Temat szkoły wraca za sprawą dwóch pretekstów. W sobotę wybrałem się do Sieradza, gdzie w ramach Boomu Kultury uczestniczyłem w debacie o edukacji. W piątek z kolei francuskie ministerstwo edukacji opublikowało raport z dotychczasowej debaty „Refondons l’ecole de la Republique” (Odbudujmy szkołę Republiki). Francuzom udało się zrobić to, czego nasz MEN boi się jak ognia – uspołecznić dyskusję o szkole i odtechnokratyzować.Sieradzka debata zorganizowana przez łódzki klub „Krytyki Politycznej” odbywała się w gościnnych progach Powiatowej Biblioteki Publicznej. Zaczęliśmy od pytania o dzisiejszą młodzież – co o niej wiemy i czego nie wiemy, oraz jak tak wiedza i niewiedza przekładają się na sposób działania instytucji edukacyjnych i kulturalnych. Oczywiście, jako główny powód napięć między młodzieżą, a światem rządzonym przez dorosłych wskazano sposób korzystania z nowych mediów. Początkowo obawiałem się, że pójdziemy ścieżką wybrukowaną stereotypami o tym, że młodzież jest do niczego, bo nie czyta, nie uczestniczy w kulturze, jest odspołeczniona etc.
We wprowadzeniu pokazałem, że owszem, mogą być problemy z tradycyjnymi formami uczestnictwa w kulturze – szefowa sieradzkiego Biura Wystaw Artystycznych potwierdziła, że nie sposób młodych zaciągnąć na wystawy. Gdy jednak podrapaliśmy temat, okazało się, że na tych wystawach nie ma także nauczycieli, a w ogóle to frekwencja nie jest oszałamiająca. W sumie wychodzi na to, że akurat (co potwierdzają różne badania) uczestnictwo w żywej kulturze koreluje z aktywnością w Sieci. A z Sieci najaktywniej korzystają młodzi, którzy nie tylko piracą, lecz także chodzą do kina, jeżdżą na koncerty, festiwale, etc. Jeśli nie chodzą na wystawy, do muzeów to być może problem mają te instytucje, a nie młodzież?
Tak dyskutując doszliśmy do kwestii samej szkoły, która okazuje się być instytucją najbardziej nieadekwatną do praktyk społecznych i kulturowych młodych ludzi. Na ile do tych praktyk powinna się dostosować? A na ile być instytucją normatywną, wymuszającą pewne zachowania i uczącą kompetencji? Pytanie banalne lecz działa jak zapalnik granatu – szkoła w Polsce całkowicie abdykuje z bycia instytucją normatywną (w sensie pozytywnym), jest fabryką konformizmu, a pustkę aksjonormatywną wypełnia rozwiązaniami technokratycznymi. Szaleństwo testowe zamiast być ograniczane rozwija się w kierunku coraz intensywniejszego mierzenia wszystkich aspektów funkcjonowania szkoły: edukacyjna wartość dodana, ramy kwalifikacji, etc – wszystko to służy temu, żeby nie trzeba było odpowiadać na bardziej zasadnicze pytanie: po co w ogóle nam dziś szkoła powszechna.
Francuzi podążający do niedawna podobną ścieżką zbuntowali się. Głównym motywem kampanii wyborczej Francois Hollanda była reforma edukacji i odwróceniem destrukcyjnych tendencji zainicjowanych przez prawicę. Zaraz po wyborach nowy minister edukacji, jeszcze przed mianowaniem zapowiedział likwidację testomanii. Potem ruszyła narodowa debata pod hasłem „odbudowy szkoły Republiki”, w piątek został opublikowany raport podsumowujący dotychczasową dyskusję. Francuscy socjaliści uznali, że szkoła jest jedynym powszechnym i uniwersalnym instrumentem, za pomocą którego można odbudować szeroko rozumiane wartości republikańskie, polegające m.in. na włączeniu wszystkich mieszkańców kraju jako obywateli, realizację postulatów równości i sprawiedliwości poprzez wyrównanie szans za pomocą szkoły. Ta jednak, żeby spełniła tak zdefiniowane zadania musi się zmienić. Po pierwsze, poprawić jakość działania, stąd program kształcenia nauczycieli i zatrudnienia, mimo kryzysu, dodatkowych 60 tys. nauczycieli. Dalej upodmiotowienie uczniów i unowocześnienie przez otwarcie na rewolucję cyfrową.
Zobaczymy, co Francuzom wyjdzie – mnie się podoba sposób podejścia do sprawy. Odmienny od Polskiego. My też mieliśmy mieć debatę o edukacji, Kongres Edukacji zorganizowany dwa lata temu przez minister Katarzynę Hall miał jednak na celu jedynie chwalenie, jak jest dobrze (w kontekście wyników badań PISA i opublikowanego wówczas przez Instytut Badań Edukacyjnych raportu o edukacji). Autyzm administracji edukacyjnej był i jest zdumiewający – podczas spotkań takich, jak w Sieradzu czy podczas Kongresu Obywatelskiego wyłania się zupełnie inny obraz szkoły. Najwyraźniej jednak nie mieści się on w skalach narzędzi pomiarowych stosowanych przez MEN, więc można się nim nie zajmować. A rozkład systemu, jak opisywałem w poprzednim wpisie o edukacji następuje.
Tu link do tekstu na temat edukacji, jaki ukazał się najnowszym numerze magazynu „Kontakt”
8 października o godz. 10:22 73583
Dziękuję za debatę. Ciekawe jest to, że do takich samych wniosków dochodzimy w debatach w Łodzi, Sławnie lub Gdańsku. Nawet moi rozmówcy spoza środowiska lewicowego są zdecydowanymi przeciwnikami testomanii.
Nie ma innej drogi rozwoju państw niż inwestycje w edukację. Widać to na przykładzie Chin, Finlandii czy USA. Okresy prosperity są ściśle związane z poprawą szkolnictwa.
8 października o godz. 12:36 73585
Dobra szkoła jest KULTUROTWÓRCZA….
Ale nasi decydenci stawiają na ich likwidację i oszczędzanie za wszelką cenę. Efekty krótkowzroczności podjętych dzisiaj decyzji, będą widoczne za lat kilkanaście….
8 października o godz. 14:32 73594
wiesiek59: „Dobra szkoła jest KULTUROTWÓRCZA?.”
Ja tam mam wymagania minimalne: uczen po szkole powinien umiec dodac dwa ulamki i umiec obliczyc procent
8 października o godz. 15:13 73596
AL
8 października o godz. 14:32
Pani Radziwiłł- ex minister Oświaty zresztą, swego czasu napisała pracę magisterską p.t „Kulturotwórcza rola dworków ziemiańskich na obszarach wiejskich”….
Wyobraź sobie, że wymuszona ze względów finansowych likwidacja szkół, klubów, domów kultury, pozostawi na naszej wsi i w małych miasteczkach jedynie parafie i remizy OSP……
Jak wpłynie to na poglądy mieszkańców?
Poza tym, dojazdy do większych miejscowości, czy stancje, są kosztowne. Efektem będzie kończenie edukacji na gimnazjum…..
Ludność wielkomiejska ma szerszy wybór możliwości kontaktu z kulturą. Przy obecnym trendzie likwidowania wszystkiego, mieszkający na wsi mają problem….
8 października o godz. 16:04 73597
Marcin Zarod: „Nie ma innej drogi rozwoju państw niż inwestycje w edukację. Widać to na przykładzie Chin, Finlandii czy USA”
Nie wiem jak jest w Chinach i Finlandii, ale w USA koncepcja „wiecej pieniedzy-lepsza edukacja” poniosla sromotne fiasko. Mimo znaczne zwiwksonych nakladow finansowych na edukacje, jakosc edukacji bynajmniej nie wzrosla, a jakby spadla.
Natomiast faktem jest ze kiepska edukacja odbija sie negatywnie na produktywnosci i wzroscie gospodarczym. Co natomiast zrobic aby jakosc edukacji sie poprawila – sa rozne koncepcje, ale obracajace sie w strefach nierealizowalnych hipotez i poboznych zyczen.
8 października o godz. 16:37 73600
Co do celowości przygladania się „jak to robia inni” – absolutna zgoda. Im więcej na ten temat wiedzy, tym lepiej. Co dwie głowy…
Ale styl pisania też trzeba poprawić, bo trąci chwaleniem za „wypracowaniem kilkuset procent normy”:
Gospodarz pisze:
„Po pierwsze, poprawić jakość działania, stąd program kształcenia nauczycieli i zatrudnienia, mimo kryzysu, dodatkowych 60 tys. nauczycieli.”
Jak zwykle za szybko, bez oddechu.
Jaka jest we Francji liczba nauczycieli?
Czy 60 tys. to jest 5 czy 10% tej liczby?
Jaka jest jej roczna czy piecioletnia fluktuacja?
Czy te 60 tys. zostanie zatrudnionych w jednym czy w pięciu latach? Jaka jest tendencja na wykresie liczby dzieci w szkolnej klasie we Francji?
Czy dane dla Polski wykazują podobne czy różne tendencje do danych francuskich?
Co mówią testy na temat wpływu wielkości klasy na wyniki nauczania?
Co mówi rynek pracy?
Czy i jest jakaś korelacja pomiędzy dobrobytem danego państwa, jego rozwojem gospodarczym, innowacyjnością a wielkością klasy?
Wszystko, co do tej pory wyczytałem na temat edukcji nauczyło mnie, że jakość nauczyciela ma dużo większe znaczenie niż wielkość klasy czy stosunek liczby uczniów do liczby nauczycieli. Wynagrodzenie nauczyciela (absolutne i względne do średniej w danym kraju) też jest ważne. Samodzielność dana temu dobremu i dobrze wyselekcjonowanemu a także właściwie motywowanemu nauczycielowi ma zasadnicze znaczenie dla jego zadowolenia z pracy i dla wyników nauczania. Minimalizacja szkolnej biurokracji, w skrócie – uproszczenie i polepszenie zarządzania szkołami.
Stosunek uczniów do nauczycieli jest na dalszych miejscach jak się przypatrzyć najważniejszym zmiennym wpływającym na wyniki kształcenia. No i oczywistym błędem jest nie zauważyć, że tendencje demograficzne w Polsce i we Francji są odwrotne. Po resztę danych odsyłam choćby do Eurostatu czy wyników PISA.
Widze tutaj podobieństwo do tego wielokrotnego, i w artykułach prasowych i w książkach trąbieniem Gospodarza o „przenoszeniu produkcji spowrotem do USA” na przykładzie politycznie motywowanej propagandy aktualnego prezesa GE o zatrudnienia tylu pracowników, ile odpowiada ułamkowi rocznej naturalnej fluktuacji spowodowanej odchodzeniem na emeryturę. I to tylko w USA a nie na całym świecie.
Jeszcze raz – bardzo dobrze i bardzo pouczająco jest porównywać to, co dzieje się gdzie indziej. Ale tę strawę intelektualna trzeba jeszcze umieć pogryźć i strawić. Przy stole, na obrusie, powoli, po francusku. A nie na chybcika, w tramwaju, z patyka.
8 października o godz. 18:51 73607
@zza kałuży: dzięki za pouczenie. Ma Pan chyba jednak przesadne oczekiwanie od blogu – analiza, jaką Pan chciałby przeczytać wymaga książki. Do takich książek odsyłałem i odsyłam – w tym wpisie do witryny francuskiego MEN, tam znajdzie Pan pełne informacje. Informacja o zwiększeniu zatrudnienia jest tylko przykładem, co wynika z tekstu (jeśli czyta się go ze zrozumieniem), całośiowego sposobu w jaki Francuzi podeszli do kwestii szkoły i edukacji.
Proszę wolniej sugerować, że jeśli na napisałem wszystkiego, co by Pan chciał przeczytać, to tego nie wiem . Bo może się Pan pomylić. Tak jak w komentarzu do wpisu o innowacjach. Zarzucając komuś ignorancję łatwo wpaść w arogancję. Różnica ta, że ja pod swoją ignorancją się podpisuję, Pan ze swoją arogancją występuje anonimowo.
8 października o godz. 20:24 73617
Ideologiczny przechył szkodzi nawet najprzystojniejszym i najbardziej elokwentnym community organizers. Nawet jak są właściwego koloru i nawet jak po trzeciej przegranej debacie napadną na Iran. Nie jest pan właściwego koloru no i tego Iranu brak. Tak więc proszę mniej tego organizerskiego zacięcia.
Pierwszy przyznam się do błedu, iż bardzo rzadko chwalę pańskie ciekawe tematy, które porusza pan na tym blogu.
Wielokrotnie z pańskiego blogu dowiaduję się rzeczy, o których nie miałem pojęcia. Czytam o książkach, opracowaniach, konferencjach i dyskusjach, o których, biorąc pod uwagę resztę mojego życia – nigdzie indziej bym nie usłyszał. Z pewnością poszerza pan moje horyzonty myślowe, jakkolwiek mała była by to pana satysfakcja. Ja się cieszę, gdyż w moim wypadku, biorąc pod uwagę poziom startowy, każdy postęp to tysiące procent zmiany. Mogę wymienić kilka przypadków, kiedy od pana, piszącego w końcu z drugiego końca świata, dowiadywałem się nowych rzeczy na temat kraju i społeczeństwa w którym sam od wielu lat żyję. Cenię sobie pańską ogromna paletę zinteresowań, pańską aktywność badacza i właśnie tego organizatora-katalizatora inteligentnych i dobrze poinformowanych dyskusji na najważniejsze tematy społeczne. Kogoś, kto bardzo wyraźnie dużo pracy wkłada w próbę zastąpienia medialnego szumu i hałasu na bzdurne tematy wymianą myśli na tematy istotne.
Proszę od tej pory uważać, że jak nic nie piszę to znaczy, że bardzo mi się podobało, albo że co najmniej „zatkało” mi procesor, przepełniło pamięć i teraz będę trawił przez tydzień, jak krokodyl.
Od czasu do czasu jednak mam wrażenie, jakby przesadzał pan z czymś, co mnie kojarzy się z sensacjonalizmem. Liczby, cyfry, bach, bach, bach. Czy widzisz czytelniku jak wszystko błyskawicznie się wokół nas zmienia! Czy widzisz te mechanizmy, te struktury procesów?! To jest tak i tak – masz tu teorie, masz tu najnowsze (i najstarsze, i wszystkie pomiędzy) warte zapoznania się opracowania i rozdziaw gębę z podziwu nad mądrością tych wszystkich myślicieli, za którymi tak trudno nadążyć.
Brakuje mi w pańskich blogach pewnego dystansu do rzeczywistości. Nie wszystko dzieje się z szybkością pożaru w sklepie z firankami i nie na wszystko należy reagować tak jakbyśmy musieli wynieść z tego sklepu płaczące dziecko w wózku przy kasie.
Jeżeli czuje się pan dotknięty moimi uwagami, to przepraszam za ich ostrość. Taki mam zwyczaj, że dla ludzi, których uważam za idiotów jestem bardzo grzeczny. Z nimi nie ma sensu dyskutowac na żadne tematy i jedyne, co można zrobić to się zgodzić. Nie ma lepszego sposobu na zminimalizowanie z nimi kontaktu. Swoje uwagi wolę kierować tylko do mądrzejszych i inteligentniejszych od siebie, gdyż tylko z nimi mam poczucie, że wymieniając myśli nie jestem na tym interesie stratny.
8 października o godz. 20:33 73620
@ wiesiek59
8 października o godz. 12:36
Zgadzam sie calkowicie, ze rola szkoly powinna byc kulturotworcza. Jak zwykle myslimy tak samo. Ale bedac ostatnio w Polsce bylem na kilku spektaklach teatralnych i – szok, ile mlodziezy. Nie zagonionych przez szkoly, czy rodzicow, ale sami przyszli. Sadzac z „jezyka ulicy” to tragedia. Ale idac do teatru, miejsc nie ma, a w wiekszosci to mlodzi ludzie. Czyli jednak spragnieni kultury i sztuki. To, co napisal Szanowny Autor o wystawach i muzeach, to swieta prawda – muzea skostniale, a wystawy tak hermetyczne, ze jak nie jest sie w kregu tworcow, to ciezko sie polapac. W dodatku zero informacji. Mozna popatrzec na dziwne obrazy i rzezby, ale one same nie przemawiaja, tylko estetycznie. Informacji nie ma. Masz sie widzu domyslic. To wiadomo, ze nikt nie przyjdzie. To samo w muzeum – zakurzone eksponaty z malymi karteczkami. Zadnych wystaw, imprez (tak – imprez) promujacych muzeum. Nic. Pochodz sobie, obejrzyj – i tyle.
Odbieglem od tematu szkoly, ale chodzilo mi o to, ze atmosfera jest taka sama. Pisalem wielokrotnie, ze szkola powszechna jest od tego, by nauczyc pisania i liczenia, bo od tego jest. Nie od uczenia religii! Pod tym wzgledem zgadzam sie z AL. Jesli jednak program przewiduje inne zadania, to powinna byc jak najbardziej kulturotworcza. Ale jaka szkola? Podstawowa, gimnazjum, liceum?
Szanowny Autor pisze o „wyrownaniu szans”, czyli w Ameryce „rownym starcie”, ale to mrzonka. Wszedzie na swiecie (Francji nie wylaczajac) sa szkoly elitarne i zawsze beda. Co nie znaczy, ze absolwenci beda bardziej wyksztalceni. Po prostu – inaczej. A szkoly powszechne powinny zapewniac MINIMUM wyksztalcenia, jak pisze AL. Reszta zalezy od rodzicow, a nie od szkol. Choc zgadzam sie, ze szkola powinna wszczepic w jakis sposob glod wiedzy, ale nie mozna zaspokoic wszystkich potrzeb. Wolalbym, aby szkoly zapewnialy to mininum, a nie silily sie na cos wiecej. To i tak bylby juz postep.
No i prosze nie przeceniac roli szkol. To rodzina i srodowisko ksztaltuja mlodego czlowieka. Wiem z doswiadczenia, ze jak sie wrzuci mlodego czlowieka w towarzystwo, gdzie zupelnie nie przystaje, to czyni mu sie tylko krzywde.
Pozdrawiam.
8 października o godz. 20:37 73621
Ja w sprawie tych ułamków i procentów, ponieważ natknąłem się niedawno na sprzedawcę z średnim wykształceniem, który nie tylko nie potrafił w głowie przemnożyć dwóch liczb 1,7×2,5, ale także nie umiał tego zrobić na kartce papieru, a kalkulator miał źle wyskalowany, więc upierał się przy błędnym wyniku. Mam trochę lat, więc zapewniam wszystkich młodszych, że w spożywczaku do którego posyłała mnie mama, pani ekspedientka po zawodówce mnożyła i dodawała bardziej złożone „słupki”.
Po latach przerwy w maturze z matematyki, zaciekawiły mnie problemy jakie mają do rozwiązania maturzyści i szczęka mi opadła, bo ja zdając przed laty do szkoły średniej, zdałbym tą maturę w cuglach. Tak, tak kochane dziatki, kiedyś na jedno miejsce w dobrej szkle średniej było nawet kilkunastu kandydatów i trzeba było ich pokonać na egzaminie wstępnym.
Uczestnictwo w kulturze było w czasach mojej szkolnej młodości powszechnie dostępne, a to ze względu na znikome ceny wstępów do kina, teatrów, opery, że nie wspomnę o muzeach i książkach.
Nie, nie moi mili, nie chcę powrotu tamtych czasów, ale nad edukacją powszechną warto się zastanawiać i spierać o nią.
Pozdrowienia z oślej ławki (często w niej gościłem)
8 października o godz. 21:45 73627
wieseik59: „Ludność wielkomiejska ma szerszy wybór możliwości kontaktu z kulturą. Przy obecnym trendzie likwidowania wszystkiego, mieszkający na wsi mają problem?.’
Podkreslano tu wielokrotnie – Gospodarz i dyskutanci – ze w dzisiejszych czasach dostep do kultury wyglada inaczej niz w latach 50: wiekszosc rzeczy dostepna jest zdalnie i cyfrowo. Nie wiem czy „domy kultury” to nie przezytek, i czy biblioteki nie powinny funkcjonowac inaczej (i funkcjonuja, przynajmniej tu gdzie meiszkam). Wiec mieszkancy prowincji nie sa Z DEFINICJI kulturalnie nieuprzywilejowani.
Natomiast zgadzam sie co do do kultorotworczej roli szkoly (moj wtret z ulamkami mial sugerowac ze szkola nei powinna sie ograniczac do propagowania kultury ale i UMIEJETNOSC). Jak napisal byl Cliff Stoll w znakomitej ksiazce Silicon Snake Oil – prawda jest ze kazdy mzoe posluchac w internecie symfonii Mozarta., Ale nie poslucha jezeli NIE BEDZI WIEDZIAL co to jest symfonia i kto to byl Mozart. I to jest wlasnie rola szkoly: powiedziec mu co to takiego
8 października o godz. 22:13 73629
@zza kałuzy: nie mam żadnego problemu z komentarzami, nawet dowolnie ostrymi, gdy są adekwatne do treści i kontekstu. Blog to nie czasopismo naukowe, blog dziennikarza to uzupełnienie innych form jego działania, artykułów i książek. Od pamfletu nie oczekuje się tego samego, co od eseju. Notka na blogu z linkami do tekstów ważna jest z podlinkowanymi tekstami. 60 tys. nauczycieli we Francji czy wypowiedź Immelta to tylko ilustracje pewnej zmiany myśkenia. Czyż w USA, Francji, Niemczech nie dyskutuje się o potrzebie reindustrailizacji? Po to właśnie piszę ten blog, żeby testować pomysły, na gorąco, z ryzykiem nadinterpretacji. Mój blog, moje ryzyko. Komu się nie podoba, ma ponad 100 mln innych blogów do trolowania.
8 października o godz. 23:46 73636
Werbalista: ” i muzeach, to swieta prawda ? muzea skostniale, a wystawy tak hermetyczne, ze jak nie jest sie w kregu tworcow, to ciezko sie polapac. W dodatku zero informacji. Mozna popatrzec na dziwne obrazy i rzezby, ale one same nie przemawiaja, tylko estetycznie. Informacji nie ma. Masz sie widzu domyslic. To wiadomo, ze nikt nie przyjdzie. To samo w muzeum ? zakurzone eksponaty z malymi karteczkami. Zadnych wystaw, imprez (tak ? imprez) promujacych muzeum. Nic. Pochodz sobie, obejrzyj ? i tyle’
Pewnie pisze Pan z Polski?… Tu gdzie meiszkam, na amerykanskiej prowincji (Midwest) jakos muzea nie sa martwe – imprezy „ukulturalniajace” dla osob w roznym wieku, „warsztaty” dla osob w roznym wieku. W malej miejscowosci w stanie Vermont – taka duza miejscowosc ze ma jedno i tylko jedno skrzyzowanei ze swiatlami – male ale znakomite muzeum. Z bogatym porogramem interaktywno-kulturalnym i doksztalcajacym
No pewnie, Ameryka bogata. Obama szasta pieniedzmi. Merde. Tu gdzie meiszkam i tam w Vermont – to instytucje prywatne zyjace wylacznie z nielicznych datkow bogaczy i licznych skladek nie takich znow bogaczy
A w Polsce?… No… zeby nam sie chcialo chciec… Ale po co? ONI zrobia. A jak nei zrobia to wyjdziemy na ulice. I zazadamy.
9 października o godz. 4:52 73648
@ Gospodarz
„Mój blog, moje ryzyko. Komu się nie podoba, ma ponad 100 mln innych blogów do trolowania.”
Majac wiele szacunku dla Pana jak i przemyslen zawartych w blogu , uwazam iz powyzsze jest wyjatkowo niefortunnym stwierdzeniem. Ciekawe, iz jakis czas temu, w goraczce dyskusji podobnego argumentu uzyl red. Szostkiewicz. W zwiazku z tym przeszla mi przez glowe taka mysl, w sumie zwiazana ze szkolnictwem. Sadze, ze w polskich szkolach przydaloby sie wprowadzenie zajec z „publicznego debatowania”.
Patrzac wstecz na me lata szkolne i widzac jak z dyskusjami radza sobie przedstawiciele innych nacji – warto.
Pozdrawiam
9 października o godz. 6:27 73655
@vandermerwe: dzięki, pewno ma Pan rację. Specjalnie jednak przerysowałem w kontekście akurat pewnych komentarzy, które z kilku względów z dyskusją wiele wspólnego nie mają. Choćby z powodu asymetrii, ja podpisując się pod wpisami siłą rzeczy piszę na swoje ryzyko. To tylko stwierdzenie faktu. Anonimowy komentator korzysta z przywileju zasłoniętej przyłbicy, co bardzo łatwo prowadzi do przekształcenia się komentowania w trolowanie. Czasem jeszcze gorzej, bo we flaming. Jak napisałem, witam wszystkie, najbardziej krytyczne komentarze, choćby dlatego że można się z nich wiele nauczyć. Z trolowania jednak nic nie wynika, poza statystyką. Pozdrawiam
9 października o godz. 7:50 73658
@ ZZ
„Wszystko, co do tej pory wyczytałem na temat edukcji nauczyło mnie, że jakość nauczyciela ma dużo większe znaczenie niż wielkość klasy czy stosunek liczby uczniów do liczby nauczycieli. Wynagrodzenie nauczyciela (absolutne i względne do średniej w danym kraju) też jest ważne. ”
1. Patrz postulaty OSKKO i ZNP. Przy negocjacjach związek-rząd-samorząd, związek sam postulował wzmocnienie selekcji do zawodu (znany casus Finlandii).
„Samodzielność dana temu dobremu i dobrze wyselekcjonowanemu a także właściwie motywowanemu nauczycielowi ma zasadnicze znaczenie dla jego zadowolenia z pracy i dla wyników nauczania. Minimalizacja szkolnej biurokracji, w skrócie ? uproszczenie i polepszenie zarządzania szkołami. ”
Testomania i biurokracja w Polsce mają się dobrze. Polecam rzut oka na Eurydice i porównanie ilości egzaminów w Polsce i w Finlandii (skoro jesteśmy przy paradygmacie PISA).
2. Polscy uczniowie zdają trzy egzaminy selekcyjne, fińscy tylko jeden.
3. Rozwarstwienie edukacyjne w Polsce zaczyna się na poziomie dostępu do przedszkola, a system słabo je niweluje. W Finlandii dostęp do przedszkoli jest bardziej powszechny. W tę stronę idzie np. polityka edukacyjna Łodzi do 2020.
„To jest tak i tak ? masz tu teorie, masz tu najnowsze (i najstarsze, i wszystkie pomiędzy) warte zapoznania się opracowania i rozdziaw gębę z podziwu nad mądrością tych wszystkich myślicieli, za którymi tak trudno nadążyć. ”
Nikt za Ciebie myślał nie będzie. Dostałeś dane wejściowe, reszta należy do Ciebie.
@ AL
„A w Polsce?? No? zeby nam sie chcialo chciec? Ale po co? ONI zrobia. A jak nei zrobia to wyjdziemy na ulice. I zazadamy.”
Polecam lekturę pierwszego akapitu wraz z linkami. Nie ma żadnych „ich”, nie ma „zażądamy”. Są konkretne imprezy w konkretnych placówkach kulturalnych robione przez konkretnego NGOsa.
@ Śleper / Werbalista
Mamy w Polsce cztery miliony uczniów i kilkadziesiąt tysięcy nauczycieli. Nie interesuje mnie dyskusja na poziomie anegdot ze spożywczaka.
9 października o godz. 15:59 73698
Marcin Zaród 9 października o godz. 7:50
„@ZZ
1/ w części dotyczącej edukacji
Dziękuję za rewelacyjną informację, że wiem, o czym piszę.
2/ „Nikt za Ciebie myślał nie będzie. Dostałeś dane wejściowe, reszta należy do Ciebie.” Gdybyż jeszcze @MZ wiedział, czym „dane wejściowe” różnią się od „co zagarnęła łopata”.
20 listopada o godz. 17:09 85475
W szkołach nic się zmieni, dopóki każdy inny wydatek – choćby piłka nożna, w której jesteśmy beznadziejni – będzie pilniejszy. Dopóki państwo zamiast an edukację, wydaje pieniądze na niedochodowe imprezy i pensje poza ustawa kominową, nie ma co dyskutować o poprawie jakości szkolnictwa.