach imperium anglosasów. Nie jest prawdą że wszędzie na świecie powody i mechanizmy kryzysu są takie same. Nie jest tez prawdą że takie same są czy będą jego skutki długofalowe. Oczywiście że różni wynajęci eksperci ( a na tym rynku nie ma innych) napiszą że taka ekonomizacja to konieczność, że będzie optymalnie, oraz że to polepszy sytuację. Przypomina to dialog z Zemsty Fredry:
REJENT
[…]”Więc zapewnić możem święcie,
Że jesteście skaleczeni –
Przez to chleba pozbawieni.
MULARZ
O! to znowu…
REJENT
Pozbawiony
Jesteś, bratku, i z przyczyny,
Że ci nie dam okruszyny.”
Pewne procesy nie zachodzą jeśli im się nie pomaga.
Dalej pisze Pan: „Znajomość wartości środowiska, jak również wiedza o stanie ekosystemu (jego zdolności do reprodukcji) umożliwia projektowanie rozwiązań zmniejszających skutki niekorzystnego działania człowieka (i korporacji). Oczywiście, możemy stwierdzić, że kapitalizm w obecnym wydaniu środowisku szkodzi, bo nadmiernie je eksploatuje. Wiemy jednak z historycznego doświadczenia, że socjalizm państwowy, jedyny jaki zrealizowany okazał się jeszcze gorszy dla środowiska. Nie tędy więc droga. ” a któż stawia taką alternatywę? Socjalizm vs. kapitalizm? Co więcej nawet ów kapitalizm miewa różne oblicza i postać barbarzyńskiej eksploatacji zasobów ma jedynie w pewnych określonych modelach i określonych sytuacjach – tam gdzie państwo nie kontroluje zasobów uznając że najważniejsza jest właśnie ekonomiczna ich wycena oraz zysk ekonomiczny wynikający z ich eksploatacji. Tak jak celem pomocy dla Grecji nie jest pomoc Grecji ale uniknięcie strat przez prywatne korporacje9 banki) – co przejawia isę między innymi w tym, że nie pozwolono Grecji wycofać się z kosztownych kontraktów na zakup broni – co Grecy chcieli uczynić, tak „pomoc” dla Polski w 89 roku nie miała i nadal nie ma nic wspólnego z Polską, za to bardzo wiele z geopolityką ( w latach 90-tych) a obecnie z prostą eksploatacją i wyzyskiem. Proszę spojrzeć co sie dzieje z gazem łupkowym – jak rozegrano tą kwestię kompletnie unikając jakiejkolwiek dyskusji społecznej nad skutkami, oraz pomijając oczywista kwestię,ze wobec braku niedoborów gazu w Polsce, opłaca nam sie czekać z wydobyciem. Choćby dlatego że w ciąg 3-5 lat można opracować własne technologie ( być może te które sa stosowane staną się powszechne i nie będą wymagały udziału zagranicznych firm), oraz cena gazu wzrośnie – wiec jego eksploatacja będzie bardziej opłacalna. W istocie brak dyskusji, oraz szybkie działanie rządu w tej sprawie ( błyskawicznie rozsprzedano licencje na wydobycie) utrudnia rozeznanie się w temacie – być może jednak powody takiego pośpiechu są inne. Prawdziwym powodem rozpoczęcia eksploatacji w Polsce może być nie kwestia wydobycia gazu, ale bańka spekulacyjna jaka rozpętała się w tym temacie w USA która wymaga by firmy zajmujące się tym wydobyciem ( które jest ekonomicznie mało rentowne, tylko10% odwiertów daje spodziewane wydobycie na poziomie kosztów) miały „dobre wiadomości dla inwestorów” zanim bańka pęknie.
Źródło: http://www.nytimes.com/interactive/us/natural-gas-drilling-down-documents-4.html
Tu inna analiza: http://www.washingtonpost.com/blogs/ezra-klein/post/will-cheap-natural-gas-revive-us-manufacturing/2012/05/21/gIQAOORZfU_blog.html
Należy pamiętać, że we współczesnej ekonomii niemal nigdy nie chodzi o produkcję dóbr, i z pewnością nigdy nie chodzi o długofalowe strategie. Najczęściej liczy się to co można ogłosić w prasie by podnieść notowania. Na rynku idealnie efektywnym nie da się zarobić na spekulacji bo arbitraż jest niemożliwy. Należy zatem „produkować fakty”. Takimi faktami są rynki handlu emisjami, gaz łupkowy, podnoszenie wieku emerytalnego przez Rostowskiego.
Z ekonomia, „czyli nauki zajmującej się optymalizacją wyborów podejmowanych w warunkach ograniczonych zasobów” ma to wiele wspólnego – ale Panie redaktorze – w mojej ocenie zupełnie niewłaściwie ocenia pan o jakie zasoby chodzi i co tu się optymalizuje. Nie oznacza to że takie metody nie są możliwe w teorii, że są z gruntu złe itp. Wydaje się Pan dyskutować właśnie z takim poglądem i uzasadniać że techniki „ekonomizacji”mogą mieć dobrotliwe skutki. Mogą – gdyby były stosowane w celu osiągnięcia dobrotliwych efektów.
Współcześnie znajdujemy się blisko punktu przejścia fazowego – o ile kapitalizm lat 60-80 był oparty na fundamentach demokratycznej organizacji społeczeństw a w swojej podstawowej warstwie miał liberalny charakter,o tyle od lat 80-tych obserwujemy przekształcanie sie kapitalizmu liberalnego w konserwatywną doktrynę neoliberalizmu ( co charakterystyczne Hayek nie akceptował poglądów Thatcher, zas sam chciał by go nazywać „old Whig”. Rozbieżność stanowisk była nieprzypadkowa i dotyczyła nie technicznych aspektów działania ale konstrukcji fundamentalnych). Społeczeństwo kapitalizmu liberalnego to społeczeństwo weberowskie – w którym nie ma konstrukcji klasowych bo nie ma klas – a raczej klas jest tak wiele że interesy majątkowe czy społeczne zależą od przynależności klasowej w bardzo znikomym stopniu – głównie dlatego że jednostki bardzo łatwo zmieniają klasę w jakiej interesach uczestniczą. Można powiedzieć że z powodu mobilności społecznej ( klasowej), pojęcie klasy jest niewłaściwą kategorią opisu interesów jednostki. Takie społeczności mogą egzystować demokratycznie bowiem interes społeczny i ekonomiczny jest zbieżny – z dobrobytu korzystają szerokie warstwy społeczne. Społeczeństwo neoliberalne jest społeczeństwem liberalizmu gospodarczego pozbawionym mechanizmów mobilności społecznej. jest tak dlatego gdyż neoliberalizm zakłada demontaż tych mechanizmów państwa które nie działają na zasadach ekonomicznych. Wszechobecny ekonomizm sprawia że działania nieekonomiczne nie mają racji bytu. Jak wiadomo w ekonomii znana jest zasada premii za wielkość – większy gracz rynkowy może więcej – wykonać inwestycji, znieść ryzyka, przetrwać problemów. Historia zna przykłady setek firm zbyt wielkich by upaść. To nie przypadek że istnienie takich podmiotów jest podstawowym problemem współczesnego kryzysu. Konserwatyzm wpisany w neoliberalizm likwiduje jedyną siłę rynkową zdolną przeciwdziałać bilansowi wzrostu wielkich graczy. W systemie w którym pewne obiekty zawsze rosną – pojawia sie w końcu dominacja kilku/kilkunastu podmiotów. I to mamy obecnie – około 1347 podmiotów kontrolujących finanse świata – superstruktura sieciowa http://johncarlosbaez.wordpress.com/2011/10/03/the-network-of-global-corporate-control/ oraz tu – blog autorów pracy: http://j-node.blogspot.com/2011/10/network-of-global-corporate-control.html
Pozwolę sobie zacytować:
„a.) The network is seen to organize as follows: there are many (~23k) small clusters of connected nodes (called weakly connected components) and then there is one huge connected component, where 77% of all the nodes are located. See the scaling-law distribution of the sizes of the weakly connected components in Figure S6 in the Supporting Information. Interestingly, although 64% of the TNCs are scattered among the many small connected components, they only account for 6% of the operating revenue. In other words, 1/3 of the TNCs are found in the huge connected component and represent nearly all the value. See Figure 2B in the main text.
b.) The topology of this largest weakly connected component has a tiny, but dominant core (in network speak: the largest strongly connected component defining a bow-tie topology) of about 1300 mostly US and GB financial intermediaries. This observation has possible implications for global systemic risk and global market competition (see more in item 7.).
c.) The economics literature would have us think that ownership relations of US and GB financial institutions should not organize as a tightly-knit group owning the majority in each other (i.e., cross-shareholdings and business groups, the paradigm of widely held firms, and the Atlantic or stock market or arm’s-length „type” of capitalism, see references in Section 1.2.2 in [1])
d.) The distribution of control (i.e., the potential control over the TNCs value) is unprecedentedly skewed. It takes the shape of a log-normal distribution (see Figure S3 of the Supporting Information) and is roughly an order of magnitude more unequally distributed than wealth (in developed countries). To give some numbers:
i.) 737 top economic agents in the network of 600508 nodes control 80% of the value (operating revenue) of the 43060 TNCs.
ii.) The core, comprised of 1318 nodes, holds 39% of the control.
iii.) There are 147 top agents in the core, controlling 38.4%.
e.) The top actors are in the core and hence are interconnected and do not carry out their business in isolation.”
Praca ta oczywiście nie niesie ze sobą treści typu „spiskowa teoria dziejów” Chodzi o całkowicie naturalne zjawiska jakie mają miejsce w złożonych i silnie oddziałujących systemach sieciowych ekonomii. Jednak jeśli pobawić się w głowie konsekwencjami takiego odkrycia – a w pewnym wieku człowiek pozbawiony jest radykalności młodzieży wierzącej w korwinistyczne banialuki – jawi się tu obraz mało optymistyczny.
Wobec istnienia superstruktur w globalnej ekonomii pojawiają się pytania. Być może w tej skali powiązań – ekonomia przestaje mieć znaczenie a nabywa ją indywidualny kaprys szefów tych 1347 firm – każdy z nich zasiada średnio w radach nadzorczych 20 przedsiębiorstw. W takim świecie zaczyna dochodzić do przemiany fazowej – kategoria klasy zaczyna być dobrym narzędziem opisu rzeczywistości, a ekonomia w wydaniu takich „szefów super-struktury” zaczyna mieć kształt nie „optymalizacji wydatków przy ograniczonej ilości zasobów”ale „optymalizacji pozycji klasowej ludzi tego samego kręgu towarzyskiego”. Świat zaczyna byc Marksistowski – 1% vs 99%. Nie znaczy to że Marks miał rację co do konieczności i nieuchronności dyktatury proletariatu 😉 – znaczy to że działanie ekonomii zostaje poddane w takim reżimie siłom które przypominają marksistowski obraz społeczeństwa z jego sprzecznościami, napięciami, cyklem koniunktury i brakiem mechanizmów rozładowania napięć społecznych.
Powracając do głównego tematu – nie odzie zatem ekonomizację samą w sobie, ale o cele w jakim się jej używa. Cele te nie mają nic wspólnego z demokratycznymi mechanizmami regulacji praw i ochrony zasobów, nie są związane z jakąkolwiek koncepcją liberalną a raczej są wyrazem socjotechnik stosowanych w ramach konserwatywnych ideologii wspierających wielki kapitał – stosowanych w celu objęcia własnością prywatną i ordynariatem ekonomicznym kolejnych zasobów dawniej współdzielonych przez społeczności na zasadach nieekonomicznych i w innym celu.
19 czerwca o godz. 12:30 71745
bardzo ciekawe, racjonalne podejście:
„…zmieniały się jednak kulturowe ramy uzasadniające zaangażowanie w pewne formy aktywności, normy i postawy. Może więc i tym razem możliwa jest zmiana.
Zajdzie ona szybciej, jeśli zacznie działać system bodźców ekonomicznych ? łatwiej oszczędzać, kiedy zachęca do tego cena.”
parafrazując – problemy dostrzegać globalnie, zmieniać świat lokalnie…
być może dodatkowym bodźcem (motywacją pozytywną, w odróżnieniu od negatywnej w przypadku oszczędzania) zmian mogą być nowe miejsca pracy w „zielonej gospodarce” – łatwiej wspierać określone aktywności czy postawy, jeśli dzięki ich istnieniu mamy pracę, korzystamy z nich namacalnie i osobiście…
pozdrowienia od Green Cross Poland 🙂
19 czerwca o godz. 14:52 71747
Trik polega na tym ze ci ludzie, ktorym Richard Florida ( i nie tylko ) wyznaczyl role motora przyszlosci, lubia mieszkac w miejscach przypominajacych miasta Europy Centralnej i zyc tak jak mieszkancy Pragi czy innego Amsterdamu. A my tak lubimy ‚zmieniac postawy’ 😉
…….
Ostatnio intryguje mnie model biznesowy poznanskiej firmy Solaris, produkujacej tabor dla transportu publicznego. Z pozoru jest to kolejna montownia w kraju niskokosztowym. Ale juz po bardzo wstepnej orientacji widac, ze tu jest element ‚mass customization’, czyli cos takiego jak Dell, tyle ze w tym przypadku na polu motoryzacji. Jako obywatelowi jednego z krajow G7 podoba mi sie takze to ze Solaris sklada te autobusy z niemieckich czesci – a wiec nie podkrada „nam” miejsc pracy. Jest wrecz odwrotnie – obnizajac cene taboru i powiekszajac globalny rynek, generuje miejsca pracy jednoczesnie dla Polakow i dla Niemcow.
19 czerwca o godz. 16:02 71749
Gospodarz: „By to zrozumieć, trzeba wrócić do istoty ekonomii, czyli nauki zajmującej się optymalizacją wyborów podejmowanych w warunkach ograniczonych zasobów.”
Owszem. Przez przypadek zajmowalem sie jakis czas zarzadzaniem zasobow wodnych. Gwarantuje, ze jak wody jest malo i kosztuje coraz wiecej, to przemysl zaczyna sie zastanawiac ile jej uzyc i kiedy. Podobnie obuwatel. Gdy rachunek za wode skoczyl mi ze 100 dolcow na kwartal na dolcow 400, zolta trawa przestala mi przeszkadzac.
W owych czasach gdy woda sie zajmowalem profesjonalnie, byl rozwazany problem jakosci wody w Tamizie. Rzeka przypominala cuchnacy sciek. I w zasadzie byla cuchnacym sciekiem. Wydano zarzadzenie ze wszystkie zaklady oraz miasta spuszczajace scieki do Tamizy: a) musza pobierac wode tylko z Tamizy, b) ujecie wody musi byc PONIZEJ miejsca w ktorym zrzuca sie scieki. W ciagu paru lat w Tamizie zaczely plywac ryby.
Obserwuje regulacje wodne w miejscu gdzie meiszkam, a jast to region Wielkich Jezior. Nie, nie mazurskich, amerykanskich. Regulacja jest prosta: mozna pobierac wode z Wielkich Jezior, ale scieki musza byc oczyszczone i zwrocone do jeziora. I trzeba zzwrocic nie mniej niz okreslony procent (dosyc duzy) pobranej wody. W zwiazku z tym woda kosztuje i sa to calkiem niemale pieniedze. Jak pisalem powyzej, majace wplyw na sposob myslenie obywatela, a i przemyslu tez.
Obyczaje mozna zmienic tylko kijem. Jezeli koszta wzrosna, pzredsiebiorstwo podrapie sie w glowe i pomysli. W koncu, przedsiebiorstwo jest zorientowane na zysk. I tylko ten mechanizm uratuje srodowicko. Terroryzm Zielonych i spiewanie Hare Kriszna niczego nie zmienia.
20 czerwca o godz. 9:44 71760
„W koncu, przedsiebiorstwo jest zorientowane na zysk. I tylko ten mechanizm uratuje srodowicko. Terroryzm Zielonych i spiewanie Hare Kriszna niczego nie zmienia.” – oczywiście że niczego nie zmienia, skoro „przedsiębiorstwo nastawione na zysk” zyskało wcześniej pozwolenie od państwa na trucie owego jeziora – czyli niszczenie dobra wspólnego w celu wypracowania całkowicie prywatnych zysków – to mu wisi jakie to ma konsekwencje – tak długo jak tylko możliwe. Gdyby jednak 3 razy do roku przeprowadzano kontrolę, zaś kara jednorazowo stawiałoby przedsiębiorstwo w stan upadłości – okazałoby sie że nie tylko opłaca się wodę czyścić ale i można doprowadzić do takiego modelu produkcji w którym używa się jej wyłącznie w obiegu zamkniętym. Ale aby tak było – państwo musiałoby spełniać swoją rolę regulatora a nie iść na pasku lobbystów którzy zawsze znajdą związek między „bezrobociem” a zbyt ostrymi przepisami chroniącymi dobro wspólne. Tymczasem ponieważ „eksperci twierdzą” że to niemożliwe – a politycy chcą za wszelką cenę „utrzymać miejsca pracy” ( a szantaż ich zniknięciem jest najpopularniejszą populistyczną pijarowską gadką jaką używają lobbyści) -nic się nie da zrobić – wode z Wielkch Jezior – trzeba truć…
Z drugiej strony – skoro państwo nie spełnia swojej roli -jest okazja do biznesu. Można ogłosić się ekologiem – i wymuszać na wielkich korporacjach łapówki za zaprzestanie protestów w „słusznej sprawie”. Kiedy woda w Jeziorze cuchnie – znajdą się darczyńcy którzy wspomoga taki biznes i pójdą na taką retoryke.
Jak widać wszystko to konsekwencje doktryny że państwo nie powinno zabardzo regulować biznesu by go broń boże nie skrzywdzić. Więcej – państwo powinno działać rzekomo w interesie biznesu – a nie w interesie społęcznym. Niestety – coraz częściej są to interesy całkowicie sprzeczne. A państwo tymczasem – powinno regulować. Skutecznie, bezdyskusyjnie i bez nadmiartu biurokracji. Wystarzy jawność decyzji, badań, kontroli i kompetentni urzędnicy. Tymczasem wstępem do wszelkiej korupcjijest „tajność dokumentów” wynikajaca z rzekomej dbałości o biznes. Całą ta ekonomizacja jest działąniem zgrubszapozorowanym – by móc powiedzieć że coś sie zrobiło, a na dodatek związanym z całym lobby finansowym które cieszy sie z rosnących obrotów – skoroma zysk jako procent od obrotu… Oczywiścei A.L nie jest w stanie zauważyć takiej zależności – że dzięki takim działniom rośnie tylko rola banków centralnych i prywatnych – poprostu zwiększa im się obroty – i to jest cała tajemnica „skuteczności ekonomizacji” oraz PKB – na papierze – czego bardzo chcą politycy… Żadne problem nie zostaje w ten sposób jednak rozwiązany….
20 czerwca o godz. 15:15 71767
kakaz: „skoro ?przedsiębiorstwo nastawione na zysk? zyskało wcześniej pozwolenie od państwa na trucie owego jeziora ? czyli niszczenie dobra wspólnego w celu wypracowania całkowicie prywatnych zysków ? to mu wisi jakie to ma konsekwencje ”
To proponuje zmienic Panstwo. Regulacja dotyczace Tamizy – bardzo upierdliwe dla przemyslu – ustanowilo Panstwo. Regulacje dotyczace wody tu gdzie jestem – tez.
Pan ma jakes zboczone pojecie na temat skorumpowania stosunkow Ponstwo – przemysl. Nei wszedzie jest tak jak w Polsce. Panu sie wydaje ze rewolucja bolszewicka wszystko by zalatwila. Niech Pan postudiuje historie
22 czerwca o godz. 20:28 71822
@A.L: „Pan ma jakes zboczone pojecie na temat skorumpowania stosunkow Ponstwo ? przemysl. ” – po prostu mieszkam w kraju w którym dzięki sprytnym zagraniom i manipulacji pewnego ministra finansów, przemysł został zniszczony i zastąpiony montowniami samochodów. Nie wiem czy mogło być inaczej Ale wiem co wyszło – i wiem w którą stronę idzie dalej….
„Nei wszedzie jest tak jak w Polsce. Panu sie wydaje ze rewolucja bolszewicka wszystko by zalatwila. Niech Pan postudiuje historie” – owszem – nie wszędzie. Co do historii – czy może Pan np wyjaśnić mi rolę ceł które ustanawiała UK na produkty włókiennicze które zniszczyły całkowicie produkcję włókiennicza w Indiach? A może potrafi Pan powiedzieć coś na temat barier celnych w imporcie żywności do UE i USA? To są oczywiście wszystko mechanizmy wolnorynkowe, prawda? Jak najbardziej jestem za tak rozumianym wolnym rynkiem, byle Polska stosowała identyczne zasady na swoim.
Z bolszewikami nie mam nic wspólnego. Faktem jednak jest że w dzisiejszych czasach trudno dostrzec różnicę pomiędzy bolszewizmem a konserwatyzmem…
24 czerwca o godz. 0:33 71837
kakaz: „A może potrafi Pan powiedzieć coś na temat barier celnych w imporcie żywności do UE i USA?”
Tak, moge. Jest ich za malo, na zbyt malo produktow i sa za niskie
24 czerwca o godz. 19:13 71840
A.L. 24 czerwca o godz. 0:33
„Tak, moge. Jest ich za malo, na zbyt malo produktow i sa za niskie”
Jak rozumiem te ciocie czy babcie czy kuzynki, które pan zawsze przywołuje jako mające trudności z utrzymaniem się w Polsce pracują na roli? Są chłopkami? Wysokie cła na ziemniaki spowodują, że im się zaraz polepszy? One produkuja i sprzedają ziemniaki?
Ja myślałem, że one raczej ziemniaki w zieleniaku na rogu kupują…
No ale skoro pan myśli, że w Polsce 90% społeczeństwa to rolnicy a 10% nie, to ma pan rację. Podnosić cła na żywność należy od jutra!
Niech żywność w Polsce zdrożeje. Polepszy się 90% ludności a z kłopotami tych 10% jakoś sobie poradzimy.