Krytyka Polityczna wydała właśnie „Sowiety od kuchni. Mikojan i radziecka gastronomia”, książkę Iriny Głuszczenko. Komu podobał się „PRL na widelcu” Błażeja Brzostka, zasmakuje i w dziele Głuszczenko. Jej książka to historia wielkiego projektu modernizacji kulinarnych gustów, którą Stalin powierzył osobiście Anastasowi Mikojanowi czyniąc go ludowym komisarzem przemysłu spożywczego. Mikojan nie dość, że przeżył czystkę lat 30., to jeszcze pojechał na zlecenie Stalina do USA, by uczyć się organizacji przetwórstwa spożywczego. Stamtąd przywiózł idee i technologie mające wyżywić w sposób nowoczesny sowiecki lud. Lud był jednak niewidzięczny:
Niestety, wyroby z garmażerii były w równym stopniu popularne w życiu społecznym, co pogardzane przez opinię publiczną. Zdawałoby się, oto i jest owo wyzwolenie. Kupuj i gotuj. Jednak nie wszystko było takie proste. ?Kupne? często bywało niesmaczne i po prostu złej jakości. Zdarzały się, rzecz jasna, wyjątki. Na przykład garmażeria przy stołówce profesorskiej Uniwersytetu Moskiewskiego była bardzo dobra. Sprzedawano tam smaczne mięso, smaczne sałatki, smakowite zapiekanki i paszteciki. Podobną opinią cieszył się słynny sklep garmażeryjny przy restauracji Praga. Z pewnością można by przytoczyć i inne przykłady. Mimo to ?kupne?, choćby i najlepszego gatunku, traktowano z pewną pogardą. Znaczy???zła gospodyni. Proszę przypomnieć sobie film Czas pragnień. Aby zdobyć mężczyznę, jego bohaterka serwuje paszteciki z restauracji Praga jako własne.
Skąd my to znamy? I dalszą część historii, czyli standard gościnności:
Domowy stół przygotowany dla gości musiał uginać się od potraw. Sałatki były robione dzień wcześniej i w szklanych słoikach wstawionych do lodówki czekały na przybycie biesiadników. Następnie sałatki należało przełożyć do salaterek, a słoiki wymyć. Wcześniej przygotowywano dania gorące i mięso w galarecie, pieczono ciasta oraz torty. Ciasta stawiano na szafie i przykrywano serwetką. Torty często stały na serwantce. Tuż przed przyjściem gości krajano chleb, żeby nie sczerstwiał (zdaje się, że ówczesny chleb czerstwiał szybciej niż teraz), zawczasu wyjmowano z lodówki masło, żeby nie było tak zmarznięte i twarde (obecnie taje ono o wiele szybciej), krojono ser i wędliny. Na szczęście (albo i nieszczęście) wiele współczesnych artykułów spożywczych w o wiele mniejszym stopniu podlega gniciu, kiśnięciu tudzież innym naturalnym procesom psucia, co każe zastanowić się nad naturalnością owych produktów.
Mimo to jednak pozostał jakiś sentyment:
Po tamtych czasach pozostały przyjemne i ciepłe wspomnienia, za którymi kryją się historie ludzi, nie nazbyt wolnych w swoich wyborach, ale i nieobarczonych nieustanną troską o przeżycie. Było to naiwne i, jeśli mówić o latach 60., dość dobroduszne społeczeństwo, z ironią odnoszące się do oficjalnie przyjętego porządku, pochłonięte swoim nieskomplikowanym, tym niemniej całkiem treściwym życiem, zarówno prywatnym, jak i rodzinnym.
Jak to było w „Misiu”? Chamstwo się zjechało, kasza niedogotowana… A jednak zamykanie barów mlecznych w ramach dzisiejszej modernizacji polskich metropolii wywołuje społeczne protesty, a nie zachwyty likwidacją przeżytków socjalizmu. Tanich stołówek nie zastąpią kebaby – turecka zemsta po czasie za Wiedeń, azjatyckie budki czy McDonald’sy.
6 listopada o godz. 20:23 79433
Podczas wizyty w USA, Mikojan wypatrzył w sieci Wal-Mart duże lody czekoladowe na patyku. Wdrożył ich produkcję w całym ZSRR. Rzeczywiście były dostępne powszechnie, a w sprzedaży ulicznej obowiązkowo przez cały rok w większości dużych miast. Pojadałem je w pażdzierniku 1975 we Lwowie, niezłe chociaż wnętrze zbyt „tłustawe”, ale zdaje się o wysoką kaloryczność Mikojanowi chodziło, w kraju powojennej biedy i głodowania milionów sierot.
7 listopada o godz. 0:08 79499
anastas iwanowicz tylko dlatego „wielka czystke” przezyl, bo mial brata artioma iwanowicza (przypomne: konstruktora samolotu mig)