Wzrost gospodarczy nie musi trwać w nieskończoność. To raczej krótki epizod w dziejach ludzkości, twierdzi Amerykański ekonomista Robert Gordon. A wszystko dlatego, że dziś prawdziwych innowacji już nie ma…Robert Gordona wypatrzyłem ponad dziesięć lat temu. Jako jeden z pierwszych rozwiązał tzw. paradoks Solowa. Noblista stwierdził, że „widzi komputery wszędzie, tylko nie w statystykach (produktywności)”. Gordon pokazał, że za dynamikę wzrostu produktywności w USA pod koniec lat 90. XX wieku odpowiadał głównie postęp w technikach komputerowych. Niestety, postęp już się skończył. Cała innowacyjna energia koncentruje się na gadżetomanii i funkcjach rozrywkowych. Brakuje jednak rzeczywiście przełomowych innowacji mających wpływ na produktywność. Impet związany z komputerami i Internetem już się zdaniem Gordona wyczerpał, o czym pisze w working paper „Is U.S. Economic Growth Over? faltering Innovation Confronts the Six Headwinds„.
Ekonomista proponuje eksperyment myślowy, by lepiej zrozumieć, że dziś prawdziwych innowacji już nie ma: masz do wyboru Facebooka i toaletę w domu. Z czego zrezygnujesz? Czy przedłożysz możliwość socjalizowania się w sieci w zamian za konieczność chodzenia do wychodka? Gordon nie jest zupełnie oryginalny, pamiętam że podobny eksperyment myślowy zaproponował już dekadę temu (jeszcze przed Facebookiem) Roman Galar z Wrocławia. Postęp niby jest, można by się jednak bez wielu postępowych rozwiązań obyć. Brakuje natomiast innowacji głębokich, zmieniających rzeczywiście gospodarkę. A tu czekają czynniki dodatkowo hamujące możliwości wzrostu: zmiana demograficzna, rosnące nierówności, rosnące koszty wykształcenia, rosnące zadłużenie gospodarstw domowych.
Gordon zastrzega, że jego analiza odnosi się wyłącznie do Stanów Zjednoczonych i jest raczej zaproszeniem do dyskusji, niż twardym dowodem. W każdym razie hipoteza jest klarowna: załóżmy, że wzrost gospodarczy to epizod w dziejach, który trwał jakieś 250 lat. Wcześniej coś takiego, jak wzrost praktycznie nie istniało. Może po 250 latach fajnego ekscesu wracamy do normy. Swoją drogą czeski ekonomista Tomáš Sedláček w świetnej książce „Ekonomia dobra i zła” przekonuje, że spokojnie możemy obyć się bez wzrostu. Tylko musimy zresetować swoje myślenie o życiu, jego jakości i dobrobycie.
Uzupełnienie: linki do dyskusji artykułu Gordona w „The Economist”:
Everything’s amazing and nobody’s happy
Was that it?
6 października o godz. 12:28 73469
Eksperymenty myślowe są trochę zwodnicze zwłaszcza jeżeli przeciwstawiają sobie wartości z istotnie różnych poziomów hierarchii potrzeb – czy łatwiej zrezygnować z dóbr ułatwiających zaspokojeie potrzeby przynależności czy z dóbr związanych z potrzebami fizjologicznymi? Zresztą – patrząc na przykład na Japonię widzimy społeczeństwo w którym można nocowanie w plastikowej trumnie jest ok, a rozwój mobilnego internetu nie ma sobie chyba równych.
W każdej chyba cywilizacji, w której występowała asymetria bogactwa uprzywilejowani dążyli do tego aby minimalizować zaangażowanie w zaspokajanie potrzeb z niższych szczebli – kto inny bronił, zdobywał pokarm itp. Nagrodą była możiwość realizacji potrzeb z wyższych szczebli. Innowacje przez 250 lat skupiały się na wspieraniu tego by krąg uprzywilejowanych rósł – infrastruktura, samochody, pralki, zautomatyzowana produkcja … Zapewne jeszcze nie koniec – biedy wciąż dużo, a przed nami nanotechnologia. Jednak dzisiaj próbujemy innowacji na wyższych piętrach drabiny potrzeb i chyba zwyczajnie musimy się jeszcze sporo nauczyć ja to robić.
6 października o godz. 12:39 73470
@Borys Stokalski: Maslow jest passe ale to właśnie dlatego analiza Gordona nie ma do końca sensu. Ona raczej jednak wpasowuje się w dyskusję o gospodarce realnej i niematerialnej. Niewątpliwie pozostaje kwestia pomiaru wartości w gospodarce i produktywności. Biorąc pod uwagę, że jako jeden z pierwszych, jeśli nie pierwszy analitycznie pokazał znaczenie IT dla produktywności, warto razem z nim poćwiczyć odpowiedzi na postawione pytania (zwłaszcza wynikające z owych six headwinds).
6 października o godz. 12:58 73471
Gdy wszyscy mówią o wzroście gospodarczym jakby był dany z nieba to wypada zapytać: po co to wszystko?
„Wzrost gospodarczy ? zwiększenie się rocznej produkcji dóbr i usług” (wiki).
To ma sens w kontekście monetarnym ponieważ wzrost jest niezbędny do pokrycia długu. Natomiast w kontekście ograniczonych zasobów planety – nie bardzo.
6 października o godz. 15:02 73474
Teraz następuje raczej wyrównanie światowego rynku niż wzrost gospodarczy. Zaś twierdzenie, że dziś nie ma już „prawdziwych” innowacji wydaje mi się zdecydowanie na wyrost. Przed nami jeszcze długa droga. Komputery kwantowe, nanotechnologia, elektrownie plazmowe, bioinżyniera itd. – wszystko to będzie miało niewątpliwie wielki wpływ na rozwój świata. Ja uważam, że problem raczej tkwi w tym, że wszelkie innowacje nie są już precedensami skierowanymi na pewne określone terytoria. Zyskały bowiem zasięg globalny. Patrząc z perspektywy Zachodu, faktycznie można doszukiwać się stagnacji. W skali światowej mamy jednak wciąż gwałtowny rozwój. Coraz bardziej liczy się nie „gdzie”, lecz „co”.
Poza tym tak jak dobrze zauważył Bartek, wzrost gospodarczy to raczej puste hasło. No bo czy koniecznie trzeba stale produkować więcej i więcej by być szczęśliwym? Przydałoby się chyba w końcu jakieś nowe podejście, bo ekonomia, która wciąż na pierwszym miejscu stawia wzrost gospodarczy zdaje mi się być reliktem przeszłości. Zresztą temat ten był podjęty w książce „Miłość, wojna, rewolucja”, więc nie jest niczym nowym. Tym bardziej na tym blogu.
6 października o godz. 15:59 73477
Nawet nie chce mi się czytać podlinkowanych artykułów. Przecież na zdrowy rozum cały ten temat nie ma sensu. W sytuacji, kiedy tak mało programów pozwala nam realistycznie zasymulować zjawiska fizyczne czy chemiczne. Chcemy budować coraz bardziej skomplikowane rzeczy. Chcemy robić to coraz szybciej, coraz taniej, po coraz mniejszej liczbie prób czy eksperymentów, coraz bardziej niezawodnie, itd. Gospodarz przegapił całą kłótnię na temat smoleńskiej brzozy? Gospodarz myśli, że dr. Binienda jest idiotą? Sprawdził Gospodarz jego symulacje? A symulacje MAKu? A symulacje innych naukowców zaangażowanych w wyjaśnianie katastrofy? Ile według Gospodarza wynosi pierwiastek kwadratowy z podstawy logarymów naturalnych, czyli liczby e? Według mnie jest to 1.648721. Kosztowało mnie to 15 sekund czasu. 100 lat temu ile czasu Gospodarz by to wyliczał? Najpierw futro na łeb, potem koniom siano, potem kilka dni aby dostać się do miasta, w którym była biblioteka z tablicami logarytmicznymi. Nawet jeżeli Gospodarz już wiedział co to są logarytmy, co też takie popularne nie było. Większość ludzi mnieszkała na wsi i nie wiedziała.
Gdyby dziecko w przedszkolu mogło uruchomić program symulujący wszystkie zjawiska z otaczającego je świata tak jak dzisiaj uruchamia grę komuterową, z ta różnicą, że rezultaty symulacji rzeczywiście odpowiadały by prawdzie, to dyskusji smoleńskiej by nie było.
Do tego potrzeba lepszego dostepu do informacji – nowoczesnych bibliotek – dane tupolewa trzeba skądś wziąć – plus powszechnej wiedzy w społeczeństwie – plus narzędzi. Niczego z tych rzeczy nie ma nawet na horyzoncie w skali masowej. Biblioteki dalej są elitarne, już nie mówiąc o tym, że te specjalistyczne są płatne, wiedza dalej jest dobrem dostepnym elitom, narzędzi symualcyjnych dalej nie ma.
Nie chce mi sie dalej pisać, bo to sa takie oczywistosci, że aż strach.
Jak – czego nie życzę nikomu – ktoś w domu zachoruje na cokolwiek poważniejśzego niż – i tu ugryzłem się w język, bo wszystkie lekarstwa i metody leczenia są tak prymitywne, bez różnicy co do choroby, że aż strach. Gospodarz będzie leczony tak samo jak Iksiński, mimo tego, że ten ostatni co innego je, co innego pije, śpi w dzień, żyje w nocy, waży dwa razy tyle itd. Lekiem, który ma skuteczność 0.500000000000001 czyli technicznie był w próbach lepszy niz placebo.
Ludzkość nie rozwiązała najbardziej podstawowych problemów. Masa ludzi dalej – po tych mitycznych 250 latach rozwoju – jest głodna, spragniona, biedna, chora, smutna, mordowana, pozbawiona dostępu do wiedzy, itd., itp. Tylko mniejszość ma tyle luksusu, że stać ją na takie gdybania. Twierdzę też, że nawet ta mniejszość nigdy nie przemyslała grania w grę komputerową symulującą mechanizmy działania społeczeństw. Ekonomiczne ale nie tylko. Nie umie ani napisac gry robiącej to w sposób dokładnie oddający rzeczywistość. I zamiast tego, w jakimś napadzie zupełnie nieuzasadnionej pychy ignoranta – obwieszcza „koniec ekonomii”.
6 października o godz. 16:49 73482
Gospodarz: „Brakuje natomiast innowacji głębokich, zmieniających rzeczywiście gospodarkę”
Pozwole sobie wyrazic watpliwosci. „Na powierzchni” widac komputery w kontekscie rozrywkowo-gadgetowym; pzrecietny obywatel nie widzi komputerow tam gdzie one rzeczywiscie sa niezbedne i rzeczywiscie zwiekszaja produktywnosc i przynosza dochod.
Jestem czyms w rodzaju „chief scientist” w jednej z najwiekszych firm dostarczajacych oprogramowanie do optymalizacji dzialania systemow zaopatrzenia („supply channel”). Pelno w tej dziedzinie istotnych, powaznych innowacji, zwlaszcza na granicy na ktorej Artificial Intelligence przenika do zastosowan biznesowych.
Stednio, optymalizacja procesu dostaw zmniejsza koszta bezposrednie o okolo 30%. Dodatkowo, zmniejsza ilosc CO2, bo te koszta to glownie koszta transportu. A liczby sa duze: jeden z naszych klientow, firma posiadajaca 20% rynku na pewne produkty rolne w USA ma oszczednosci rzedu 300,000 dolarow dziennie. DZIENNIE, to nie pomylka.
Jezeli to nie zmienia gospodarki, to co zmienia? Nowy telefon o 2 milimetry cienszy i 23 gramy lzejszy? Nowy guzik na stronie Facebooka?
Tak na marginesie, w Polsce te systemy tez dzialaja, chociaz nie w takim zakresie jakby sie chcialo, ale powoli, powoli rzeczywistosc sie zmienia. Pod koniec miesiaca organizacja zwana Polskie Stowarzyszenia Managerow Logistyki organizuje w Warszawie kolejny Kongres (nie pamietam daty, jest na stronie PSML). Proponuje zajrzec i zapoznac sie z tematem. Oraz zbadac czy innowacje – rowniez te oparte o komputery – w tym zakresie przypadkiem tego i owego w gospodarce nie zmieniaja
7 października o godz. 1:51 73509
Maslow może i passez ale to się chyba ma nijak do mojego komentarza. Ja wszak nie na Maslowa się powołuję tylko na zróżnicowanie potrzeb i wartości co wydaje mi się być raczej faktem niezależnie od kroju garnitura. Pogląd że najpierw trzeba zaspokoić potrzeby fizjologiczne żeby odkryć inne – to właśnie chyba się zgrało u Maslowa – ma się do tego nijak. Co do odpowiedzi na paradoks Solowa to wydaje mi że dość wczesnie i dość konkretnie odpowiadał tez na niego Strassmann. Ale do mnie trafia najmocniej Carlota Perez, jestem raczej optymista co do perspektyw wzrostu. Nawet informatyka zdecydowanie nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Moim zdaniem pojawienie się prawdziwie inteligentnych funkcji w połączeniu z big data to kolejna potężna fala zmian i innowacji. Tak czy siak – się zobaczy 🙂
7 października o godz. 4:32 73516
zza kaluzy:
Przeczytalem Panski post kilkanascie razy i nie bardzo rozumiam jaka Pan stawia teze. Oryginalna teza bylo ze wplyw komputeryzacji na ekonomie sie „nasycil” i ze dallsze komputeryzacja niczego nie wnosi oprocz stagnacji. Teza, oczywiscie warta dyskutowania, i dyskutowana od dawna. Pierwsza powazna ksiazka poddajaca w watliwosc wplyw (pozytywny) komputerow na produktywnosc napisana zostala w roku 1995 (The Troubles with Computers, Usefulness, Usability and Productivity, Thomas K. Landauer, MIT Press). Ksiazka jest zreszta negatywno-konstruktywna: autor pzrewiduje ze w dluzszym horyzoncie czasowym komputery beda mialy pozytywny wplyw na produktywnosc.
Pan uwaza ze tematu tego nie mozan dyskutowac? I do do tego ma moznosc lub niemoznosc symulacji rzeczywistosci fizycznej przy pomocy komputerow? Czy Pan sie spodziewa pojawienia sie programow „symulujacych wszystko” i co to ma do rzeczy wplywem komputerow na produktywnosc? I do do tego ma prof. Binienda?
Natomiast wypada sie zgodzic z Panskim stwierdzeniem ze ludnosc nie rozwiazala jak dotad wszystkich swych problemow? Czy komputery sa temu winne?
Bedze sczezre zobowiazaby za rozjasnienie.
Tak na marginesie, scientysci socjalni sa dosyc slabi w analizie przyczynowo-skutkowej. Wykresy spadku produktywnosci zupelnie podobne od prezentowanych w artykule cytowanym przez Gospodarza mozna znalezc w zupelnie innej ksiazce, mianowicie The Race Between Education and Technology, Claudia Goldin, Lawrence F. Katz. Tyle ze autorzy ow spadek produktywnosci przypisuja spadkowi jakosci edukacji
7 października o godz. 8:15 73521
Trochę przypomina to analizę przedstawioną przez Stanisława Gomułkę w jego „Teorii innowacji i wzrostu gospodarczego”, gdzie sugerował, że wzrost gospodarczy się skończy w momencie, gdy innowacje (wg niego, siłą rzeczy) przestaną nadążać za deprecjacją kapitału.
7 października o godz. 9:34 73525
Kompletnie nie rozumiem tez czy też propozycji tez Pana Gordona. Cały rynek związany z rozrywką, kulturą i nauką zmienia się własnie dzięki gadżetomani. Błedny eksperyment myślowy z facebookiem – pytanie brzmi – czy muszę wychodzić z domu mając internet i tableta, gdyż czytam, oglądam, uczę się, kupuję a nawet pracuję mając w dłoni jedno urządzenie. Czy globalna sieć i cyfryzacja wszystkiego nie sprawi czasem, że problem budowania drog i mostów, czy też problem degradacji środowiska nie przejdzie do lamusa? Może będą chipy wszczepiane pod skóre które leczą choroby i lekarz nie będzie potrzebny, może będą wirtualne sporty i boiska przestaną być potrzebne? Gadżetomania jak narazie przeciera drogi i w bardzo dużym stopniu przemawia za wzrostem gospodarczym. Czym innym jednak będzie pojęcie gospodarki i tylko to się zmienia.
Dodatkowo:
Głębokie innowacje? a co to znaczy – rewolucja? Ile rewolucji może przeżywać jedno pokolenie? Mi internet wystarczy i jeszcze się nie znudził.
Komputery kwantowe, inżyneria genetyczna – co z tymi fantami, przecież to są oceany na które nie wypłyną jeszcze żaden statek, dopiero budujemy porty.
Koniec historii, koniec wzrostu = amerykański pragmatyzm dotarł do miejsca gdzie wali głową w mur.
7 października o godz. 10:44 73527
Dzięki za komentarze. Gordonowi chodzi o bardzo prostą rzecz – nie o to, czy nam się gadżety podobają, czy nie i czy nazywamy je innowacjami, czy nie, tylko jaki mają wpływ na wzrost produktywności. I pokazuje, że dynamika wzrostu wygasła, stawiając hipotezę, że już wyczerpał się prowzrostowy impuls z rewolucji komputerowo-internetowej. Nie twierdzi, że nie będzie dalszych rozwiązań technologicznych, tylko nie muszą one mieć pozytywnego wpływu na wzrost produktywności. Zwłaszcza jeśli uwzględnić wspomniane przez niego Six headwinds, czyli inne makrotendencje antywzrostowe. I wyraźnie też zaznacza, co powtórzyłem, że jego analiza odnosi się tylko do USA.
@Borys Stokalski: Borysie, Strassmana to chyba nawet mam od Ciebie 🙂 Kopa lat! A problem z potrzebami jest taki, że nawet te tzw. fizjologiczne nie są takie oczywiste – klasyczny przykłąd z badań nad bidą w Afryce, gdzie ludzie głodują ale płacą za abonament kablówki i telefon komórkowy. Polecam Poor Economics: A Radical Rethinking of the Way to Fight Global Poverty. Ale to oczywiście nie ma bezpośredniego związku z głównym tematem.
7 października o godz. 11:13 73528
@
Współcześnie stajemy się mniej kreatywni i potrzeby rozwiązywania praktycznych życiowych niedogodności zastępujemy potrzebą rozrywki (czy też życia społecznego a la Facebook)? Inaczej, człowiek ma taki nadmiar wszystkiego, że bardziej chce przetwarzać niż samemu tworzyć. Innowacja w efekcie zwalnia, gdyż mniejszy procent jest zainteresowany ulepszaniem swojego życia, lub też nie mamy takiej biologicznej presji aby walczyć z naturą – teraz rozumiem i ma to sens.
Powyższe świadczy automatycznie o tym, że nie potrzebujemy już takiego wzrostu i takiej produktywności. Być może obecny kryzys zmusza nas do refleksji nad tym czego właściwie potrzebujemy i na jakim polu powinniśmy być produktywni? I to zapewne miał na myśli Pan Gordon.
Dziękuje za wyjaśnienie.
7 października o godz. 16:45 73535
Gospodarz: „Gordonowi chodzi o bardzo prostą rzecz ? nie o to, czy nam się gadżety podobają, czy nie i czy nazywamy je innowacjami, czy nie, tylko jaki mają wpływ na wzrost produktywności. ”
Problem polega na tym ze gadhety powoduja SPADEK prodyktywnosci. Mowila juz o tym cytowana wyzej ksiazka Landauera – mimo ze ilosc gadgetow dostepnych w roku 1995 byla minimalna w porownaniu z dzisiejszymi czasami. Ale juz wowczas oceniano ze poczynania urzednikow polagajace na cyzelowaniu formatu teksow i arkuszy Excela kosztuja gospodarke 20 miliardow dolarow rocznie.
Dzisiaj – sredno przecietny pracownik spedza 2 godziny dziennie bawiac sie z facebookem i webem – w zupelnie prywatnych celach. Straty oceniane sa na 500 miliardow dolarow rocznie. Sa na ten temat porzadne i profesjonalne opracowania; zanim po nie siegne, dedykuje ten link:
„Employees spend an average of 1.86 hours per eight-hour workday on something other than their jobs, not including lunch and scheduled breaks, the survey found. Based on those averages, employee time-wasting costs U.S. employers an estimated $544 billion in lost productivity each year.
More than half (52%) of the 2,706 people surveyed admitted that their biggest distraction during work hours is surfing the Internet for personal use…
People born between 1950 and 1959 waste 0.68 hours at work each day, while those born between 1980 and 1985 admit they waste 1.95 hours”
http://www.inc.com/news/articles/200608/time.html
Jeszcze raz podkresle pomylke Gordona i podobnych: dla nich NIE MA zastosowan komputerow poza facebookiem, gmajlem i wikipedia. To tak jakby przeprowadzac analize efektywnosci i produktywnosci transportu wierzac gleboko ze jedyne samochody jakie gospodarka ma do dyspozycji to plastikowe samochodziki z serii Matchbox.
Przy okazji: jeszcze jedna interpretacja mozliwych przyczyn stagnacji gospodarczej – ksiazka The Great Stagnation: How America Ate All the Low-Hanging Fruit of Modern History, Got Sick, and Will(Eventually) Feel Better, Tyler Cowen
Teoria glosi ze wykorzystalizmy wszystkie latwe do implementacji zrodki wzrostu produktywnosci; dalszy wzrost jest mozliwy, ale bedzie zwiazany z duzo wiekszym wysilkiem i bedzie powolny. Analogia jest do zrywania jablek z dzrewa: zerwalizmy wszystkie jablka dostepne w zasiegu reki. Potem weszlismy na stolek i tez zerwalismy. Ale zeby dalej zrywac, potzrebna jest drabina, i to solidna.
Zas jak idzie o papier Gordona – nie wiem na czym Pan Gordon sie zna, ale komputery, technologia i ich zwiazek z produktywnoscia to nie jest jego mocna strona.
7 października o godz. 17:01 73538
Niestety nie zgubilem link do wypowiedzi ekonomisty, ktory widzi rewolucje technologiczna z eksploatacji lupkow i frackingu. Zbije to diametralnie ceny paliw i da wedlug niego kopa gospodarce na kolejne dekady. Niestety, to juz moja uwaga, zrujnuje tez klimat.
7 października o godz. 18:10 73540
AL 7 października o godz. 4:32
” I do do tego ma prof. Binienda?”
Zacznę od najłatwiejszego.
Prof. Binienda, w części z powodów swoich i swojej żony przekonań zdecydował się wziąć udział w pewnym spektaklu politycznym. Absolutnie ma tego prawo, tak jak każda inna osoba. Sednem miało być „wykazanie” czy „podanie dowodu” na taki a nie inny przebieg pewnego zjawiska fizycznego. Niestety tak to rozumie większość ludzi i tak jego rezultaty miały być wykorzystane przez pewnych polityków.
Takie reakcje ludzi, tzw. „masowego odbiorcy” biorą się z niezrozumienia istoty modelowania komputerowego. Niezrozumienia pojęcia hipotezy naukowej. Konieczności weryfikacji eksperymentem. Itd. Wszystkie te dziedziny, częściowo z powodu wymagań intelektualnych jakie stawiają, ale też częściowo z powodu słabości istniejących narzędzi i niewielkiej wiedzy o tych narzędziach wśród „szarego człowieka”, mogą być wykorzystywane właśnie tak jak były i dalej są wykorzystywane w Polsce. „Komputer” udowodnił. „Symulacja komputerowa udowodniła”. Prof. Binienda „dowiódł”.
Innymi słowy „było tak jak komputer prof. Biniendy pokazał”.
Ludzie nie wiedzą, jak się pracuje z takimi programami. Że one pomagają, ale że najpierw trzeba mieć doświadczenie „kalibrujące” wyniki symulacji tak, aby pokrywały się z doświadczeniem w danej przestrzeni zmiennych. W Polsce wygodnie jest obu stronom sporu zatrzymać się na poziomie połajanek słownych czyj profesor jest mądrzejszy aniżeli zrozumieć istotę problemu.
Dla ludzi komputer i symulacja to czary. Koniec kropka.
Jak ma się to do tematu poruszonego na blogu?
Ano w bardzo prosty sposób. Jak ktoś nie wie o istnieniu młotka to będzie gwoździe wbijał śrubokretem. Twierdził, że inaczej się nie da. Ludzie nie wiedzą co to symualcje. Co to automatyzacje. Jak pan napisał poprzednio – co to optymalizacje np. w takiej logistyce.
A jak im ktoś pokaże coś, co „komputer udowodnił” to będą klękać przed tym jak przed „swiętym” zaciekiem na szybie.
To są te rezerwy rozwoju i produktywności, o których pisałem. Mam nadzieję, że z czasem wiedza o możliwościach i o ograniczeniach narzędzi symulacji komputerowej wejdzie „pod strzechy” i da rozwojowego „kopa”.
————————————————————-
„Czy Pan sie spodziewa pojawienia sie programow ?symulujacych wszystko? i co to ma do rzeczy wplywem komputerow na produktywnosc?”
Zacznijmy na początek od dokładnego określenia daty następnego monsunu w Indiach. Kiedy się zacznie i kiedy będą przerwy w padaniu deszczy na danych obszarach Indii? Ile, gdzie i kiedy wody spadnie?
Gospodarz epatuje dramatycznie „końcem produktywności komputerów”. Ja twierdzę, że skutków zastosowania „komputerów” nawet jeszcze nie zaczęliśmy „zobaczać”. W Indiach od terminu nadejścia letniego monsunu zależy życie większej ilości ludzi niż zamieszkuje całą Europę i w dużo większym stopniu.
Nawet jak komuś komputer tylko zastąpił maszynę do pisania, to tkwią w nim jeszcze wielkie możliwości. W Polsce (i w Chinach) nie są jeszcze ani znane ani powszechnie stosowane programy typu WriteCheck czy Viper. Uczniowie, studenci i pracownicy naukowi mogą sobie kopiować i wklejać w „swoje” prace co chcą. Plagiaryzm kwitnie.
Pisałem już o fatastycznych możliwościach projektowania nowych leków. Mądrzejsi ode mnie dodadzą o szansach wykorzystania wiedzy z dziedziny genetyki. Poznania zasad pracy mózgu ludzkiego. Sposobów w jaki mózg (i reszta ciała) walczy i ulega wielu chorobom.
Przecież cała masa z tych technik nie jest w ogóle możliwa bez komputerów.
Łatwość, z jaką przychodzą mi na myśl przykłady-okazje na „zwiększenie produktywności” skłania mnie do stwierdzeń typu: „ten temat nie ma sensu.”. Nie jest moim celem zaprzestanie dyskusji, tylko dziwię się ignorancji i zarozumiałości niektórych ludzi, którzy w jakimś tylko im wiadomym celu wpisuja się w dobrze znana historię ogłaszania „końców”.
„The advancement of the arts, from year to year, taxes our credulity and seems to presage the arrival of that period when human improvement must end.”
7 października o godz. 19:52 73542
Ciekawe jaki procent ludzi- nawet w krajach wysoko rozwiniętych- ma jakąś ciekawość poznawczą, chęć rozwiązywania problemów, szukanie wyzwań- w sobie?
Przypuszczam że 5-10%….
Reszta zadowoliłaby się codziennym grillem i operami mydlanymi.
Po prostu nie uświadamiają sobie wyższych potrzeb, zajęci walką o byt, codzienne przetrwanie. Kolejne gadżety, eliminują kolejnych producentów i pracobiorców.
Pozostawiając jedynie konsumenckie nawyki napędzane przez reklamę.
Miliony plastikowych butelek i kanistrów spowodowały w Afryce przewrót- wiele wiosek produkujących gliniane dzbany, przestało mieć rację bytu…….
Czy mięso z próbówki spowoduje upadek ferm bydła?
Synteza białka upadek producentów ziarna?
I co wtedy z ludźmi?
Nanotechnologie to ciekawy segment. Zastąpić mogą pracę w każdej dziedzinie.
Tyle że na produkty tak wytworzone nie będzie stać konsumentów na bezrobociu, lub bez niego….
7 października o godz. 19:54 73543
vps
7 października o godz. 11:13
Homo ludens ma jedną wadę- musi zarobić na zabawę……
A to zaczyna być problemem…..
8 października o godz. 0:35 73552
zza kaluzy: „Łatwość, z jaką przychodzą mi na myśl przykłady-okazje na ?zwiększenie produktywności? skłania mnie do stwierdzeń typu: ?ten temat nie ma sensu.?. ”
Zgadzam sie z powyzszym i wszystkim innym co Pab napisal. Zgadzam sie w 200 procentach
8 października o godz. 0:43 73553
zza kaluzy:”Takie reakcje ludzi, tzw. ?masowego odbiorcy? biorą się z niezrozumienia istoty modelowania komputerowego. Niezrozumienia pojęcia hipotezy naukowej’
Oraz niezrozumienie pzrez niektorych naukowcow zasad i prawidel etyki zawodowej. Etyki zawodowej naukowca.
8 października o godz. 4:10 73566
wiesiek59 7 października o godz. 19:52
„Nanotechnologie to ciekawy segment. Zastąpić mogą pracę w każdej dziedzinie. Tyle że na produkty tak wytworzone nie będzie stać konsumentów na bezrobociu, lub bez niego?.”
Jeżeli wytwory starszej siostry nanotechnologii czyli mikrotechnologii mogą być jakąś wskazówką, to będzie wprost przeciwnie. Nie wiem na jakim sprzęcie pisze pan swoje wpisy na tym blogu, ale jest duże prawdopodobieństwo, że gdyby chciał pan kupić nową baterię do swojego laptopa to tym samym podwoiłby pan jego wartość. I tylko dlatego, że wysyłka rzeczy zakupionych na allegro czy na eBay też kosztuje. Bo netto bateria byłaby dwa razy droższa. Mam pod ręką pięć działających laptopów, które żal mi wyrzucić, bo ciągle działają wzorowo. Najgorszy ma 1.8 GHz procesor, 2GB RAM i 7 lat życia za sobą. Do internetu na razie całkowicie wystarcza. A ma już W głowie się nie mieści, jakie są możliwości coraz to nowych technologii, których cena spada w błyskawicznym tempie. „Bezrobotny” może poczekać kilka lat i nabyć fantastyczną „byłą nowinkę” za grosze. Dostać w prezencie od kogoś, komu właśnie się znudziła. W najgorszym razie znaleźć przy śmietniku. Jeżeli cena produktów nanotechnologii będzie spadała podobnie szybko albo szybciej jak cena wyrobów mikro to ten czas dostępu bezrobotnego do drogiej nowinki tylko się skróci. A cena pozostanie albo stała (czyli znikoma) albo bezrobotny dostanie za darmo. U mnie w pracy stoją pojemniki na używane ubrania, buty i telefony komórkowe. Szefostwo zachęca do wrzucania i żartobliwie, ale jednak objeżdża za wrzucanie rzeczy „zbytnio używanych”. Albo komórek bez baterii czy ładowarek samochodowych. Na pudełku z używanymi komórkami pisze, że są przeznaczone dla „kobiet – ofiar przemocy domowej”.
8 października o godz. 7:27 73573
@ Al
„Jeszcze raz podkresle pomylke Gordona i podobnych: dla nich NIE MA zastosowan komputerow poza facebookiem, gmajlem i wikipedia. To tak jakby przeprowadzac analize efektywnosci i produktywnosci transportu wierzac gleboko ze jedyne samochody jakie gospodarka ma do dyspozycji to plastikowe samochodziki z serii Matchbox.”
Trafnie ujete. Jesli siegnie sie glebiej, do bardzo wyspecjalizowanych sfer naszego dzialania nie za bardzo widac „koniec swiata” . Rownie trafne uwaga o ” cyzelowaniu formatu teksow i arkuszy Excela” . Moge dodac ze swej strony iz czesto owo cyzelowanie ( czyli kolorowe „fidrygalki” tak latwo dostepne przez nacisniecie klawicza) maja przeslonic brak tresci i sensu – czesto cala pare idzie w przyslowiowy gwizdek.
Pozdrawiam
8 października o godz. 7:39 73575
@
Ja bym spadku produktywności nie wiązał bezpośrednio z bezrobociem, czy kryzysem ekonomicznym. To jest raczej spowodowane dołączeniem Azji do wolnego rynku. Ja temat zrozumiałem w ten sposób, że siła robocza przerzuca się z fabryki produkującej nowoczesne żarówki do fabryki tworzącej nową wersje Ipada. Więcej populacji globu uczestniczy aktywnie w produkowaniu dóbr nie odpowiadających bezpośrednio za rozwój technologiczny świata (lub dóbr nie mających bezpośredniego wpływu na gospodarkę). Jest to jednak pozorne i chwilowe, gdyż całą branże IT należy mierzyć inną miarą. Internet można porównać do dobra które zmieniło świat i miało wpływ na wzrost gospodarczy, co nie oznacza, że jest on już w pełni wykorzystany i będziemy tylko przetwarzać co nam dane. Ja tu widzę ogromną zmianę zachowań konsumentów i wiele branż upadnie a wiele powstanie na nowo. Rozłoży się to jednak w czasie dlatego można odnieść wrażenie, że ludzkość nie wymyśla już niczego zmieniającego naszą rzeczywistość.
8 października o godz. 7:43 73576
W inżynierii materiałowej (w skali nano) metody symulacyjne dopiero powstają. Paradoks polega na tym, że trudno o dobrego modelarza, bo giełdy ich wysysają. Ale widać postęp – w moim zespole (dziesięć osób) już dwie zajmują się modelowaniem i przewidywaniem eksperymentu przy pomocy FEM.
Co do rosnących kosztów kształcenia: Trzy nowe platformy kursowe plus Akademia Khana i TEAL – w każdym z tych wdrożeń widać potencjał technologiczny.
@ Wiesiek
„Czy mięso z próbówki spowoduje upadek ferm bydła?”
Nie rozumie Pan problemu. Nano ma mnóstwo ciekawych rozwiązań, ale problemem jest upscalling. W epoce płynnego kapitału mało kto inwestuje w ryzykowne wdrożenia na skalę masową. Rynek elektroniczny to wyjątek, automoto-, aero- czy chemia są nadal bardziej konserwatywne.
8 października o godz. 14:28 73592
Wszystkim „pzrewidywaczom” tego ze „komputery sie skonczyly” polecam nastepujacy artykul:
„The CIA and Jeff Bezos Bet on Quantum Computing
With funding from the Amazon founder and the CIA’s investment arm, the Canadian company D-Wave is gaining momentum for its revolutionary approach to computing.
…
D-Wave’s supercooled processor is designed to handle what software engineers call „optimization” problems, the core of conundrums such as figuring out the most efficient delivery route, or how the atoms in a protein will move around when it meets a drug compound. „Virtually everything has to do with optimization, and it’s the bedrock of machine learning, which underlies virtually all the wealth creation on the Internet,” says Geordie Rose, D-Wave’s founder and chief technology officer. In machine learning, a branch of artificial intelligence, software examines information about the world and formulates an appropriate way to act in the future. It underpins technologies such as speech recognition and product recommendations and is a priority for research by companies, such as Google and Amazon, that rely on big data….”
http://www.technologyreview.com/news/429429/the-cia-and-jeff-bezos-bet-on-quantum-computing/
8 października o godz. 18:32 73606
Większość wynalazków była początkowo gadżetami, nie wyłączając internetu, komputery osobiste, telefony, telewizory, samochody, samoloty itd. Istnieje teoria, że rolnictwo zostało wynalezione w celu produkcji piwa.
Sprowadzanie wzrostu gospodarczego lub jego braku wyłącznie do kwestii technicznych to płaski determinizm. Historycznie w Europie były dwa okresy spadku produkcji i zaludnienia: pod koniec starożytności (III-VI w.) i pod koniec średniowiecza (XIV w.). W obu przypadkach raczej nie można mówić o braku postępu technicznego, ale raczej wyczerpywaniu się zasobów szybszym od postępu, a także rozkładzie społeczeństwa z innych przyczyn i dodatkowo epidemii chorób. I nie były to okresy wesołego odpoczynku.
Zdecydowanie nieprawdziwa i groźna jest wizja, że jak nie będzie wzrostu, to będziemy sobie wesoło odpoczywać. Jeśli tak zrobimy, skonsumujemy kapitał (palenie meblami w piecu) i szybko zbiedniejemy. Prognoza zahamowania wzrostu wydaje mi się prawdopodobna, ale skutek będzie odwrotny do tego, co się przy tej okazji sugeruje. Żeby utrzymać dotychczasową strukturę produkcji w niesprzyjających okolicznościach, trzeba oszczędzać i pracować więcej, a nie mniej. I tu istnieje niebezpieczeństwo, że opinia publiczna pójdzie za politykami (i ekonomistami) obiecującymi, że wystarczy więcej skonsumować, żeby ?rozkręcić? gospodarkę.
8 października o godz. 20:00 73613
Dla mieszkańca pustyni albo bezdomnego Hindusa telefon komórkowy jest zapewne ważniejszy niż dla mnie. Gdyby jednak zabrakło wody w mieście, telefon albo facebook i dla mnie mogłyby okazać się ważne.
Życie w świecie bez wzrostu produkcji jest jak najbardziej możliwe i tu się zgadzam z czeskim autorem (nie czytałem książki, aczkolwiek jego wypowiedzi w wywiadach trochę mnie irytują w zakresie formy, tj. opowiadania mitów, bajek i legend). Być może już żyjemy w takim świecie, jeśli chodzi o zachód. Wskaźnik PKB fałszuje sytuację, m.inn. nie uwzględnia procesów nie zakończonych, które stanowią znaczną część gospodarki. Wydaje mi się, że społeczeństwo żeby się przestawić potrzebuje co najmniej jednego pokolenia wychowanego w nowych warunkach. Pokolenie obecnych 20-30latków jest być może w najgorszej sytuacji, bo musi spełniać wymagania z poprzedniej epoki, na co nie ma możliwości. Wschód rozwija się gwałtownie dzięki młodemu społeczeństwu, jak zachód po wojnie, za 30 lat to się skończy. Zachód pierwszy wszedł w kryzys i pierwszy powinien się przystosować. Znowu okaże się, że bogaci mają łatwiej.
Przed okresem nowoczesnego wzrostu produkcja rosła bardzo wolno, ale jednak rosła, o czym świadczy przyrost ludności. W tempie ok. 1 promila rocznie i ten wskaźnik pasuje także dla czasów prehistorycznych. W XIX w. wzrosła do kilku promili rocznie, w XX do maksymalnie 2,2 procenta około 1960 roku, od tego czasu zwalnia w wartościach względnych, a od 2000 i bezwzględnych.
Wg podręcznika Historii gospodarczej świata Cameron Neal w okresie przełomu starożytności i średniowiecza wyzwoleni rolnicy zapoczątkowali stały postęp techniczny w rolnictwie. Nie wiem, czy to prawda, ale mogłoby to oznaczać, że bieda przyspiesza zmiany organizacyjno-techniczne na podstawowym poziomie.
8 października o godz. 22:11 73628
Krzysztof Mazur: „że opinia publiczna pójdzie za politykami (i ekonomistami) obiecującymi, że wystarczy więcej skonsumować, żeby ?rozkręcić? gospodarkę.”
I poszla. O czym swiadczy na przyklad ostatnie „hoopla” z telefonem iPhone5. Ludzie stali w kolejce tydzien i wiecej. Najpilniej studiowana informacja na Wall Street jest „consumer confidence index” – czy ludnosc kupuje czy nie kupuje, a jezeli kupuje to ile? Gdyby ludnosc nei wymieniala co roku swych telefonow komprkowych, iPadow i telewizorow, gospodarka by nie upadla, ale by miala klopoty. W USA, haslo „BUY, BUY, BUY” jest miara patriotyzmu. Zreszta, telefony i elektroniczne gadgety to trend ostatnich lat, Znam z literatury lata 50 – 60 gdy kazdy nowy model samochodu byl tak wyczekiwany jak dzis iPhone, i nie kupienie najnowszego modelu bylo dowodem ze obywatel ma jakies klopoty finansowe, i ogolnie nie jest wart zaufania.
Niestety, tak zwana „Cywilizacja Zachodnia” napedzana jest smieciami i marnotrawstwem. Studiowal to zagadnienie brytyjski antropolog Mike Thomson. Opublikowal ksiazke „Rubbish Theory” w ktorej analizuje wplyw smieci na rozwoj naszej cywilizacji. Wnioski sa dosyc porazajace.
9 października o godz. 8:25 73665
Na kursach MBA popularny jest case: wypowiedź wiceprezesa IBM o tym, że komputery nigdy nie bedą miały zastosowania w gospodarstwach domowych. Miała ona miejsce na kilka miesięcy przed założeniem Microsoftu.
Przełomy technologiczne i ekonomiczne są słabo przewidywalne, mozna jednak zaobserwować, że występują coraz częściej choćby z tego powodu, że coraz więcej ludzi zaangażowanych jest w naukę.
Ponadto, jesli wierzyć Mihei Kako, jesteśmy czymś w rodzaju cywilizacji jaskiniowców, bo energię czerpiemy ze starych roślin. Dużo więcej nie wiemy niz wiemy. Wszystko przed nami.
A czy wzrost gospodarczy się wyczerpał? Moim zdaniem wyczerpie się wtedy, gdy całośc ludzkości osiągnie granicę godnego życia poza którą większośc nie ma potrzeby dalszego bogacenia się. Ponoć dochód ten odpowiada 70 000USD w warunkach USA na gospodarstwo domowe. Jesteśmy od tego bardzo daleko.
9 października o godz. 8:51 73670
Coś mi się wydaje, że ludzkość zmierza w kompletnie innym kierunku, niż się to wieszczom wydaje.