Wydawca amerykańskiego „Newsweeka” zapowiedział, że z końcem roku dokona eutanazji papierowej edycji tygodnika. Szkoda dalej się męczyć, 80 lat to i tak piękny wiek. Wydawca obiecuje jednak lepsze życie w cyfrowym raju.
Stało się nieuniknione, w USA zostanie już tylko „Time”. Trudno walczyć z rzeczywistością, gdy przecinają się dwie tendencje: koszty dystrybucji treści w wersji papierowej są niezmiennie wysokie, a baza czytelnicza systematycznie maleje. Koszty dystrybucji w wersji cyfrowej są niższe, a baza czytelnicza cały czas rośnie z każdym sprzedanym tabletem. Brakuje jeszcze dobrych modeli biznesowych na transformację z papieru do Internetu, o ile czytelnicy dość chętnie zmieniają format, większy problem z reklamodawcami. Ekonomika reklamy w Internecie jest inna, niż w mediach rażenia masowego. Pewno jednak to tylko kwestia czasu, gdy wszystkie tendencje umożliwią przekroczenie rubikonu i przejście prasy do epoki cyfrowej, czyli pożegnanie papieru.
O ile… No właśnie, odsyłam do wpisu Wojtka Orlińskiego „Wojna starego dziennikarstwa z nowym„, który na swym blogu przygląda się ewolucji dziennikarstwa. Wojtek z lubością rozprawia się z utopiami samoorganizującego się Internetu, ostoi przyzwoitości, wolności i szacunku. Tak może było w epoce usenetu i irca, w epoce serwisów społecznościowych rządzą trole i korporacje zachęcające troli do aktywności, bo nakręcają klikalność. To, że zabijają dyskusję. Who cares?
Ciekawym suplementem do tych uwag jest książka „After the Future” włoskiego radykała Franco Berardi Bifo, który analizuje m.in. transformację sfery publicznej we Włoszech do wideokracji. W mediach jest wszystko, każda opinia, nadmiar prowadzi jednak nie tylko do kakofonii, lecz również banalizacji sfery publicznej. W końcu wygrywa taniec na rurze, koniecznie pod wodą i z łyżwami.
Życzę więc amerykańskiemu „Newsweekowi”, by znalazł życie po śmierci odzyskując przy tym swoją formę sprzed lat. Bo ostatnio, ratując się przed zgonem i tak niebezpiecznie zbliżał się do „włoskiej” ścieżki opisanej przez Bifo.
19 października o godz. 10:40 74619
Wszyscy Ci ‚rozprawiający się z nowymi mediami’ po prostu nie zauważają ciekawych stron – znajdują tonę śmieci i wydaje im się, że to już wszystko. Średnia jakoś stron w internecie na pewno jest niższa od średniej jakości gazet papierowych – ale jest tych stron tyle, że tych ciekawych jest i tak więcej niż kiedykolwiek mogło zaistnieć w papierze.
19 października o godz. 12:12 74632
Ale popatrzcie, takie działania są potrzebne. Bez nich rynek [prasy] nie tylko stoi w miejscu ale z każdym kolejnym dniem traci. Musimy w końcu popchnąć ten problem do przodu – przyzwyczajać ludzi do czytania z tabletów, bo to one są przyszłością dla prasy. Takie jest moje zdanie.
Fajna notka 😉
19 października o godz. 16:13 74656
Jak wykle, Gospodarz ma tendencje do szynkiej generalizcji… Upadek prasy papierowej? Wydaje sie ze pogloska o mierci prasy papierowej jest przedwczesna. Wystarczy wejsc do ksiegarni Barnes&Noble ktora mam na rogu i zobaczyc 20 metrow regalow – od podlogi do wysokosci czlowieka – pelnych czasopism papierowych. Niektore grube na palec.
Upadek Newsweeka jest upadkiem Newsweeka a nie „prasy papierowej”
Newsweeka zaczalem subskrybowac w 1985 roku. Po 20 latach pzrestalem. W okresie swietnosci Newsweek byl wszedzie. Potem zaczal pozbywac sie doskonalych fotografow i zastepowac ich „freelancers”. Niestety, „freelancer” nie wylozy z wlasnej kieszeni 20 tysiecy dolarow zeby pojechac gdzies w centrum wydarzen ktore jest akurat w Azji, po to tylko aby ewentualnie dostac za zdjecie 500 dolarow. To samo z dziennikarzami. Dobre dziennikarstwo wymaga doskonalego warsztatu, a ten kosztuje. Jak sie zaplaci mniej, to i warsztat bezie nie taki. Wiec Newsweek zaczal marsz w kierunku „tabloidyzacji” – zamiast wiadomosci politycznych zaczely sie pokazywac wiadomosci z Hollywood. Co spowodowalo wycowanie reklam powaznych firm, i z kolei dalszy narsz po „spirali smierci”
Neistety, Newsweek sie pzreliczyl. W trakcie tabloidyzacji powazni czytelnicy odeszli, a ci ktoryc czytaja National Enquirer jakos nie przyszli – i nie dziwota. Newsweek nie jest w zasiegu ich radaru.
Pojawily sie tez oiszczednosci w dystrybucji. Dwa lata temu byla aplikacja na Androida, ale znikla. W skleope spozywczym na polce z gazetami jest Time ale Newsweeka nie ma. W ksiegarni B&N jest Time ale Newsweeka nie ma.
Niestety, to nie „nowy trend”. To zwyczajnie niekompetencja i mismanagement. Oraz dosyc wymagajacy czytelnicy. Upatrywanie w tym „ewolucji medialnej” to duze przesada. Albo „ideologiczne chciejstwo”. Innymi solowy, pobozne zyczenia entuzjastow internetu i „nowych mediow”.
A tak w ogole… Prenumeruje Kindlowa wersje Polityki. Niestety, to jest 30% tego co sie ma gdy trzyma sie papier w reku. Mimo ze mam owa Kindlowa wersje, kupuje wersje papierowa jak tylko mam okazje. Mimo ze jeden numer papierowy kosztuje mnie tyle co 2 miesiace subskrybcji elektronicznej.
19 października o godz. 16:16 74658
Zbigniew Lukasiak: „Wszyscy Ci ?rozprawiający się z nowymi mediami? po prostu nie zauważają ciekawych stron ”
Proponuje lekture opowiadania Lema: „O tym jak Trurl z Klapaucjuszem demona drugiego rodzaju skonstruowali aby zbojce Gebona pokonac”
To wieszczy obraz Lema o smieciach zalewajacych internet. Byc moze wsrod tych smieci sa wartosciowe informacje, ale ze wzgledu na proporcje miedzy smieciami a nie-smieciami, owych nie-smieci odszukac nie sposob
20 października o godz. 1:49 74721
Szanowny Redaktor sie myli. Era „prasy” papierowej juz sie skonczyla. „Polityka” zyczy sobie kilkanascie zlotych za „cyfrowa” wersje. Ale ja nie chce czytac „Polityki”, tylko poszczegolnych felietonistow. „Polityka” nie ma zadnych wiadomosci, tylko komentarze. Niektorych zupelnie nie jestem ciekaw, to dlaczego mam za to placic? To samo z Newseek’iem. Nikogo to juz nie interesuje. Playboy upada, bo zmienil format i stal sie malo ciekawy. Tak jest z wiekszoscia prasy i magazynow. Wszystko mozna znalezc w sieci, wiec zaden tytul juz raczej nie ma racji bytu. Co ma racje bytu – to serwis prasowy, gdzie mozna sobie zamowic artykuly na konkretne tematy oraz komentarze konkretnych autorow. Coz, zdradzilem pomysl za miliard dolarow, ale trudno.
Pozdrawiam.
20 października o godz. 8:01 74757
Werbalista. Zgadzam sie w 100%.
Mnie tez bardziej bolalyby platne felietony niz wiadomosci czy komentarze, ktorych w internecie jest w brod.
I to wlasnie (przynajmniej dla Polityki) moze byc pomysl „za miliard dolarow” 🙂
Proponuje wydawcom prasy klasycznej honorowe wyjscie pod haslem „Dokonujemy eutanazji papierowej naszych gazet, aby ratowac zycie lasow rownikowych”
20 października o godz. 8:09 74760
Tak jak ciągle z trudem potrafię sobie wyobrazić sensowne zastosowanie domowej drukarki 3D tak ciągle pamiętam obwieszczenie prasowe, które wyczytałem we wczesnym dzieciństwie. Artykuł dotyczył rewolucji w dystrybucji prasy jaka właśnie wtedy dokonywała się w ZSRR. Sprawcą owej rewolucji miał być jakiś nowowystrzelony satelita przeznaczony do przesyłania wiadomości, w tym cyfrowej postaci bieżącego wydania dziennika „Prawda”. Świeżutki numer „Prawdy” zamiast tradycyjnie być wiezionym ciężarówkami a potem samolotami i znowu ciężarówkami drogą satelitarną z redakcji w Moskwie docierał w kilka sekund do drukarni gdzieś na Syberii aby dopiero tam zostać przelanym na papier. Satelita skracał czas dystrybucji było nie było dziennika z 2-3 dni do paru godzin. O ile mnie pamięć nie zawodzi to artykuł nazywał „Prawdę” gazetą codzienną o największym na świecie nakładzie i całkiem słusznie widział w satelitarnej drodze dystrybucji rewolucję.
A jak do tego wszystkiego się mają drukarki 3 czy 2D? Ano zamiast wymyślać wielowymiarowe cudeńka dlaczego ludziki nie wymysliły jeszcze dystrybucji prasy metodą druku danego czasopisma w domu nabywcy? Ja wiem, tusz jest zwariowanie drogi, papier byłby drogi, drukarka droga, a przynajmniej taka, która te sto stron w minutkę i w dobrej jakości machnie. No ale skoro jakieś 3D się wymyśla, to dlaczego wysiłek nie idzie w kierunku potanienia technologii druku do poziomu, na którym ci, którzy dalej wolą dotyk papieru i zapach farby drukarskiej nie mogliby sobie raz-dwa wydrukować „Polityki” z internetu? Części osób wystaczy tylko czytanie na ekraniku, część wydrukuje sobie całość numeru a część tylko kilka artykułów. Głupi pomysł?
20 października o godz. 11:37 74776
A ja sobie myślę, że nie mamy na to wpływu. Wielu przestrzegało o sieci, cyfryzacji i o konsekwencjach i pewnie wiele też się sprawdzi. Nikt jednak nie ma wpływu na to, że wygrywa taniec na rurze zamiast debaty o literaturze. Można ograniczyć emisje ogłupiającej treści ale automatycznie ogranicza się dochód miliona osób itd itd coś za coś a decyzje w wolnej rzeczywistości człowiek podejmuje w wolny sposób. Skoro ulegamy swoim instynktom i słabościom, wybieramy łatwiej i mniej ambitnie, to wygląda na to że tacy właśnie jesteśmy. Kiedyś człowiek walczył sam ze sobą. Dochodziło do tego, że palono się na stosie i ścinano sobie głowy. Dzisiaj pozwalamy się ponieść temu co siedzi w nas i ewolucja sama zdecyduje czy to nas zniszczy czy posunie jakiś krok dalej. Moim zdaniem wybrniemy i z tego i będzie lepiej. Czasami trzeba upaść aby się podnieść i już więcej nie upadać.
20 października o godz. 14:56 74794
koniec prasy drukowanej to także koniec dbałości o język, a treść – w necie zawsze można ją zmienić…
20 października o godz. 18:51 74821
nie.
na pewno nie koniec.
20 października o godz. 19:36 74829
Do wiadomosci Gospodarza: Podczas (dosyc burzliwej) dyskusji na temat przyszlosci samochodow i spraw srodowiska, natknalem sie na ksiazke
Plug-in Hybrids: The Cars that will Recharge America, Sherry Boschert
Polecam! Opisuje „oddolna” inicjatywe kregu entuzjastow ktorzy stworzyli nowy model napedu samochodu: plug-in hybrid, oraz polityczna otoczke wokol „czystego” samochodu. Przypomina czasy Jobsa, Wozniaka i Gatesa w dziedzinie komputerow. Tyle ze dziejace sie aktualnie (ksiazka wydana w roku 2006)
Ciekawy punky startowy do ewentualnych dalszych dyskusji; rozniez w kontekscie ksiazki „Makers” (co do ktorej, jak pisalem, jestem sceptyczny)
20 października o godz. 23:32 74852
Nie byłoby całego szaleństwa internetowego funta kłaków niewartego, niewprowadzającego w istocie ŻADNEJ nowej jakości do życia, nie byłoby upadku wielu branż, gdyby nie żądni sensacji dziennikarze, którzy byle g capną, rozdmuchają do granic nieprzytomności i – ku uciesze marketingowców – wmówią ciemnemu ludowi, że bez tego nie da się żyć. Jak z technologią dotykową – nie jest ważne, że utrudnia życie i w istocie opóźnia wykonanie czynności – ważne, by był ruch w interesie. A muchy na lep lecą.
Bez wiadomości z Internetu da się żyć, nikomu nie jest potrzebny aktualny komunikat co 5 minut, bo na przebieg wydarzeń w 99,99% przypadków i tak nie ma wpływu. A jeżeli kogoś interesuje pogłębiona analiza, to i tak sięgnie po gazetę papierową, chyba że w wieku 50 lat chce znaleźć się na neurologicznym śmietniku.
Psychiatrzy też już zacierają ręce.
Jeżeli Polityka pójdzie śladem Newsweeka, straci większość czytelników. Bo Inetrnet jest dla przygłupów, których interesują tylko nagłówki. Jeżeli taka ma być przyszłość cywilizacji zachodu, to następcy już czekają – z turbanami na głowie.
21 października o godz. 12:57 74915
@Andrzej Lewandowski – Lem to oczywiście jeden z moich ulubionych autorów – ale moje doświadczenia internetowe są nieco inne niż to co opisane w tym opowiadaniu – żeby znaleźć następny ciekawy artykuł autora niniejszego bloga nie muszę przeszukiwać całego internetu – wystarczy, że zajrzę pod niniejszy adres. Po jakimś czasie używania internetu każdy buduje taki filtr który wyszukuje dla nas te informacje, które nie tylko są prawdziwe ale także ciekawe.
21 października o godz. 16:16 74929
@ gżdacz
20 października o godz. 23:32
Szanowny Komentator z pewnoscia nie wie co pisze, albo pracuje przy kopaniu rowow, do czego rzeczywiscie Internet nie jest potrzebny. Ja pracuje w takiej dziedzinie, gdzie co chwile trzeba cos sprawdzic, albo wypelnic odpowiedni formularz. Wiec – przed era sieci – musialem jechac do specjalistycznej biblioteki na drugi koniec miasta, zeby sprawdzic tylko jedna informacje. Po formularze musialem jezdzic do odpowiedniego urzedu. I prosze mi nie wypominac, ze przeciez moglem sie zaopatrzyc w nie z wyprzedzeniem. Probowalem, ale formularze sie zmieniaja szybko, a urzad odrzuca te wypelniony na staryn druku. Dzieki Internetowi juz tego robic nie musze. Oszczedza to straszna mase czasu i obniza koszty.
Podobnie jest ze specjalistycznymi wiadomosciami. Owszem – kosztuja, ale sa na biezaco, na wyciagniecie reki.
Poglebiona analiza? Probowal Szanowny Komentator zaprenumerowac, albo – co gorsza – przeczytac wszystkie tygodniki i miesieczniki? Ja tez nie. Ani czasowo, ani finansowo nie jest to mozliwe, nie mowiac o kupie makulatury w domu. Dzieki Internetowi moge sprawdzic, co pisza w Wall Street Journal, New York Times, International Harald Tribune, czy Atlantic Monthly – nie mowiac o setce innych tytulow.
Nie wiem, co Szanowny Gzdacz uwaza za „poglebiona” analize? Na interesujacy mnie temat czytam zazwyczaj kilka opinii roznych autorow, uwazanych za ekspertow i dopiero wyrabiam sobie wlasne zdanie. Przed nadejsciem sieci tez bylo to mozliwe, ale o niebo trudniejsze. Poza tym w Polsce nie bylo, a i dalej nie ma, dostepu do zagranicznej prasy (jesli nie liczyc Forum), wiec bylismy i jestesmy zdani na papierowe, polskie media. Internet otwiera caly swiat, wiec moge przeczytac artykul w Le Monde, Frankfurter Zeitung, albo Los Angeles Times. Tego przed Internetem nie bylo.
Widac przyglup jestem.
Pozdrawiam.
21 października o godz. 17:33 74934
@ zza kałuży
20 października o godz. 8:09
To dobry pomysl z tym drukiem. Kiedys sobie wydrukowalem ksiazke z Internetu (zadne piractwo, legalne, bezplatne wydanie). Tylko druk, zadnych obrazkow. Musialem tylko poprzestawiac tytuly rozdzialow, no – ogolnie – typografie. Drukowala sie dlugo, bo choc byla to dosc krotka nowela, to jednak miala ponad sto stron, albo dwiescie, juz nie pamietam. Wiec ta ksiazeczka „za darmo”, w druku kosztowala mnie pol dnia pracy i caly „cartridge” za ponad trzydziesci dolarow. Te sama ksiazeczke nabylbym za okolo dziesiec dolarow i nie zajeloby mi to pol dnia. Drukowana Polityka w kolorze i ze zdjeciami pewnie kosztowalaby 10 razy wiecej niz papierowe wydanie, nie mowiac o stracie czasu. Wiec, wedlug mnie, czas druku definitywnie przeminal. Ksiazek kupuje jeszcze mase, bo sa wygodniejsze w czytaniu w papierowej wersji, ale coraz czesciej mysle o czytniku. Prasy juz nie kupuje w ogole, bo nie ma po co. Wszystko jest w sieci. Tyle, ze jeszcze nie w takim formacie, jakbym sobie zyczyl. Ale i to przyjdzie.
Pozdrawiam.
21 października o godz. 18:21 74939
zza kaluzy: „No ale skoro jakieś 3D się wymyśla, to dlaczego wysiłek nie idzie w kierunku potanienia technologii druku do poziomu”
Bo czytanie jest sprawa przeszlosci
Opowiem panu kawalek. Jak uczylem na pewnym amerykanskim uniwesytecie pzredmiotu Software Engineering, doszedlem do wniosku ze studenow computer engineering trzeba nie tylko uczyc programowania, prowadzenie projektow i podobnych kwestii techhnicznych, ale i komunikacji. Albowiem spora czesc pracy inzyniera polaga na komunikacji z innymi inzynierami, i jezeli ta czesc szwankuje to i projekt moze pasc.
Wiec wpadlem na taki pomysl ze zrobimy kooperacje z Englsh Department, studenci beda pisali programy i dokumentacje, ja bede ocenial programy, a English Department dokumentacje. I bedzie pare wykladow w ramach mojego kursu prowadzonych przez English Department.
Koncepcja okazala sie doskonala; wszyscy wielcy z uniwersytetu popierali, cieszyli sie i o tym pomysle nawet pisala prasa. Wsrod studentow rozeszlo sie ze bedzie jakis rewelacyjny kurs, a ze bylem popularnym wykladowca, na pierwszy wyklad przyszlo tyle osob ze zabraklo miejsc siedzacych. Ja mialam mowe i facio z English Department mial mowe. Objasnilismy co i jak.
Na nastepny wuklad przyszly 3 osoby, i kurs trzeba bylo zamknac, bo bylo za malo chetnych. Pytalem studentow: dlaczego? „My pisac nie bedziemy” oswiadczyli.
Pewnie jako ze ma Pan kontakty z amerykanskimi inzynierami, wie Pan ze wiekszosc inzynierow nie jest w stanie pzreczytac instrukcji do czegokolwiek: musza miec „training”. mam do czynienia na co dzien z afcetami z uniwersyteckim wyksztalceniem ktorzy nie sa w stanie czytelnie napisac technicznego tekstu na pol strony. Badania wykonane pzrez ACM pokazaly ze srednio, „information worker” czyta jedna profesjonalna ksiazke raz na 3 lata. W dziedzinie w ktorej wiedza dewaluuje sie po 2 latach.
Wiec niech Pan nie oczekuje ze ktos bedzie inwestowal w drukarki, masowe i tanie. W koncu, ksiazki na liscie bestellerow new York Times maja po 50 tysiecy nakladu. W 250 milionowym kraju. No, chyba ze jest to ksiazka o tajemnicach sypialni celebryty z Hollywood…
21 października o godz. 19:11 74945
Newsweeka akurat nie czytam, ale likwidacja papierowych wersji jest dobra. Ich istnienie sztucznie zawyża ceny wersji elektronicznych. W tej chwili prenumerata roczna papierowej Polityki kosztuje 208 zł. Czyżby rzeczywiście 208 zł minus koszty papieru, przygotowania, druku, dystrybucji, plus narzut w miejsce przychodów z reklam, które nie weszły do wersji elektronicznej, dawały razem 192 zł? Bo tyle wynosi koszt 12 miesięcy prenumeraty elektronicznej. Różnica nie pokrywa nawet kosztów wysyłki Pocztą Polską.
Dlatego lepiej ubić wersje papierowe. Dla miłośników – kioski ‚printing on demand’. A wersje elektroniczne wreszcie staną się naprawdę dostępne cenowo.
22 października o godz. 14:19 75044
Petros at Free lab: „Dlatego lepiej ubić wersje papierowe”
Rzem z dzienikarzami? Bo jak wiadomo, wersja elektroniczna bedzie sie sporzadzac sama. Albo wydrukuje sie na dtukarde 3D
Koszt drukowania/dystrybucji jest pomijalnie maly w porownaniu z produkcja. I na skutek oszczedaznia na kosztach owej produkcji Newsweek padl
22 października o godz. 14:22 75045
Werbalista: „Prasy juz nie kupuje w ogole, bo nie ma po co.”
To mi Pana szkoda. Niech Pan porowna elektroniczne wydanie New York Tiems z papierowym.
A o czytniku nei ma co myslec. Ja mam z 5. Jak czytam na czytniku, przypomina mi sie powiedzonko mojej Babci: „Jedzcie dorsze, g…nooo gorsze”
22 października o godz. 16:11 75057
Lukasiak: „ale moje doświadczenia internetowe są nieco inne niż to co opisane w tym opowiadaniu”
A moje dokladnie takie jak Lema. Mam na mysli mechanizmy generacji „wiedzy” i „informacji”
22 października o godz. 16:18 75059
Werbalista: „Dzieki Internetowi moge sprawdzic, co pisza w Wall Street Journal, New York Times, International Harald Tribune, czy Atlantic Monthly”
Owszem. Sprawdzic. Ale przeczytac juz nie. Bo Wall Street Journal (wersja elektroniczna) kosztuje 20 dolcow miesiecznie, New York Times tez mniej wiecej tyle… To co jest dostepne za darmo, to na ogol naglowki artykulow i polowa pierwszego paragrafu.
Proponuje pojsc na Gazete Wyborcza – tekst dostepny pzrez Plano, 20 zlotych miesiecznie. Proponuje sprawdzic czy Polityka daje wszystko za darmo.
Niestety, Panie i Panowie… Informacja jest TOWAREM. I kosztuje. Takze w tej dziedzinie obowiazuje zasada: „Tyle masz ile zaplaciles”. Co dotyczy ilosci i jakosci
22 października o godz. 16:33 75063
Panu zza kaluzy dedykuje: Od niejakiego czasu istnieje pomysl „printing kiosks” – ekran, wybiera sie ksiazke, wsadza karte kredytowia, idzie na kawe, a w miedzyczasie ksiazka jest wydrukowana
Kodak, On Demand Books and ReaderLink Join Forces for In-Store Book Printing at Retail
ROCHESTER, N.Y., Sept. 12, 2012 /PRNewswire/ — Eastman Kodak Company, the worldwide leader in retail imaging solutions, with a global footprint of 105,000 KODAK Picture Kiosks, On Demand Books, and ReaderLink today announced they have partnered to revolutionize the way all types of printed books will be marketed, sold and produced at point of sale. The venture brings together On Demand Books’ innovative, in-store Espresso Book Machine? to national retailers integrated with KODAK Picture Kiosks, giving consumers a full-service digital-to-print media center for all their custom print needs: from photo books, custom/local self-published titles, to educational supplements, and more.
…
The Espresso Book Machine, the only digital-to-print at retail solution on the market today, has begun to dramatically change the book industry by giving consumers the ability to produce a self-published book, or print on demand a book from more than seven million in-copyright or public domain titles, in less than four minutes. By integrating this solution with the KODAK Picture Kiosk, this capability will be expanded to produce perfect bound, high-quality Kodak Photo Books in minutes for in-store pick up….
Calosc tutaj
http://www.prnewswire.com/news-releases/kodak-on-demand-books-and-readerlink-join-forces-for-in-store-book-printing-at-retail-169475316.html
Wiecej na stronie OnDemand Books
http://www.ondemandbooks.com/
A to moja (byla…) ulubiona ksiegarnia ktora wlasnie zainstalowala taka maszyne
http://ondemandbooks.com/docs/rjjulia.pdf
22 października o godz. 20:03 75091
@Werbalista 21 października o godz. 17:33
„Wiec, wedlug mnie, czas druku definitywnie przeminal.”
Szkoda, że nie udało mi się wystarczająco jasno przekazać moich myśłi za pierwszym razem. W moim poprzednim wpisie pytałem się, „dlaczego wysiłek nie idzie w kierunku potanienia technologii druku” dodając, że „wiem, tusz jest zwariowanie drogi, papier byłby drogi, drukarka droga” oraz wyraźnie dodałem, że chodzi mi o taki sprzęt, który „te sto stron w minutkę i w dobrej jakości machnie raz-dwa”.
Pan w odpowiedzi napisał, że „Drukowala sie dlugo, kosztowala mnie pol dnia pracy i caly „cartridge” za ponad trzydziesci dolarow” oraz wyraził przekonanie, że „Drukowana Polityka w kolorze i ze zdjeciami pewnie kosztowalaby 10 razy wiecej niz papierowe wydanie, nie mowiac o stracie czasu.”
Pragnę wyjaśnić, że nie chodziło mi to AKTUALNY STAN RZECZY. Ja wiem jaki jest i dałem temu wyraz.
Powtórzę więc jeszcze raz moje pytanie: dlaczego wysiłek nie idzie w kierunku potanienia technologii druku?
Na które to pytanie pan Lewandowski udzielił bardzo sensownej odpowiedzi.
@Andrzej Lewandowski 21 października o godz. 18:21
„Bo czytanie jest sprawa przeszlosci”
Mam nadzieję, że to tylko sarkazm. Mocno uzasadniony, ale może nie jest aż tak źle? 😉
„doszedlem do wniosku ze studenow computer engineering trzeba nie tylko uczyc programowania, prowadzenie projektow i podobnych kwestii techhnicznych, ale i komunikacji.”
ABSOLUTNIE ŚWIĘTE SŁOWA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Nawet nie wie pan jak często powtarzam to moim dzieciom. KOMUNIKACJA JEST NAJWAŻNIEJSZA!
Komunikacja to szansa na sprawdzenie swoich wyników.
Na danie innym szansy na krytykę swojego podejścia.
Na oszczędność czasu przez uniknięcie wynajdywania koła po raz dziesiąty i niezależnie od siebie.
Na zredagowanie, zachowanie i przekazanie lokalnej wiedzy.
Na zapobieżenie „zapobiegalnym” błędom.
Na jasne poinstruowanie użytkownika.
Na ustalenie reguł współpracy, w tym wynagradzania, oceniania, zarządzania, itd.
To pisanie instrukcji obsługi. Wewnętrznych komentarzy do linijek programu. Emaili w pracy. Pism do klientów i dostawców. Listów do instytucji. Itd., itp.
Znajomość języka polskiego to dopiero przedszkole sztuki komunikacji, ale w jak wielu przypadkach okazuje się, że NAWET TEGO PRZEDSZKOLA NIE MA!
„Koncepcja okazala sie doskonala”
Także i moim zdaniem jest doskonała.
„My pisac nie bedziemy? oswiadczyli.”
Eee, nie zniechęcałbym się tym. Młodzi to głupi. W pierwszej pracy zetknął się z koniecznością obrony swojego zdania, mobilizowania innych i organizowania poparcia dla swoich pomysłów i projektów
czyli tzw. lobbingu i natychmiast okaże się, że żadne zebranie nie jest wystarczająco długie aby podczas niego wyjaśnić swój punkt widzenia za pomoc mając źle przygotowane prezentacje i chaos w danych oraz bigos w głowie. Zdolność do jasnego komunikowania swoich myśli jest ZASADNICZA!
„ze wiekszosc inzynierow nie jest w stanie pzreczytac instrukcji do czegokolwiek: musza miec ?training?.”
Ja składam to karb typowo męskiego „nie będę się pytał o drogę, bo sama myśł, że zabłądziłem jest niedorzeczna”.
„Badania wykonane pzrez ACM pokazaly ze srednio, ?information worker? czyta jedna profesjonalna ksiazke raz na 3 lata.”
Samo czytanie, chociaż konieczne, nie wystarcza. Dlatego pański projekt był lepszy, gdyż wymagał pisania.
22 października o godz. 20:04 75092
„W 250 milionowym kraju.”
W 310 mln kraju …dzieciom też powinno się czytać 😉
23 października o godz. 20:51 75227
Newsweek sie elektronizuje, a niektorzy sie papieryzuja…
Dzien zaczynam od kawy, przy kawie otwieram iPada a na iPadzie aplikacje MIT Technology Review.
MIT TEchnology Review to pismo wydawane przez MIT prawie od tak dawna jak MIT istnieje. Lektura obowiazkowa dla wszystkich zajmujacych sie technologia. Niestety, dzisiaj zamiast artykulow widnial napis: „Z przykroscia informujemy ze ze wzgledow biznesowych aplikacja zostala wycofana” i podany link do artykuju Naczelnego MIT TR z czerwca.
Trend do elektronizacji prasy nacelny okresla jako „delusion”; „Like almost all publishers, I was badly disappointed. What went wrong? Everything” pisze naczelny.
„We wasted $124,000 on outsourced software development, a sum that does not begin to capture our allocation of internal resources. We fought among ourselves, and people left the company. There was untold expense of spirit. I hated every moment of our experiment with apps, because it tried to impose something closed, old, and print-like on something open, new, and digital.”
Proponuje uwazne przestudiowanie trego artykulu. Zwlaszcza tym ktorzy uwazaja ze publikacje elektroniczne to nirwana, „piece of cake”, „universal solution”, ktore na dodatek niz nie kosztuja. Kosztuja, kosztuja. Programista multimedialny loco USA kosztuje firme srednio 220 tysiecy dolcow rocznie. Proponuje UWAZNE przestudiowanie
Caly artykul tutaj:
http://www.technologyreview.com/news/427785/why-publishers-dont-like-apps/
Na szczescie mam subskrypcje papierowa.
24 października o godz. 14:45 75311
Skopiowane dzisiaj (24 października) z serwisu http://www.press.pl:
Rekordowa liczba tytułów prasowych w Niemczech
24.10.2012 09:34
Liczba gazet i czasopism ukazujących się w druku w Niemczech przekroczy w tym roku 1,5 tys. tytułów – prognozuje w swoim najnowszym raporcie branżowy związek Verband Deutscher Zeitschriftenverleger (VDZ).
25 października o godz. 22:55 75430
Co byśmy nie powiedzieli i napisali w obronie prasy (a może i książki) papierowej, to na nic się to zda, ponieważ młode e-pokolenie ma już wmontowane w swój organizm urządzenia komunikowania się ze światem i właśnie w nich szuka tego, co starsze pokolenie znajdowało na papierze. Ja jestem jeszcze większym pesymistą, twierdzę, że młode pokolenie nie sięgnie po prasę czytaną z tablet, ono ma zaimplantowanego smartfona , a na tym urządzeniu trudno sobie wyobrazić czytanie reportażu, który mieścił się dotąd na dwóch stronach typowej gazety papierowej. Być może rynek e-prasy podzieli się na smartfoidy (czytane ze smartfona) i tabletoidy(czytane z tabletu).
27 października o godz. 21:53 75729
@ zza kałuży
22 października o godz. 20:03
Mysli udalo sie przekazac Szanownemu Komentatorowi znakomicie. Wszystko zrozumialem, jak nalezy. Po prostu moje pobiegly w innym kierunku. Czas druku przeminal. Do tego stopnia, ze bedac niedawno z wizyta w Polsce musialem kupic wlasna drukarke, bo nikt takiego sprzetu nie posiada. Tzn. maja, ale albo nie ma tuszu, albo nie dziala. Wiec dochodzi do paradoksu, gdzie informacje z sieci zapisuje sie recznie, zamiast nacisnac jeden guzik i wydrukowac. Ale poniewaz coraz wiecej jest przenosnego sprzetu, to i to przeminie.
@ Andrzej Lewandowski
22 października o godz. 16:33
To gdzie te kioski sa? Bo ja zadnego nie widzialem. Jest jakis w Colorado i polaczony z czym? W Barnes & Nobles jestem jakos raz w tygodniu, ale oni czegos takiego nie maja. W bibliotece tez dosc czesto – nie ma.
Nie wydaje mi sie, ze minal czas czytania i pisania, bo robi sie tego wiecej niz kiedykolwiek. Natomiast druku, papieru – tak.
Pozdrawiam.
28 października o godz. 1:56 75769
„Daily Planet” też przechodziło wiele wzlotów i upadków. Ale chyba jeszcze istnieje, prawda? Jedyne, co nowoczesnej gazecie potrzeba to Lois Lane, bo o ile pamiętam to ona więcej zrobiła dla istnienia gazety niż Superman.
2 listopada o godz. 23:25 77982
Werblista: „Gdzie…”
W Connecticut, Madison.
9/12/2012, (MADISON, CT and NEW YORK, NY) ? On September 29, R.J. Julia Booksellers will host an event to launch the Espresso Book Machine (EBM) in their bookstore. R.J. Julia is widely considered to be one of the most vibrant and successful small independent bookstores in the country.
http://www.ondemandbooks.com/rjjulia/
The EBM currently has access to a database of over seven million titles, with more being added every day. This database consists of current, in-print titles available from publishers as well as scans of older, rare books in the Public Domain. If a title is in the Public Domain, it is out of copyright and often no longer in circulation. The EBM allows you to print paperback versions of rare works that are otherwise not available in book form. Some authors of note whose in-print books are available through the EBM:
?Poet Laureates Joseph Brodsky, Donald Hall, Philip Levine
?Pulitzer Prize-winning authors Gary Wills, David Remnick, Richard Rhodes
?Nobel Prize winning novelists Mario Vargas Llosa, Seamus Heaney, Derek Walcott, Wole Soyinka, William Golding, Elias Canetti, Czeslaw Milosz, Isaac Bashevis Singer
…
Using a laserjet printer for the black and white interior and an inkjet printer for the full color cover, the EBM produces the book components, binds them together with hot glue and trims off any excess paper. The resulting book is a library-quality perfect-bound paperback hot off the press and ready to read immediately…
Przy najblizszej wizycie kaze sobie cos wydrukowac
2 listopada o godz. 23:26 77983
Werbalista: ” Do tego stopnia, ze bedac niedawno z wizyta w Polsce musialem kupic wlasna drukarke, bo nikt takiego sprzetu nie posiada. Tzn. maja, ale albo nie ma tuszu, albo nie dziala”
Co nie jest dowodem na koniec druku, a raczej dowodem na dziadowski poziom komputeryzacji w Polsce