Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Antymatrix - Blog Edwina Bendyka Antymatrix - Blog Edwina Bendyka Antymatrix - Blog Edwina Bendyka

5.11.2012
poniedziałek

Gdzie jest czytelnik?

5 listopada 2012, poniedziałek,

Ukradłem tytuł Łukaszowi  Gołębiewskiemu, który pytaniem o czytelnika opatrzył swą najnowszą, bardzo interesującą książkę. Gołębiewski jest znanym analitykiem rynku wydawniczego. W książce pokazuje jednak, że rynkiem książki nie można zajmować się posługując analitycznym chłodem profesjonalisty, książki żyją i budzą żywe emocje.Zwłaszcza, gdy na rynku zaczyna się dziać coś niepokojącego. No właśnie, gdzieś znika czytelnik. Gołębiewski szuka, gdzie w zawiłych procesach cywilizacyjnych ukryła się, jeśli nie przepadła na zawsze ta niezwykła praktyka kulturowa – lektura. „Gdzie jest czytelnik?” to niewielka w sumie książeczka, bardzo jednak skondensowana i świetnie zaprojektowana zarówno autorsko, jak i edycyjnie. Autor zabiera w podróż przywołując w rozmowie o kondycji książki i lektury większość ważnych lub głośnych tekstów, jakie ukazały się w ostatnich latach.

Z łezką w oku przypomniałem sobie Clifforda Stolla „Krzemowe remedium”, z irytacją odżyła pamięć o Andrew Keenie i jego „Kulcie amatora”. McLuhan, Benkler, Castells, Tapscott, Manovich przewijają się na kartach książki Gołębiewskiego i zmagają z tym samym problemem: jak uratować czytelnictwo. Autor „Gdzie jest czytelnik?” wierzy, że można książkę uratować walcząc o najmłodsze pokolenie, o Net Generation przekształcając je w Gen-ISBN. Cenny optymizm, choć przeciwstawiają się mu mroczne siły systemu, ze szkołą na czele. Bo naszej szkole obcy jest już ideał edukacji humanistycznej, lektura badana testem traktowana jest jako umiejętność instrumentalna, a nie głęboka kompetencja kulturowa.

Obawiam się, że realizujemy powoli scenariusz, jaki przedstawił już ponad dekadę wstecz Peter Sloterdijk w swych rozważaniach o antropotechnologiach i posthumanizmie. W książce Gołębiewskiego trochę mi tej analizy hipotezy posthumanistycznej zabrakło. Ale i tak przeczytałem z przyjemnością, zwłaszcza że całość zaopatrzona jest w aktualne dane statystyczne dotyczące różnych rynków wydawniczych, ze smutną statystyką z Polski włącznie. Przy okazji odsyłam też do swojego tekstu „Pożegnanie człowieka czytającego” opublikowanego w „Polityce„.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 10

Dodaj komentarz »
  1. A ja stawiam tezę, że książki są dość nieefektywnym sposobem przekazywania idei. Są za duże, za mało interaktywne – autorzy próbują przewidzieć wszystkie możliwe kontrargumenty i wszystkie dokładnie omówić – ale oczywiście nie mają na to żadnych szans. Bardzo często to co jest w książce rzeczywiście orginalną myślą dałoby się streścić na jednej stronie – cała reszta to uzasadnianie – a uzasadnianie lepiej działa interaktywnie, dodatkowo często można by tych uzasadnień nie czytać.

  2. @Zbigniew Łukasiak
    Zdecydowanie nie zgadzam się z Pańskim poglądem. Szczególnie gdy mówimy o prozie.

    Bo tu nie chodzi o przedstawienie jakiejś pojedynczej prawdy na zasadzie: „rób tak, a nie tak”, lecz o ujęcie całego problemu w szerszym kontekście. O ukazanie relacji. Nie liczy się tylko wiedza, ale i uczucia. Sama, czysta wiedza jako taka jest dość pusta. Pisarz musi umieć przedstawić, wyjaśnić, nacechować emocjonalnie daną kwestię (jednocześnie wzbudzając tym zainteresowanie i ciekawość). Ale to tak naprawdę do czytelnika należy obowiązek zrozumienia. Dlatego najlepsze książki to takie, które nie dają jednostronnych i jasno sprecyzowanych wyników. Dobra lektura nakłania do zastanowienia i refleksji.

    Z pewnością obecna technologia pozwala także na inne – może lepsze – rozwiązania i formy nauki. Książki mają jednak tę zaletę, że mogą być niemal wyłącznym tworem jednej osoby, dzięki czemu łatwiej zachowują spójność wszystkich elementów.

  3. „Clifforda Stolla ?Krzemowe remedium?

    Hi, hi…Naprawde przetlumaczyli „Silicon Snake Oil” jako „Krzemowe remedium”?.. .Zaiste, zadziwiajaca jes tznajomosc amgielskiego wsrod tlumaczy. To kolejny „kiks” po filme „Mechaniczna Pomarancza”, „Zadlo”, procesorach ktore maja „rdzenie” czy operatorach jezyka C++ ktore sa „obciazone”. Tak na marginesie,

    „Snake oil is intentionally promoted fraudulent or unproven Medicine. The expression is also applied metaphorically to any product with questionable or unverifiable quality or benefit. By extension, a snake oil salesman is someone who sells fraudulent goods or who is a fraud himself”

    Tyle Wikipedia. I ma racje tym razem.

    A Pan Lukasiak ma racje: coraz wiecej kretynow dookola i coraz mniej ksiazek potraeba.

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. Nie neguję techno-kulturowych przyczyn upadku instytucji czytelnictwa i czytelnika, ale czy bardziej prozaiczne zeszłoroczne nałożenie VAT na książki nie wyjaśnia tego lepiej i prościej?

  6. @Marek: VAT może wytłumaczyć spadek zakupów książek, o czym Gołębiewski pisze. Spadek czytelnictwa rozpoczął się jednak wcześniej, na długo przed obniżką VAT. Niestety, nie za wszystko winę ponosi min. Rostowski

  7. @Pok – rozumiem, że chodzi o beletrystykę – no może – dawno już nie czytałem beletrystyki. Jest coś w tym, że literatura przestała być ważna – jakaś taka zmiana kulturowa. Kiedyś pisarze to byli w pewnym sensie celebryci tamtych czasów (powiedzmy Hłasko czy nawet zapomniany Brel) – chociaż niektórzy byli odkrywani też dopiero po śmierci. Może po prostu film w końcu zastąpił tą niszę, co prawda też już istnieje od dawna – ale kiedyś nie było jeszcze tego całego archiwum filmów naprawdę dobrych.

  8. Dziwi mnie taka nagonka na ludzi nie czytających książek. Nie liczy się wiedza ale światopogląd jaki sie ma, a ten wyniki ze zdrowego rozsądku a nie z ilości przeczytanych publikacji, przynajnmiej odnosze czasem takie wrażenie…

  9. @Zbigniew Łukasiak
    Tu chyba sprawa ma się trochę szerzej.

    Rzeczywiście istnieje coś na kształt kompensacji. Kiedyś były niemal tylko książki (jako typowo domowa rozrywka sam na sam), a dzisiaj mamy filmy i gry komputerowe. Zatem jest z czego wybierać, a że są to formy prostsze, przystępniejsze, łatwiejsze w odbiorze, bardziej zajmujące i wymagające zwykle mniej zaangażowania intelektualnego, to się one przyjęły, wypierając i zmniejszając udziały rynku czytelniczego.

    Mamy również telewizję prezentującą cały asortyment najrozmaitszych programów.
    Ale przede wszystkim mamy Internet. Internet dla większości ludzi zastępuje nie tylko czasopisma i gazety, ale także książki. Ktoś chce coś poczytać, to po prostu klika na ulubioną stronę w Internecie i ma. Nieważne czy chodzi o rewelacje z życia gwiazd, myśli znanego filozofa, czy nowinki w ekonomii. Bo w Internecie jest przecież wszystko.

    A jednak jestem zdania, że nic nie jest w stanie zastąpić dobrej książki (na obecną chwilę przynajmniej). Mało jest filmów zbliżających się chociaż trochę głębią do najlepszych książek (z pewnością ma na to wpływ długość obcowania z jednym i drugim). Na razie najbliższe tego celu są niektóre programy BBC.

    Na pewno można by dużo zdziałać na rynku gier komputerowych (lub wysoce interaktywnych aplikacji) lecz osobiście widzę niestety tendencje spadkowe. Nowsze gry są coraz ładniejsze, ale równocześnie charakteryzują się większą ilością uproszczeń i schematyzacją.

    I zgodzę się. Można to jak najbardziej nazwać zmianą kulturową. Ale czy idącą w dobrym kierunku? (jeśli można tu mówić o jakimkolwiek kierunku)

    Z książkami jest ten problem, że wymagają dużo zaangażowania i czasu. A pokus jest sporo. Ale nic nie rozwija lepiej niż dobra książka.

    Drugą młodością dla książek (albo chociaż terapią odmładzającą) mogą okazać się audiobooki. Z roku na rok rośnie zainteresowanie tą formą przekazu treści.

    Ps. Gwoli ścisłości. O wartości książek przekonałem się zaledwie kilka lat temu. Wcześniej niemal nie czytałem. Swoją uwagę skupiałem głównie na grach i filmach.

  10. Listy bestsellerów pokazują, że ci co czytają nie są mądrzejsi od tych co oglądają, więc chyba niespecjalnie jest czego żałować.

    Czytelnictwo ma zerowy związek z VATem. Książkę można wypożyczyć, za to nie da się wypożyczyć: ubrania, stołu, krzesła, żarówki i prądu, które też są potrzebne do czytania i objęte VATem 23 %. VAT na wszystko powinien być taki sam, a wyższy VAT opodatkowałby czytelników bestsellerów, o których powyżej. Lepiej niech państwo wesprze biblioteki niż wydawców bestsellerów.

    Jak do mnie zadzwonią ankieterzy, powiem, że przeczytałem w zeszłem roku tysiąc pięćset sto osiemset książek i statystyka wzrośnie.

  11. @Savir
    Oczywiście, że tak.

    Bardziej niż „ile?”, liczy się „co?” i „jak?”.
    Jednak w ogólnym rozrachunku ten pierwszy czynnik też nie pozostaje bez znaczenia. Tak jak źródła, z których czerpiemy wiedzę, inspirację i zrozumienie mają znacznie, tak liczy się także ilość tych źródeł – nie można o tym zapominać. Z pustego nawet Salomon nie naleje.

    Czytanie wartościowych książek/publikacji etc. bez wątpienia pozwala rozszerzyć nasz światopogląd.

Dodaj komentarz

Pola oznaczone gwiazdką * są wymagane.

*

 
css.php